KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Największa tragedia, jaka zdarzyła się w Turcji od stulecia wciąż jeszcze nie ma końca. W kopalni węgla brunatnego w Somie w czasie katastrofy znajdowało się 787 górników. Żywych wydostało się 450, zginęło 245 – to znaczy, że na dole pozostało 92. Prawie pewne, że nie żyją. Rząd ogłosił trzydniową żałobę narodową.
Ofiar będzie więcej niż 300, więcej niż w 1992 r., kiedy w kopalni w prowincji Zonguldak nad Morzem Czarnym straciło życie 263 górników. Praca górnika to praca wysokiego ryzyka. Górnik ma przeciwko sobie warunki naturalne i zwykłą omylność człowieka. Ryzyko jeszcze wzrasta, gdy rośnie głód energii. Wtedy nie ważne stają się rygory bezpieczeństwa na dole, częściej pojawia się śmiertelne zagrożenie. Największa na świecie katastrofa górnicza zdarzyła się w 1942 r. w Chinach. W mandżurskiej kopalni straciło życie 1572 górników. Pod japońską okupacją nie było żadnych norm bezpieczeństwa, liczyło się tylko wydobycie. Deficyt energii w Chinach, gdy rozpoczął się imponujący wzrost gospodarczy, był tak wielki, że w praktyce też liczyło się tylko wydobycie. Węgiel wydobywano metodami rabunkowymi. Otwierano kopalnie zamknięte z powodu zagrożeń, nie przestrzegano podstawowych norm bezpieczeństwa. W 2004 r. w chińskim górnictwie wg oficjalnych danych zginęło ponad 4 tys. ludzi, wg nieoficjalnych – około 20 tys. Tragiczny w Państwie Środka był 2008 r. – w serii katastrof górniczych straciło życie 3,9 tys. osób. Głód taniego węgla i taniej energii był przyczyną licznych katastrof górniczych także w Rosji i na Ukrainie, których ofiarami były setki górników.
Katastrofy zdarzają się także w krajach, gdzie bezpieczeństwo jest cywilizacyjną normą. Ale nie giną w nich corocznie setki ludzi.
W Turcji dynamiczny wzrost gospodarczy to ogromne zapotrzebowanie na energię. Podstawowym surowcem jest węgiel brunatny, którego wydobycie gwałtownie wzrasta. W 2009 r. wynosiło 70 mln t. i posłużyło do wyprodukowania 33 proc. całej wytwarzanej energii. Ożywienie górnictwa nabrało dynamiki po sprywatyzowaniu. Kopalnia w Somie stała się własnością Soma Komur Isletmeleri AS – korporacji, w skład której wchodzi Soma Holding zajmujący się eksploatacją bogactw mineralnych w Turcji. Korporacja prowadzi interesy nie tylko w Turcji, ale i w wielu innych krajach. Ma opinię nowoczesnej, sprawnej i cywilizowanej. Wczoraj przedstawiciel Soma Holding powiedział mediom, że do katastrofy doszło pomimo „najwyższych środków bezpieczeństwa i stałej kontroli warunków pracy”. Jednak zdaniem niektórych ekspertów i związkowców warunki pracy kopalni w Somie coraz bardziej się pogarszały i musiało dojść do katastrofy. Ich zdaniem oszczędzano na bezpieczeństwie. W sierpniu 2012 r prezes Soma Holding w wywiadzie dla dziennika Hurriyet Daily News powiedział, że od czasu nabycia kopalni od państwa, koszt wydobycia jednej tony węgla „zmniejszył się ze 130 do 23 dolarów, bo jesteśmy oszczędni”. Fox News podkreśla, że katastrofa w kopalni w Somie uświadamia Turcji skutki lekceważenia bezpieczeństwa pracowników.
Katastrofa może mieć poważne implikacje polityczne. Przeciwnicy premiera Erdogana mają argumenty przeciwko jego rządowi. Kolejne po brutalnym zdławieniu protestów w Stambule, zablokowaniu portali społecznościowych i oskarżeniach o korupcje członków rządu. Dwa tygodnie przed katastrofą jego partia odrzuciła przedstawiony w parlamencie wniosek opozycji o zbadanie warunków bezpieczeństwa w kopalni w Somie. Od września 2012 r. doszło tam do serii drobnych, ale niepokojących wypadków, a w podziemnych pożarach zginęło 22 górników. Rząd odrzucił wniosek opozycji. Obecnie minister energetyki Taner Yildiz powiedział, że jeśli „ktoś przez zaniedbania jest winien katastrofy, rząd zrobi wszystko, aby sprawiedliwości stało się zadość”. Mimo to przed rządem w Ankarze stoi groźba kolejnych zamieszek. I dylemat: co zrobić, żeby mieć tani węgiel na konieczną tanią energię i jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo w górnictwie?