Podatek węglowy bardziej zaszkodzi, niż pomoże?

26 stycznia 2018, 07:00 Alert

Polityka opodatkowania węgla cieszy się poparciem szerokiej koalicji politycznych graczy. Doprowadza nawet do niecodziennych zbieżności w obozach amerykańskich Demokratów i Republikanów (prawie połowa z nich opowiada się za tego typu rozwiązaniem podatkowym – poza, co było do przewidzenia, prezydentem Donaldem Trumpem). Dodatkowo, aby lepiej przedstawić skalę poparcia, można dorzucić większość amerykańskich środowisk proekologicznych i ekonomicznych, ponad 1200 korporacji z różnych państw oraz ponad 140 globalnych marek, włączając Microsoft i Cummins. Obie firmy zaadaptowały nawet specjalne strategie promujące antywęglowe rozwiązania.

Podatek węglowy

Oczywiście podatek węglowy nie jest starym rozwiązaniem ugruntowanym w systemie. Został zaprojektowany stosunkowo niedawno, by zwiększyć konkurencyjność odnawialnych źródeł energii na rynku energetycznym, w obliczu globalnego, proekologicznego trendu. Pamiętać należy, że tego typu podatek nie jest obliczony na zysk, tylko na redukcję emisji gazów. Pobudza to światowe zapotrzebowanie na elektrownie wykorzystujące OZE (Odnawialne Źródła Energii). Tylko w ciągu ostatniej dekady inwestycje w OZE przyniosły wzrost infrastruktury tego sektora o ponad 1000%. Wśród wiodących państw, inicjujących takowe przemiany infrastrukturalne, wymienić można ChRL, Stany Zjednoczone, Niemcy, Indie czy Hiszpanię. Pomimo tego, administracja Donalda Trumpa raz za razem zaprzecza pogłoskom o dalszym reformowaniu polityki podatkowej pod kątem opodatkowania energetyki węglowej.

Jednakże, wbrew globalnym trendom, badania ujawniają istotny, częstokroć pomijany czynnik, który wpływa na kwestie związane z ekologią. Wynika z nich, że dalsze okładanie energetyki węglowej kolejnymi rozwiązaniami podatkowymi, może (wbrew pozorom) bardziej zaszkodzić, aniżeli pomóc OZE. Jak to możliwe? Poprzez destrukcyjne powiązanie liberalizacji rynku i promowania źródeł odnawialnych. Problem wywodzi się z dwóch istotnych rozwiązań rozwojowych, które zmieniają globalny profil produkcji energii elektrycznej i jej pochodne procesy – chodzi o liberalizację rynku i promocję odnawialnych źródeł energii. Rozwój OZE jest stale hamowany przez tzw. ,,okresowość”. Polega ona na czasowym, z reguły zależnym od warunków naturalnych, korzystnym dla produkcji energii okresie. Niestety, w odróżnieniu od źródeł konwencjonalnych, elektrownie bazujące na źródłach odnawialnych nie mogą być wyłączane i włączane ot tak. Dodatkowo nie ma gwarancji, że w okresach ich pracy nastaną odpowiednie warunki do produkcji energii, co w gruncie rzeczy jest dość oczywiste – wiatr może przecież przestać wiać, a warunki pogodowe ograniczyć dostęp promieni słonecznych.

OZE

Oznacza to, że wokół OZE roztacza się wciąż aura niepewności. Aby zadośćuczynić za ich ”okresowość” dostawcy ekologicznej energii często stawiają na plan awaryjny, który w gruncie rzeczy opiera się na posiadaniu zapasowych generatorów prądotwórczych, wykorzystujących węgiel w czasie, gdy nie ma odpowiednich warunków do korzystania z OZE. Co za tym idzie, podwyżka cen węgla może w tym wypadku uderzyć w sektor, któremu intuicyjnie powinna pomagać. Oczywiście wszystko zależy od warunków, których nie da się jasno przewidzieć. Do tego dochodzi jeszcze kwestia wspomnianej liberalizacji rynku, która przez ostatnie dwie dekady bazowała na ułatwieniu dostępu do niego coraz to nowszym firmom proekologicznym. To może wzmocnić wspomniany problem ”okresowości”, z uwagi na większą dowolność w ustalaniu cen energii.

Długoterminowe kontrakty nie są rozwiązaniem. Wzmacnianie konkurencyjności OZE, w odniesieniu do innych rozwiązań energetycznych, polega również na dążeniu dostawców do zawierania długoterminowych kontraktów. Tutaj również pojawia się problem. Pomimo szlachetnych intencji, bazujących na chęci promocji i wzmocnienia sektora OZE (czy to w Stanach Zjednoczonych, czy to w Niemczech), może dojść do swoistego ”przeinwestowania”. Oznaczałoby to przeszacowanie efektywności OZE, co w połączeniu z podatkowym obciążeniem stabilnego sektora energetyki węglowej, mogłoby skończyć się katastrofalnie pod względem ekonomicznym. Co zatem można zrobić?

Rozwiązania 

Być może rozwiązaniem będzie uderzenie w samą ”okresowość”. Z pewnością jest ona jednym z głównych powodów zmniejszających rozrost inwestycji w sektorze OZE. Na szczęście istnieje kilka alternatywnych działań, które można podjąć w celu rozluźnienia więzi pomiędzy energetyką ekologiczną, a awaryjną energetyką węglową. To dałoby szansę na zmniejszenie negatywnego efektu, opisanego przez wspomniane wyżej badania. Jedną z najlepiej wybrzmiewających alternatyw jest strategia łączenia elektrowni wiatrowych i słonecznych w taki sposób, aby na wypadek zawodności jednej, pracowała druga. Taka komplementarność zmniejszyłaby częstotliwość umieszczania w elektrowniach konwencjonalnych generatorów węglowych, a w dalszym ciągu bazowałaby na rozwiązaniach proekologicznych.

Jest także mowa o relatywnie nowych technologiach. Chociażby o rozwiązaniu nawiązującym do znanych w Polsce elektrowni szczytowo-pompowych. W przypadku deficytu czynnika prądotwórczego – wiatru lub promieni słonecznych – można by wykorzystać zapasy pochodzące z hydroenergii, bądź energii termalnej, nagromadzone wcześniej w specjalnych magazynach energetycznych.

Na takowe rozwiązania trzeba jednak poczekać. Po pierwsze za mało o nich wiemy, a po drugie kampania proekologiczna wciąż przegrywa z rozwiązaniami konwencjonalnymi. Stanowi to pewnego rodzaju balast. Jednakże, co najistotniejsze, pomysły na potencjalny rozwój sektora OZE pojawiają się dość regularnie. Pytanie tylko w jakim tempie i czy w ogóle nastąpi ich implementacja? Na te pytania odpowiedzieć może jednie czas.

HEC Paris Insights/Adam Targowski

Plan Macrona może zniszczyć energetykę w Polsce