Hanns Koenig z Aurora Energy Research twierdzi, że Niemcy ogłosili program budowy terminali LNG z powodów politycznych. Już teraz mogliby sprowadzać gaz skroplony od sąsiadów jak Polska. Przyszłość to transformacja energetyczna na gazie, który będzie coraz bardziej zielony.
BiznesAlert.pl: Niemcy mają plan odejścia od węgla między 2035 a 2038 rokiem, ale w tym samym czasie chcą inwestować w Nord Stream 2 i terminale LNG. Jaka jest logika takiego postępowania?
Hanns Koenig: To koszty. Odejście od węgla na rzecz gazu ziemnego to najtańszy sposób redukcji emisji. Mamy dużą flotę wytwórczą w sektorze gazowym z małym wykorzystaniem. Zwykle węgiel i atom są pierwsze w merit order. Zmieniło się to nieco w ostatnich miesiącach dzięki znaczącej obniżce cen gazu, ale nie jest to typowa sytuacja. W porównaniu z przejściem na gaz ziemny, technologia Power-To-Gas (P2G) jest dużo bardziej kosztownym sposobem na dekarbonizację. Urządzenia do hydrolizy są drogie i niezbyt efektywne z power-to-power o efektywności 30-40 procent. To sprawia, że P2G jest ostatnią opcją do wzięcia pod uwagę, a nie pierwszą.
Czy powinniśmy się spodziewać jakiejkolwiek zmiany decyzji o odejściu od węgla w Niemczech?
Byłbym bardzo zaskoczony, gdyby w następnych kilku latach kompromis o odejściu od węgla został cofnięty politycznie. Komisja węglowa zebrała razem przemysł, ekologów i społeczeństwo obywatelskie. Teraz wszyscy bronią ustalonego terminarza. Ostatecznie transformacja zajdzie szybciej, szczególnie gdy wzrosną ambicje europejskie. Komisja Europejska mianowała Fransa Timmermansa na stanowisko komisarza do spraw zielonego ładu. Ma przedstawić strategię obniżenia emisji o co najmniej 50 procent do 2040 roku. Będzie to oznaczać zmniejszenie ilości uprawnień do emisji CO2 w systemie EU ETS i znacznie wyższe ich ceny, a także bardzo prawdopodobne odejście od węgla przed 2038 rokiem ustalonym przez komisję.
Czy Zieloni mogą domagać się przyspieszenia?
Rząd był reprezentowany w komisji węglowej, a opozycja – nie. Zieloni chcą większej ambicji. Do rozstrzygnięcia pozostaje jak bardzo będą chcieli o nią walczyć. Według mnie może powstać koalicja konserwatystów z zielonymi, w ramach której ci drudzy zrezygnowaliby z postulatu odejścia od węgla do 2030 roku w zamian za koncesje w innych obszarach. Dla przykładu chadecy myślą o wprowadzeniu regulacji 10H (ograniczenie możliwości budowania farm wiatrowych na lądzie – przyp. red.) podobnej do polskiej i jej zablokowanie byłoby dużo ważniejsze z punktu widzenia Zielonych.
Co z podatkiem od emisji CO2?
Liberałowie proponowali rozszerzenie europejskiego systemu handlu emisjami (EU ETS) na dodatkowe sektory, jak przemysł i transport. To rozwiązanie mogłoby zdenerwować kraje jak Polska, ponieważ większe zapotrzebowanie na uprawnienia w Niemczech skończyłoby się wyższymi ich cenami dla wszystkich w Europie. Chadecy wyszli z pomysłem odrębnego systemu zwanego czasem „non-ETS ETS”. W teorii mógłby zadziałać. Wystarczy ustalić limit, którego funkcją będzie cena. Problem polega na tym, że trudno go ustalić. Trudno mierzyć emisję ze wszystkich samochodów. Należałoby obliczać emisję producentów, liczyć ile samochodów sprzedali i dodać czynnik cenowy. Oeko-Institut dokonał badania, z którego wynika, że wdrażanie takiego mechanizmu mogłby zająć około trzech lat, więc rodzi się problem straconego czasu. Inne rozwiązanie konserwatystów to sztywna cena w ETS, z którego można byłoby zrezygnować po przygotowaniu infrastruktury do uwolnionego ETS. Wprowadzenie podatku węglowego proponowanego przez socjaldemokratów i Zielonych nie gwarantuje rezultatu, daje zbyt wiele niewiadomych i nie pozwala niczego planować. Rodzi konieczność stałego dostosowywania podatku, która kończy się sygnałem cenowym bardzo podobnym do tego z ETS ale bez przewag ETS jak możliwość hedgowania. Według mnie zostanie wprowadzone rozwiązanie tymczasowe, jak podatek, a potem ruszą pracę ku stworzeniu ETS w dłuższym terminie.
Jak pogodzić cel neutralności klimatycznej do 2050 roku z planowanymi inwestycjami jak Nord Stream 2, który ma działać przez 50 lat?
Rosjanie utrzymują, że Nord Stream 2 może być wykorzystywany do transportu niebieskiego wodoru, czyli wodoru wytworzonego z gazu ziemnego pozbawionego dwutlenku węgla, który normalnie uciekłby do atmosfery. Na razie jednak nie ma zapotrzebowania na takie rozwiązanie, bo jest za drogie.
Czy Baltic Pipe będzie mógł transportować wodór?
To dobre pytanie do jego budowniczych. Wiem, że Norwegia jest bardzo ambitna, jeśli chodzi o pomysł eksportu niebieskiego wodoru. To lider europejski technologii wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla (CCS). Mogłaby ona zostać wykorzystana do dekarbonizacji gazu.
W takim razie co będzie z terminalami LNG planowanymi przez Niemcy?
Europa ma już teraz około 240 mld m sześc. przepustowości do importu LNG, która odpowiada prawie połowie zapotrzebowania europejskiego. Większość z niej jest prawnie niewykorzystana. LNG z USA jest obecnie tańsze przez nadpodaż i problemy w relacjach amerykańsko-chińskich. Mimo to główną przyczyną budowy terminali LNG w Niemczech jest polityka.
Czy Niemcy naprawdę coś budują? Mamy tylko deklaracje polityków.
Niemcy mają projekty terminali LNG. Chcemy wysłać Donaldowi Trumpowi sygnał, że możemy kupić trochę LNG i z drugiej strony zmniejszyć obawy, że Niemcy staną się zbyt uzależnione od Nord Stream 2. Osobiście nie kupuję tego argumentu. Mamy europejski rynek gazu i dużą przepustowość LNG. Niemcy mogliby już teraz kupić gaz skroplony z…
…Świnoujścia (śmiech).
Dokładnie.
Czy terminale LNG w Niemczech mają perspektywę biznesową? Jest projekt firm Vopak i Novatek. Czy będzie opłacalny?
Trwa duża debata na ten temat. Rozmawiamy o neutralności klimatycznej do 2050 roku. Musimy zdecydować o tym, skąd wziąć zielony gaz do realizacji tego celu. Większość analiz wskazuje, że Niemcy nie będą miały wystarczająco dużo OZE, aby wytworzyć u siebie tyle zielonego gazu ile potrzebują, szczególnie w razie dalszego wzrostu zapotrzebowania przez dekarbonizację przemysłu, jak produkcja stali. Jest bardzo prawdopodobne, że będziemy importować wodór przez Nord Stream 2 albo w postaci zielonego LNG tankowcami z krajów wytwarzających zielony wodór jak Norwegia z dużym wytwarzaniem z wiatru czy kraje Afryki Północnej z fotowoltaiką. Z naszej analizy wynika, że byłby to rodzaj następcy Desertecu, ale bez potrzeby budowy połączenia elektroenergetycznego, które rodziłoby zależność. To była słabość tego przedsięwzięcia. Nikt nie chciał naprawdę łączyć rynku z tym regionem niestabilnym politycznie. W razie problemów z dostawami zielonego gazu z tych krajów można po prostu zmienić dostawcę.
Jaki jest możliwy terminarz takich projektów?
Wszystko zależy od poziomu naszych ambicji. Mamy obecnie w Niemczech cel 80-95 procent redukcji emisji CO2 w stosunku do poziomu z 1990 roku. Można osiągnąć redukcję na poziomie 80 procent bez wykorzystania P2G i wodoru. Aby jednak osiągnąć 95 procent, są one konieczne. Prawdopodobnie będzie to tylko kwestia skali po 2040 roku. To jedna z najdroższych dróg dekarbonizacji, więc należy najpierw zdekarbonizować wszystko inne i dopiero potem sięgnąć po P2G. Jednakże potrzebne są badania i projekty pilotażowe, by wprowadzić technologię na skalę przemysłową. Rząd subsydiuje tak zwane „prawdziwe laboratoria transformacji energetycznej”, z których wiele zajmuje się technologiami zielonego gazu.
Są głosy za wsparciem rządowym P2G. Czy to dobry pomysł?
Tak i nie. Potrzebne są badania na ten temat. Czy powinien za to płacić niemiecki konsument? Raczej nie. Dokładnie tak zrobiliśmy z Energiewende. Były lata kiedy Niemcy dodawali ponad połowę nowej mocy fotowoltaicznej każdego roku. Uzasadnieniem była idea, że tworzymy przemysł słoneczny wiodący na całym świecie i zielone miejsca pracy. Potem w 2012 wycofaliśmy te subsydia, bo stały się szalenie drogie. Teraz mamy najwyższe hurtowe ceny energii w Europie, a OZE są znacznie tańsze, ale my wytwarzamy ich mniej niż w przeszłości. Inni zapewniają więcej nowych mocy korzystając ze spadku CAPEX-u, a przemysł słoneczny przeniósł się prawie całkiem do Chin. Niemieccy konsumenci w dużym stopniu sfinansowali ten spadek CAPEX-u dla wszystkich i należy uważać, aby ten błąd nie powtórzył się przy P2G. Potrzebne jest podejście euroepjskie i warto liczyć na to, że inne części świata także wykonają własną pracę. Na szczęście Chiny ogłosiły już strategię wodorową, Japonia także ma ambitne plany, więc historia wodoru może się skończyć inaczej niż fotowoltaiki.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik