Wodór może funkcjonować już teraz i to u każdego. Nie jest konieczne, aby te metody były opracowywane na nowo. Wystarczy dopasować istniejące urządzenia i rozwiązania do bieżących potrzeb – pisze Aleksandra Fedorska, redaktor BiznesAlert.pl.
Tutaj, na poznańskiej Starołęce, nie ma wielkich plakatów z jaskrawym znakiem H2, a państwo Dorota i Piotr Napierała to nie są ludzie, którzy żyją w świecie wielkich nierealnych wizji wodorowych, które pojawiły się w mediach i debacie publicznej. To są wielkopolscy, trzeźwo myślący przedsiębiorcy i pragmatycy. Wodór to dla nich nic innego, jak naturalna konsekwencja produkcji energii ze źródeł odnawialnych.
Piotr Napierała jest z zawodu fizykiem. Gdy w 2003 roku ukończył studia, zajął się instalacjami fotowoltaicznymi, albo raczej tym, co w tamtych czasach uchodziło za fotowoltaikę; wtedy były to jeszcze kolektory słoneczne. Wraz z rozwojem technologii firma rozwijała się krok po kroku. Po panelach termicznych zaczęto instalować panele słoneczne do produkcji energii. Do 2014 roku były to instalacje bez podłączenia do sieci elektrycznej. To zostało ustawowo dopiero wprowadzone po 2014 roku. Wraz ze wzmożoną produkcją prądu konieczne stały się magazyny energii. Magazynowanie energii, które pomaga rozwiązać kwestię produkcji energii za dnia i jej magazynowania w godzinach nocnych, rozwiązano niekonwencjonalnie poprzez zakup dużej ilości używanych baterii z samochodów elektrycznych typu Nissan Leaf. Baterie zyskują dzięki temu drugie życie i umożliwiają zwiększenie wydajności instalacji słonecznej przy minimalnym nakładzie finansowym. – Porównywalny magazyn energii kosztowałby około 120 000 zł, a my kupiliśmy używane baterie oraz konieczne do ich scalenia i konstrukcji urządzenia za około 10 000 zł na Allegro – tłumaczy Piotr Napierała.
Od 2004 roku Piotr Napierała odwiedza słynne targi energii słonecznej we Freiburgu. W tamtych latach fotowoltaika była w Niemczech znacznie bardziej rozwinięta niż w Polsce, a Freiburg był miejscem gdzie panował pionierski duch pełen domorosłych wynalazców. Można tam było wtedy poznać rozwiązania, które w Polsce jeszcze wydawały się niemożliwe. Ciekawość oraz przeświadczenie o dużych możliwościach rozwoju energetyki w owych pierwszych latach rozwoju OZE, zainspirowały Dorotę i Piotra Napierała do śledzenia kolejnych międzynarodowych trendów energetycznych. Ich uwagę zwróciła szczególnie wizja budynków samowystarczalnych energetycznie. We Freiburgu powstawał wtedy Passivhaus Institut, którego celem stała się koncepcja budynku, który nie potrzebuje energii cieplnej z zewnątrz. Kolejne inspiracje pochodziły z Manchesteru i Japonii, gdzie Piotr Napierała był, aby na miejscu zebrać informacje.
Z rozwiązaniami opierającymi się na wodorze Napierała spotkał się od 2016 roku. Wtedy właśnie natknął się na urządzenia i rozwiązania firmy Hydrogenics. – Interesują mnie szczególnie rozwiązania, które funkcjonują bez podłączenia do dużych sieci. Chcę realizować i wdrażać rozwiązania, które nastawione są na niezależności i autonomię energetyczną w ramach wysp energetycznych lub w zasięgu małych sieci typu mikro grin – mówi Napierała. Nie jest konieczne, aby te metody były opracowywane na nowo. Wystarczy istniejące urządzenia i rozwiązania dopasować do bieżących potrzeb.
Na 1500-metrowej posesji Państwa Napierała mieści się budynek pokazowy o powierzchni 200 m2. Jest tam siedziba firmy Virtud, która jest prowadzona przez małżeństwo. – Dzięki technologii, którą tu zastosowaliśmy, koszty energetyczne tego budynku wynoszą 500 zł w skali roku – zaznacza Piotr Napierała. Obecnie budynek ten korzysta z paneli słonecznych na dachu oraz pompy ciepła. W jednym z głównych pomieszczeń stoi od niedawna elektrolizer modułowy niemieckiej firmy Enapter, który symbolizuje kolejny etap rozwoju firmy Państwa Napierała. Moduły są umieszczone w metalowej szafie, gdzie jest miejsce dla dwóch kolejnych elektrolizerów. Uruchomienie produkcji wodoru będzie możliwe, gdy tylko dostarczony zostanie tank do gotowego wodoru, gdzie planowana jest kompresja tego gazu, tak aby można było go do tankowania pojazdów z ogniwem paliwowym.
Obieg zamknięty jest rozwiązaniem problemu z wodą
Elektrolizer o mocy 2,4 kW zużywa rocznie 5000 litrów wody. Piotr Napierała uważa, że kwestie wody go właściwie nie dotyczą, bo przy produkcji wodoru i jego zastosowanie przez ogniwo paliwowe woda znów wraca do obiegu. Rozbijając H2O uzyskuje się wodór (H2) oraz tlen (O). Napierała tłumaczy, że woda jest łatwa do odzyskania, bo wycieka po przekształceniu w energię chemiczną. W ten sposób można realizować obieg zamknięty i wykorzystać wyciekającą wodę do ponownej elektrolizy. Ma to jeszcze dodatkowy plus, bo woda ta jest idealnie czysta, co jest konieczne do elektrolizy. Kamień, który często występuje w wodzie, utrudnia pracę elektrolizera, dlatego też woda musi przejść pierwotnie przez specjalne filtry.
Napierała uważa dyskusję na temat wody przy produkcji zielonego wodoru za niekoniecznie fachową, ponieważ prawdziwy potencjał produkcji wodoru leży jego zdaniem w użytkowaniu słonych wód z mórz i oceanów. Elektroliza na dużą skalę mogłaby nawet wpłynąć dodatnio na zasoby słodkich wód, bo oznaczałoby to odsalanie słonych wód i późniejsze powstawanie czystej wody, która mogłaby zostać wykorzystana w różny sposób. – Wielkopolski przedsiębiorca widzi w technologii wodorowej wiele możliwości rozwoju. Jednym z ewentualnych kierunków jego zdaniem powinna być praca nad elastycznością elektrolizerów. Optymalna produkcja wodoru mogłaby wtedy elastycznie dopasowywać się do energii elektrycznej dostarczanej do elektrolizera.
Elastyczność technologii produkcji wodoru, wystarczającą ilość energii z OZE oraz optymalne zastosowanie urządzeń do potrzeb każdego budynku lub zakładu są kluczem do szerokiego zastosowania wodoru w każdym budynku. Wodór dla każdego jest możliwy, gdy racjonalnie i profesjonalnie zoptymalizujemy jego zastosowanie w ciepłownictwie i transporcie nie tylko w makro, ale i mikroskali.
Japonia chce pogłębiać współpracę z Polską przy technologiach węglowych i wodorowych