W sieci pojawiły się zdjęcia nowej ukraińskiej rakiety manewrującej „Flamingo”, której deklarowany zasięg sięga 3000 km. Broń może mieć strategiczne znaczenie zarówno dla przebiegu wojny, jak i dla przyszłości europejskiego bezpieczeństwa.
Zdjęcia rakiety „Flamingo” opublikował ukraiński dziennikarz Jefrem Łukatsky, a fotografie wykonano dla agencji Associated Press. Według podanych informacji, system został już wprowadzony do produkcji seryjnej w zakładach Fire Point na Ukrainie.
Rakieta wizualnie przypomina FP-5 opracowaną przez firmę Milanion Group ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zaprezentowaną na targach IDEX-2025. Jej parametry, jeśli są zbieżne z FP-5 – mogą obejmować:
- zasięg do 3000 km,
- prędkość przelotową 800–900 km/h,
- maksymalną prędkość 950 km/h,
- wysokość lotu do 5 km,
- masę startową ok. 6 ton,
- głowicę bojową o masie do 1000 kg,
- system naprowadzania inercyjno-satelitarny odporny na zakłócenia walki radioelektronicznej (REB).
Takie zdolności pozwalałyby Flamingo razić cele w całej europejskiej części Rosji. Cele mogą obejmować Moskwę, Petersburg, Wołgograd, Rostów nad Donem, Jekaterynburg oraz Nowosybirsk.
Pochodzenie i podobieństwa do FP-5
Eksperci wskazują na bliskie podobieństwo Flamingo do FP-5. Lotniczy analityk Konstantyn Kryvolap w rozmowie z „Telegrafem” zauważa, że Fire Point i Milanion Group są ze sobą powiązane. Pierwsza produkuje drony FP-1, druga rakiety FP-5. Według niego, możliwe jest zintegrowane użycie obu systemów. Drony można użyć jako narzędzie walki radioelektronicznej i wsparcia, a rakiety, jako środek rażenia.

Kryvolap ocenia, że Flamingo ma większy potencjał niż ukraiński Neptun. To dotychczasowa chluba krajowej myśli technicznej. – Tutaj proces jest prostszy: złożyć – wystrzelić. Dlatego produkcja może szybko osiągnąć poziom 50 rakiet miesięcznie – stwierdził.
Wątpliwości i sceptycyzm
Choć parametry robią wrażenie, Kryvolap i inni eksperci podchodzą do nich z ostrożnością. Dla konstrukcji o długości 6 metrów głowica bojowa o masie 1000 kg może być trudna do zrealizowania. – Jeśli system naprowadzania jest precyzyjny, wystarczy mniejsza – podkreśla Kryvolap.
Jeszcze bardziej sceptyczny jest Aleksander Koczetkow, ekspert ds. broni rakietowo-jądrowej i były pracownik biura konstrukcyjnego „Piwdenne”. Zwraca uwagę, że zapowiedzi nowych systemów nie przesądzają o ich skuteczności. – Rakietę ocenimy dopiero po jej realnym użyciu. Na razie przypomina ona bardziej modernizowanego radzieckiego „Stryża” – ocenił w komentarzu dla „Telegrafu”.
Polityczny kontekst i możliwe konsekwencje
Publikacja zdjęć Flamingo może mieć również wymiar polityczny. Kryvolap sugeruje, że pojawienie się informacji o nowej broni zbiegło się z trudną sytuacją na froncie i w negocjacjach międzynarodowych. – Jeśli coś pojawia się w sieci, to zawsze jest związane z polityką – zauważa ekspert.
Jeśli jednak Ukraina rzeczywiście uzyska zdolność produkcji 50 rakiet miesięcznie o zasięgu 3000 km, oznaczałoby to poważne zagrożenie dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Zagrożenie obejmuje również energetykę i logistykę na zapleczu frontu. Kryvolap szacuje, że taka skala uderzeń mogłaby sparaliżować nawet 80 proc. rosyjskiego przemysłu wojskowego w europejskiej części kraju.
„Flamingo” pozostaje na razie zagadką. Część ekspertów widzi w nim potencjał do strategicznego wstrząsu. Inni przypominają, że o skuteczności broni przesądza nie deklaracja, lecz użycie bojowe. Niezależnie od tego, sama zapowiedź nowej rakiety o zasięgu międzykontynentalnym jest sygnałem politycznym. To dla Moskwy i jej sojuszników sygnał, że Ukraina nie tylko się broni, ale rozwija ofensywne zdolności rażenia dalekiego zasięgu.
Portal Obronny / telegraf.com.ua / Mehza / X / Hanna Czarnecka