Koncepcja małych reaktorów modułowych (Small Modular Reactor – SMR) pojawiła się ok. 10 lat temu w USA, jako recepta na wysokie koszty budowy dużych elektrowni jądrowych. Mimo upływu lat SMR dalej pozostają na papierze, a pierwszy pojawi się nie wcześniej niż w 2026 r.
Kilka dni temu polski koncern Synthos podpisał z amerykańsko-japońską firmą GEH (GE Hitachi Nuclear Energy) list intencyjny ws. badania możliwości budowy w Polsce stosunkowo niewielkiego, zaliczanego do rodziny SMR, reaktora BWRX-300. Synthos, posiadający duże zakłady przemysłowe, dobrze wpisuje się w model odbiorcy, do jakiego pierwotnie adresowane były SMR – źródła stosunkowo niewielkie, mocno uproszczone i przez to stosunkowo tanie.
„Zamiast dużej elektrowni za powiedzmy 7 mld dol., my zaoferujemy źródło za 2-3 mld” – tłumaczył PAP Jose Reyes – główny projektant reaktora NuScale, dziś wiceprezes ds. technicznych firmy NuScale.
Główną zaletą SMR miał być właśnie stosunkowo niewielki koszt. „Chociaż w przeliczeniu na jednostkę mocy koszt jest wyższy niż w przypadku dużego, typowego reaktora, to globalny wydatek ma być niższy, a przez to w zasięgu większej liczby odbiorców, np. kompleksów przemysłowych. Znacznie prościej jest zbudować za 1 mld dol. elektrownię na gaz, zamiast brać się za duży projekt jądrowy – wyjaśniał PAP ówczesny wiceprezes energetycznej firmy Dominion Eugene Grecheck. „SMR będą tańsze, więc nie trzeba organizować finansowania na 15 mld dol, ale na 3-4 mld dol.” – dodawał.
Podobnie na aspekt rynkowy zapatrywali się Rosjanie. „Analiza możliwości SMR i obserwacja rynku prowadzi do wniosku, że pojawia się nowy rodzaj klienta dla elektrowni jądrowych – komercyjnego, zainteresowanego uzyskaniem relatywnie taniej energii elektrycznej czy ciepła na własne, często specyficzne potrzeby” – mówił w rozmowie z PAP Dżamart Alijew z Rosatomu.
Jak z kolei tłumaczył Herve Bernard z francuskiego Komisariatu ds. Energii Atomowej (CEA), Amerykanie, którzy w latach 90. sprzedali praktycznie cały przemysł jądrowy Japończykom, postanowili odtworzyć zdolności budowy i sięgnęli do obszaru, w których mają wielkie kompetencje. „Znają się dobrze na nuklearnych okrętach podwodnych, lotniskowcach i SMR mają właśnie wywodzić się ze znajomości tej materii, przekładać ją na zastosowania cywilne” – oceniał Bernard.
Potwierdzał to Jose Reyes. „Z punktu widzenia technologii takie reaktory mają dużo wspólnego z reaktorami z okrętów wojennych. Amerykańska marynarka ma bardzo duże doświadczenie w bezpiecznym ich użytkowaniu” – mówił.
Projektów SMR w USA powstało kilka, np. w koncernie Babcock&Wilcox był to reaktor mPower. Szef tego projektu Christofer Mowry wskazywał pole jego zastosowań – zamykane masowo stare elektrownie węglowe. Nie trzeba przerabiać sieci wyprowadzającej moc, bo ta jest porównywalna, a poprzez umieszczenie pod ziemią SMR ma wokół niewielką strefę bezpieczeństwa – rzędu 300 m, czyli wystarczy teren starej elektrowni – tłumaczył PAP Mowry. Po kilku latach B&W zamknął jednak projekt z powodu braku potencjalnych klientów. Kilka innych projektów SMR także upadło. Okazało się bowiem, że węgiel w USA jest skutecznie wypierany, ale przez tani gaz z łupków oraz coraz tańsze OZE i ewentualni klienci nie chcą się angażować w znacznie bardziej ryzykowny biznesowo i skomplikowany technologicznie atom.
Kilka lat później perspektywę budowy ma przed sobą tylko NuScale, który zyskał kilkadziesiąt mln dolarów grantów z Departamentu Energii na certyfikację technologii, licencjonowanie itp. oraz teren pod pierwsze jednostki w stanie Idaho. Klientem jest spółka energetyczna z sąsiedniego stanu Utah. NuScale to niewielki reaktor o mocy 60 MW, który można łączyć w większe zespoły. W Idaho ma powstać bateria, składająca się z 12 sztuk o łącznej mocy 720 MW. Dziś mówi się o roku 2026 jako terminie uruchomienia. Pewne zainteresowanie wyraziły dwie firmy z Kanady oraz koncern, eksploatujący elektrownie atomowe w Rumunii.
Pojedynczy NuScale ma na tyle niewielkie wymiary, że można go złożyć w fabryce, a na miejsce przewieźć, np. ciężarówką. Reaktor, wyposażony w liczne pasywne – czyli nie wymagające zewnętrznego zasilania – systemy bezpieczeństwa znajduje się w stalowym zbiorniku, który z kolei jest zanurzony w znajdującym się pod ziemią basenie z 15 tys. m sześć. wody. W razie awaryjnego wyłączenia woda ta wystarcza na 30 dni chłodzenia.
BWRX-300, o którym głośno zrobiło się w Polsce, to projekt GEH – joint-venture amerykańskiego GE i japońskiego Hitachi. Po komercyjnym niepowodzeniu z poprzednim, bardzo dużym reaktorem ESBWR, firma także zainteresowała się konstrukcjami mniejszymi. BWRX-300 ma stosunkowo dużą jak na SMR moc 300 MW, projekt ma wykorzystać nowoczesne rozwiązania z ESBWR, zatwierdzone już przez amerykański dozór jądrowy NRC. Jak poinformowała PAP firma, na razie jest po pierwszych rozmowach z NRC i planuje dalsze kroki, związane z certyfikacją technologii. Podkreśliła, że wśród krajów zainteresowanych budową SMR-ów są USA, Kanada, Wielka Brytania, Estonia i Polska, a GEH ma technologię „idealną” dla nich.
Budowa BWRX będzie jednak wymagać zarówno zatwierdzenia technologii, jak i wydania odpowiedniej licencji przez dozór zainteresowanego kraju. Takie procedury zazwyczaj trwają co najmniej kilka lat. Samo GEH ocenia, że pierwsze BWRX-300 będą mogły powstać pod koniec lat 20.
W 2013 r. NCBJ w specjalnym raporcie pozytywnie oceniło przydatność SMR w Polsce, choć nie jako podstawę wytwarzania w systemie energetycznym. „Małe reaktory modułowe mają znakomite zalety – są mniejsze, łatwiej w nich zapewnić bezpieczeństwo, są tańsze jednostkowo, więc wymagają na początek mniejszego kapitału, można je umieścić bliżej odbiorców energii. I mają tylko jedną wadę – nie istnieją” – mówił PAP ówczesny dyrektor Centrum prof. Grzegorz Wrochna. Zauważał jednocześnie, że w przyszłości tego typu źródła mogą znaleźć potencjalnie szerokie zastosowanie w polskim przemyśle.
Polska Agencja Prasowa
Strupczewski: SMR od Sołowowa nie rozwiąże problemów polskiej energetyki (ROZMOWA)