– Nie jest tak, że w polskiej specjalnej strefie ekonomicznej co roku powstają tysiące nowych miejsc pracy. Jeśli inwestorzy się nami interesują, to zazwyczaj robią to właśnie dlatego, że tworzymy niemiecko-polski obszar współpracy. Tutaj mają oś transportową, której potrzebuje przemysł – mówi René Wilke, burmistrz Frankfurtu nad Odrą, w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Liczba mieszkańców Frankfurtu po wielu dekadach spadków wynosi blisko 57 tys., więc nie tylko stabilizuje się, ale nawet ostatnio rośnie…
René Wilke: Czy Pani jest jasnowidzem? Właśnie przede mną na biurku leżą najnowsze dane dotyczące zmian ilości mieszkańców. Szczególnie w ostatnim roku wykonaliśmy kolejny znaczący skok w górę. Już przez ostatnie cztery-pięć lat mieliśmy lekko dodatni trend w rozwoju ludności, ale w 2022 roku nagle nastąpił wzrost o 1750 osób. W tej grupie nowych mieszkańców jest 750 uchodźców z Ukrainy, a także wielu studentów, którzy wrócili na studia stacjonarne na uczelniach. A reszta napłynęła z okolic Frankfurtu, ale także z okolic Berlina, ze względu na wzrost kosztów w stolicy. Nie wszyscy chcą także mieszkać w metropolii, a my mamy dobre połączenie z Berlinem. To jest naszą zaletą. Są też obywatele polscy oraz ludzie, którzy przyjeżdżają tu z całej UE czy z innych części świata, ale jest też wielu Niemców z okolicy miasta, którzy się tutaj przeprowadzają.
Ilu polskich obywateli przeprowadziło się w tym roku do Frankfurtu?
Tu jest napisane, że jest ich nieco mniej niż w 2021 roku. W sumie we Frankfurcie mieszka około trzy tysiące Polaków.
Czy miasto wdraża jakieś specjalne programy, aby zachęcić Polaków do życia we Frankfurcie nad Odrą?
Mamy program dedykowany do wszystkich ludzi, bez względu na to, skąd pochodzą. Na przykład do tych, którzy chcą przejść na bardziej nowoczesne sposoby pracy. W centrum miasta bardzo wspieraliśmy rozwój takiego budynku jako przestrzeni coworkingowej. W międzyczasie mamy już kolejną przestrzeń coworkingową w Parku Technologicznym, która powstała z budynku, który należał kiedyś do miasta. Są tam powierzchnie biurowe dla start-upów i dla dla małych firm. Otrzymają one pełną infrastrukturę, od kancelarii pocztowej po Internet, telefon, przestrzeń biurową, pokoje konsultacyjne, cokolwiek potrzebują. No i mamy jeszcze naszą komunalną spółdzielnię mieszkaniową. Jest tu parę spółek mieszkaniowych, ale jedna spółka jest komunalna, która teraz jest właścicielem tylko pewnej małej części rynku mieszkaniowego we Frankfurcie. Mamy tam na przykład opcje dla ludzi, którzy potrzebują umeblowanego mieszkania na jakiś czas, ale może nie na dziesięć lat. Dla takich którzy mówią: będę tu pół roku czy rok. Nie mam pieniędzy, albo nie chcę inwestować, żeby umeblować całe mieszkanie. Jesteśmy na wczesnym etapie tego projektu. Są już mieszkania tego typu, ale są to dla nas duże inwestycje. Nie stać nas teraz na wybudowanie 100 takich mieszkań. Mamy ich teraz około 30 i są one już frekwentowane. To działa i chcemy budować tego więcej, ale możemy to robić tylko etapami. Poza tym staramy się jako miasto być coraz bardziej atrakcyjni.
Jak to wpływa na współpracę ze Słubicami?
Na szczęście jest to bardzo nieproblematyczne. Słubice są również w trakcie wyznaczania wielu obszarów mieszkalnych i nie nadążają z tym. Jest za mało przestrzeni. Twierdzę, że więcej ludzi mieszkałoby w Słubicach, gdyby mogli, ponieważ jest tam taniej niż tutaj, a jednocześnie ci mieszkańcy mogliby korzystać z zalet obu stron. Ale zdobycie mieszkania jest bardzo, bardzo trudne i pracujemy we Frankfurcie, ale też w Słubicach, aby poprawić tę sytuację.
Jak widzi Pan rozwój całego regionu w związku ze specjalną strefą ekonomiczną niedaleko Słubic po polskiej stronie?
Szczerze mówiąc, nie ma to dla nas konsekwencji, bo ta strefa ekonomiczna jest w dużej mierze pełna, z tego co wiem. Więc to jest tak, że ich rozwój jest już zakończony. To nie jest tak, że tam co roku powstają tysiące nowych miejsc pracy. Odnoszę raczej wrażenie, że niemiecki rynek pracy, i to nie tylko ten we Frankfurcie, ale także w jego okolicach, aż do zakładów Tesli i Berlina, jest atrakcyjniejszy i bardziej opłacalny dla obywateli polskich, ponieważ mogą oni zarobić tu znacznie więcej. Z kolei w Polsce mogą prowadzić znacznie lepsze życie ze swoją niemiecką pensję, niż mogliby to robić z polską pensją, czy też z niemieckimi zarobkami, mieszkając w Niemczech. Ale zauważam również, że Polska słusznie nie jest z tego zadowolona i że dąży do dostosowania warunków życia, tak aby w pewnym momencie nie było już tej dysproporcji. Pod tym kątem będziemy się coraz bardziej do siebie zbliżać, i myślę, że to jest całkowicie słuszne i byłoby również dobre dla nas.
Czy są plany zaprezentowania się razem jako obszar gospodarczy?
My już to robimy wszędzie. Zawsze, kiedy spotykamy się z inwestorami, kiedy odwiedzamy firmy. Z reguły nie musimy tego już nawet tłumaczyć. Jeśli się nami interesują, to zazwyczaj robią to właśnie dlatego, że tworzymy ten niemiecko-polski obszar współpracy. Wybierają Frankfurt właśnie dlatego, że po pierwsze, tutaj mają oś transportową, której potrzebują logistyka i przemysł. Jednocześnie mają dostęp i do polskiego, i niemieckiego rynku pracy.
Wspomniał Pan o znaczeniu transportu. Jak wygląda sprawa rozbudowy autostrady?
Chodzi o rozbudowę o dwa dodatkowe pasy, żeby było mniej korków, mniej wypadków, więcej możliwości. To będzie rozstrzygnięte na innych szczeblach, na poziomie federalnym, a w bardzo małym stopniu na szczeblu landowym. Natomiast my jako miasto jesteśmy tylko agencją finansującą, że tak powiem. Rozbudowa dróg w Niemczech to jest kwestia dziesięcioleci.
Rozmawiała Aleksandra Fedorska
*René Wilke jest politykiem niemieckiej partii die Linke i został wybrany na burmistrza miasta Frankfurt Oder w 2018 roku. Politik był posłem do Landtagu w Brandenburgii w latach 2014-2018. Swoją karierę polityczną Wilke zaczął bardzo wcześnie, bo w wieku 16 lat zapisał się do postkomunistycznej partii PDS (Partei des Demokratischen Sozialismus). Wilke mieszkał w latach 1990-1995 w Moskwie, a jego matka jest Rosjanką.
Naczelny Sąd Administracyjny wstrzymał regulację Odry