Wkrótce wejdzie w życie ustawa, czekająca obecnie na podpis prezydenta, regulująca, w ramach rynku zamówień publicznych, płatności dla podwykonawców. Jednocześnie rząd rozpatruje projekt innej ustawy, opracowany przez mnie i grupę posłów PO, regulującej kryteria rozstrzygania przetargów publicznych przez zamawiającego – poinformował poseł Adam Szejnfeld (PO) podczas konferencji zorganizowanej przez Krajową Izbę Gospodarczą „Jak zwiększyć efektywność przetargów publicznych?”.
Zdaniem Szejnfelda projekt ustawy w tym zakresie trzeba było tworzyć od nowa. – Popieram inicjatywę zgłoszoną przez prezesa KIG Andrzeja Arendarskiego o stworzeniu w jego Izbie specjalnego komitetu ds. zamówień publicznych. Z kolei w ramach rządu powstał specjalny zespół roboczy, który tworzy podstawy pod nowe prawo o zamówieniach publicznych. Jako podstawę działania pracuje nad projektem posłów PO. Jednocześnie istnieje też inny, gotowy już projekt rządowy. Reguluje on jednak tylko sprawę przetargów w obszarze nauki i innowacyjności – mówi dalej Szejnfeld.
W jego opinii z obu projektów powstanie jeden. – W tym szerszym, autorstwa posłów PO, chodzi przede wszystkim o prawne uregulowanie kryterium, jakim ma posługiwać się zamawiający, dotyczące rozstrzygania kto wygrał dany przetarg – mówi poseł. – Projekt ten wskazuje przykłady kilkunastu kryteriów pozacenowych, którymi może posługiwać się zamawiający, który jak dotąd preferuje – jako jedyne – kryterium najniższej ceny. Prawdopodobnie w marcu 2014 r. projekt, po przegłosowaniu go przez Sejm i Senat powinien pójść do podpisu przez prezydenta.
Według Szejnfelda obecnie istnieje asymetria między obowiązkami zamawiającego (instytucji publicznych), kosztem interesów wykonawców i podwykonawców. – Nowe prawo – twierdzi poseł – powinno zachować „złoty środek” między stronami przetargów publicznych. Tymczasem obecnie ponad 90 proc. przetargów publicznych rozstrzygane jest w oparciu o kryterium ceny, często bez sprawdzania przez zamawiającego czy zwycięzca danego przetargu jest faktycznie w stanie skończyć zadanie za deklarowaną cenę. Dzieje się tak najczęściej ze strachu bądź lenistwa urzędników zatrudnionych instytucji zamawiającej. Bowiem nie chcą być oni być posądzonymi o zmowę cenową z którymś z uczestników kontraktu i mieć tzw. święty spokój – mówi Szejnfeld.
W jego opinii kryterium najniższej ceny jako jedyne, rozstrzygające szkodzi wszystkim. Zamawiającemu, bo w razie gdy wykonawca nie jest w stanie skończyć zamówienia, trzeba organizować ponownie przetarg (i wydawać kolejne środki publiczne na dokończenie zamówienia). Ponadto negatywnie wpływa na wykonawców i podwykonawców (najczęściej z sektora MSP), bo w skrajnych przypadkach dochodzi do bankructw firm, niemogących ukończyć kontraktu za zadeklarowaną wcześniej cenę. – Tego stanu tolerować nie można – ocenia Szejnfeld.