Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, ostrzega na łamach BiznesAlert.pl, że niespełnienie celu OZE w Polsce i kilku innych krajach Unii Europejskiej, będzie kosztowne. Może kosztować Polskę więcej niż przeznacza ona na program 500+.
Do 2020 roku udział OZE w produkcji energii w Polsce powinien wynosić 15 procent. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2017 roku wyniósł on 11,0 proc. Oznacza to, że będziemy musieli kupować zieloną energię zagranicą.
– Jednym z rozwiązań jest transfer statystyczny, bądź dokupienie biopaliw drugiej generacji. To wymaga od nas analizy tego, co dzieje się wokół Polski. Do 2015 roku nikt nie miał wątpliwości, że UE realizuje cel OZE znacząco go przekraczając. Jeszcze w 2016 roku mówiono, że 21-22 procent produkowanej w Unii energii będzie pochodziło z OZE. Dane za 2017 rok pokazują z kolei, że UE jako całość osiągnęła 17,5% i są coraz mniejsze szanse na osiągnięcie ogólnego celu OZE- 20 procent w 2020 roku. Co prawda, dla poszczególnych krajów cele są obowiązkowe, ale ścieżka ich osiągnięcia jest niezwykle łagodna i podana w zakresie procentowym. To powoduje, że przed końcem okresu rozliczeniowego dany kraj może dość długo oscylować wokół dolnej granicy, bez upomnień ze strony Komisji Europejskiej. Tym samym Komisja dała dużą swobodę państwom członkowskim – powiedział Wiśniewski.
Ekspert wskazał, że szacunkowe dane z 2018 roku wskazują, że coraz więcej państw będzie miało problem nie tylko ze spełnieniem celów OZE, ale wskaźnik ten znajdzie się na poziomie dolnej granicy. – Pojawiają się głosy, które moim zdaniem są niebezpieczne i niemądre, podnoszące argumentację, że skoro znajdziemy się w coraz szerszym gronie państw, którym nie uda się spełnić celów OZE, to Polsce może się upiec. Jest jednak wręcz przeciwnie: im większa skala problemu, tym więcej argumentów za restrykcyjnym wymaganiem wypełnienia celu – stwierdził prezes IEO.
Polska będzie musiała kupować zieloną energię od państw, które mają jej nadwyżkę. – Oczywiście będą one chciały na tym zarobić. Na złą sytuację w Polsce nałoży się też zła sytuacja rynkowa, jeżeli chodzi o transfer statystyczny. Jeżeli będzie on odbywał się po kosztach krańcowych to zwróćmy uwagę na koszty energetyki odnawialnej w UE. W tej chwili ceny kształtują się na poziomie od 50-150 euro/MWh. Jednak ze względu na wyhamowanie gospodarki rynek energii stanie się rynkiem sprzedawcy i to on będzie wyznaczał ceny, a jest całkowicie naturalne, że transferowi podlegać będzie energia najdroższa. Zrozumiał to Luksemburg, który już zawczasu w 2016 roku dokonał pierwszego transferu statystycznego od Litwy, która swój cel wypełniła – uważa rozmówca BiznesAlert.pl.
Zdaniem Wiśniewskiego koszty transferu zielonej energii z innych państw mogą kosztować Polskę więcej niż programy socjalne, nie przynosząc przy tym żadnych wymiernych korzyści – W 2015 roku liczyłem, że w 2020 roku we wszystkich sektorach zabraknie nam około 30 TWh energii z OZE przy cenie około 50 euro/MWh. To 1,5 mld euro, czyli ok. 6-7 mld złotych. Patrząc na bieżące trendy to do 2020 roku deficyt energii z OZE wyniesie nie 30, a 40 TWh. To nie tylko efekt problemów w rozwoju sektora zielonej energii, ale także braku wdrażania dyrektywy o efektywności energetycznej. Zużycie energii w Polsce rośnie. Przy deficycie energii z OZE na poziomie 40 TWh i ceny energii 100 euro/MWh mówimy o kwocie rzędu 16 mld złotych. Przy dalszym wzroście cen do 150 euro/MWh i większym deficycie energii z OZE, kwota ta przekroczy roczne nakłady na program 500+. To są niewyobrażalne koszty dla kraju o tak zróżnicowanym, dużym potencjale ekonomicznym OZE – mówił.
Rozmówca BiznesAlert.pl ocenił, że spowoduje to pogorszenie pozycji Polski na rynku europejskim. – Środki te mogłyby zostać wykorzystane z korzyścią w naszym kraju, w tym wesprzeć krajowy przemysł. Trafią jednak do tych państw, które przeznaczą je na dalszy rozwój OZE – stwierdził prezes IEO.
W tym kontekście zaapelował o rozpoczęcie rozmów w sprawie warunków transferów statystycznych. – Negocjacje powinno prowadzić Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a nie energii. W gestii ministra energii leży ratowanie sytuacji, aby wolumen transferów statystycznych był jak najniższy. Jeżeli nie dojdzie do załamania gospodarczego to żadne działania na rzecz zwiększania efektywności energetycznej nie przyniosą już efektów. Mało kto pamięta już o tym jak wyglądał pierwotny KPD, zakładający m.in. scenariusz zwiększania efektywności energetycznej (mianownik wzoru na obliczanie udziału OZE w całkowitym bilansie energii). Mało kto pamięta również, że optymistycznie Polska zakładała wówczas wyższy cel niż założony przez KE i to ona miała stać się beneficjentem transferu statystycznego, do czego, biorąc pod uwagę zasoby OZE miała pełen potencjał (techniczny i ekonomiczny), znacznie przekraczający ten założony w KPD. Teraz w UE ważniejsi są ci, którzy cel wypełnili choć tego nie zakładali, Polska jest w grupie maruderów, a nam zostały tylko niecałe 2 lata, żeby coś z tym zrobić. Potrzebne są zatem technologie o krótkich cyklach inwestycyjnych, takie jak inwestycje prosumenckie, które można zrealizować w 4-6 miesięcy, czy wykorzystanie potencjału projektów farm fotowoltaicznych i wiatrowych lądowych, które mogłyby dostarczać energię już w latach 2020–2021. Nie widzę jednak żadnych, aktywnych działań ministra energii w tym obszarze. To jest niezrozumiałe – ocenił Wiśniewski.