KOMENTARZ
Teresa Wójcik/Wojciech Jakóbik
BiznesAlert.pl
Długoterminowo owoce ostatniego szczytu Rady Europejskiej mogą być korzystne dla Rosji. Krótkofalowo jednak zmuszają ją do taktycznego odwrotu i złagodzenia stanowiska przed zbliżającymi się rozmowami gazowymi KE-Ukraina-Rosja.
Ustalenia RE odnośnie pakietu klimatycznego, które zostaną zrewidowane w 2015 roku podczas następnego szczytu COP w Paryżu, są póki co korzystne dla Rosjan, ponieważ sekują energetykę węglową. Rezygnacja z niej w Europie rzadko będzie oznaczać transformację a la Energiewende w Niemczech, czyli zwrot ku Odnawialnym Źródłom Energii, a zazwyczaj łączy się ze zwiększeniem zużycia mniej emisyjnego gazu ziemnego. Jeżeli pakiet wymusi je na państwach członkowskich Unii Europejskiej, Rosja mniej straci na negatywnym dla niej trendzie spadku zapotrzebowania na gaz ziemny na Starym Kontynencie wróżonym na nadchodzące lata.
Jednakże dużo ważniejsze w kontekście bieżącej polityki rosyjskiej były decyzje Rady Europejskiej odnośnie sankcji nałożonych na firmy naftowe i banki z Rosji. Rada utrzymała obowiązujące obecnie obostrzenia wobec Rosnieftu, Novateku i Gazprom Nieftu oraz rosyjskich banków. – Unia Europejska nie widzi powodu dla rewizji sankcji przeciwko Rosji. Rosja nie robi wystarczająco wiele na rzecz realizacji planu pokojowego ustalonego w Mińsku. Wybory w samozwańczych republikach Doniecka i Ługańska wywołują poważne zaniepokojenie Unii Europejskiej – oceniła w piątek 24 października kanclerz Niemiec Angela Merkel. To głównie na niemiecką przychylność mogli do tej pory liczyć Rosjanie.
Minister energetyki Rosji Aleksander Nowak zapowiedział, że zapowiedziany na 31 października termin decyzji odnośnie zwolnienia z regulacji antymonopolowych trzeciego pakietu energetycznego dla odnogi Nord Stream – gazociągu OPAL, może zostać ponownie przełożony. Analogicznie, zgoda Komisji Europejskiej na budowę South Stream i przyznanie mu wyłączenia także nie zostanie szybko przydzielona.
Bez tych zwolnień Rosjanie nie będą w stanie uniezależnić się od tranzytu przez Ukrainę. Proponowali dotąd tymczasowe zwolnienie dla OPAL na czas sześciu zimowych miesięcy. Gdyby je uzyskali, prawdopodobnie gaz posłany tamtędy nie wróciłby już do ukraińskich gazociągów a Ukraina byłaby zdana na łaskę Gazpromu. Ten plan się nie powiódł. Dlatego Rosjanie łagodzą stanowisko, aby skłonić Europę do ustępstw. Podczas dyskusji w klubie Wałdaj w Soczi, prezydent Rosji Władimir Putin przyznał, że w trosce o kompromis podczas negocjacji gazowych KE-Ukraina-Rosja naciskał na Gazprom, aby ta firma zgodziła się na cenę 268 dolarów za 1000 m3 dla Ukraińców. To dzięki jego interwencji w ramach rozmów przedstawiono propozycję zimowego pakietu czyli dostaw surowca w ilości 5 mld m3 po cenie 385 dolarów za 1000 m3 pod warunkiem spłaty długu za dostawy w latach 2013-14 wyliczanego już w oparciu o cenę sugerowaną przez Putina. Z tego względu dług został przekalkulowany z 5,3 mld dolarów (wyliczanych z ceną 485 dolarów za 1000 m3) na 3,5 mld dolarów.
Problemem w rozmowach pozostaje źródło sfinansowania długu ukraińskiego. Unia Europejska nie podjęła dotąd decyzji o pożyczce, co wykorzystał propagandowo przywódca Rosji oceniając, że w jego kręgach kulturowych, „jeśli mężczyzna zaprosi kobietę na kolację, to on płaci, a w Europie każdy płaci sam za siebie”. Zaapelował do Brukseli o przyznanie Ukrainie „chociaż miesięcznej pożyczki”. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko ocenił, że porozumienie podczas rozmów gazowych KE-Ukraina-Rosja zaplanowanych na środę 29 października w Brukseli jest „bardzo prawdopodobne”. Podkreślił, że jego kraj zarezerwował już 3,1 mld dolarów na spłatę długu i podkreślił, że nikt nie oczekuje od niego opłacenia dodatkowych sum ponad tę kwotę. Pozycję Ukrainy mogą poprawić wyniki wyborów parlamentarnych w których partie prezydenta i premiera idą póki co łeb w łeb. Jeżeli Rosjanie nie zdołają skłócić koalicji retoryką partii wojny oraz pokoju, o której pisaliśmy w innym miejscu. Kijów zyska silny rząd zdolny do przeprowadzenia niezbędnych reform energetycznych i przetrwania trudnej zimy.
Czytaj także: Zamiast wojny gazowej divide et impera po rosyjsku
Utrzymanie sankcji uderza zatem w interesy Gazpromu, który w coraz większym stopniu dopłaca do South Stream i powiększa plany inwestycyjne. Zaktualizowany program inwestycji uwzględnia wydatki rzędu 24 mld dolarów zwiększone o 22 procent w stosunku do poprzednich założeń. Gazprom tłumaczy się koniecznością opłacenia budowy gazociągu do Chin o nazwie Siła Syberii, który rzeczywiście ma problem ze współfinansowaniem przez Chińczyków, ale wynika w rzeczywistości z rosnących kosztów finansowania projektów przez rosyjskie banki bez pomocy z Zachodu. Te również tracą nadzieję na zniesienie sankcji. Z tego względu kierują skargi na obostrzenia do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Zrobiły to Sbierbank i VTB. Dlatego prasa zachodnia pisze już o porażce planu budowy przedłużenia Nord Stream do Wielkiej Brytanii. Ze względu na politykę Rosji na Ukrainie, Downing Street nie będzie przychylne temu projektowi.
W ten sposób przerażona wojną nad Dnieprem europejska polityka przestaje udawać, że sektor energetyczny to temat spoza okręgu jej zainteresowań. Presja polityczna na Gazprom rośnie także w naszym regionie. Rosyjska spółka gazowa Gazprom poinformowała, że w zeszłym tygodniu odbyło się spotkanie Ambasador RP w Rosji Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz z prezesem firmy Aleksiejem Millerem. Strony omówiły temat współpracy w sektorze gazowym, dostaw i tranzytu surowca przez Polskę. Miller podkreślił znaczenie naszego kraju dla tranzytu surowca przez Europę. Dodał, że zmniejszenie dostaw dla polskiego PGNiG zostało wywołane niespodziewanie chłodną zimą, która zmusiła Gazprom do zmniejszenia eksportu surowca poza granice Rosji. Firma tłumaczy się, że musiała zapełnić magazyny. PGNiG od września tego roku notuje zmniejszone w stosunku do nominacji dostawy gazu ziemnego. W podobnej sytuacji są klienci Gazpromu w Niemczech i na Słowacji.
Rosjanie ograniczają dostawy w celu uniemożliwienia Europejczykom świadczenia rewersowych dostaw gazu dla Ukrainy. Dostawy przez Polskę wzrosły 25 października z 2,5 do 3 mln m3 na dobę. Import przez Słowację utrzymuje się na poziomie 26,6 mln m3 dziennie.
Spotkanie mogło wynikać z oczekiwania Polaków uzyskania gwarancji stabilnych dostaw gazu z Rosji do Polski. Podobne otrzymał podczas wizyty w Moskwie 22 października minister gospodarki Słowacji Pawol Pawlis. Minister energetyki Rosji Aleksander Nowak zapewnił go, że osobiście zainterweniuje w Gazpromie, aby firma przywróciła dostawy do odpowiedniego poziomu. Należy do upadłego powtarzać hasło, że biznes z Gazpromem to polityka. Dobrze, że europejskie stolice zaczynają to rozumieć.
Czytaj także: Relacje biznesowe z Gazpromem to polityka
Utrzymanie w mocy sankcji zachodnich wobec Rosnieftu zmusza tę firmę do szukania sposobów na przetrwanie bez kapitału i technologii z Zachodu. W miniony piątek szef Rosnieftu Igor Sieczin zapowiedział, że ten największy rosyjski koncern naftowy będzie kontynuować wiercenia w Arktyce, na Morzu Karskim samodzielnie po wycofaniu się partnera, amerykańskiego koncernu Exxon Mobil. Amerykanie przerwali współpracę z Rosnieftem ze względu na sankcje zastosowane wobec Rosji w reakcji na agresję Kremla przeciwko Ukrainie. Sieczin powiedział dziennikarzom, że jego firma będzie bezwzględnie prowadzić nadal prace w Arktyce, na własną rękę, bez udziału partnerów. „Jeśli partnerzy mogą wziąć udział – to dobrze, jeśli nie – będziemy pracować sami.” Jednakże Sieczin nie podawał żadnych konkretów dotyczących poważnych problemów finansowych i technologicznych, które pojawiły się w realizacji programu arktycznego Rosnieftu po wycofaniu się Exxon Mobil. Wycofanie się amerykańskiej firmy ze współpracy skazało na porażkę cały wschodni program firmy Sieczina. Uderza w zagłębie łupkowej rewolucji w Rosji – złoże Bażenow, którego Rosnieft sam nie wyeksploatuje, w projekt Far East LNG na Sachalinie, który będzie musiał zostać połączony z rywalizującym z nim Sachalin 2 Gazpromu oraz plany zwiększania wydobycia we Wschodniej Syberii. Rosnieft chciał wydobywać nawet 100 mld m3 surowca rocznie od 2020 roku. Te plany będą musiały zostać odłożone do czasu zniesienia sankcji.
Próby współpracy z Zachodem przez pośredników zawiodły. Dlatego Rosnieft próbuje ominąć zachodnie obostrzenia i pozyskać kapitał oraz ekspertyzę w inny sposób. Jak informowaliśmy w przeglądach z ostatnich miesięcy, Rosnieft wyraził zainteresowanie kupnem części akcji włoskiego Saipemu. To firma odpowiedzialna za największe w Europie przedsięwzięcia infrastrukturalne jak wspomniany South Stream, ale również polski terminal LNG w Świnoujściu.
Ciekawym pomysłem jest stwierdzenie Piotra Maciążka, że Rosnieft chce kupić od ENI włoską firmę w celu przejęcia kontroli nad naszym gazoportem ale dużo prostsze rozwiązanie jest bardziej prawdopodobne. Rosnieft chce uzyskać tyle akcji, aby otrzymać dostęp do know how Saipemu i zmniejszyć zależność od wiedzy Amerykanów, którzy nie chcą z nim współpracować. Reuters wskazuje, że włoskie prawo wymusza na akcjonariuszu, który posiada więcej, niż 30 procent akcji firmy aplikowanie o całość jej papierów wartościowych. ENI posiada 47 procent udziałów w Saipem. Co jednak podkreśla sam Rosnieft, Saipem nie przedstawił jeszcze żadnej oferty a w obliczu kryzysu ukraińskiego Włosi niekoniecznie będą chcieli narażać się Brukseli sprzedażą ważnych aktywów firmie objętej sankcjami Unii Europejskiej.
Czytaj także: Rosnieft jest zainteresowany kupnem akcji wykonawcy polskiego gazoportu
Długofalowo problemy Rosnieftu i innych rosyjskich spółek nie znikną nawet po zniesieniu sankcji. Ze względu na spodziewaną nadpodaż ropy naftowej z krajów spoza OPEC, cena surowca na giełdach spada. Baryłka Brent na grudzień kosztowała 85,89 dolarów. Zanotowała spadek o 0,28 procent. WTI kosztowała 80,96 dolarów po utracie 0,06 procent wartości. Analitycy spodziewają się, że dzięki rozwojowi eksportu spoza OPEC, w 2015 roku na rynku zapanuje nadpodaż surowca. Dlatego pilnie śledzą informacje na temat możliwości wprowadzenia ograniczeń eksportu ropy naftowej przez kartel OPEC podczas spotkania w Wiedniu zaplanowanego na 27 listopada. Co widać w poniższej tabeli, wydobycie ropy naftowej ze złóż niekonwencjonalnych w Arktyce będzie opłacalne dopiero, gdy cena surowca wzrośnie do 115 dolarów. Na marginesie, podana w tabeli granica opłacalności na poziomie 70 dolarów za baryłkę jeszcze spadła i wynosi obecnie 57 dolarów.
Przez rewolucję łupkową rozprzestrzeniającą się na kolejne części globu rośnie podaż węglowodorów a razem z nią płynność rynku LNG, z kolei cena ropy maleje. Jedynym sposobem na dostosowanie się do tych realiów będzie reforma rosyjskiej energetyki oraz modernizacja kraju. To jednak ostatnie o czym myślą siłowicy na Kremlu. Zaczynają to rozumieć państwa Bliskiego Wschodu. Podczas weekendowego spotkania rady ministrów finansów Zatoki Perskiej w Kuwejcie, minister finansów tego kraju Anas Al-Saleh zaapelował do państw eksportujących ropę naftową o reformę finansów publicznych i dywersyfikację źródeł dochodów budżetowych. Kuwejt planuje także zmniejszyć subsydia państwowe oparte o dochód ze sprzedaży ropy naftowej. Podobny ruch rozważa Oman.