– Różne strony sporu czasami jadą po bandzie. Zrobienie z ochrony przyrody i klimatu kolejnego elementu tożsamości w ramach baniek światopoglądowych antagonizujących ludzi zablokuje rozmowy – mówi dr Karolina Królikowska, z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu, dr Nauk o Ziemi. Jej praca doktorska dotyczyła konfliktów społecznych w parkach narodowych.
BiznesAlert.pl: Dlaczego klimat jest łączony z feminizmem?
Karolina Królikowska: Jest takie myślenie o feminizmie, że powinien zajmowac się różnymi sprawami wynikającymi z innych nurtów aktywizmu. Chodzi o różne formy opresji, wykluczenia, problemów społecznych, czy środowiskowych, które się na siebie nakładają, a feminizm powinien się tym wszystkim zajmować. W efekcie dochodzimy do punktu, kiedy feminizm jest o wszystkim, tylko nie o prawach kobiet. Obserwacja tego dyskursu w mediach pozwala odnaleźć hasła typu nie ma feminizmu bez weganizmu. Zasadniczo się z tym nie zgadzam. Feminizm ma się zajmować kobietami. Wszystkie te inne rzeczy niż prawa kobiet są też ważne, ale co ma piernik do wiatraka? Osobiście znam weganki, które mają alergię na współczesne nurty feminizmu i feministki, które nie interesują się ani globalnym ociepleniem, ani prawami zwierząt.
Są opowieści o patriatchacie promującym paliwa kopalne.
To są narracje i odłam ruchu ekologicznego nie mający nic wspólnego z zawodową ochroną przyrody. To ekofeminizm w stylu krytyki Lasów Państwowych jako umundurowanej grupy mężczyzn. Ci mają być zafiksowani na technologiach i nie interesują się przyrodą. Ma istnieć jakaś przepaść ekologiczna między płciami. Kobiety rzekomo bardziej się troszczą o przyrodę i klimat. Ale kto nakręca fast fashion kupując mnóstwo ciuchów, co strasznie obciąża środowisko? A tak naprawdę w zawodowej ochronie przyrody i środowiska, w firmach, na uczelniach, w różnych instytucjach, nawet w NGO-sach pracuje mniej więcej tyle samo kobiet, co mężczyzn. Ale najwyraźniej mamy kolejną wojenkę światopoglądową, zielony feminizm kontra węglowy patriarchat. A czy jeśli ktoś jest krytyczny wobec feminizmu to nie może chronić klimatu? Promowanie pakietów światopoglądowych to droga do antagonizowania ludzi. Oczywiście należy uwzgledniać wpływ zmian klimatu i polityk klimatycznych na rózne grupy społeczne w konkretnych kontekstach kulturowych, czy geograficznych. Na przykład Greta Thunberg protestując ostatnio przeciwko wiatrakom w Norwegii powołała się na prawa ludności rdzennej, czyli Samów i słusznie. Ale to jest co innego niż mieszanie działalności na rzecz środowiska z kwestiami światopoglądowymi.
Czy takie podejście zagraża profesjonalnej ochronie klimatu?
Czasami aktywiści proponują działania, które są nieskuteczne albo zrażają innych ludzi. Oczywiście nie wolno odmawiać ludziom prawa głosu. Wszystkie grupy interesu mogą zabrać głos w społeczeństwie demokratycznym. Zajmuję się zawodowo rozwiązywaniem konfliktów ekologicznych i uważam, że jeśli się chce na przykład postawić elektrownię jądrową czy farmę fotowoltaiczną, to trzeba najpierw zadbać o konsensus społeczny. Ale finalnie ktoś musi podjąć decyzję i wziąć za nią odpowiedzialność prawną i finansową, a to wymaga też wiedzy eksperckiej i rzetelnych danych. Przykładowo dyrektor parku narodowego powinien umieć porozumieć się z samorządami i mieszkańcami, ale wyznaczając obszar ochrony ścisłej w obrębie parku będzie jednak bazował na inwentaryzacji przyrodniczej wykonanej przez ekspertów, a nie na opinii sołtysa, wójta i księdza proboszza.
Jak zatem rozwiązywać konflikty ekologiczne?
Pod żadnym pozorem nie należy robić z konfliktów ekologicznych kolejnej wojny kulturowej. Czasem mam wrażenie, że lewica i liberałowie uważają się za dobrych, uświadomionych naukowo i ekologicznie obywateli, którzy walczą z ciemnogrodem. Nie powinno się tak traktować ludzi, z góry i protekcjonalnie. To oczywiście działa w dwie strony. Prawa strona lubi denializm klimatyczny i nie zawsze rozumie, że można krytykować polityki klimatyczne, typu propozycje Komisji Europejskiej jak Fit for 55, ale nie kwestionować jednocześnie konsensusu naukowego. Wobec Grety padło dużo seksistowskich komentarzy. Różne strony sporu czasami jadą po bandzie. Zrobienie z ochrony przyrody i klimatu kolejnego elementu tożsamości w ramach baniek światopoglądowych antagonizujących ludzi zablokuje mozliwość dialogu. Kiedyś ochrona środowiska nie była raczej elementem tej gry, pomijając ruchy skrajne. Jak konserwatywna prawica chcąca rozmawiać o klimacie ma się porozumieć z aktywistami, którzy uważają, że należy zacząć rozmowę od feminizmu i obalania patriarchatu? To jest niebezpieczne zjawisko. Rozmowa o energetyce wymaga na wejściu uwspólnienia podstawowych wartości, jak bezpieczeństwo i niezależność energetyczna, akceptowalna, również dla mniej zamożnych cena energii i jak najmniejszy wpływ na środowisko.
Czy Polska ma odpowiedni aparat instytucjonalny pozwalający prowadzić taki dialog?
Przyroda to dobro publiczne lub wspólne. Instytucje państwowe są niezbędne do rozmowy na ten temat. Nie może dochodzić do prywatyzacji polityki, że każdy kto chce robi co chce, na przykład z energetyką obywatelską. Profesjonalna ochrona środowiska wymaga silnych instytucji, które korzystają z wiedzy ekspertów, ale pamiętają o konsensusie społecznym. To trzeba wyważyć i to jest bardzo trudne. W Polsce mamy dobre instytucje, ale często niedofinansowane. Są też luki w prawie w zakresie partycypacji społecznej. Ale generalnie instytucje są po to, żeby działały i żeby obywatele mieli do nich zaufanie.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik
Greta Thunberg krytykuje Niemcy za uruchomienie elektrowni węglowych zamiast atomu