Najważniejsze informacje dla biznesu

Tomahawki, a później F-35 – tak wyglądałaby inwazja USA na Iran

Napięcia między USA a Iranem eskalują. Mariusz Cielma, ekspert ds. wojskowości, wyjaśnia jak mógłby wyglądać amerykański atak. – USA posiada szeroki arsenał precyzyjnych środków lotniczych. Ich zasięg lotu przekracza 100 kilometrów. Dopiero po ich użyciu sięgnięto by po uzbrojenie o krótszym zasięgu – wskazuje.

Prezydent Donald Trump zagroził Iranowi, że jeżeli nie dojdzie do porozumienia w sprawie tamtejszego programu nuklearnego, Stany Zjednoczone przeprowadzą atak. Sytuacja stała się bardziej napięta gdy do bazy Diego Garcia dotarły amerykańskiego bombowce B-52. Placówka znajduje się na Oceanie Indyjskim i Iran zagroził przeprowadzeniem na nią ataku wyprzedzającego. Jak mogłoby wyglądać spełnienie gróźb Trumpa i atak USA na Iran komentuje w rozmowie z Biznes Alert Mariusz Cielma, analityk wojskowy i redaktor naczelny Nowej Techniki Wojskowej.

To nie pierwsze rodeo USA

– Uważam, że mielibyśmy do czynienia z odtworzeniem pewnego rodzaju szablonu. Widzieliśmy go już w wykonaniu Sił Zbrojnych USA na przestrzeni ostatnich dekad. Początkowo Waszyngton użyłby środków lotniczych dalekiego zasięgu m.in. pocisków manewrujących. Wymierzając je w obiekty kluczowe dla zarządzania polem walki przez Iran. Mówiąc wprost w stanowiska dowodzenia czy systemy kierowania obroną powietrzną. Dużo zależy od dokładnych celów amerykańskiej operacji – zauważa ekspert.

Jako potencjalny cel wskazuje przemysł, tym samym to na nim mogłyby się skupić rakiety USA. Alternatywą byłaby próba wymierzenia „kary” i obrania za cel obiektów militarnych.

Najpierw Tomahawki, później F-35

– Dopiero następnym krokiem byłoby wprowadzenie samolotów przenoszących uzbrojenie, ciągle jednak o większym zasięgu. USA nie będą chciały narazić swoich środków na rażenie obrony powietrznej przeciwnika. Dopiero w przypadku jej zneutralizowania lub zdezorganizowania siły powietrzne wkroczyłyby do działania – wyjaśnia Mariusz Cielma.

Rozmówca Biznes Alert powołuje się na amerykańskie działania podczas Pustynnej Burzy i użyciu na jej początku rakiet Tomahawk, które były odpalane z okrętów. Analogicznie mogłyby zadziałać pociski manewrujące JASSM, których wtedy jednak nie było w użyciu.

USA posiada szeroki arsenał precyzyjnych środków lotniczych. Ich zasięg lotu przekracza 100 kilometrów. Dopiero po ich użyciu sięgnięto by po uzbrojenie o krótszym zasięgu – dodaje.

Okręty vs kutry kamikadze

– Nie zakładałbym, żeby okręty strzelały z dział, w odległości kilkunastu kilometrów od wybrzeża Iranu. Raczej trzymałyby się z dala i służyły do odpalenia np. pocisków manewrujących. Jeżeli rozważamy konflikt zbrojny USA i Iranu to nie powinniśmy postrzegać go jako równego z równym. Tym samym Teheran działałby asymetrycznie. Wiele wskazuje, że już od lat przygotowuje się do takiego działania – mówi rozmówca Biznes Alert.

Wyjaśnia, że Iran inwestuje w uzbrojone kutry różnego typu. Prawdopodobne jest użycie ich w charakterze broni kamikadze.

– Możliwe, że byłyby sterowane przez operatorów-samobójców, zamiast zdalnie, aby USA nie mogły ich zakłócić. Samo zagrożenie mogłoby trzymać amerykańską flotę na dystans – dodaje.

Cielma zauważa, że w obecnych czasach, uwzględniając również prezydenturę Donalda Trumpa, nie może być wiele gorszych wiadomości niż amerykańskie ofiary. Nawet w postaci kilku samolotów lub części załogi okrętu.

Atak na Iran to nie byłaby kaszka z mlekiem

Rozmówca Biznes Alert zwraca uwagę, że armia Iranu liczy (według szacunków) około pół miliona żołnierzy. Samo państwo jest ogromne i ma środki oraz sojuszników.

– Dodatkowo posiada rozbudowane struktury militarne, oparte o przesłanki religijne. Mam na myśli korpus Strażników Rewolucji. USA dzięki swojej potędze mogłyby złamać Iran, ale nie go kontrolować – wyjaśnia Cielma.

Jako zbliżony przykład podaje operacje w Iraku, gdzie Stany Zjednoczone złamały tamtejszą armię, ale utknęły na ponad dekadę, związane wojną partyzancką.

– Iran byłby trudniejszym wyzwaniem. Ustępuje USA technologicznie, ale jego sprzęt pozostaje pewną niewiadomą. Waszyngton do końca nie może być pewien na ile skutecznie mógłby np. zakłócić pracę radarów i systemów kierowania środkami przeciwlotniczymi. Iran mocno opiera się na lokalnych rozwiązaniach – mówi na zakończenie rozmówca Biznes Alert.

Zdaniem Mariusza Cielmy konflikt obliczony na zajęcie i pełne zniszczenie Iranu jest mało prawdopodobny.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Iran potrzebuje pretekstu i pół roku by zrobić broń jądrową

Napięcia między USA a Iranem eskalują. Mariusz Cielma, ekspert ds. wojskowości, wyjaśnia jak mógłby wyglądać amerykański atak. – USA posiada szeroki arsenał precyzyjnych środków lotniczych. Ich zasięg lotu przekracza 100 kilometrów. Dopiero po ich użyciu sięgnięto by po uzbrojenie o krótszym zasięgu – wskazuje.

Prezydent Donald Trump zagroził Iranowi, że jeżeli nie dojdzie do porozumienia w sprawie tamtejszego programu nuklearnego, Stany Zjednoczone przeprowadzą atak. Sytuacja stała się bardziej napięta gdy do bazy Diego Garcia dotarły amerykańskiego bombowce B-52. Placówka znajduje się na Oceanie Indyjskim i Iran zagroził przeprowadzeniem na nią ataku wyprzedzającego. Jak mogłoby wyglądać spełnienie gróźb Trumpa i atak USA na Iran komentuje w rozmowie z Biznes Alert Mariusz Cielma, analityk wojskowy i redaktor naczelny Nowej Techniki Wojskowej.

To nie pierwsze rodeo USA

– Uważam, że mielibyśmy do czynienia z odtworzeniem pewnego rodzaju szablonu. Widzieliśmy go już w wykonaniu Sił Zbrojnych USA na przestrzeni ostatnich dekad. Początkowo Waszyngton użyłby środków lotniczych dalekiego zasięgu m.in. pocisków manewrujących. Wymierzając je w obiekty kluczowe dla zarządzania polem walki przez Iran. Mówiąc wprost w stanowiska dowodzenia czy systemy kierowania obroną powietrzną. Dużo zależy od dokładnych celów amerykańskiej operacji – zauważa ekspert.

Jako potencjalny cel wskazuje przemysł, tym samym to na nim mogłyby się skupić rakiety USA. Alternatywą byłaby próba wymierzenia „kary” i obrania za cel obiektów militarnych.

Najpierw Tomahawki, później F-35

– Dopiero następnym krokiem byłoby wprowadzenie samolotów przenoszących uzbrojenie, ciągle jednak o większym zasięgu. USA nie będą chciały narazić swoich środków na rażenie obrony powietrznej przeciwnika. Dopiero w przypadku jej zneutralizowania lub zdezorganizowania siły powietrzne wkroczyłyby do działania – wyjaśnia Mariusz Cielma.

Rozmówca Biznes Alert powołuje się na amerykańskie działania podczas Pustynnej Burzy i użyciu na jej początku rakiet Tomahawk, które były odpalane z okrętów. Analogicznie mogłyby zadziałać pociski manewrujące JASSM, których wtedy jednak nie było w użyciu.

USA posiada szeroki arsenał precyzyjnych środków lotniczych. Ich zasięg lotu przekracza 100 kilometrów. Dopiero po ich użyciu sięgnięto by po uzbrojenie o krótszym zasięgu – dodaje.

Okręty vs kutry kamikadze

– Nie zakładałbym, żeby okręty strzelały z dział, w odległości kilkunastu kilometrów od wybrzeża Iranu. Raczej trzymałyby się z dala i służyły do odpalenia np. pocisków manewrujących. Jeżeli rozważamy konflikt zbrojny USA i Iranu to nie powinniśmy postrzegać go jako równego z równym. Tym samym Teheran działałby asymetrycznie. Wiele wskazuje, że już od lat przygotowuje się do takiego działania – mówi rozmówca Biznes Alert.

Wyjaśnia, że Iran inwestuje w uzbrojone kutry różnego typu. Prawdopodobne jest użycie ich w charakterze broni kamikadze.

– Możliwe, że byłyby sterowane przez operatorów-samobójców, zamiast zdalnie, aby USA nie mogły ich zakłócić. Samo zagrożenie mogłoby trzymać amerykańską flotę na dystans – dodaje.

Cielma zauważa, że w obecnych czasach, uwzględniając również prezydenturę Donalda Trumpa, nie może być wiele gorszych wiadomości niż amerykańskie ofiary. Nawet w postaci kilku samolotów lub części załogi okrętu.

Atak na Iran to nie byłaby kaszka z mlekiem

Rozmówca Biznes Alert zwraca uwagę, że armia Iranu liczy (według szacunków) około pół miliona żołnierzy. Samo państwo jest ogromne i ma środki oraz sojuszników.

– Dodatkowo posiada rozbudowane struktury militarne, oparte o przesłanki religijne. Mam na myśli korpus Strażników Rewolucji. USA dzięki swojej potędze mogłyby złamać Iran, ale nie go kontrolować – wyjaśnia Cielma.

Jako zbliżony przykład podaje operacje w Iraku, gdzie Stany Zjednoczone złamały tamtejszą armię, ale utknęły na ponad dekadę, związane wojną partyzancką.

– Iran byłby trudniejszym wyzwaniem. Ustępuje USA technologicznie, ale jego sprzęt pozostaje pewną niewiadomą. Waszyngton do końca nie może być pewien na ile skutecznie mógłby np. zakłócić pracę radarów i systemów kierowania środkami przeciwlotniczymi. Iran mocno opiera się na lokalnych rozwiązaniach – mówi na zakończenie rozmówca Biznes Alert.

Zdaniem Mariusza Cielmy konflikt obliczony na zajęcie i pełne zniszczenie Iranu jest mało prawdopodobny.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Iran potrzebuje pretekstu i pół roku by zrobić broń jądrową

Najnowsze artykuły