icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Świrski: „Kauczukowe” przestrogi dla węgla

KOMENTARZ

prof. nzw. dr hab. inż. Konrad Świrski

Transition Technologies SA

Z kauczukiem Europejczycy, spotkali się po raz pierwszy zaraz po przybyciu do Ameryki, widząc gry sportowe ówczesnych Indian, wykorzystujących coś w rodzaju dużej piłki zrobionej z tajemniczego materiału o niesamowitej sprężystości. To właśnie był kauczuk naturalny, który pozyskać można było jedynie ze specjalnych roślin ze strefy tropikalnej – roślin mających zdolność do przekształcania sacharozy w tajemniczą, lepką substancję zwaną lateksem- czyli wodnym roztworem kauczuku naturalnego.

W Ameryce Południowej najlepszą rośliną do pozyskania lateksu był kauczukowiec brazylijski, oryginalnie występujący jedynie w tamtejszych lasach tropikalnych, aczkolwiek trzeba zdać sobie sprawę ze specyfiki tych lasów i ogromnej bioróżnorodności amazońskiej dżungli. Szacowana gęstość występowania tych drzew na terenie jednego hektara oscylowała między 300 a 500 sztuk, dodatkowo porozrzucane były pomiędzy tysiącami innych drzew, krzewów i pnączy, a zbieranie lateksu nie było sprawą banalną i prostą. Poza samym wyborem czasu, który przypadał na porę suchą, oraz znalezieniem odpowiedniego drzewa pośród milionów innych, należało wykonać specjalistyczne nacięcia w kształcie litery V, zebrać spływające mleczko, a następnie jeszcze konieczne było specjalne stabilizowanie lateksu, żeby kauczuk nie był pokruszony.

Oryginalnie autochtoniczni Indianie posiadali umiejętności doboru odpowiednich soków z innych amazońskich roślin, które dodawane do lateksu tworzyły elastyczny kauczuk, biali ludzie oczywiście tej technologii nie przejęli i musieli iść na twardo. I tak sam kauczuk opisał po raz pierwszy francuski biolog La Condamine ok. 1740 r., ale dopiero sto lat później, technologie w kierunku produkcji gumy (proces wulkanizacji) rozwinął Goodyear. Od tamtej pory wszystko potoczyło się jak lawina – guma zrewolucjonizowała nasze życie-przede wszystkim dała możliwość stosowania opon i niesamowicie podniosła komfort ówczesnych podróży. Oczywiste jest więc, że zapotrzebowanie na kauczuk rosło niesamowicie szybko, a kraje i przedsiębiorcy, którzy posiadali kauczuk, od połowy XIX wieku zaczęli robić astronomiczne fortuny. Królem kauczuku była Brazylia – kauczukowiec naturalny rósł tylko w tamtych obszarach. Odpowiednikiem afrykańskich lasów równikowych w Kongo i Kamerunie była roślina o nazwie Landolfia, jednak w tym przypadku pozyskiwanie kauczuku było jeszcze trudniejsze, z uwagi na fakt iż, landolfia była rodzajem pnącza rosnącego wysoko na gałęziach innych drzew, więc nacinanie landolfii i zbieranie mleczka lateksowego było koszmarem.

W Brazylii zaczęto rozwijać całą gałąź tego przemysłu, która skupiona była w okolicach miasta Manaus, które w szybki sposób stało się ówczesnym światowym centrum konsumpcji (tzw. Belle Epoque 1890-1920). Dochody z eksportu kauczuku były tak wielkie, a zyski tak astronomiczne, że Manaus było jednym z pierwszych na świecie miast z elektrycznością, elektrycznym transportem miejskim (!), pełną kanalizacją oraz rozprowadzeniem wody, a na jego ulicach jako pierwsze jeździły nowe, luksusowe samochody. Duże obroty i duże zyski bowiem zawsze nierozerwalnie związane są z wystawnością i luksusem. Miasto Manaus znane jest, na przykład, z budynku opery – Teatro Amazonas (budowanej między 1884 a 1896). Opera w Manaus miała przyćmić wszystkie znane budynki europejskie, już sam projekt jest kopią mediolańskiej La Scali, jednak wystrój wnętrz jest bardziej ekskluzywny i oparty wyłącznie o importowane z Europy materiały. Na scenie występowali tam regularnie najlepsi światowi śpiewacy. Przez 30-lat Manaus było też centrum importu towarów luksusowych (coś jak Moskwa na początku obecnego wieku) i standardem była tu możliwość spróbowania najlepszych produktów z całego świata w manausańskich luksusowych restauracjach, oraz przystrajania żon i kochanek w najlepsze suknie i futra od światowych designerów z dodatkami biżuterii o astronomicznych cenach. Alternatywnie w Afryce, centrum produkcji kauczuku stało się Kongo zagarnięte przez belgijskiego króla Leopolda II. Ten psychopatyczny władca, poprzez spektakularne oszustwa, kombinację zaprzyjaźnionych koronowanych głów oraz zwykłe i prozaiczne przekupstwa zamienił kraj zamieszkały przez kilkadziesiąt milionów ludzi w swój prywatny folwark i stał się prekursorem rządów totalitarnych. Ponieważ wszystko było nastawione na zysk, który następnie zamieniany był na luksusowe zachcianki Leopolda II, eksploatacja kauczuku w Kongo miała priorytet, a problem uciążliwości pracy z pnączami landolfii rozwiązano porywając rodziny tubylców – kobiety i dzieci i umieszczając je w obozach, jednocześnie wyznaczając kontyngenty kauczuku, które musieli dostarczać cotygodniowo mężowie, jeśli w ogóle ich rodziny miały przeżyć.

Terror i okrucieństwo było tak przerażające (do dziś zachowały się zdjęcia tysięcy Kongijczyków z poodcinanymi dłońmi), że w końcu opinia światowa wymusiła przekazanie Konga z rąk prywatnych do władz Belgii, co jednak nie rozwiązało samego problemu. Eksploatacja kauczuku w Kongo jest jedną z największych zbrodni ludobójstwa w historii ludzkości, jednak niewiele osob zdaje się o tym pamiętać spacerując na przykład po parku imienia Leopolda II tuż w okolicach budynków Komisji Europejskiej w Brukseli. Tak więc kauczuk przynosił i fortuny i nieszczęścia, działo się tak nieprzerwanie przez kilkadziesiąt lat, a najlepszy okres dla ówczesnych producentów to okolice 1900r – kiedy to 99,5% światowych dostaw pochodziło z rosnących dziko roślin, w większości kauczukowca brazylijskiego.

Potem na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury. Jeśli są pieniądze i zyski – jest i konkurencja i tu następowały próby rozwoju kauczukowego biznesu w innych krajach. W 1876 roku na kauczukowej scenie pojawia się niejaki Henry Wickham – teoretycznie angielski botanik, w praktyce awanturnik i mitoman, ciągle podróżujący po Ameryce Południowej. Wickham na zlecenie rządu brytyjskiego podejmuje się zadania przewiezienia do Anglii nasion kauczukowca brazylijskiego. Zadanie nie jest banalne, ponieważ rosnący dziko kauczukowiec ma cechę „wystrzeliwania” swoich nasion na dużym obszarze i nawet ich wyzbieranie nie jest proste. Jednak Wickham dokonuje swojego i wkrótce 70 tys. nasion ląduje w ogrodzie botanicznym pod Londynem i zaczyna być przekształcane w sadzonki (jedynie 5% kiełkuje, ale i to wystarcza). W międzyczasie Wickham publikuje książkę o swoich wyczynach dodając, prawdopodobnie w większości zmyślone, szczegóły jak na przykład to, że przemycał nasiona w wypchanym krokodylu czy tez aligatorze i ile razy uniknął śmierci z rąk brazylijskich celników i wojskowych. W większości opowieści te są przesadzone, ponieważ początkowo Brazylia w ogóle nie zdawała sobie sprawy, że można obrabować ich z ich naturalnego bogactwa i wprowadziła całkowity zakaz wywozu nasion kauczukowca już po wyczynie Wickhama.

Niezależnie od mitomańskich opowieści ekonomiczny efekt tych działań jest porażający. Kiełkujące sadzonki są wysyłane z Anglii, do wszystkich angielskich kolonii w strefach zwrotnikowych i wkrótce pojawiają się plantacje kauczukowca na Cejlonie, w Birmie i przede wszystkim w Malezji. Teraz kauczuk można już zbierać w innych krajach, a co istotniejsze – nie z dziko rosnących drzew, a z uporządkowanych plantacji – tysięcy równo rosnących drzew kauczukowca. Przy oczywistych niskich kosztach pracy, efekt rynkowy jest natychmiastowy, o ile w 1905 jeszcze 99,5 % kauczuku naturalnego pochodziło z dziko rosnących roślin (głownie Brazylii) to już w 1920 proporcje się odwracają i 95% to plantacje i na dodatek głownie z Azji Południowo Wschodniej. Już w 1914 rynek zalany jest kauczukiem produkowanym przemysłowo a ceny spadają do 25% poprzednich poziomów.

Manaus natomiast zaczyna umierać – już nie ma pieniędzy na zapraszanie artystów występujących w operze, wyrafinowane jedzenie i kosztowne zachcianki żon i kochanek. Dżungla zaczyna wdzierać się do opuszczonych domów, zbankrutowanych przedsiębiorców. Brazylia próbuje jeszcze w ostatnim akcie rozpaczy przejść na uprawę kauczukowców na plantacjach, jednak wtedy przychodzi następna katastroficzna wiadomość. W 1929 roku zostaje opracowana metoda produkcji kauczuku syntetycznego (z węglowodorów) – tańsza i wydajniejsza – notabene Polska jest trzecim krajem na świecie (po Niemcach i ZSRR), któremu się to udaje. Rola kauczuku naturalnego spada gwałtownie (dziś max. około 10% rynku surowca). Brazylijskie lasy i plantacje pustoszeją zupełnie, zbieracze kauczuku zmieniają zawody, a kauczukowi przedsiębiorcy mogą jedynie wspominać La Belle Epoque w zrujnowanych domach z widokiem na puste Teatro Amazonas.

„Kauczukowe” historie mogą być dobrym poligonem doświadczalnym dla innych przemysłów, innych krajów i innych przedsiębiorców. A przede wszystkim ostrzeżeniem… dla polskiego węgla. Wydaje się czasami, że rzeczywistość jest niezmienna, a rynek stały, przychody i możliwości nieograniczone, a bariery dla konkurencji nie do pokonania. Tymczasem w ciągu 20-30-50 lat wszystko zmienia się o 180 stopni. Obawiam się, że w przypadku węgla też jesteśmy w momencie gwałtownego końca La Belle Epoque. Polski węgiel kamienny przestaje być konkurencyjny, traci rynek, a nowe technologie zmieniają kształt rynku i co istotniejsze kształt popytu na surowce. Węgiel w Polsce, wydobywany metodą głębinowa, w stosunkowo gęsto zasiedlonych obszarach, może być sprzedawany do elektrowni, do użytkowników prywatnych, do przemysłu lub na eksport. Niestety wszystkie kierunki maja tendencję spadkową. Dzisiejsza cena rynek ARA to 47,6 $/tonę. Tendencja światowa jest spadkowa – potęgowana zarówno przez nadmiar węgla na rynku jak i spadkową tendencję wszystkich paliw w tym ropy i gazu. W najbliższym czasie nie ma możliwości zatrzymania tej sytuacji – wobec czego wygrają na rynku wyłącznie najtańsi – węgiel rosyjski, australijski, kolumbijski czy ten z RPA. Tam technologie i złoża pozwalają na inne metody eksploatacji, nie ma miast i szkód górniczych, a i koszty pracy są wielokrotnie tańsze. To trochę jak grom z jasnego nieba dla brazylijskich producentów kauczuku zbieranego z dzikich drzew wobec konkurencji tanich dostaw z wielkich plantacji. W naszej technologii i w naszym otoczeniu – nie mamy szans na rynku światowym. A chmury na horyzoncie wydają się być jeszcze większe. Zmiany technologiczne w energetyce – niezależnie czy dotowane czy sponsorowane i czy lobbowane przez wielkie kraje – działają. Technologie odnawialne są wpychane na rynek i z jednej strony tanieją, z drugiej są forsowane przez unijne regulacje. Węgiel kamienny jest wypychany z energetyki zawodowej i dziś jego rola to już powoli nie podstawa systemu, a raczej uzupełnianie OZE i możliwości regulacyjne na zmiany zapotrzebowania i nieprzewidywalność wiatru i słońca. A jeżeli wejdą tanie domowe magazyny energii (jak PowerWall Tesli) to za chwilę rewolucja będzie na miarę kauczuku syntetycznego – klasyczna energetyka idzie w małą niszę.

Oczywiście proces ten będzie trwał jakiś czas– może nawet 20 lat lub więcej, ale z węglem jest jak z kauczukiem naturalnym, można tylko dyskutować ile lat nam zostało. Nie damy rady zwyciężyć z tańszymi dostawami z innych krajów i nie damy rady zmienić torów zmian technologicznych- tu jestem sceptyczny co do wysiłków w kierunku gazowania węgla – szczególnie kiedy ropa i gaz będą coraz tańsze. Strategicznie musimy wymyśleć nowy pomysł – stopniowo wygaszać produkcję. Obecnie budowane, nowe bloki na węgiel to już ostania fala, koncepcja budowy kolejnych – raczej nie wytrzyma próby czasu, ponieważ niekorzystne trendy dla węgla będą się tylko pogłębiać. Przed nami raczej bardzo ciężka praca, żeby uświadomić konieczność zmian dla sektora węgla i samemu w sektorze energetycznym boleśnie przestawić się na nowy model. W przeciwnym razie… będziemy powtarzać rozpacz mieszkańców Manaus i oglądać tylko pomniki zamierzchłej węglowej świetności.

 

KOMENTARZ

prof. nzw. dr hab. inż. Konrad Świrski

Transition Technologies SA

Z kauczukiem Europejczycy, spotkali się po raz pierwszy zaraz po przybyciu do Ameryki, widząc gry sportowe ówczesnych Indian, wykorzystujących coś w rodzaju dużej piłki zrobionej z tajemniczego materiału o niesamowitej sprężystości. To właśnie był kauczuk naturalny, który pozyskać można było jedynie ze specjalnych roślin ze strefy tropikalnej – roślin mających zdolność do przekształcania sacharozy w tajemniczą, lepką substancję zwaną lateksem- czyli wodnym roztworem kauczuku naturalnego.

W Ameryce Południowej najlepszą rośliną do pozyskania lateksu był kauczukowiec brazylijski, oryginalnie występujący jedynie w tamtejszych lasach tropikalnych, aczkolwiek trzeba zdać sobie sprawę ze specyfiki tych lasów i ogromnej bioróżnorodności amazońskiej dżungli. Szacowana gęstość występowania tych drzew na terenie jednego hektara oscylowała między 300 a 500 sztuk, dodatkowo porozrzucane były pomiędzy tysiącami innych drzew, krzewów i pnączy, a zbieranie lateksu nie było sprawą banalną i prostą. Poza samym wyborem czasu, który przypadał na porę suchą, oraz znalezieniem odpowiedniego drzewa pośród milionów innych, należało wykonać specjalistyczne nacięcia w kształcie litery V, zebrać spływające mleczko, a następnie jeszcze konieczne było specjalne stabilizowanie lateksu, żeby kauczuk nie był pokruszony.

Oryginalnie autochtoniczni Indianie posiadali umiejętności doboru odpowiednich soków z innych amazońskich roślin, które dodawane do lateksu tworzyły elastyczny kauczuk, biali ludzie oczywiście tej technologii nie przejęli i musieli iść na twardo. I tak sam kauczuk opisał po raz pierwszy francuski biolog La Condamine ok. 1740 r., ale dopiero sto lat później, technologie w kierunku produkcji gumy (proces wulkanizacji) rozwinął Goodyear. Od tamtej pory wszystko potoczyło się jak lawina – guma zrewolucjonizowała nasze życie-przede wszystkim dała możliwość stosowania opon i niesamowicie podniosła komfort ówczesnych podróży. Oczywiste jest więc, że zapotrzebowanie na kauczuk rosło niesamowicie szybko, a kraje i przedsiębiorcy, którzy posiadali kauczuk, od połowy XIX wieku zaczęli robić astronomiczne fortuny. Królem kauczuku była Brazylia – kauczukowiec naturalny rósł tylko w tamtych obszarach. Odpowiednikiem afrykańskich lasów równikowych w Kongo i Kamerunie była roślina o nazwie Landolfia, jednak w tym przypadku pozyskiwanie kauczuku było jeszcze trudniejsze, z uwagi na fakt iż, landolfia była rodzajem pnącza rosnącego wysoko na gałęziach innych drzew, więc nacinanie landolfii i zbieranie mleczka lateksowego było koszmarem.

W Brazylii zaczęto rozwijać całą gałąź tego przemysłu, która skupiona była w okolicach miasta Manaus, które w szybki sposób stało się ówczesnym światowym centrum konsumpcji (tzw. Belle Epoque 1890-1920). Dochody z eksportu kauczuku były tak wielkie, a zyski tak astronomiczne, że Manaus było jednym z pierwszych na świecie miast z elektrycznością, elektrycznym transportem miejskim (!), pełną kanalizacją oraz rozprowadzeniem wody, a na jego ulicach jako pierwsze jeździły nowe, luksusowe samochody. Duże obroty i duże zyski bowiem zawsze nierozerwalnie związane są z wystawnością i luksusem. Miasto Manaus znane jest, na przykład, z budynku opery – Teatro Amazonas (budowanej między 1884 a 1896). Opera w Manaus miała przyćmić wszystkie znane budynki europejskie, już sam projekt jest kopią mediolańskiej La Scali, jednak wystrój wnętrz jest bardziej ekskluzywny i oparty wyłącznie o importowane z Europy materiały. Na scenie występowali tam regularnie najlepsi światowi śpiewacy. Przez 30-lat Manaus było też centrum importu towarów luksusowych (coś jak Moskwa na początku obecnego wieku) i standardem była tu możliwość spróbowania najlepszych produktów z całego świata w manausańskich luksusowych restauracjach, oraz przystrajania żon i kochanek w najlepsze suknie i futra od światowych designerów z dodatkami biżuterii o astronomicznych cenach. Alternatywnie w Afryce, centrum produkcji kauczuku stało się Kongo zagarnięte przez belgijskiego króla Leopolda II. Ten psychopatyczny władca, poprzez spektakularne oszustwa, kombinację zaprzyjaźnionych koronowanych głów oraz zwykłe i prozaiczne przekupstwa zamienił kraj zamieszkały przez kilkadziesiąt milionów ludzi w swój prywatny folwark i stał się prekursorem rządów totalitarnych. Ponieważ wszystko było nastawione na zysk, który następnie zamieniany był na luksusowe zachcianki Leopolda II, eksploatacja kauczuku w Kongo miała priorytet, a problem uciążliwości pracy z pnączami landolfii rozwiązano porywając rodziny tubylców – kobiety i dzieci i umieszczając je w obozach, jednocześnie wyznaczając kontyngenty kauczuku, które musieli dostarczać cotygodniowo mężowie, jeśli w ogóle ich rodziny miały przeżyć.

Terror i okrucieństwo było tak przerażające (do dziś zachowały się zdjęcia tysięcy Kongijczyków z poodcinanymi dłońmi), że w końcu opinia światowa wymusiła przekazanie Konga z rąk prywatnych do władz Belgii, co jednak nie rozwiązało samego problemu. Eksploatacja kauczuku w Kongo jest jedną z największych zbrodni ludobójstwa w historii ludzkości, jednak niewiele osob zdaje się o tym pamiętać spacerując na przykład po parku imienia Leopolda II tuż w okolicach budynków Komisji Europejskiej w Brukseli. Tak więc kauczuk przynosił i fortuny i nieszczęścia, działo się tak nieprzerwanie przez kilkadziesiąt lat, a najlepszy okres dla ówczesnych producentów to okolice 1900r – kiedy to 99,5% światowych dostaw pochodziło z rosnących dziko roślin, w większości kauczukowca brazylijskiego.

Potem na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury. Jeśli są pieniądze i zyski – jest i konkurencja i tu następowały próby rozwoju kauczukowego biznesu w innych krajach. W 1876 roku na kauczukowej scenie pojawia się niejaki Henry Wickham – teoretycznie angielski botanik, w praktyce awanturnik i mitoman, ciągle podróżujący po Ameryce Południowej. Wickham na zlecenie rządu brytyjskiego podejmuje się zadania przewiezienia do Anglii nasion kauczukowca brazylijskiego. Zadanie nie jest banalne, ponieważ rosnący dziko kauczukowiec ma cechę „wystrzeliwania” swoich nasion na dużym obszarze i nawet ich wyzbieranie nie jest proste. Jednak Wickham dokonuje swojego i wkrótce 70 tys. nasion ląduje w ogrodzie botanicznym pod Londynem i zaczyna być przekształcane w sadzonki (jedynie 5% kiełkuje, ale i to wystarcza). W międzyczasie Wickham publikuje książkę o swoich wyczynach dodając, prawdopodobnie w większości zmyślone, szczegóły jak na przykład to, że przemycał nasiona w wypchanym krokodylu czy tez aligatorze i ile razy uniknął śmierci z rąk brazylijskich celników i wojskowych. W większości opowieści te są przesadzone, ponieważ początkowo Brazylia w ogóle nie zdawała sobie sprawy, że można obrabować ich z ich naturalnego bogactwa i wprowadziła całkowity zakaz wywozu nasion kauczukowca już po wyczynie Wickhama.

Niezależnie od mitomańskich opowieści ekonomiczny efekt tych działań jest porażający. Kiełkujące sadzonki są wysyłane z Anglii, do wszystkich angielskich kolonii w strefach zwrotnikowych i wkrótce pojawiają się plantacje kauczukowca na Cejlonie, w Birmie i przede wszystkim w Malezji. Teraz kauczuk można już zbierać w innych krajach, a co istotniejsze – nie z dziko rosnących drzew, a z uporządkowanych plantacji – tysięcy równo rosnących drzew kauczukowca. Przy oczywistych niskich kosztach pracy, efekt rynkowy jest natychmiastowy, o ile w 1905 jeszcze 99,5 % kauczuku naturalnego pochodziło z dziko rosnących roślin (głownie Brazylii) to już w 1920 proporcje się odwracają i 95% to plantacje i na dodatek głownie z Azji Południowo Wschodniej. Już w 1914 rynek zalany jest kauczukiem produkowanym przemysłowo a ceny spadają do 25% poprzednich poziomów.

Manaus natomiast zaczyna umierać – już nie ma pieniędzy na zapraszanie artystów występujących w operze, wyrafinowane jedzenie i kosztowne zachcianki żon i kochanek. Dżungla zaczyna wdzierać się do opuszczonych domów, zbankrutowanych przedsiębiorców. Brazylia próbuje jeszcze w ostatnim akcie rozpaczy przejść na uprawę kauczukowców na plantacjach, jednak wtedy przychodzi następna katastroficzna wiadomość. W 1929 roku zostaje opracowana metoda produkcji kauczuku syntetycznego (z węglowodorów) – tańsza i wydajniejsza – notabene Polska jest trzecim krajem na świecie (po Niemcach i ZSRR), któremu się to udaje. Rola kauczuku naturalnego spada gwałtownie (dziś max. około 10% rynku surowca). Brazylijskie lasy i plantacje pustoszeją zupełnie, zbieracze kauczuku zmieniają zawody, a kauczukowi przedsiębiorcy mogą jedynie wspominać La Belle Epoque w zrujnowanych domach z widokiem na puste Teatro Amazonas.

„Kauczukowe” historie mogą być dobrym poligonem doświadczalnym dla innych przemysłów, innych krajów i innych przedsiębiorców. A przede wszystkim ostrzeżeniem… dla polskiego węgla. Wydaje się czasami, że rzeczywistość jest niezmienna, a rynek stały, przychody i możliwości nieograniczone, a bariery dla konkurencji nie do pokonania. Tymczasem w ciągu 20-30-50 lat wszystko zmienia się o 180 stopni. Obawiam się, że w przypadku węgla też jesteśmy w momencie gwałtownego końca La Belle Epoque. Polski węgiel kamienny przestaje być konkurencyjny, traci rynek, a nowe technologie zmieniają kształt rynku i co istotniejsze kształt popytu na surowce. Węgiel w Polsce, wydobywany metodą głębinowa, w stosunkowo gęsto zasiedlonych obszarach, może być sprzedawany do elektrowni, do użytkowników prywatnych, do przemysłu lub na eksport. Niestety wszystkie kierunki maja tendencję spadkową. Dzisiejsza cena rynek ARA to 47,6 $/tonę. Tendencja światowa jest spadkowa – potęgowana zarówno przez nadmiar węgla na rynku jak i spadkową tendencję wszystkich paliw w tym ropy i gazu. W najbliższym czasie nie ma możliwości zatrzymania tej sytuacji – wobec czego wygrają na rynku wyłącznie najtańsi – węgiel rosyjski, australijski, kolumbijski czy ten z RPA. Tam technologie i złoża pozwalają na inne metody eksploatacji, nie ma miast i szkód górniczych, a i koszty pracy są wielokrotnie tańsze. To trochę jak grom z jasnego nieba dla brazylijskich producentów kauczuku zbieranego z dzikich drzew wobec konkurencji tanich dostaw z wielkich plantacji. W naszej technologii i w naszym otoczeniu – nie mamy szans na rynku światowym. A chmury na horyzoncie wydają się być jeszcze większe. Zmiany technologiczne w energetyce – niezależnie czy dotowane czy sponsorowane i czy lobbowane przez wielkie kraje – działają. Technologie odnawialne są wpychane na rynek i z jednej strony tanieją, z drugiej są forsowane przez unijne regulacje. Węgiel kamienny jest wypychany z energetyki zawodowej i dziś jego rola to już powoli nie podstawa systemu, a raczej uzupełnianie OZE i możliwości regulacyjne na zmiany zapotrzebowania i nieprzewidywalność wiatru i słońca. A jeżeli wejdą tanie domowe magazyny energii (jak PowerWall Tesli) to za chwilę rewolucja będzie na miarę kauczuku syntetycznego – klasyczna energetyka idzie w małą niszę.

Oczywiście proces ten będzie trwał jakiś czas– może nawet 20 lat lub więcej, ale z węglem jest jak z kauczukiem naturalnym, można tylko dyskutować ile lat nam zostało. Nie damy rady zwyciężyć z tańszymi dostawami z innych krajów i nie damy rady zmienić torów zmian technologicznych- tu jestem sceptyczny co do wysiłków w kierunku gazowania węgla – szczególnie kiedy ropa i gaz będą coraz tańsze. Strategicznie musimy wymyśleć nowy pomysł – stopniowo wygaszać produkcję. Obecnie budowane, nowe bloki na węgiel to już ostania fala, koncepcja budowy kolejnych – raczej nie wytrzyma próby czasu, ponieważ niekorzystne trendy dla węgla będą się tylko pogłębiać. Przed nami raczej bardzo ciężka praca, żeby uświadomić konieczność zmian dla sektora węgla i samemu w sektorze energetycznym boleśnie przestawić się na nowy model. W przeciwnym razie… będziemy powtarzać rozpacz mieszkańców Manaus i oglądać tylko pomniki zamierzchłej węglowej świetności.

 

Najnowsze artykuły