– Według założeń celami Trójmorza mają być wzmocnienie więzi gospodarczych oraz bezpieczeństwo energetyczne rozumiane jako zmniejszenie zależności regionu od dostaw gazu ziemnego z kierunku wschodniego. Tymczasem tuż przed rozpoczęciem szczytu Trójmorza w Warszawie Węgry wysłały niepokojący sygnał – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl
Jak poinformowało wczoraj węgierskie ministerstwo spraw zagranicznych, szef resortu Peter Szijjarto podpisał z prezesem Gazpromu Aleksiejem Millerem porozumienie dotyczące nowego szlaku dostaw. Według niego najbardziej realistycznym scenariuszem podłączenia się Węgier do południowego szlaku dostaw gazu jest współpraca z rosyjskim monopolistą, który rozpoczął budowę gazociągu Turkish Stream, gdyż Rumunia nadal nie umożliwiła dwustronnego transportu gazu, a w Chorwacji wciąż nie powstał terminal LNG.
Jednocześnie zaznaczył, że wcześniej Bułgaria i Serbia osiągnęły porozumienia, na mocy których do końca 2017 roku należy wyjaśnić kwestie finansowania prac na ich terytoriach, a do końca 2018 roku mają zostać uzyskane wszystkie niezbędne pozwolenia na budowę potrzebnej infrastruktury. Dzięki temu pod koniec 2019 roku mógłby zostać uruchomiony gazociąg od strony Serbii, którym mogłoby trafiać na Węgry 8 mld m3 gazu.
Informacja o podpisaniu porozumienia z Gazpromem pojawia się zaledwie dzień przed rozpoczęciem w Warszawie szczytu Trójmorza, a więc inicjatywy, która jest ukierunkowana głównie na rozwój projektów infrastrukturalnych oraz na zapewnienie bezpieczeństwa zwłaszcza w kontekście energetycznym. Sygnał, który Budapeszt wysyła przed spotkaniem liderów dwunastu państw Europy Środkowo-Wschodniej, nie powinien dziwić zważywszy na relacje rosyjsko-węgierskie, których główną determinantą są kwestie energetyczne. Niemniej jednak po raz kolejny Węgry chcą podważyć solidarność nie tylko wewnątrz Unii Europejskiej, ale również w ramach inicjatywy Trójmorza. Zarówno na poziomie europejskim, jak i regionalnym solidarność oraz silny i co najważniejsze wspólny głos tych państw są ważne z punktu widzenia budowania i realizowania strategii bezpieczeństwa energetycznego.
Co ciekawe w kwestiach energetycznych Budapeszt swoją politykę stara się realizować dwutorowo. Z jednej strony wpisuje się w europejską strategię dywersyfikacji źródeł dostaw, mówiąc o potrzebie otrzymywania gazu z Azerbejdżanu i Turkmenistanu, a z drugiej podpisuje porozumienia ze stroną rosyjską w kwestii realizacji gazociągu Turkish Stream, licząc na otrzymywanie paliwa od Gazpromu. Przypomnijmy, że pod koniec lutego 2016 roku Węgry przedłużyły do 2019 roku kontrakt na dostawy rosyjskiego gazu. Otrzymały w nim bardzo korzystne warunki, m.in. możliwość zapłaty za faktycznie odbierany surowiec, a nie ten, który jest zawarty w kontrakcie. Wobec tego nie dziwiła postawa węgierskiego premiera Victora Orbana, który był przeciwny jednemu z rozwiązań forsowanej przez Polskę Unii Energetycznej. Nie chciał, aby Bruksela miała wgląd ex ante w kontrakty gazowe zawierane z Rosjanami, gdyż Budapeszt mógłby stracić korzystne warunki odbioru gazu. W ubiegłym roku Węgrzy odebrali 5,7 mld m3 gazu.
Warto również odnotować postawę Węgrów w stosunku do sankcji nałożonych na Rosję za jej agresję na Ukrainę i nielegalną aneksję Krymu. W lutym 2015 roku Peter Szijjarto mówił, że Budapeszt nie może sobie pozwolić na to, by nie prowadzić rozmów z Rosją. Grzmiał wówczas, że rezygnacja z dwóch projektów gazowych – Nabucco i South Stream – postawiła jego kraj w sytuacji bez wyjścia i jeśli Węgrzy chcą sobie zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, muszą rozmawiać z Moskwą. W tym kontekście powróćmy do podpisanego porozumienia w sprawie Turkish Stream. Warto zaznaczyć, że nie jest to tożsame z tym, że Węgry będą budować wspomniany gazociąg. Poza tym, aby gaz mógł trafić na Węgry, potrzebna jest budowa drugiej nitki Turkish Stream. Jej powstanie natomiast Kreml uzależnia od udzielenia przez Unię Europejską gwarancji, że nie podzieli ona losów South Stream. Rosjanie zarzucali Komisji Europejskiej niekonstruktywne stanowisko względem projektu. Przypomnijmy, że w 2013 roku Bruksela uznała podpisywane przez Moskwę międzyrządowe umowy za sprzeczne z trzecim pakietem energetycznym, gdyż Gazprom jednocześnie pełniłby rolę operatora magistrali. Ponadto przez gazociąg płynąłby surowiec, który byłby również wydobyty przez rosyjskiego monopolistę. Być może ten scenariusz powtórzyłby się w przypadku drugiej nitki Turkish Stream. Udzielenie przez UE gwarancji dla tego połączenia byłoby tożsame z udzieleniem pozwolenia na zwiększenie zależności Europy od rosyjskiego gazu i ugruntowaniem pozycji Gazpromu w regionie. To z kolei byłoby sprzeczne z prowadzoną polityką na rzecz dywersyfikacji źródeł dostaw. Podkreślmy, że Bruksela realizuje projekt Południowego Korytarza Gazowego, którym kaspijski gaz ma popłynąć na Stary Kontynent.
W kontekście szczytu Trójmorza należy zaznaczyć, że przyjechał na niego prezydent USA Donald Trump, co świadczy o tym, iż Waszyngton poważnie traktuje zacieśnianie współpracy przez Polskę oraz inne państwa środkowoeuropejskie. To także nie może ujść uwadze administracji Władimira Putina, dlatego już teraz próbuje on aktywizować działania na rzecz tego, aby w możliwie jak największym stopniu przeszkodzić integracji obszaru, który do niedawna znajdował się w tzw. bloku wschodnim. Tym bardziej, że ta integracja ma polegać na dywersyfikacji źródeł dostaw gazu oraz rozbudowie odpowiedniej infrastruktury przesyłowej. W tym kontekście należy wspomnieć, że w trakcie spotkania z Donaldem Trumpem prezydent Andrzej Duda ma poruszyć temat bezpieczeństwa energetycznego oraz dostaw LNG z USA do Polski, które dzięki terminalowi w Świnoujściu oraz połączeniom międzysystemowym mogą docelowo trafić do pozostałych państw Trójmorza.
Jak zauważa Bartosz Wiśniewski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, choć nie należy spodziewać się podpisania umowy na LNG, to „być może efektem tej wizyty będzie bardzo wyraźny sygnał dla amerykańskiego biznesu. Tam gdzie administracja daje pieczęć, tam biznes podąża za tą rekomendacją”.
W interesie Kremla i jego gazowej forpoczty w postaci Gazpromu nie leży realizacji tego, gdyż oznaczałoby to znaczące obniżenie wpływu na region. Tym bardziej, że również Węgrzy nie wykluczyli możliwości zakupów LNG ze Stanów Zjednoczonych. W rozmowie z agencją Reuters ambasador Węgier w USA stwierdził, że byłby skory do importu surowca zza Oceanu.
W moim przekonaniu korelacja czasowa porozumienia Węgier i Gazpromu z rozpoczynającym się szczytem Trójmorza nie jest przypadkowa i świadczy o tym, że Kreml uważnie przygląda się polsko-chorwackiej inicjatywie. Chce oddziaływać na region w ramach prowadzonej od dłuższego czasu polityki na rzecz dzielenia Unii, gdyż w podzielonej Europie Rosja może skutecznie realizować strategię silnego oddziaływania na region. Narzędziem tej polityki po raz kolejny mogą lecz nie muszą stać się Węgry.