Laskowski: Patrz pan! Węgiel i się nie pali! (FELIETON)

25 października 2022, 07:25 Energetyka

– Wielu widzów śledzących obecną sytuację na rynku węgla miało okazję zobaczyć jak trudno rozpalają się importowane węgle, szczególnie australijskie i indonezyjskie. Kolumbijskie też powodują liczne kłopoty. Dla specjalistów z branży węglowej to nic nowego – pisze Andrzej Laskowski, współpracownik BiznesAlert.pl.

Łopata i węgiel. Fot. Freepik.
Łopata i węgiel. Fot. Freepik.

Nie jest tajemnicą, że w obrocie węglem uczestniczy wiele przypadkowych osób i firm nie mających w istocie pojęcia o węglu. Tymczasem braki na rynku dodatkowo przyciągnęły spekulantów liczących na szybki zysk. Podobno węgiel to „czarne złoto”. Pamiętajmy, więc o pirycie (w języku jubilerskim zwany Tombakiem), który bardzo podobny nie ma nic wspólnego ze złotem, ale nazywany jest „złotem głupców”. A importowane węgle mają wiele wspólnego z pirytem.

Jak rozpala się węgiel?

Drewno rozpałkowe podgrzewa węgiel do temperatury uwolnienia części lotnych, które zapalając się wytwarzają temperaturę zapłonu samego węgla. Też początkowy etap jest kluczowy dla rozpalenia węgla. Bez części lotnych rozpalenie jest wręcz niemożliwe w warunkach domowych. Nie wytworzymy temperatury zapłonu węgla. Tymczasem węgle, które importujemy z różnych części świata (Australia, Indonezja, Kolumbia) to w większości pochodzące z odkrywek o zupełnie innej geologii niż węgle krajowe. Ale dla importerów liczy się ich niska cena (ok. połowy cen giełdowych RB, ARA, NZ), a nie jakość geologiczna. Zobaczyła żaba, że konie kują, więc sama płetwy nadstawia.

Kolumbia

Problem tych węgli wynika z prymitywnych metod wydobycia pozbawionych instalacji płukania węgla. Nie istnieje tam separacja węgla od kamienia. Stąd biorą się uzasadnione zarzuty nabywców, że ilość kamienia w tych węglach jest bardzo wysoka. Natomiast dziwi, że importerzy nie przeprowadzają płukania w portach po wyładunku. Sprzedaż takiego produktu to w istocie nie handel węglem, ale surowym urobkiem. I na tej podstawie inspekcja handlowa powinna potraktować importerów jako sprzedających odpad węglowy i stosownie ukarać. Inna sprawa to, że nawet po płukaniu węgle kolumbijskie rzadko przekraczają wartość opałowa 24 MJ/kg czyli nie są odpowiednie dla naszych „kopciuchów”.

Indonezja

I to jest pułapka. Indonezja to producent WĘGLI SUBITUMICZNYCH, o czym najwyraźniej nasi spece zapomnieli, a spekulanci nawet nie wiedzą co to jest. Dlatego należy się wyjaśnienie. To węgiel, który już nie jest brunatny, ale jeszcze nie kamienny. Charakteryzuje się wysoką wilgocią 10-40 procent, niskim węglem chemicznych 35-45 procent. Oznacza to, że podczas rozpalania części lotne w otoczce wilgoci nie są w stanie wytworzyć płomienia zdolnego rozpalić węgiel chemiczny. Ciepło akumuluje wilgoć. Dlatego takie węgle poza przemysłem trudno rozpalić w warunkach domowych. Co więcej, struktura popiołowa ma skłonność do aglomeracji w niskich temperaturach i jest zmorą dla rusztów przesypowych.

Australia

Przy tych węglach mamy jeszcze inną sytuację. To WĘGLE SEMIANTRACYTOWE. Kolejny typologicznie węgiel nieznany w naszym kraju. Kuzyn antracytu, ale o częściach lotnych do 17 procent – nasze krajowe mają ponad 30 procent – i dużo wyższym węglu chemicznym, znacznie powyżej 70 procent – nasze krajowe ok. 56 procent. Taki skład daje wysoką wartość opałową, ale rozpalenie to zmora. Jeżeli nie wytworzymy temperatury powyżej 700oC to nie sposób go rozpalić. Korzyścią jest niska emisja dymu, ale jak nim palić w domu? Musimy rozpalić krajowym węglem i w szczycie wielkości płomienia dodać taki węgiel. Pali się długo i stabilnym płomieniem.

Czy to jednak wszystko o importowanych węglach?

Niestety nie. Z przykrością należy stwierdzić, że spekulanci poszli na całość wykorzystując sytuację na rynku. Oglądałem wiele importowanych węgli i muszę stwierdzić, że oszustwo kwitnie. Standardy jakości ARA czy RB nie są w ogóle przestrzegane. Wartość opałowa, popiół, wilgoć, siarka to fikcja na papierze. To nie przypadek, że zniknęły zwały nadkładów przy odkrywkach, gdzie połowa to węgiel, a połowa kamień. To też do nas płynie. Nadszedł więc czas, aby postawić na baczność instytucje kontroli jakości węgla.

Na koniec – dygresja. Lata temu, gdy pracowałem w RPA przy technologiach przetwarzania węgla mój świętej pamięci kolega Isac Erasmus – Afrykaner – powiedział mi: „Andrew jak jakiś dureń powie ci, że o węglu wie wszystko, to uciekaj od niego daleko. Bo matoł nic nie wie o węglu. Przetwarzam węgiel czterdzieści lat i każdego dnia odkrywam coś nowego”. Sugeruję, aby wszyscy „specjaliści”, którzy obecnie tak ochoczo wypowiadają się o węglu wzięli sobie do serca słowa śp. Isaca. Dzięki niemu opracowałem technologię produkcji węgla bezdymnego.

Świrski: Czy musimy palić banknotami w kotłach węglowych? (FELIETON)