Smolar: Cisza przed burzą w 2016 roku. Polska musi dbać o jedność

29 grudnia 2015, 07:45 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Ministrowie obrony NATO

Eugeniusz Smolar

Ekspert, członek Rady i były prezes Fundacji Centrum Stosunków Międzynarodowych w Warszawie.

Niemal wszyscy w Europie i w Ameryce zdali sobie sprawę, że po aneksji Krymu oraz wojnie na wschodzie Ukrainy pojawiło się zagrożenie nie tylko dla państw z Rosją sąsiadujących, lecz i dla całego dotychczasowego ładu europejskiego opartego na zasadach OBWE oraz Karcie NATO-Rosja. Nie wszyscy jednak chcą wyciągnąć z tego dalej idące wnioski, tym bardziej że nadal trwa dyskusja, jakie rzeczywiste cele stawia sobie Rosja i czy posiada ona możliwości wojskowe, polityczne a nade wszystko gospodarcze, by owe cele zrealizować?

Unia Europejska i USA, także Kanada, były w stanie wypracować wspólne stanowisko i nałożyć na Rosję sankcje gospodarcze, uzależniając ich zniesienie od wypełnienia porozumień mińskich. Nie będzie też uznania aneksji Krymu. Utrzymanie sankcji uznać można za duże osiągnięcie i sprawdzian spoistości Zachodu w sprawach podstawowych, tym bardziej, że nie brakuje państw, które nie doceniają zagrożenia rosyjskiego lub uznają, że inne problemy mają dla nich znaczenie bardziej priorytetowe, bądź też obawiają się konsekwencji gospodarczych.

Unia Europejska boryka się z licznymi głębokimi kryzysami:

  • kryzys w strefie euro i problem Grecji;
  • marazm gospodarczy i  wysokie bezrobocie, szczególnie wśród młodzieży;
  • realne ryzyko opuszczenia UE przez Wielką Brytanię;
  • Rosja i Ukraina;
  • wojny na Bliskim Wschodzie;
  • napływ uchodźców oraz emigrantów gospodarczych do Europy, który grozi stabilizacji politycznej poprzez wzrost znaczenia lewicowych i prawicowych ugrupowań populistycznych i antyeuropejskich.

Kryzysy te, często niedoceniane w Polsce, pochłaniają gros energii polityków. Dla wielu z nich są one ważniejsze niż postępowanie Rosji, suwerenność Ukrainy, demokracja, prawa obywatelskie czy projekty transformacyjne we wschodnim sąsiedztwie.

Paradoksalnie, wszystkie te kryzysy, a szczególnie walki zbrojne w Afryce Północnej, zagrożenie radykalnym islamem oraz rosnąca fala uchodźców z południa, przyczyniły się do tego, że elity europejskie zdają sobie sprawę, iż nie będą w stanie uporać się z tym samodzielne, że potrzebują Unii Europejskiej i NATO.

Problemem jest brak zdecydowanego przywództwa ze strony Waszyngtonu. Po doświadczeniach wojen w Afganistanie, Iraku oraz interwencji w Libii prezydentura B. Obamy charakteryzuje się brakiem wiary w to, że drogą interwencji wojskowych można osiągnąć trwałe pozytywne zmiany. Brak asertywności a często wręcz abdykacja odpowiedzialności przyczyniły się do wypełnienia pustki przez Moskwę oraz regionalne potęgi, takie jak Iran czy Arabia Saudyjska.

Z drugiej strony, Stany Zjednoczone od lat przypominały, że Europa musi bardziej aktywnie zająć się kwestią bezpieczeństwa w swoim sąsiedztwie, także zwiększając nakłady finansowe na obronę. Zagrożenie wynikające z destabilizacji na Bliskim Wschodzie przez Daesh oraz wojskowe posunięcia Moskwy zmieniły sytuację. Po latach dryfu doszło w Newport do  umocnienia roli NATO. Uznanie Rosji za zagrożenie będzie miało długofalowe konsekwencje – umocni bezpieczeństwo Polski i państw bałtyckich, ale niekoniecznie wpłynie na zmianę sytuacji na wschodzie, gdzie inicjatywa, na dobre i na złe, spoczywa w rękach Kremla. Moskwa jednak już wie, że będą tego poważne konsekwencje. Szczególnie bolesna okazała się „utrata Niemiec”, na których swoistą neutralność Rosjanie bardzo liczyli.

Wszystkie te procesy nakazują określić obecną sytuację jako wysoce tymczasową, a być może wręcz jako ciszę przed burzą. Wszystkie one jednak wykazały (na razie) jedność Zachodu oraz umiejętność wypracowania wspólnego stanowiska, szczególnie w sprawie dla nas najważniejszej, to jest wobec agresywnej polityki Rosji i utrzymania suwerenności państwowej Ukrainy.

Nikt jednak w USA czy w Europie nie będzie rozpatrywał toczenia wojny o Ukrainę. Wszyscy zastanawiają się nad wypracowaniem z Moską jakiegoś modus vivendi, bez utraty podstaw auroatlantyckiej integracji i utrzymania suwerenności Ukrainy.

Na szczycie NATO w Warszawie nie zapadnie decyzja o budowie stałych baz w Polsce.  Opór Niemiec, ale i Włoch oraz kilku innych państw członkowskich, które się chowają za plecami Niemców, jest zbyt duży. Londyn, mimo antyputinowskiej retoryki, nie prowadzi polityki wschodniej. Przy braku minimalnego zaufania do Moskwy nie ma jednak chętnych do wykopywania wobec Rosji przepaści nie do zasypania. Ryzyko konfliktu jest uważane za nazbyt realne i groźne. Niemcy i Francja nie zrezygnują z perspektywy, jakkolwiek odległej, porozumienia się z Rosją, swoistej nowej polityki odprężenia, opartej na przewidywalnych regułach. Wspiera ich w tym prezydent Obama a nie będzie inną polityka przyszłego prezydenta USA. Problemem dla nas jest cena, jaką nasi sojusznicy byliby gotowi zapłacić, by pozyskać współpracę Moskwy.

W tym kontekście można również postrzegać problem wsparcia Niemiec czy Holandii dla Nord Stream 2. Nie tylko w przekonaniu poszczególnych koncernów ma sens import gazu naturalnego z Rosji. Nawet jeśli projekt ten nie ma oficjalnego wsparcia finansowego rządu w Berlinie, choćby poprzez gwarancje kredytowe, to w strategicznej perspektywie dla Niemiec ma on zaletę dowodu, że Niemcy (i zachodnia) Europa nie widzi obecnej sytuacji za ostateczną, że współpraca w obustronnym interesie jest możliwa: nie tylko dostarcza kroplówki finansowej ogarniętej kryzysem gospodarczym Rosji, ale wiąże w pewnym stopniu losy Rosji z losami Europy. Konflikt zbrojny staje się w takiej sytuacji nieopłacalny.

Nad Wisłą wiemy, że na Kremlu przyjmą podobną ofertę, nie podziękują i zażądają więcej. Zmieniła się jednak dramatycznie sytuacja. Perspektywa wprowadzenia 3. Pakietu Energetycznego i Unii Energetycznej (w jakiejś formie), liczne nowo budowane terminale LNG i regazyfikacji, perspektywa dostaw gazu (i ropy) z USA i Kanady itp., uniezależniają Europę od głównego dostawcy i tworzą ważną presję cenową na Gazprom, na czym i Polska skorzysta.

W debatach wyborczych i wczesnych oświadczeniach nowego rządu pojawiło się hasło wzmocnienia pozycji Polski i regionu poprzez nowe formy integracji, choćby Międzymorza.

Faktem jest, że Polska od lat wspierała współpracę w ramach Grupy Wyszehradzkiej, uzgadnianie stanowiska przed spotkaniami Rady Europejskiej bądź narad ministerialnych, realizowanie licznych wspólnych projektów, np. w dziedzinie energetycznej. Wynegocjowanie nowej perspektywy finansowej, tak Polsce pomocnej, było możliwe także dzięki zachowaniu spoistości i współpracy GW. Stosunek do Rosji pokazał granice współpracy politycznej.

Nie była to nowość, toteż od kilku lat równolegle podejmowane były próby pogłębienia współpracy, także w dziedzinie bezpieczeństwa, z państwami bałtyckimi oraz Skandynawskimi, głównie ze Szwecją i z Finlandią.

Wiele się udało, ale problemem nie jest Polska i jej brak inicjatywy, lecz nasi partnerzy w regionie, ich wizja własnej roli geopolitycznej i często ważne różnice między nimi i w stosunkach z Polską. Nie tylko nie istnieje wspólnota pn. Państwa Bałtyckie, gdzie dotkliwy jest dostrzegalny brak zaufania i współpracy, nawet w dziedzinie wspólnych zakupów broni w warunkach zagrożenia ze wschodu, przy bardzo ograniczonych środkach.

Polska, działając samodzielnie, „nie ma armat”. Zgłaszany projekt nowego antyrosyjskiego aliansu państw „międzymorza” pozbawiony jest realnych podstaw. Przede wszystkim ze względu na brak chętnych. Czołowy polityk jednego z państw bałtyckich powiedział mi: – Znamy wasz projekt, ale jeśli Polska każe nam wybierać między Warszawą, a Berlinem, to nasza odpowiedź będzie oczywista. Na moje pytanie o wyjaśnienie, odpowiedział jako rzecz oczywistą: – Taki sojusz w słowach tylko będzie miał wymiar antyrosyjski, bo bez wsparcia sojuszników pozostajemy bezbronni, praktycznie zaś będzie skierowany przeciwko Berlinowi i Brukseli. A nas to nie interesuje…

Należy z tego wyciągnąć wnioski nad Wisłą i przestać zawracać sobie głowy fantasmagoriami, gdy jest tak wiele do zrobienia chociażby w podstawowym dziele wspólnego z partnerami w regionie umacniania spoistości UE i NATO, źródłach naszych wpływów i bezpieczeństwa, także ograniczania ambicji Rosji.