Skiba: OZE a ciepła woda w polskich rzekach?

10 sierpnia 2015, 14:34 Energetyka

KOMENTARZ

Turbiny wiatrowe w Austrii

Bartosz Skiba

Wydawca „STUDIO WSCHÓD”

Czyżby polska energetyka powróciła do czasów komuny? Jeszcze dzisiejsi „czterdziestolatkowie” powinni pamiętać komunikaty nadawane w 1 programie ówczesnego reżimowego radia, o stopniach zasilania w energię elektryczną, w poszczególnych regionach kraju. Kto za to odpowiada? Czy tylko katastrofa zmieni nastawienie klasy politycznej do OZE?

We wrześniu ubiegłego roku, na konferencji GreenPower, która miała miejsce na Politechnice Warszawskiej, przedstawiciel Polskich Sieci Energetycznych przekonywał branżę energetyki odnawialnej jak bardzo niestabilny i ułomny produkt proponują. Służyły do tego wykresy, które miały udowodnić, że nie warto iść tą drogą. Na spotkaniu 17 kwietnia  w Centrum Olimpijskim, w Warszawie Organizator Konferencji Marek Woszczyk prezes Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej i PGE przekonywał, że Polska to kraj bezpieczny energetycznie i nasze działania można scharakteryzować jako ostrożność, racjonalność i konserwatyzm. Porównywał polskie decyzje w sferze energetycznej do dobrego gospodarza i głowy rodziny, która wie jak zadbać o przyszłość swoich najbliższych, bez narażania na zbędne wydatki.

Może na naszych oczach pryska dogmat, który lansuje tzw. energetyka konwencjonalna, że Polska to kraj bezpieczny energetycznie, bo mamy stałe dostawy prądu z węgla.  Czyżby tydzień upałów i kilkutygodniowa susza obaliła te niepodważalne „prawdy”?

Dziś słyszymy, że wody w rzekach jest po pierwsze za mało, po drugie jest za ciepła do chodzenia bloków energetycznych. Ta sytuacja może świadczyć o tym, że w naszych władzach nie istnieje przepływ podstawowych informacji. Polska od lat boryka się z brakiem wody, Lasy Państwowe wprowadzają unikalny program na skalę europejską, który ma przeciwdziałać temu zagrożeniu. Czyżby Lasy Państwowe zauważyły, że klimat przeżywa anomalie, a branża energetyki konwencjonalnej  – NIE, bo lepiej trzymać w szachu liderów politycznych, lub manipulować słowem „bezpieczeństwo dostaw energii”.

Branża energetyki odnawialnej wskazuje, że nowa ustawa o OZE i wprowadzenie sytemu aukcyjnego doprowadzi do zapaści inwestycyjnych w przyszłym roku. Co musi się jeszcze wydarzyć aby udowodnić polskiej klasie politycznej, że „konserwatyzm”, którym szczyci się prezes PGE, w naszej energetyce to droga do katastrofy. Ostatnie dni i tygodnie to szczególne warunki dla prądu ze słońca i wiatru, to bezpieczeństwo i dywersyfikacja w dostawach energii. Czy tak trudno dostrzec to co widzi nie tylko Europa, ale także Chiny.

Przez ostatnie lata budowano u nas drogi, bo to widzi każdy. Miało, to też być przepustką na kolejne lata rządów obecnej koalicji. Rozwój OZE traktowano jako fanaberię jakiś oszołomów z Europy, naciągaczy na dotacje i sprowadzano do walki z ociepleniem klimatu. W Polsce nadaje się temu nawet konotacje lewicowe. Na świecie nie ma to barw politycznych, tylko gospodarcze i oznacza dywersyfikację i bezpieczeństwo dostaw energii.

Czy jeżeli dojdzie do załamania dostaw prądu w Polsce, to kto zostanie  poparzony – rządzący, bo lekceważyli temat, czy opozycja, która walczy z wiatrakami? Prąd widzimy tylko w gniazdku, czy jeżeli go zabraknie, to dopiero wtedy uświadomi sobie każdy, w tym klasa polityczna, że warto stawiać też na rozwój czegoś, czego się zazwyczaj nie widzi, tylko odczuwa, szczególnie wtedy, gdy go nie ma?