Kilka dni temu w Kongresie USA, w Izbie Przedstawicielskiej, została przegłosowana przytłaczającą większością – 419 głosów przeciwko 3, w Senacie głosami 98 do 2 głosów – ustawa o dźwięcznej nazwie ‘‘Countering America’s Adversaries Through Sanctions Act’’ – pisze prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej.
Będąca w istocie zestawem sankcji gospodarczych Ameryki przeciwko zbiorczo potraktowanym krajom – Iranowi, Korei Południowej i Rosji. Teraz ustawa czeka tylko na podpis Prezydenta Stanów Zjednoczonych , a następnie zostanie wprowadzona w życie. Zestawienie wszystkich, potencjalnych politycznych problemów USA z każdego kontynentu w jednej ustawie, na pewno pomogło uzyskać rzadko ostatnio widzianą zgodę pomiędzy głównymi siłami politycznymi Ameryki. A Prezydent będący z kolei pod ostrzałem z innej flanki (potencjalne zagrożenia przesłuchania zięcia w sprawie co najmniej dziwnych kontaktów z rosyjską dyplomatką mająca przekazać materiały anty-Clinton) na pewno pokaże zdecydowanie w stosunku do Rosji, która znowu awansuje na liście największych wrogów Ameryki. W stosunku do Rosji sama ustawa jest kontynuacją wcześniejszych sankcji ogłoszonych po rosyjskiej aneksji Krymu oraz działań Prezydenta Obamy w związku z rosyjskimi działaniami walki informatycznej.
Co zmienia amerykańska ustawa
Obecne regulacje mają kilka elementów szczególnych i mogą wprowadzić niespodziewane zawirowania, także w układance energetycznej. Amerykańskie sankcje są bowiem tym razem ogłaszane samodzielnie, bez porozumienia z Europą (a więc inaczej niż w 2014) i w zakresie energetycznym idą zdecydowanie wbrew zachodnioeuropejskim interesom. Kluczowe punkty to paragraf 225 dotyczący sankcji dla rosyjskich projektów wydobycia ropy (generalnie utrzymanie poprzednich restrykcji dostaw technologii i finansowania projektów) oraz paragraf 232 – sankcje dotyczące rozwoju rosyjskich rurociągów. W tym szczególnym paragrafie mówi się o zakazie eksportu technologii i w ogóle dostaw przekraczających 1 mln dol. (w jednym kontrakcie) i 5 mln dol. (sumarycznie rocznie), jeśli ma być to związane z projektami rozwoju rosyjskich rurociągów (gaz i ropa). Dokładając jeszcze kolejne punkty jak paragraf 235 o ograniczaniu finansowania inwestycji (rosyjski sektor energetyczny i paliwowy) przez amerykańskie banki i fundusze, a nawet o blokowaniu przez amerykańskich przedstawicieli takich koncepcji w instytucjach międzynarodowych – razem pojawia się solidny zestaw powrotu wojny energetycznej pomiędzy mocarstwami. Amerykanie zagrali bowiem bardzo mocno, ponieważ obecna ustawa może mieć wpływ na rosyjskie plany energetyczne, nie tylko blokując nowe inwestycje wydobywcze (technologie amerykańskie są najlepsze na świecie) ale też i pośrednio uderzając w Nordstream – 2.
Świat kluczowych dostawców technologii jest skomplikowany i trudno znaleźć międzynarodową korporację w tym obszarze, gdzie nie ma albo części amerykańskich dostaw albo amerykańskiego finansowania. Kluczowy paragraf 232 usuwa ten kawałek układanki, a jeszcze jak to w amerykańskich regulacjach bywa, pojawiają się możliwości ograniczania biznesu dla firm, które jednak będą chciały pomimo stanowiska amerykańskiego, takie rurociągi rosyjskie budować. Budowa nowych rosyjskich rurociągów może być więc co najmniej utrudniona.
Staje to w zupełnej sprzeczności do zachodnioeuropejskiej (Niemcy, Francja) koncepcji powolnego łagodzenia sankcji i przechodzenia do normalizacji stosunków gospodarczych – niemiecki eksport do Rosji urośnie w tym roku o 20 proc. – a przede wszystkim do traktowania Nord Stream 2 jako czysto komercyjnego przedsięwzięcia, gdzie Zachodnia Europa nagle dostaje amnezji politycznej i w twardy sposób udaje, że właściwie nie ma żadnego problemu w rurociągowym odcięciu Ukrainy i Polski, o czym świadczą ostatnie decyzje wobec OPAL. Szczególnie niemiecko-rosyjskie interesy energetyczne zaczynają być zbieżne, choć czasami też ulegają turbulencjom- jak po ostatnich dostawach turbin gazowych Siemensa (wyprodukowanych we wspólnym rosyjsko- niemieckim joint venture) na objęty sankcjami Krym.
Tym niemniej od razu amerykańska ustawa spotkała się z silną krytyką Junckera i innych czołowych, europejskich polityków jako coś, co pośrednio może utrudniać „czysto komercyjne” interesy.
Oczywiście trudno podejrzewać z kolei USA o czysty idealizm i wyłącznie o walkę o demokrację, szczególnie w momencie przejmowania przez Amerykę pozycji lidera w produkcji surowców energetycznych i coraz bardziej dynamicznym rozwoju amerykańskiego eksportu LNG, a w przyszłości może i ropy -ciekawych czasów doczekaliśmy.
Światowa układanka coraz bardziej skomplikowana
Sankcje to problem technologiczny dla Rosjan, a każde osłabienie konkurenta pozwala na wykrojenie i zdobycie własnego kawałka rynku. Otwiera się więc coś w rodzaju „deja vu” rosyjsko-amerykańskiej rywalizacji, z ta różnicą, że nie jak kiedyś w rakietach i podboju kosmosu, ale w konkurencji rurociągu ze statkami ze skroplonym gazem. Na rosyjską odpowiedź na amerykańskie sankcje nie trzeba będzie więc długo czekać i nie będą to tylko spektakularne odsyłania dyplomatów, ale pewnie problemy dla amerykańskich inwestorów i firm na terenie Rosji. Czasy niestety nie są spokojne. Co gorsza, światowa układanka zaczyna być coraz bardziej skomplikowana, a interesy polityczno-energetyczne zupełnie poplątane i wcale nie jednowymiarowe. A już na pewno z pozycji Polski można mieć mętlik w głowie. Bo oczywiście dla nas sankcje USA to doskonała wiadomość, a zablokowanie Nord Stream 2 byłoby jeszcze lepsze. Jednak to jednocześnie stawia nas ortogonalnie do partnerów z Unii Europejskiej i natychmiast uruchamia kolejne naciski energetyczne np. Pakietu klimatycznego. Jednak trudno liczyć na to, że koncepcja Nord Stream 2 zostanie porzucona.
Energetyczna układanka na Bliskim Wschodzie
Patrząc energetycznie jeszcze dalej, naszym dostawcą gazu skroplonego jest Katar. Teraz skonfliktowany z większością innych państw arabskich za popieranie ruchów fundamentalistycznych i ich bojówek oraz organizacji, z którymi w Syrii walczy tak Rosja jak i USA. Efekt jest taki, że Polska kupuje gaz od dwóch krajów, które są zaangażowane po dwóch stronach zbrojnego konfliktu – od USA i od Kataru.
Właśnie Syria jest dziś kwintesencją wielowymiarowej polityki. Syryjski, dyktatorski rząd, militarnie popierany przez Rosję walczy z jednej strony z rebeliantami, z których część jest przyjaciółmi, a część wrogami USA, z drugiej zaś z ISIS, które jest wielkim wrogiem USA. Dodatkowo są jeszcze Kurdowie będący przeciw ISIS i częściowo innym. Z Kurdami z kolei walczy będąca w NATO Turcja, która wcześniej kupowała ropę od ISIS, teraz natomiast zdarza się jej działać antagonistycznie – raz atakując rosyjskie samoloty, innym razem wspólnie z Rosją koordynować operacje militarne. We wszystkie działania miesza się również Europa, wysyłając na tereny Bliskiego Wschodu niewielką liczbę samolotów do działań operacyjnych w zamian „otrzymując” wybuchy islamistycznych bomb albo kolejnych zamachów terrorystycznych w największych, europejskich miastach.
Operacje militarne prowadzą naprędce skrzyknięte koalicje, które po zdobyciu jakiegoś kluczowego miasta zaraz zaczynają walczyć między sobą. Niepokojące jest to, że takie poplątanie polityki powoli zaczyna narastać w Unii Europejskiej i każdy zaczyna ciągnąć w swoją stronę.
A patrząc już wyłącznie z energetycznego punktu widzenia- mamy kolejne poziomy wielowymiarowych koalicji i grup interesów, które są nie mniej skomplikowane. Niestety sankcje i początki wielkoskalowych wojen ekonomicznych nie wróżą dobrze, Polska zaś zaczyna być pomiędzy młotem i kowadłem światowych interesów z problemem dekarbonizacji (CO2 i europejska polityka klimatyczna) oraz gazu (Nord Stream 2 i nitki rurociągów). To zawsze jest najgroźniejsze, bo wtedy nikt nie patrzy na tych mniejszych, szczególnie, jeśli mają kłopoty. Może jednak trzeba mieć nadzieje, że wszystko rozejdzie się po kościach …tyle, że na dziś niewiele na to wskazuje. Należy więc liczyć na siebie a już na pewno trzeba budować własny hub gazowy z wyjściem na świat. Tak na wszelki wypadek.