– Całkowite wyzbycie się wytwarzania na bazie węgla nie jest bezpieczne. Transformacja oczywiście jest konieczna, ale na nią potrzeba dekad – mówi doradca prezydenta RP do spraw klimatu Paweł Sałek w rozmowie z BiznesAlert.pl.
Czy ETS naprawdę jest winny wszystkich problemów naszej energetyki i ciepłownictwa, jak mówi wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski? Potrzebna jest ustawa w tej sprawie?
System europejskiego handlu emisjami EU ETS na pewno obciąża obie te branże i to nie ulega żadnej wątpliwości, bo nawet w taryfikowaniu jest on uwzględniany. Natomiast wspomniane pomysły są wewnątrzrządowe i trudno mi się do nich odnosić, bo nie jestem członkiem rządu. Pytanie zasadnicze jest takie, jak daleko zaszła legislacja unijna i decyzje formalno-prawne, bo mamy przecież funkcjonującą dyrektywę o ETS, mamy rozporządzenie dla non-ETS. Ostatni unijny szczyt w lipcu tego roku zatwierdził zapis mówiący o tym, że cel redukcji emisji CO2 na rok 2030 będzie zwiększony. I co do ilościowego, procentowego podejścia ten cel ma być wypracowany do końca tego roku.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że należy się spodziewać poziomu 55 procent.
W świetle tego, co przed rokiem mówiła wówczas kandydatka, a dziś szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen należy się spodziewać tych 55 procent. Jednak pozostaje pytanie o to, na co będzie się mogła zgodzić polska delegacja, bo ta sprawa musi być omawiana na szczycie europejskim w październiku lub w grudniu. A zapisy poprzedniego szczytu mówią, że ten procent musi zostać ustalony w tym roku.
Czy te 55 procent da się osiągnąć?
W polityce klimatycznej warto sobie stawiać cele, ale te możliwe do spełnienia. Doskonale pamiętamy wszyscy rok 2008, pakiet klimatyczny i deklarację 3×20 o tym, że na koniec 2020 r. m.in. 20 procent energii elektrycznej będzie pochodzić z odnawialnych źródeł energii. Znam co najmniej dwa państwa, i nie mam tu na myśli Polski, które tego celu nie osiągnęły samodzielnie, ale dokonały transferu statystycznego po prostu go kupując. Pytanie więc o uczciwość i sens takich ustaleń. Polityką klimatyczną musi jednak kierować rozsądek. A my jako Polska musimy mieć indywidualną ścieżkę w osiąganiu ambitnych celów. To co jest dobre dla Francji, Holandii czy Niemiec niekoniecznie musi być dobre dla Polski.
Polska pokazuje w projekcie Polityki Energetycznej Państwa do 2040 roku, że chce odchodzić od węgla i zejść z 70 procent jego udziału w miksie obecnie do nawet 11 procent w 2040 roku. Gdy rozmawiam ze związkowcami słyszę, że oni myśleli, że „to tylko taka ściema dla UE”.
To jest dokument rządowy, oficjalny, oczywiście będzie jeszcze modyfikowany, ale należy go traktować jak najbardziej poważnie.
Należy się jakoś porozumieć z górnikami, bo związkowcy znowu grożą protestami. Tymczasem rynek mocy, który u nas opiera się głównie na węglu, będzie działał właśnie do 2040 roku.
Bezpieczeństwo energetyczne państwa powinno się opierać na własnych zasobach surowcowych. Nie wiemy co się stanie w przyszłości, jaka będzie sytuacja geopolityczna w regionie i na świecie. Całkowite wyzbycie się wytwarzania na bazie węgla nie jest bezpieczne. Transformacja oczywiście jest konieczna, ale na nią potrzeba dekad.
No dobrze, ale znacząca część węgla spalanego w Polsce pochodzi z importu, głównie z Rosji.
Ten problem jest bardzo złożony, bo wynika zarówno z obowiązujących umów międzynarodowych, jak i procesów i kosztów przygotowywania ścian w naszych kopalniach. To nie są moje kompetencje.
Wróćmy do strategii energetycznej. Choć to wciąż oczywiście tylko zręby dokumentu, to w przyszłym miksie jest atom, morskie farmy wiatrowe na Bałtyku, fotowoltaika i do 11 procent węgla w miksie energetycznym za 20 lat.
Tak szybko nie wyeliminujemy węgla energetycznego. I nie możemy tego robić po prostu ze względu na nasze własne, krajowe interesy. 11 procent do 2040 roku to na razie propozycja, a plany te będą jeszcze omawiane, również ze stroną społeczną.
Rozmawiała Karolina Baca-Pogorzelska