icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Stępiński: Nowy Rok i nowe manipulacje o LNG z USA

Rosyjskie media kontynuują kampanię negującą podejmowane przez Europę działania służące dywersyfikacji źródeł dostaw gazu. 5 stycznia na łamach będącej częścią Rossija Siegodnia agencji RIA Novosti ukazał się tekst, w którym można przeczytać, że „rosyjskie paliwo cieszy oczy”. Czy na pewno? Jedyne, co rzuca się w oczy, to zawarte w artykule przekłamania i manipulacje. Można z niego wyczytać na przykład, że Polska jako jedyny kraj zgodziła się na zakup LNG ze Stanów Zjednoczonych. Takich stwierdzeń jest znacznie więcej – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Gazowa sól w oku

Paliwo, które trafia do Europy metanowcami z USA od dawna jest solą w oku otoczenia prezydenta Rosji Władimira Putina oraz prezesa Gazpromu Aleksieja Millera. Rosjanie mają świadomość, że każda możliwość dywersyfikacji źródeł dostaw gazu do Europy to uderzenie w ich interesy i dominującą pozycję na rynku dostaw gazu ziemnego. Każdy miliard metrów sześciennych gazu, który trafia na europejski rynek z kierunku innego, niż Rosja, to kolejny miliard mniej paliwa dostarczonego przez Gazprom. Stąd też bierze się prawdopodobnie próba obrony rosyjskiego gazu przy pomocy argumentu o „wysokich cenach” amerykańskiego paliwa, mimo, że Polska już wielokrotnie podkreślała, iż jest inaczej, a jakiekolwiek decyzje zakupowe są podejmowane wyłącznie w oparciu o cenę surowca.

Rosjanie starają się przekonać Europę, że potrzebuje ona więcej gazu, szczególnie rosyjskiego, aby móc dalej rozwijać swoją gospodarkę, ponieważ spada wydobycie paliwa na Starym Kontynencie. W RIA Novosti można przeczytać, że jedyną alternatywą względem surowca od Gazpromu jest LNG z USA, co ma promować administracja Donalda Trumpa. Zdaniem agencji, w sytuacji wojny handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami amerykański sektor nie przeżyje. Tutaj pojawia się pierwsze przekłamanie: jedynym państwem, które zdecydowało się kupić „droższe od rosyjskiego” paliwo ze Stanów Zjednoczonych była Polska.

Uwadze Rosjan nie umknął fakt podpisanych w ostatnim roku przez PGNiG umów na dostawy LNG z USA. Dzięki nim od 2023 roku, a więc od momentu, gdy wygasa niekorzystny dla Polski kontrakt jamalski, do gazoportu w Świnoujściu rocznie będzie trafiało ok. 7,4 mld m sześc. paliwa. Poza tym autor tekstu zapomniał, bądź celowo nie wspomniał o tym, że nie tylko PGNiG kupuje LNG z USA. Podobną strategię obiera również partner Gazpromu, austriackie OMV, które pod koniec 2017 roku podpisało długoletnią umowę z amerykańskim Cheniere Energy na dostawy LNG. Czy wobec tego, w myśl przytaczanych przez rosyjskie media argumentów, Austriacy zgodzili się na dostawy niekonkurencyjnego paliwa z USA, zamiast kupować te same wolumeny od swojego strategicznego partnera, za jakiego uważają Gazprom?

Polska podąża ścieżką dywersyfikacji i zmniejszenia zależności od dostaw z Rosji. Dostawy LNG z USA w połączeniu z umową z Qatargas (2,5 mld m sześc.), wydobyciem własnym (ok. 4 mld m sześć.) oraz przez gazociąg Baltic Pipe (10 mld m sześc.) rocznie zapewnią Polsce dostawy ponad 20 mld m sześc. gazu z kierunku innego niż wschodni. Dotychczas rocznie importowaliśmy z Rosji średnio 10 mld m sześc. Dla porównania, w 2017 roku zużycie tego paliwa w naszym kraju wyniosło 17,7 mld m sześc. Rosjanie mają świadomość, że tracą udziały na rynku polskim oraz Europy Środkowo-Wschodniej. Nie dziwi więc zwiększona aktywność rosyjskich mediów, próbujących narzucić narrację o zbawiennej roli rosyjskiego gazu. Tym bardziej, że w 2019 roku mają rozpocząć się rozmowy z Polską na temat przyszłej współpracy gazowej. We wrześniu pisałem, że im bliżej rozmów z Rosjanami tym większa będzie aktywność rosyjskich mediów i ekspertów chcących podważyć sens działań podejmowanych przez Polskę i przekonać do utrzymania współpracy z Gazpromem.

Stępiński: Radio Erewań o gazie dla Polski

Nord Stream 2 ma problemy

To nie jedyna manipulacja, którą przedstawiła RIA Novosti. Z artykułu rosyjskiej agencji można wyczytać, że do końca roku powinna zakończyć się budowa Nord Stream 2. Jak zaznacza autor artykułu, budowa jest kontynuowana mimo „politycznych skandali”, wśród których wymienia zdarzenie, do którego doszło w Cieśninie Kerczeńskiej. Mówiąc o wydarzeniach w Cieśninie Kerczeńskiej, autor artykułu zapomniał lub celowo pominął fakt, że to najpierw rosyjski okręt staranował należący do ukraińskiej Marynarki Wojennej holownik, który wraz z dwoma kutrami opancerzonymi zmierzał do portu w Odessie. Następnie Rosjanie ostrzelali ukraińskie okręty, co doprowadziło do wzrostu napięcia w regionie. Mówienie o politycznym skandalu jest daleko idącym nadużyciem i próbą odwrócenia rzeczywistości oraz podważenia zaufania do Kijowa. Również w aspekcie energetycznym, ponieważ m.in. przedstawiając Ukrainę jako niestabilnego partnera, chce uzasadnić budowę Nord Stream 2 i pozbawić ją roli państwa tranzytowego. Kijów obawia się, że w takim przypadku istnieje zagrożenie wielkoskalowej agresji Rosji na terytorium Ukrainy.

Mimo ułożonych już 300 km magistrali, jej los nie jest przesądzony m.in. dlatego, że nadal nie ma zgody Danii, przez której wody terytorialne ma przebiegać Nord Stream 2. Przyjęta pod koniec listopada 2017 roku przez duński parlament ustawa zezwala rządowi na odrzucanie projektów rurociągów ze względu na zastrzeżenia dotyczące bezpieczeństwa lub polityki zagranicznej. Dania ma rozstrzygnąć, czy pozwoli na poprowadzenie Nord Stream 2 przez duńskie morze terytorialne. Z tego względu Nord Stream 2 AG opracowało nową trasę, która omija duńskie wody terytorialne, ale rozpatrzenie wniosku może potrwać 12 miesięcy.

RIA Novosti zapomniała lub celowo nie wspomniała również o innych czynnikach, które mogłyby opóźnić budowę gazociągu, takich jak rewizja dyrektywy gazowej czy nadal wiszące nad projektem widmo amerykańskich sankcji. Poza tym również przyroda nie sprzyja budowniczym Nord Stream 2, o czym pisze Mariusz Marszałkowski na łamach BiznesAlert.pl. Jeżeli sztormy i silne wiatry na Bałtyku się nie uspokoją, to utrzymanie zakładanego przez Gazprom uruchomienia na 1 stycznia 2020 roku terminu będzie niemożliwe.

Druga nitka Turkish Stream? Nie tak szybko

Ambicje Rosjan mogą się nie sprawdzić również na południu Europy. Mam tu na myśli plany dostarczania gazu przez drugą nitkę gazociągu Turkish Stream. W tekście RIA Novosti można przeczytać, że już wiadomo którędy popłynie rosyjskie paliwo (Bułgaria-Serbia-Węgry-Słowacja). Co prawda Gazprom już zarezerwował przepustowość m.in. na połączeniu między Słowacją a Węgrami (4,3 mld m sześc.) oraz Austrią a Słowacją (3,8 mld m sześc.), ale nadal nie wiadomo, w jaki sposób Rosjanie mieliby dostarczyć gaz na południe Europy.

Jakóbik: Turkish Stream, czyli show dyktatorów bez konkretów (ANALIZA)

Teoretycznie rosyjski surowiec mógłby być przesyłany drugą nitką Turkish Stream o przepustowości 15,75 mld m sześc., ale takie rozwiązanie Rosjanie uzależniają od żelaznych gwarancji ze strony Unii Europejskiej. Ewentualna zgoda na drugą nitkę Turkish Stream w połączeniu z Nord Stream 2 oznaczałaby praktycznie pozbawienie Ukrainy roli państwa tranzytowego, z którego wpływy stanowią 3 proc. tamtejszego PKB. Już pierwsza nitka Turkish Stream wpłynie na zmniejszenie o 14 proc. wolumenu tranzytu przez Ukrainę, ponieważ surowiec, który trafiał tą trasą zostanie przekierowany do czarnomorskiej magistrali. Jednak same rosyjskie media przyznają, że przed 2022 rokiem nie uda się pozbawić Ukrainy roli państwa tranzytowego.

Stępiński: Gazprom pozostaje przykuty do Ukrainy

Niemniej jednak Gazprom wielokrotnie deklarował, że głównym elementem przesyłu gazu przez Grecję i Włochy miałby być gazociąg Posejdon, będący częścią połączenia ITGI (Interkonektor Turcja-Grecja-Włochy). Magistrala miałaby mieć długość 800 km długości oraz przepustowość 8-10 mld m sześc. rocznie. Jednak Posejdon pozostał projektem na deskach kreślarskich.

Pojawiła się koncepcja, aby rosyjski gaz trafił na Półwysep Apeniński poprzez Gazociąg Transadriatycki, który jest jednym z kluczowych odcinków Południowego Korytarza Gazowego. Dzięki niemu gaz z regionu Morza Kaspijskiego mógłby trafić nie tylko do Włoch, ale także to południowej części Europy, a więc uderzyłby w interesy Gazpromu, który jest zainteresowany wzmocnieniem pozycji na rynku europejskim, w czym nie pomaga pojawienie się alternatywnych dostawców. Tymczasem cała planowana przepustowość magistrali, 10 mld m sześc., została już zarezerwowana. Wobec tego nie ma na razie możliwości, aby Gazprom sięgnął po to połączenie.

Jak widać pomysły Rosjan na razie służą wyłącznie podgrzewaniu atmosfery, do czego Kreml wykorzystuje machinę propagandową w postaci mediów takich jak RIA Novosti. Chce w ten sposób odwieść Polskę oraz pozostałe państwa europejskie od dywersyfikacji. Rosjanie wiedzą, że liczby i fakty działają na ich niekorzyść, dlatego próbują odwrócić sytuację, aby przy pomocy manipulacji wpływać na rozwój wydarzeń.

Rosyjskie media kontynuują kampanię negującą podejmowane przez Europę działania służące dywersyfikacji źródeł dostaw gazu. 5 stycznia na łamach będącej częścią Rossija Siegodnia agencji RIA Novosti ukazał się tekst, w którym można przeczytać, że „rosyjskie paliwo cieszy oczy”. Czy na pewno? Jedyne, co rzuca się w oczy, to zawarte w artykule przekłamania i manipulacje. Można z niego wyczytać na przykład, że Polska jako jedyny kraj zgodziła się na zakup LNG ze Stanów Zjednoczonych. Takich stwierdzeń jest znacznie więcej – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Gazowa sól w oku

Paliwo, które trafia do Europy metanowcami z USA od dawna jest solą w oku otoczenia prezydenta Rosji Władimira Putina oraz prezesa Gazpromu Aleksieja Millera. Rosjanie mają świadomość, że każda możliwość dywersyfikacji źródeł dostaw gazu do Europy to uderzenie w ich interesy i dominującą pozycję na rynku dostaw gazu ziemnego. Każdy miliard metrów sześciennych gazu, który trafia na europejski rynek z kierunku innego, niż Rosja, to kolejny miliard mniej paliwa dostarczonego przez Gazprom. Stąd też bierze się prawdopodobnie próba obrony rosyjskiego gazu przy pomocy argumentu o „wysokich cenach” amerykańskiego paliwa, mimo, że Polska już wielokrotnie podkreślała, iż jest inaczej, a jakiekolwiek decyzje zakupowe są podejmowane wyłącznie w oparciu o cenę surowca.

Rosjanie starają się przekonać Europę, że potrzebuje ona więcej gazu, szczególnie rosyjskiego, aby móc dalej rozwijać swoją gospodarkę, ponieważ spada wydobycie paliwa na Starym Kontynencie. W RIA Novosti można przeczytać, że jedyną alternatywą względem surowca od Gazpromu jest LNG z USA, co ma promować administracja Donalda Trumpa. Zdaniem agencji, w sytuacji wojny handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami amerykański sektor nie przeżyje. Tutaj pojawia się pierwsze przekłamanie: jedynym państwem, które zdecydowało się kupić „droższe od rosyjskiego” paliwo ze Stanów Zjednoczonych była Polska.

Uwadze Rosjan nie umknął fakt podpisanych w ostatnim roku przez PGNiG umów na dostawy LNG z USA. Dzięki nim od 2023 roku, a więc od momentu, gdy wygasa niekorzystny dla Polski kontrakt jamalski, do gazoportu w Świnoujściu rocznie będzie trafiało ok. 7,4 mld m sześc. paliwa. Poza tym autor tekstu zapomniał, bądź celowo nie wspomniał o tym, że nie tylko PGNiG kupuje LNG z USA. Podobną strategię obiera również partner Gazpromu, austriackie OMV, które pod koniec 2017 roku podpisało długoletnią umowę z amerykańskim Cheniere Energy na dostawy LNG. Czy wobec tego, w myśl przytaczanych przez rosyjskie media argumentów, Austriacy zgodzili się na dostawy niekonkurencyjnego paliwa z USA, zamiast kupować te same wolumeny od swojego strategicznego partnera, za jakiego uważają Gazprom?

Polska podąża ścieżką dywersyfikacji i zmniejszenia zależności od dostaw z Rosji. Dostawy LNG z USA w połączeniu z umową z Qatargas (2,5 mld m sześc.), wydobyciem własnym (ok. 4 mld m sześć.) oraz przez gazociąg Baltic Pipe (10 mld m sześc.) rocznie zapewnią Polsce dostawy ponad 20 mld m sześc. gazu z kierunku innego niż wschodni. Dotychczas rocznie importowaliśmy z Rosji średnio 10 mld m sześc. Dla porównania, w 2017 roku zużycie tego paliwa w naszym kraju wyniosło 17,7 mld m sześc. Rosjanie mają świadomość, że tracą udziały na rynku polskim oraz Europy Środkowo-Wschodniej. Nie dziwi więc zwiększona aktywność rosyjskich mediów, próbujących narzucić narrację o zbawiennej roli rosyjskiego gazu. Tym bardziej, że w 2019 roku mają rozpocząć się rozmowy z Polską na temat przyszłej współpracy gazowej. We wrześniu pisałem, że im bliżej rozmów z Rosjanami tym większa będzie aktywność rosyjskich mediów i ekspertów chcących podważyć sens działań podejmowanych przez Polskę i przekonać do utrzymania współpracy z Gazpromem.

Stępiński: Radio Erewań o gazie dla Polski

Nord Stream 2 ma problemy

To nie jedyna manipulacja, którą przedstawiła RIA Novosti. Z artykułu rosyjskiej agencji można wyczytać, że do końca roku powinna zakończyć się budowa Nord Stream 2. Jak zaznacza autor artykułu, budowa jest kontynuowana mimo „politycznych skandali”, wśród których wymienia zdarzenie, do którego doszło w Cieśninie Kerczeńskiej. Mówiąc o wydarzeniach w Cieśninie Kerczeńskiej, autor artykułu zapomniał lub celowo pominął fakt, że to najpierw rosyjski okręt staranował należący do ukraińskiej Marynarki Wojennej holownik, który wraz z dwoma kutrami opancerzonymi zmierzał do portu w Odessie. Następnie Rosjanie ostrzelali ukraińskie okręty, co doprowadziło do wzrostu napięcia w regionie. Mówienie o politycznym skandalu jest daleko idącym nadużyciem i próbą odwrócenia rzeczywistości oraz podważenia zaufania do Kijowa. Również w aspekcie energetycznym, ponieważ m.in. przedstawiając Ukrainę jako niestabilnego partnera, chce uzasadnić budowę Nord Stream 2 i pozbawić ją roli państwa tranzytowego. Kijów obawia się, że w takim przypadku istnieje zagrożenie wielkoskalowej agresji Rosji na terytorium Ukrainy.

Mimo ułożonych już 300 km magistrali, jej los nie jest przesądzony m.in. dlatego, że nadal nie ma zgody Danii, przez której wody terytorialne ma przebiegać Nord Stream 2. Przyjęta pod koniec listopada 2017 roku przez duński parlament ustawa zezwala rządowi na odrzucanie projektów rurociągów ze względu na zastrzeżenia dotyczące bezpieczeństwa lub polityki zagranicznej. Dania ma rozstrzygnąć, czy pozwoli na poprowadzenie Nord Stream 2 przez duńskie morze terytorialne. Z tego względu Nord Stream 2 AG opracowało nową trasę, która omija duńskie wody terytorialne, ale rozpatrzenie wniosku może potrwać 12 miesięcy.

RIA Novosti zapomniała lub celowo nie wspomniała również o innych czynnikach, które mogłyby opóźnić budowę gazociągu, takich jak rewizja dyrektywy gazowej czy nadal wiszące nad projektem widmo amerykańskich sankcji. Poza tym również przyroda nie sprzyja budowniczym Nord Stream 2, o czym pisze Mariusz Marszałkowski na łamach BiznesAlert.pl. Jeżeli sztormy i silne wiatry na Bałtyku się nie uspokoją, to utrzymanie zakładanego przez Gazprom uruchomienia na 1 stycznia 2020 roku terminu będzie niemożliwe.

Druga nitka Turkish Stream? Nie tak szybko

Ambicje Rosjan mogą się nie sprawdzić również na południu Europy. Mam tu na myśli plany dostarczania gazu przez drugą nitkę gazociągu Turkish Stream. W tekście RIA Novosti można przeczytać, że już wiadomo którędy popłynie rosyjskie paliwo (Bułgaria-Serbia-Węgry-Słowacja). Co prawda Gazprom już zarezerwował przepustowość m.in. na połączeniu między Słowacją a Węgrami (4,3 mld m sześc.) oraz Austrią a Słowacją (3,8 mld m sześc.), ale nadal nie wiadomo, w jaki sposób Rosjanie mieliby dostarczyć gaz na południe Europy.

Jakóbik: Turkish Stream, czyli show dyktatorów bez konkretów (ANALIZA)

Teoretycznie rosyjski surowiec mógłby być przesyłany drugą nitką Turkish Stream o przepustowości 15,75 mld m sześc., ale takie rozwiązanie Rosjanie uzależniają od żelaznych gwarancji ze strony Unii Europejskiej. Ewentualna zgoda na drugą nitkę Turkish Stream w połączeniu z Nord Stream 2 oznaczałaby praktycznie pozbawienie Ukrainy roli państwa tranzytowego, z którego wpływy stanowią 3 proc. tamtejszego PKB. Już pierwsza nitka Turkish Stream wpłynie na zmniejszenie o 14 proc. wolumenu tranzytu przez Ukrainę, ponieważ surowiec, który trafiał tą trasą zostanie przekierowany do czarnomorskiej magistrali. Jednak same rosyjskie media przyznają, że przed 2022 rokiem nie uda się pozbawić Ukrainy roli państwa tranzytowego.

Stępiński: Gazprom pozostaje przykuty do Ukrainy

Niemniej jednak Gazprom wielokrotnie deklarował, że głównym elementem przesyłu gazu przez Grecję i Włochy miałby być gazociąg Posejdon, będący częścią połączenia ITGI (Interkonektor Turcja-Grecja-Włochy). Magistrala miałaby mieć długość 800 km długości oraz przepustowość 8-10 mld m sześc. rocznie. Jednak Posejdon pozostał projektem na deskach kreślarskich.

Pojawiła się koncepcja, aby rosyjski gaz trafił na Półwysep Apeniński poprzez Gazociąg Transadriatycki, który jest jednym z kluczowych odcinków Południowego Korytarza Gazowego. Dzięki niemu gaz z regionu Morza Kaspijskiego mógłby trafić nie tylko do Włoch, ale także to południowej części Europy, a więc uderzyłby w interesy Gazpromu, który jest zainteresowany wzmocnieniem pozycji na rynku europejskim, w czym nie pomaga pojawienie się alternatywnych dostawców. Tymczasem cała planowana przepustowość magistrali, 10 mld m sześc., została już zarezerwowana. Wobec tego nie ma na razie możliwości, aby Gazprom sięgnął po to połączenie.

Jak widać pomysły Rosjan na razie służą wyłącznie podgrzewaniu atmosfery, do czego Kreml wykorzystuje machinę propagandową w postaci mediów takich jak RIA Novosti. Chce w ten sposób odwieść Polskę oraz pozostałe państwa europejskie od dywersyfikacji. Rosjanie wiedzą, że liczby i fakty działają na ich niekorzyść, dlatego próbują odwrócić sytuację, aby przy pomocy manipulacji wpływać na rozwój wydarzeń.

Najnowsze artykuły