Gwarancja, że podwyżki taryf za ciepło w 2023 roku nie będą wyższe niż 40 procent to mechanizm, za którym idą gigantyczne dopłaty dla przedsiębiorstw energetycznych. W efekcie, gotówkowe wypłaty dodatków zwiększą inflację, ceny paliw wzrosną jeszcze bardziej, a ci którzy na prawdę nie mają za co opłacić rachunków za energię, będą w jeszcze trudniejszej sytuacji. To jest gaszenie pożaru benzyną – mówi posłanka Partii Zieloni Urszula Zielińska w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Niedawno w Sejmie odbyła się debata o proponowanej przez Prawo i Sprawiedliwość ustawie, która ma zahamować wzrost cen ciepła. Jak ocenia Pani proponowane regulacje?
Urszula Zielińska: Niestety nie będzie to rozwiązanie systemowe i prawdopodobnie nie wystarczy nawet na jeden sezon grzewczy. Jeśli chodzi o dodatki na węgiel i inne paliwa stałe, to zakładając, że nawet jeśli to paliwo będzie na rynku, co jest wątpliwe, to dodatek zapewni nam ciepło na najwyżej jeden miesiąc. Dzisiaj, za 3000 złotych, odbiorca może kupić niecałą tonę węgla, a ceny wciąż szybują w górę. Największa obawa jest więc taka, że dodatek wystarczy na miesiąc ciepła w grudniu. A od stycznia będziemy znów w punkcie wyjścia.
Ile będzie nas kosztować ograniczenie wzrostu cen ciepła?
Gwarancja, że podwyżki taryf za ciepło w 2023 roku nie będą wyższe niż 40 procent to mechanizm, za którym idą gigantyczne dopłaty dla przedsiębiorstw energetycznych. Stąd całkowity koszt tej jednej tylko ustawy dla skarbu państwa to 40 miliardów złotych. Skandaliczne jest to, że ani w uzasadnieniu do ustawy ani w parlamentarnej dyskusji nie było informacji o jej całkowitym koszcie. Co gorsza, ani złotówka z tej gigantycznej kwoty nie idzie na rozwiązania systemowe. Zamiast nich państwo rozdaje gotówkę zarówno bogatym jak i biednym, mówiąc: a teraz poszukajcie sobie węgla, gazu czy chrustu w lesie. W efekcie, gotówkowe wypłaty dodatków zwiększą inflację, ceny paliw wzrosną jeszcze bardziej, a ci którzy na prawdę nie mają za co opłacić rachunków za energię, będą w jeszcze trudniejszej sytuacji. To jest gaszenie pożaru benzyną.
Jakie w takim razie proponowaliby Państwo rozwiązania, żeby uniknąć kłopotów tą zimą?
Zamiast dodatków węglowych potrzebujemy “dodatków do OZE”. Mam nam myśli dopłaty do termoizolacji i inwestycje w tanie, czyste źródła energii. Docieplenie domu pozwala zmniejszyć rachunki za ciepło nawet o 60 procent. Pompy ciepła ogrzeją nas za mniej niż połowę ceny w porównaniu do węgla. Fotowoltaika, energia wiatrowa czy biogaz rolniczy to czyste paliwa, których ceny spadają z roku na rok, podczas gdy ceny paliw kopalnych będą tylko rosnąć. To są właśnie rozwiązania systemowe.
Suma kosztu wszystkich jednorazowych dodatków na ten sezon grzewczy szacowana jest na około 70 miliardów złotych . Oprócz ustawy o dodatku energetycznym za 40 miliardów, mieliśmy też ustawę o dodatku węglowym za 13,5 miliarda. Do tego tzw. dodatek osłonowy za 4 miliardy. Dalej – obniżki podatku VAT i inne, jednorazowe rozwiązania. Finalnie nikt nie wie, ile to wszystko będzie kosztowało. Wiadomo za to, że wystarczy na ciepło na najwyżej 4 tygodnie tej zimy. A przecież za 70 miliardów złotych można docieplić ponad milion domów. Można zafundować pompy ciepła dla 2 milionów gospodarstw domowych – tych najbardziej potrzebujących. To zapewniłoby im ciepło tańsze o ponad połowę i zmniejszyło zapotrzebowanie na węgiel, którego brakuje, na dekady. Jednocześnie konieczne są inwestycje w sieć energetyczną, której stan grozi blackoutem i hamuje rozwój tanich źródeł energii. To tylko kilka przykładów, które pokazują, że istnieją tańsze, systemowe i proklimatyczne alternatywy dla jednorazowych, gigantycznych dopłat do paliw kopalnych. Oczywiście, nic nie dzieje się z dnia na dzień, więc dziś łatwiej powiedzieć, że odbiorca końcowy dostanie 3000 złotych i ma za to sam znaleźć na rynku węgiel. Ta krótkowzroczność, z punktu widzenia partii rządzącej która weszła już w kampanię wyborczą, jest prostsza. Ale nas, obywateli i podatników, może ona doprowadzić do katastrofy finansowej i energetycznej jeszcze tej zimy.
Oprócz prób ograniczania cen ciepła, rząd w międzyczasie poluzował normy jakości paliw.
To potwierdza obawy, które pojawiają się w przestrzeni publicznej, że ten węgiel, który do nas płynie, nie spełnia żadnych norm. Na dwa lata zdjęto normy jakości paliw stałych w domach, czyli będzie można palić wszystkim i zatruwać wszystkich wokół. Po drugie, na jeden sezon zdjęto normy emisji pyłów dla ciepłownictwa, co wydaje się potwierdzać tezę, że rząd zakupił węgiel bardzo niskiej jakości. Do kryzysu energetycznego “w bonusie” dostajemy więc smog i jego skutki. Pamiętajmy, że w Polsce odnotowujemy już około 50 tysięcy przedwczesnych zgonów rocznie i mamy najgorszą jakość powietrza w Europie. Najnowsze badania pokazują, że tych zgonów może być nawet dwukrotnie więcej. Do węglowego pieca rząd wrzuca więc nie tylko 70 mld zł, ale też całą politykę antysmogową ostatnich lat.
Widzimy jak bardzo jesteśmy nieprzygotowani na tę zimę. Być może trzeba było zadziałać tak jak inne kraje i zrobić to za kilka miesięcy, po uzupełnieniu rezerw. Na pewno należało zatrzymać eksport węgla z Polski, bo w tym roku wyjedzie od nas około 3 milionów ton węgla. Być może była to zbyt pochopna decyzja. Na pewno została podjęta bez przygotowania i bez rzetelnej informacji rządu o stanie zapasów. Ale powtórzę jeszcze raz: o wiele lepszym wyjściem byłoby podjęcie działań systemowych, o których jako Zieloni mówimy od początku kadencji. Dziś z pewnością bylibyśmy w innym punkcie, a Polacy nie płaciliby za nieudolną politykę energetyczną rządu.
Rozmawiał Michał Perzyński