Strzelecki: Dyskutując o przyszłości OZE w Polsce, warto korzystać z duńskich wzorców

8 sierpnia 2014, 10:52 Energetyka

KOMENTARZ

Witold Strzelecki

Havas PR

Podczas niemal każdej dyskusji poświęconej perspektywom rozwoju energetyki odnawialnej w Polsce zazwyczaj prędzej lub później pojawiają się dwa koronne argumenty podnoszone przez osoby sceptycznie nastawione do odnawialnych źródeł energii.

Po pierwsze, dlaczego powinniśmy inwestować w źródła mocy, które są zdecydowanie droższe od konwencjonalnych. Po drugie, dlaczego mamy zwiększać udział OZE w polskim mixie energetycznym, skoro inne państwa europejskie (w domyśle bardziej rozwinięte) wycofują się stopniowo z lokalizowania nowych instalacji OZE. 

Odpowiedzi na te pytania nie trzeba szukać daleko. Pod koniec lipca rząd Danii ogłosił, że według najnowszych analiz opracowanych przez Duńską Agencję Energetyczną lądowa energetyka wiatrowa stała się najtańszym źródłem energii w Danii, biorąc pod uwagę koszt wytworzenia 1 KWh. W przypadku lądowych farm wiatrowych, które zostaną uruchomione w 2016 roku, koszt produkcji energii może być nawet o połowę niższy od kosztu produkcji energii ze źródeł konwencjonalnych. Szacowana cena jest efektem między innymi malejących kosztów produkcji technologii, coraz większej efektywności stosowanych turbin wiatrowych oraz efektu skali.

Co więcej, Rasmus Peterson, minister odpowiedzialny w duńskim rządzie za energetykę, w oparciu między innymi o ostatnio przeprowadzone analizy zapowiedział, że w Danii konieczna jest implementacja długofalowej strategii gwarantującej energetyce odnawialnej pierwsze miejsce jako docelowemu wyborowi przy planowaniu nowych inwestycji energetycznych.

Dania to doskonały punkt odniesienia dla Polski również pod innymi względami. Rząd duński zakłada, że już w 2020 roku 70% wytwarzanej energii będzie pochodziło ze źródeł odnawialnych. Farmy wiatrowe (lądowe i morskie) mają zapewnić największy udział źródeł OZE w tym obszarze. Odnosząc się do twardych danych, według Europejskiej Agencji Energetyki Wiatrowej pod koniec 2013 roku w Danii zlokalizowane były turbiny wiatrowe o łącznej mocy ponad 4,700 MW (w porównaniu do 3,390 MW w analogicznym okresie w Polsce przy znaczącej różnicy w powierzchni obu krajów). Jeszcze 10 lat temu było to niewiele ponad 3,000 MW. W ciągu ostatnich 10 lat udział źródeł OZE w duńskim mixie energetycznym wzrósł z 14,5% do pond 30%. W 2012 roku zainstalowana moc energetyki wiatrowej przeliczona na 1 km2 powierzchni Danii wyniosła około 100 KW (w Polsce w analogicznym okresie było to jedynie 7 KW).

Podobnie sytuacja przedstawia się na niemal całym świecie. Według ostatnich prognoz (raport Bloomberg New Energy Finance) sektor energetyki odnawialnej w ciągu kolejnych 5 lat wzrośnie o 40%. Nawet 70% nowych mocy wytwórczych w światowej energetyce do 2030 roku może stanowić energetyka odnawialna, a spośród segmentów sektora odnawialnych źródeł energii największy udział w nowo powstałych mocach wytwórczych będzie miała energetyka wiatrowa (30%).

Dania uporała się także z istotnym wyzwaniem, jakie również w Polsce stanowią protesty społeczne przeciwko lokalizowaniu instalacji OZE. Poza promowaną na poziomie krajowym oficjalną polityką inwestowania w energetykę odnawialną, na poziomie lokalnym zagwarantowała społecznościom zamieszkującym tereny najbliższe działającym inwestycjom liczne korzyści (wspieranie inicjatyw istotnych dla danej społeczności, udział w zyskach, rekompensaty ewentualnego spadku cen gruntów, etc.). Pomimo, że w Danii normy dotyczące odległości lokalizacji turbin wiatrowych są dużo niższe niż polska praktyka (minimalna odległość turbiny od zabudowań równa jest czterokrotności jej wysokości), jeszcze kilka lat temu, kiedy stosowana technologia była mniej wydajna, a turbiny wiatrowe głośniejsze niż obecnie, w badaniach opinii publicznej przeprowadzonych na reprezentatywnej grupie aż 91% respondentów wskazało, że Dania powinna kontynuować zwiększanie wykorzystania energetyki wiatrowej, a 85% nie miałoby nic przeciwko lokalizacji farm w ich bezpośrednim sąsiedztwie.

Wracając na krajowe podwórko, warto pobieżnie spojrzeć na aktualną sytuację dotyczącą OZE. W Parlamencie wciąż znajduje się ustawa zakładająca możliwość demontażu już działających farm wiatrowych (zrealizowanych zgodnie z obowiązującym prawem) oraz wyznaczenie minimalnej odległości turbin wiatrowych od zabudowań na poziomie 3 km, w praktyce oznaczającej całkowity brak możliwości lokalizowania nowych mocy. Przedstawiciele najwyższych władz centralnych otwarcie mówią o energetyce odnawialnej jako wzbudzającej „złą energię społeczną” lub o „braku zgody na wmawianie Polakom, że baterie słoneczne i wiatraki to energetyczna przyszłość Polski”, jednocześnie wspierając ze względów czysto politycznych rozwój energetyki konwencjonalnej. Już od ponad 4 lat trwają prace mające na celu jednoznaczne uregulowanie prawa związanego z energetyką odnawialną. Brak jasnych regulacji znacząco wpłynął na wycofanie się z kraju wielu inwestorów, również zagranicznych (w tym duńskich), oraz wstrzymanie już rozpoczętych inwestycji.

Oczywiście rozwiązania duńskie nie są możliwe do przeniesienia na polski grunt w skali 1:1. Polskę różni od Danii między innymi ilość oraz rodzaj zasobów naturalnych, zapotrzebowanie energetyczne determinowane liczbą ludności oraz powierzchnią kraju, zupełnie inne uwarunkowania geograficzne, nastawienie opinii publicznej do zielonej energii, poziom państwowego wsparcia dla OZE czy nawet pozornie prozaiczny czynnik, jakim jest data, od kiedy w Danii funkcjonują farmy wiatrowe, co wpływa na poziom ich akceptacji przez społeczeństwo.

Zamiast jednak zupełnie marginalizować udział energetyki odnawialnej w docelowym mixie energetycznym, warto spojrzeć na nią z dalszej, najlepiej duńskiej, perspektywy.