Strategia energetyczna budzi wiele emocji w branży węglowej. Związkowcy jeszcze przed spotkaniem z przedstawicielami rządu w tej sprawie ocenili, że dokument jest nie do przyjęcia, bo wiąże się z likwidacją nawet kilkunastu kopalń – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracowniczka BiznesAlert.pl.
– Realizacja tego programu jest niemożliwa. Wynika z niego likwidacja kilkunastu kopalń, w tym kilku pierwszych w ciągu kilku najbliższych miesięcy. To katastrofa dla Śląska. Tego nasz region nie przetrwa – powiedział w nettg.pl Bogusław Ziętek, szef Sierpnia’80. Z kolei szef górniczej „Solidarności” w Polskiej Grupie Górniczej, Bogusław Hutek powiedział, że nie będzie rozmów o likwidacji większości kopalń. Gdyby takowe miały się odbywać (w czwartek o 14 rozpoczęły się rozmowy resortu aktywu państwowych i związkowców w Warszawie) zapowiedział powrót na Śląsk. – I czekamy u siebie na rząd. Nie przyjadą – trudno, ale będziemy walczyć do końca – dodał.
Patrząc jednak na założenia Polityki Energetycznej Kraju do 2040 roku, która oczywiście musi zostać dopiero przyjęta przez rząd, ale została przedstawiona przez ministra klimatu Michała Kurtykę, nie sposób nie zobaczyć, że odchodzenie od węgla w energetyce stanie się rzeczywistością. Paliwo to za 20 lat może stanowić jedynie 11 procent w miksie energetycznym w scenariuszu najbardziej pesymistycznym z dokumentu. Tymczasem dziś około 70 procent energii elektrycznej w Polsce produkuje się z węgla kamiennego i brunatnego.
Zespół, który ma wypracować warunki restrukturyzacji górnictwa, miał przygotować rozwiązania dla branży do końca tego miesiąca, ale już dziś słychać głosy, że termin nie zostanie raczej dotrzymany.
Co z likwidacją kopalń, która wydaje się nieuchronna w planie zmniejszania uzależnienia od węgla? Związkowcy uważają, że w pierwszej kolejności należy znacząco obniżyć import czarnego złota, ale też energii elektrycznej (stąd plan likwidacji obliga giełdowego), co ma pozwoli na pracę naszych kopalń. Niemniej jednak półtora miesiąca temu resort aktywów państwowych miał w planach zamknięcie kopalń Ruda i Wujek (obie wchodzą w skład Polskiej Grupy Górniczej) oraz jednego z zakładów Taurona Wydobycie (mowa o Janinie lub Sobieskim). Nie został jednak przedstawiony związkowcom, a w zamian został powołany specjalny zespół do wypracowania kompromisu. Jednakże nikt poza związkowcami nie ma już wątpliwości, że nie da się odchodzić od węgla bez likwidacji części kopalń, a więc obniżania produkcji, która wynosi rocznie ok. 60 mln ton. MAP oszacowało, że tegoroczna nadwyżka krajowego paliwa wyniesie 4 mln ton, ale przyszłoroczna już 7 mln ton. To potężne ilości. W przeważającej mierze chodzi tu o węgiel energetyczny, bo z koksującym, bazą do produkcji stali aż tak wielkich problemów nie ma (tu również nastąpił spadek zapotrzebowania z powodu pandemii koronawirusa).
Związkowcy ocenili, że biorąc pod uwagę założenia PEP2040, to po 2040 roku – oprócz kopalń węgla koksowego – działać będzie tak naprawdę tylko Lubelska Bogdanka. Czy mają rację? Warto przypomnieć, że Polska ma unijną zgodę na rynek mocy do 2040 roku. W naszym kraju wspiera on przede wszystkim energetykę węglową. To mechanizm, który pozwala płacić producentom energii elektrycznej nie tylko za jej wytwarzanie, ale gotowość do pracy w szczycie – czyli w praktyce nowe moce. Po 2040 roku, biorąc pod uwagę również wzrost cen za emisję CO2, energetyka węglowa stanie się nieopłacalna. I to dlatego PEP2040 zakłada tak istotny spadek udziału węgla w miksie energetycznym. Jednak zdaniem Bogusława Ziętka realizacja założonego planu spowoduje protesty społeczne.
Czy na pewno? W 2015 roku partia rządząca z powodzeniem zamknęła kilka kopalń (m.in. Makoszowy czy Krupińskiego), a górnicy na ulicę nie wyszli. Czy tak będzie tym razem? Przekonamy się o tym zapewne dość szybko.
Jakóbik: Prawda o strategii energetycznej jest najciekawsza i najtrudniejsza