Wójcik: Wojna religijna a wzrost ceny ropy naftowej

27 marca 2015, 09:33 Energetyka

KOMENTARZ

Szyby naftowe w Kuwejcie płonące podczas pierwszej Wojny w Zatoce. Fot. Wikipedia

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

W czwartek ropa WTI na nowojorskiej giełdzie w kontraktach na 15 maja podrożała o 2,22 dol. za baryłkę (o 4,51 proc.) i płacono 51,43 dol za baryłkę, pomimo wciąż wysokiego stanu zapasów i raczej średnich wyników makroekonomicznych za luty.  

Zyskała także ropa Brent. Na giełdzie w Londynie płacono za nią 59,19 dol., czyli o 2,71 dol. ( 4,80 proc.) więcej niż w środę. Są to w Nowym Jorku i Londynie największe dzienne przyrosty od miesiąca. Analitycy są jednomyślni: wzrost cen „czarnego złota” spowodowany jest gwałtownym pogorszeniem sytuacji wojskowo-politycznej w Jemenie. Nie są natomiast zgodni, czy jest to – szybszy niż się spodziewano – koniec niskich cen ropy, jak uważa szef analityków Merill Lynch Larry Kantor.  Sceptycy podkreślają, że zapasy w USA wciąż – choć nieco wolniej – nadal rosną, nadpodaż ropy wciąż jest duża, a Arabia Saudyjska nie zmniejszyła wydobycia, a przeciwnie.

Jednak to właśnie Arabia Saudyjska może mieć bardzo poważne problemy z eksportem swojej ropy.  Wojna domowa w Jemenie stanowi zagrożenie dla transportu ropy naftowej przez Ormuz Bab al-Mandal. Tym bardziej, że Hutu, szyiccy buntownicy, zdobyli ostatnio port Mokka na południu Jemenu. Port jest niewielki, ale ulokowany na wybrzeżu strategicznej cieśniny Bab al-Mandab, wynoszącej zaledwie 25 km szerokości. Port Mokka kontroluje transport ropy tankowcami z Zatoki Perskiej do Europy, Azji i Ameryki.  Amerykański Urząd Informacji Energetycznej ( US Energy Information Administration – EIA) ocenia, że port Mokka przepuszcza dziennie prawie

3,5 mln baryłek dziennie. Około 1/10 całej produkcji OPEC, w tym Arabii Saudyjskiej. Bjarne Shildrop, analityk szwedzkiego banku SEB AB dziennikarzowi AFP –  „Arabia Saudyjska, największy producent ropy na Bliskim Wschodzie, jest zmuszona do zaangażowania w konflikt zbrojny,  zablokowanie dużej części jej eksportu ropy  to Rijadu poważne zagrożenie.  Ale to też oznacza zablokowanie eksportu. Na rynku ropy będzie mniej, więc będzie droższa”.  Skłonni do paniki gracze giełd nowojorskiej i londyńskiej zaczęli od środy podbijać ceny w obawie, że eskalacja na Bliskim Wschodzie zakłóci światowe dostawy ropy. Na większą skalę, niż spowoduje to zablokowanie cieśniny Bab al-Mandab. Tym razem obawy są uzasadnione.

Działania wojenne tak blisko granic Arabii Saudyjskiej zagrażają zarówno gazociągom jak i instalacjom wydobywczym. Chociażby przez zamachy i dywersje. Rzecznik armii saudyjskiej wprawdzie powiedział wczoraj mediom, że królestwo najbliższym czasie nie zamierza rozpoczynać operacji naziemnych w Jemenie. Ale powszechnie wiadomo, że silne saudyjskie oddziały wojskowe w pełnej gotowości wzmocniły granice i oraz ochronę pól naftowych, instalacji i rurociągów. Od wtorku nasilają się powietrzne ataki lotnictwa saudyjskiego i sojuszniczych państw Zatoki na jemeńskie tereny zajęte przez Hutu. Ale w przypadku lądowej wojskowej interwencji Arabia Saudyjska podjęłaby istotne strategiczne i polityczne ryzyko.

Przede wszystkim powstaje w tym kontekście pytanie, jak w takiej sytuacji zachowałby się Iran. Niektórzy analitycy twierdzą, że wojna domowa w Jemenie jest zastępczym konfliktem zamiast otwartej wojny między Saudyjczykami i Iranem. W każdym razie jest kolejnym etapem przejawiania się wrogości Rijadu i Teheranu. Ma także religijną postać – jemeńscy Hutu są szyitami, tak jak Irańczycy, Saudyjczycy zaś – sunnitami. Iran potępił saudyjskich naloty, zapowiedział „określone akcje w obronie jemeńskich szyitów”. Michael Cohen, analityk Barclays przewiduje, że sytuacja w Jemenie może zaostrzyć napięcia w Libii, Syrii i Iraku.

Prezydent Rosji Władimir Putin potępił naloty na pozycje Hutu i interwencję Arabii Saudyjskiej nazwał „niedopuszczalnym naruszeniem suwerenności niepodległego Jemenu”. Żądał natychmiastowego zaprzestania działań militarnych w tym państwie i „podjęcia dialogu w celu rozładowania napięć”. Trzeba przypomnieć, że za czasów istnienia ZSRR, mniej więcej połowa Jemenu to było państwo satelickie Moskwy, t.zw. Ludowo-Demokratyczna Republika Jemenu. W rozmowie telefonicznej ze swoim irańskim odpowiednikiem, Putin wezwał bliżej niesprecyzowane „siły jemeńskie” do „natychmiastowego zawieszenia broni” i rozpoczęcia dialogu. Tymczasem od dwóch dni Kreml z zadowoleniem obserwuje zwyżkujący trend ropy.