Po dniach krwawych starć na granicy i tysiącach przesiedleńców, Tajlandia i Kambodża zasiadają do stołu negocjacyjnego w Malezji. W grze nie tylko warunki zawieszenia broni, ale też wpływy USA, Chin i przyszłość bezpieczeństwa z Azji Południowo-Wschodniej.
Po kilku dniach intensywnych starć zbrojnych na granicy między Tajlandią a Kambodżą, obie strony mają spotkać się w poniedziałek o 15:00 czasu lokalnego w Kuala Lumpur. Rozmowy pokojowe, współorganizowane przez USA przy udziale Chin, odbędą się w biurze premiera Malezji i mają na celu doprowadzenie do natychmiastowego zawieszenia broni.
Premier Kambodży Hun Manet potwierdził udział w spotkaniu, podobnie jak pełniący obowiązki premiera Tajlandii Phumtham Wechayachai. Obecni będą także przedstawiciele Departamentu Stanu USA, co podkreśla wagę, jaką administracja Donalda Trumpa przywiązuje do mediacji.
Od czwartku, kiedy wybuchły walki, zginęło co najmniej 35 osób, a ponad 200 zostało rannych. Szacuje się, że liczba przesiedlonych sięga już ponad 200 tysięcy – 139 tys. w Tajlandii i 80 tys. w Kambodży. Obie strony wzajemnie oskarżają się o rozpoczęcie i kontynuowanie walk mimo apeli o zaprzestanie ognia.
Ostrzał dotknął m.in. okolice świątyni Preah Vihear – wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO kompleksu, który w przeszłości był już punktem zapalnym konfliktu granicznego. Minister kultury Kambodży Phoeurng Sackona zaapelował do ONZ i UNESCO o ochronę zagrożonego dziedzictwa.
Dyplomacja siły i gra interesów
Prezydent USA Donald Trump zagroził, że jeśli walki nie ustaną, Stany Zjednoczone nie podpiszą żadnych umów handlowych z Tajlandią ani Kambodżą. Wcześniej ostrzegł też oba kraje przed 36-procentowymi cłami na większość eksportowanych do USA towarów. Według Białego Domu, oba państwa „przedstawiły znaczące oferty” w odpowiedzi na groźby, licząc na korzystne porozumienia handlowe.
Pomimo publicznego poparcia Trumpa dla zawieszenia broni, rząd Tajlandii utrzymuje, że Kambodża kontynuuje ostrzał artyleryjski i nie wykazuje szczerych intencji. MSZ Tajlandii stwierdziło, że „nie może być mowy o rozejmie, dopóki Kambodża łamie podstawowe prawa człowieka i prawo humanitarne”.
Tło konfliktu
Korzenie konfliktu sięgają początku XX wieku, kiedy to Francja – ówczesna potęga kolonialna – wytyczyła sporną granicę między oboma państwami. Napięcie wzrosło po incydencie granicznym w maju oraz wycieku nagranej rozmowy telefonicznej między premier Tajlandii Paetongtarn Shinawatrą (córką wpływowego miliardera Thaksina Shinawatry) a byłym premierem Kambodży Hun Senem.
Skandal polityczny pogłębił wzajemne nieufności. Paetongtarn została zawieszona przez tajski Trybunał Konstytucyjny, a Hun Sen – choć nie pełni już funkcji premiera – oskarżył Thaksina o prowokowanie wojny i ostrzał terytorium Tajlandii.
Zarówno Bangkok, jak i Phnom Penh podkreślają swoje zaangażowanie w obronę suwerenności. Tajlandia zapowiedziała, że nie zgodzi się na negocjowanie map używanych w rozmowach, co może utrudnić osiągnięcie konsensusu.
Mimo to nadzieje na deeskalację są żywe. Jak zaznaczył prezydent Trump, „obaj liderzy zgodzili się natychmiast spotkać i szybko wypracować zawieszenie broni, a ostatecznie – pokój”. W poniedziałek okaże się, czy te deklaracje zostaną poparte realnymi ustępstwami.
CNN / Hanna Czarnecka