Pomimo działań Rosji, sytuacja hydrologiczna na Krymie nie uległa poprawie. W ciągu bieżącego roku może dojść do znacznego pogorszenia zaopatrzenia mieszkańców Krymu w wodę – mówi dr Dariusz Materniak, redaktor naczelny portalu Polsko-Ukraińskiego w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jak obecnie wygląda sytuacja zaopatrzenia Krymu w wodę? Czy zima pomogła uzupełnić zapasy?
Dr Dariusz Materniak: Jakaś niewielka poprawa sytuacji miała miejsce. Trzeba jednak pamiętać, że ostatnie kilka lat, a zwłaszcza rok 2019, były suche. Efektem jest wysychanie rzek i jezior, o czym w ciągu ostatnich miesięcy informują ukraińskie media – chodzi np. o jezioro Buhaz w pobliżu Sudaku, które wkrótce może w ogóle zniknąć. Również władze lokalnej, rosyjskiej administracji informowały pod koniec lutego o wyczerpaniu zapasów w dwóch dużych zbiorniach: symferopolskim i zahirskim i to mimo zimowych opadów: w tym pierwszym zbiorniku poziom wypełnienia wynosił pod koniec lutego zaledwie 7 procent. Tym samym nie można jednak mówić o jakiejś radykalnej zmianie na lepsze, a tym bardziej o unormowaniu się sytuacji z dostępem do wody. Ta chwilowa poprawa sytuacji wynikająca z warunków atmosferycznych nie ma przełożenia na całościową sytuację, która jest bardzo trudna. Nie widać perspektywy na poprawę, a wszystko wskazuje na to, że będzie wręcz odwrotnie.
Jakie są prognozy na bieżący rok? Czy powtórzy się sytuacja z ubiegłego roku, jeżeli chodzi o niedobór wody?
Na pewno nie będzie lepiej. Rosjanie próbują zapewnić dostawy wody doraźnymi metodami, są plany m.in. budowy rurociągu przez most Krymski, jednak to nie są działania systemowe. Mieszkańcy skarżą się na braki w dostawach wody i na jej niską jakość. Bez porozumienia z Ukrainą, tutaj sytuacja nie ulegnie zmianie na lepsze, a trzeba pamiętać, że do 2014 roku – to jest do początku rosyjskiej okupacji – 85 procent potrzeb w zakresie zaopatrzenia w wodę pokrywały dostawy z „kontynentalnej” Ukrainy.
Mówi Pan o działania rosyjskich, jakie one są?
Przede wszystkim to, co się robi aktualnie, to wiercenie studni artezyjskich. To jest kolejny półśrodek. Pobór wody na Krymie jest coraz większy, a same studnie nie są w stanie sprostać temu zapotrzebowaniu. Na krótką metę to jakoś funkcjonuje, jednak w dłuższym okresie to działanie ma charakter destrukcyjny dla ekosystemu całego półwyspu wobec nadmiernej eksploatacji wód gruntowych. Są plany budowy odsalarni wody, są plany wydobycia wody z dna Morza Azowskiego. To wszystko jest szalenie kosztowne i absolutnie nie daje gwarancji, że skutkiem tych działań będzie rzeczywista poprawa sytuacji hydrologicznej na Krymie.
Wspomniał Pan o Ukrainie i ewentualnym rozwiązaniu problemu wody na Krymie jakimś porozumieniem między Ukrainą i Rosją. Jakie są szanse na taką umowę? Rok temu administracja Zełeńskiego badała nastroje społeczne i chyba nic z tego ostatecznie nie wyszło.
Ukraińskie media praktycznie nie poświęcają temu problemowi uwagi. Wszyscy wiedzą oczywiście o problemach Krymu, jednak jest to łączone z nielegalną aneksją Półwyspu przez Rosję. Bardzo rzadko można usłyszeć cokolwiek na temat ewentualnych negocjacji z Rosją na temat dostaw wody przez kanał Północno Krymski. To może nieco się zmienić w tym roku, ze względu na inaugurację Platformy Krymskiej, czyli platformy dialogu na temat działań związanych z deokupacją Krymu. Oficjalne spotkanie inauguracyjne ma odbyć się w sierpniu tego roku. Nie ma jednak odpowiedzi na najważniejsze pytanie, czy Rosja byłaby zainteresowana jakimś konstruktywnym udziałem w tej platformie? Bez konstruktywnego stanowiska Rosji, którego nie widać – bo Rosja traktuje Krym jak jeden ze swoich podmiotów federalnych – nie ma szans na rozwiązanie problemów na Krymie, również tych związanych z wodą. Rosyjski MSZ zadeklarował, że może wziąć udział w rozmowach na temat dostaw wody, ale temat deokupacji pozostaje poza sferą jego zainteresowań. W zeszłym roku premier Ukrainy Denis Szmihal zadeklarował, że w przypadku katastrofy humanitarnej Ukraina udzieliłaby pomocy mieszkańcom Krymu także w zakresie zaopatrzenia w wodę, jednak za tą ogólną deklaracją nie poszły konkretne propozycje. Stanowisko Kijowa pozostaje niezmienne: przywrócenie dostaw dopiero po deokupacji Półwyspu.
Dużo mówiło się, zwłaszcza na Ukrainie, o groźbie konfliktu zbrojnego. Czy ten scenariusz nadal jest brany pod uwagę?
To było podsycanie pewnego napięcia. Rosja ma potencjał wojskowy, który pozwalałby na przeprowadzenie takiej operacji. To bez dwóch zdań jest scenariusz otwarty z teoretycznego punktu widzenia. Tylko, że tutaj wchodzą dwa czynniki, które zniechęcają Rosję do takiego rozwiązania problemu. Po pierwsze, Rosja unika przyznania się, że jest zaangażowana w działania zbrojne na terenie Ukrainy. Na Krymie wprost przyznano się do przeprowadzenia operacji wojskowej, jednak już w przypadku Donbasu, Moskwa cały czas konsekwentnie zaprzecza swojemu bezpośredniemu udziałowi w tym konflikcie. Jeśli chodzi o kwestię dostaw wody i jej ewentualne militarne rozwiązanie, Rosja musiałaby zapoczątkować operację o dużej skali, nie mogłaby tego ukryć. Po drugie, uwarunkowania geograficzne Krymu raczej nie pozwalają na wyprowadzenie głównego natarcia z tego kierunku. Ukrainę „kontynentalną” i Krym dzieli wąski przesmyk, łatwy do kontroli ogniowej przez stronę ukraińską. Taka operacja wiązałaby się z dużymi stratami po obu stronach, na które Rosja nie może i nie chce sobie pozwolić. Można ewentualnie spodziewać się jakichś działań hybrydowych, działań dywersyjnych, ale o otwartym konflikcie mowy być nie może. Problem wody Rosja musi rozwiązać w inny sposób, a narażanie się na kolejne sankcje Zachodu, po blisko siedmiu latach obowiązywania dotychczasowych nie jest tym, czego Rosja teraz oczekuje i na co może sobie pozwolić.
Rozmawiał Mariusz Marszałkowski