Wilczyński: Aby polski węgiel się opłacał, należałoby zwolnić nawet połowę górników

20 listopada 2015, 08:03 Energetyka

KOMENTARZ

Zabytkowa kopalnia węgla kamiennego.

Dr Michał Wilczyński*

Przed nowym rządem i nowym ministrem energetyki stoi szereg wyzwań związanych z funkcjonowaniem polskiego górnictwa. Od tego jak rozwiążą stojące przed tym sektorem problemy zależy przyszłość całej gospodarki.

Ostatnie wywiady nowego ministra energetyki Krzysztofa Tchórzewskiego dowodzą dobitnie, że nowy rząd jest zdeterminowany, żeby zrobić wszystko by uratować sektor górnictwa węgla kamiennego w Polsce. Chcąc spełnić swoje obietnice rząd stanie przed dwoma poważnymi wyzwaniami.

Pierwsze z nich związane jest kurczącymi się zasobami węgla kamiennego. Według moich rachunków opartych na oficjalnych danych krajowe zasoby tego surowca, nadające się do efektywnej ekonomicznie eksploatacji, wystarczą na niespełna 18 lat! Geologii nie da się oszukać! W efekcie po 2030 roku w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym, nadal pozostającym centrum wydobycia tego surowca w naszym kraju, będzie mogło działać ok. 12 z obecnych 24 kopalń, które wydobywać będą nie więcej niż 47 mln Mg węgla rocznie. A zagospodarowane zasoby węgla wyczerpią się między 2027 a 2045 rokiem.

Drugie wyzwanie wiąże się z koniecznością sanacji i skokowej poprawy rentowności wydobycia. Aby polski węgiel mógł konkurować z węglem z importu, koszty jego wydobycia powinny spaść do 200 zł/tonę . Tymczasem w I półroczu średni koszt produkcji w krajowych kopalniach wyniósł 304,45 zł/t. To m.in. z tego powodu tylko w pierwszej połowie 2015 roku górnictwo węgla kamiennego przyniosło stratę na sprzedaży w wysokości 1 380,2 mln zł, a koszty restrukturyzacji do 2020 roku są szacowane na 10-25 mld zł.

Spełnienie obietnic z czasów kampanii wyborczej i pierwszych dni funkcjonowania nowego rządu wymagać będzie precyzyjnej operacji chirurgicznej. W pierwszych krokach terapii trzeba zlikwidować nadprodukcję węgla, którego nadwyżki sięgają dziś 12 ton, a także  dokonać ponownego oszacowania dostępnych zasobów węgla (tzw. zasobów operatywnych) w poszczególnych zakładach górniczych, uwzględniając opłacalność wydobycia. W przypadku potencjalnie atrakcyjnych w eksploatacji złóż trzeba oszacować skalę koniecznych inwestycji, pamiętając przy tym, że w świetle decyzji Rady UE 787 żadne transfery publicznych pieniędzy na rozbudowę wydobycia nie będą możliwe. W praktyce działania te oznaczać będą to, że dla osiągnięcia kosztów wydobycia tony węgla na poziomie 200 zł/t. już w przyszłym roku z górnictwa powinna odejść blisko połowa zatrudnionych. Oznacza to zamknięcie 8 – 10 kopalń i konieczność zainicjowania programu dobrowolnych odejść połączonego z osłonami finansowymi, na wzór udanego działań Janusza Steinhoffa z lat 1998–2000.

Tylko takie działania mogą ocalić 40–50 tysięcy miejsc pracy w rentownych i doinwestowanych zakładach górniczych, w przeciwnym razie skazanych na bankructwo wraz z całą resztą kopalń. Bez tych radykalnych działań w ciągu kilkunastu lat import surowca na potrzeby sektora energetycznego wzrośnie w Polsce z obecnych 10 proc. do 20 proc. zapotrzebowania, a w 2050 roku osiągnie 100 proc.

Kto powinien podjąć się tych działań? Sygnały z Komisji Europejskiej dowodzą, że polski rząd może podjąć się tego jedynie w przypadku restrukturyzacji prowadzącej do zamknięcia kopalń. W tej sytuacji gruntowna transformacja powinna spaść na barki inwestorów. Kim powinien być ten inwestor? Trudno powiedzieć. Na pewno jednak można powiedzieć kto nie powinien podejmować się tego zadania – spółki energetyczne. Trudno sobie wyobrazić by firmy energetyczne, które znalazły się pod wyjątkową presją związaną ze spadającymi cenami energii, a ostatnio dokonują znaczących odpisów wartości swoich aktywów związanych z węglem, znalazły w budżetach dodatkowe miliardy złotych na inwestycje w ratowanie górnictwa. Gdyby jednak znalazły na pewno oznaczałoby to przeniesienie części tych kosztów na odbiorców energii, prawdopodobnie na gospodarstwa domowe, gdzie dynamika wzrostu cen energii elektrycznej jest najwyższa. Na to chyba jednak nie zdecyduje się żaden polityk.

*Dr Michał Wilczyński, ekspert ds. paliw i energii, były główny geolog kraju, autor publikacji „Węgiel brunatny paliwem bez przyszłości” (2012), „Zmierzch węgla kamiennego w Polsce” (2013) i „Węgiel.. Już po zmierzchu” (2015).