icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Woźniak: Nie dla nowego kontraktu jamalskiego z Rosjanami (ROZMOWA)

Jakiekolwiek negocjacje z Gazpromem i z Rosją podjęte w tym roku, skończą się przedłużeniem obecnej umowy. A jest to umowa, mogę to z całą odpowiedzialnością stwierdzić, niekorzystna dla polskiego rynku. I nie należy jej kontynuować – mówi Maciej Woźniak, wiceprezes PGNiG ds. handlu w latach 2016-2020, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Czy da się oceniać umowy z firmami z Rosji, Norwegii czy USA z punktu widzenia samej ceny? Czy po to jest ich kilka, żeby się nawzajem uzupełniały?

Oczywiście umów na dostawy gazu dla zaopatrzenia danego rynku powinno być kilka, by się uzupełniały i wzajemnie zabezpieczały. Podpisanych z różnymi partnerami, z dostawami z różnych kierunków geograficznych, o różnej długości trwania i opiewających na różne ilości gazu, a nawet z różnymi sposobami ustalania ceny. To elementarz – nie tylko w handlu gazem. Bo minimalizuje się w ten sposób ryzyko problemów z dostawcami, z dostawami lub wahaniami cen na poszczególnych rynkach.

Ale mowa tu o nowoczesnych umowach, negocjowanych z pozycji rynkowej i na partnerskich zasadach, z prawidłowo opisanym i zabezpieczonym szeregiem ryzyk. Kontrakty podpisywane 30 lat temu, pod presją braku alternatywnych dostaw, z partnerami którzy przede wszystkim realizują strategię geopolityczną swego kraju – takie jak kontrakt jamalski –  nie minimalizują ryzyk, a tylko je mnożą.  Doświadczyliśmy tego w Polsce wielokrotnie na przestrzeni ostatnich 20 lat. Dlatego odpowiadając na Pana pytanie: nie, kontraktu jamalskiego nie można porównać z innymi kontraktami jedynie z punktu widzenia ceny. Kontrakt ten powinien się zakończyć i odejść do lamusa  i to nie tylko z powodu nierynkowych cen jakie dyktowali nam w tej umowie Rosjanie.

Czy to oznacza, że Polska nie powinna renegocjować i przedłużać kontraktu jamalskiego ?

Oczywiście, że nie. Trzeba to jasno i precyzyjnie powiedzieć. Jakiekolwiek negocjacje z Gazpromem i z Rosją podjęte w tym roku, skończą się przedłużeniem obecnej umowy. A jest to umowa – mogę to z całą odpowiedzialnością stwierdzić – niekorzystna dla polskiego rynku. I nie należy jej kontynuować.

Ona jest źle spisana, przestarzała, nieprzystająca do współczesnych wymagań. Pamiętam jak w toku prowadzonych analiz i przygotowań do arbitrażu przed Trybunałem w Sztokholmie, na jednej z długich wieczornych narad nasi prawnicy i eksperci zakpili sobie, że kontrakt i umowa jamalska mają się do współczesnych standardów tak, jak Wołga z lat 80-tych do nowego Mercedesa – niby też czterodrzwiowa limuzyna, niby też jeździ z punktu A do B, ale psuje się co chwila, lakier trzyma się na rdzy, a koszty eksploatacji są absurdalnie wysokie.

Bo przede wszystkim ta umowa jest bardzo ryzykowna dla Polski i polskiego rynku. To co udało nam się poprawić w tej umowie w toku arbitrażu w Sztokholmie w latach 2016-2019, to kolosalna zmiana. Ale pamiętamy jak wielki opór stawiała strona rosyjska. Więcej nie da się w tej umowie zmienić bez niekorzystnych ustępstw z naszej strony. Dlatego ta umowa musi zniknąć z porządku prawnego w Polsce raz na zawsze – nie warto przedłużać tego koszmaru. Dlatego właśnie zarząd PGNiG-u w którym miałem przyjemność pracować podjął w 2019 roku decyzję – zatwierdzoną przez Ministra właściwego ds. Energii – o poinformowaniu strony rosyjskiej o braku woli kontytuowania kontraktu po 2022 roku. Cieszę się, że obecne władze PGNiG również wykluczają przedłużanie kontraktu jamalskiego.

Pragnę od razu wszystkich uspokoić – gazu w Polsce z tego powodu nie zabraknie. Mamy nowoczesną infrastrukturę do sprowadzania gazu do Polski oraz dostęp do rynków gazowych w wielu krajach, zawarliśmy nowe kontrakty i kupujemy gaz na giełdach w całej Europie. Polska jest już zupełnie innym krajem jeśli chodzi o zaopatrzenie w gaz i uważam, że jesteśmy w pełni gotowi by pożegnać się z gazem z Rosji.

Apeluję przy okazji do polityków by uważali na tych, którzy nigdy gazem się nie zajmowali, z Rosjanami nie negocjowali, ale twierdzą z przekonaniem, że oni sobie w rozmowach z nimi świetnie poradzą. Słyszę tu i ówdzie, że tacy naiwni entuzjaści krążą po ministerstwach i opowiadają swoje fantazje. Proszę pamiętać, że tak mogą mówić tylko ci, którym wydaje się, że umowy z Rosjanami negocjuje się tylko raz – na początku, a potem tylko je wykonuje. Na tym m.in. polega ich naiwność. Tylko że ta naiwność jest zwyczajnie niebezpieczna dla Polski.

I jeśli pozwoli mi Pan na osobistą refleksję – nigdy nie zrozumiem co kieruje tymi, którzy proponują negocjować i przedłużać kontrakt na zakup gazu z Rosji, w przededniu wojny tego kraju z Ukrainą, wojny u granic Polski, wojny która będzie finansowana m.in. zyskami ze sprzedaży tego gazu. To nie jest żadna Realpolitik. Dla mnie to albo skrajna ignorancja albo… wykonywanie poleceń służbowych czy rozkazów.

Tymczasem wicepremier Pawlak chwali kontrakt jamalski i wskazuje że to właśnie za PIS-u w arbitrażu uczynili go Państwo dopiero ryzykownym, czego dowodem są wysokie ceny gazu. Jaki był sens czynienia z ceny na gazowej giełdzie europejskiej punktu odniesienia cen dostaw gazu rosyjskiego do Polski?

Trudno mi podejść poważnie do wypowiedzi o rosyjskim gazie osób, które na różne sposoby nie sprzyjały procesowi dywersyfikacji dostaw gazu do Polski czy to promując większe i dłużej trwające dostawy z Rosji czy też – ujmując to eufemistycznie – nie wspierając budowy terminalu LNG w Świnoujściu czy połączenia gazociągowego z Norwegią.

Zmiana wzoru czyli formuły do obliczania ceny w kontrakcie jamalskim, w wyniku arbitrażu przed Trybunałem w Sztokholmie, znacząco obniżyła ryzyko rynkowe przy zakupie gazu z Rosji. Ryzyko rynkowe polegało na tym, że handel gazem w Europie i w Polsce przeszedł na rozliczenia czerpiące dane z europejskich rynków giełdowych gazu. A zakupy gazu z Rosji na podstawie kontraktu jamalskiego, były rozliczane przed arbitrażem według danych z rynku ropy naftowej. Kiedy cena ropy naftowej rosła, a ceny giełdowe gazu spadały, traciliśmy na tym, bo wszyscy duzi i średni odbiorcy gazu w Polsce i w Europie – np. producenci nawozów – chcieli odbierać gaz na podobnych zasadach, czyli odnoszących się do cen na giełdach gazowych, bo tylko wtedy konkurowali między sobą na równych zasadach.  Sprzedawaliśmy więc gaz po cenie odnoszącej się do ceny giełdowej gazu, żeby nie stracić tychże odbiorców, choć kupowaliśmy gaz od Rosjan po cenie wyższej – związanej z rynkiem ropy naftowej. Czysta strata.

Te nożyce cenowe, to poważne ryzyko rynkowe, wiszące nad polskim gazownictwem od lat, udało się dzięki zwycięstwu PGNiG nad Gazpromem w Trybunale Sztokholmie zlikwidować. I nawet Pan Premier Pawlak nie zdoła nikomu wmówić, że jest odwrotnie.

Mylą się również Ci którzy twierdzą, że kupujemy obecnie gaz z Rosji po cenach spotowych, czyli cenach bieżącego dnia. Ceny w kontraktach terminowych są zawsze średnią z notowań z dłuższego okresu. A więc argument, że cena oparta na rynku ropy była stabilna bo uśredniona, a cena oparta na rynku gazu jest niestabilna bo oparta na cenach spot i nie jest uśredniona, jest zwyczajnie nieprawdziwy i świadczy o niewiedzy wypowiadającego się na ten temat.

To jest zresztą nasz problem w Polsce. Najwięcej „ekspertów” od handlu gazem znajdziemy na Twitterze i w innych mediach społecznościowych. Szkoda tylko, że większość z nich miała ostatni raz styczność z tym skomplikowanym zagadnieniem przy okazji zakupu butli gazowej do kuchenki kempingowej.

Dlaczego więc ceny są teraz tak wysokie?

Teraz są bardzo wysokie, rok temu były bardzo niskie. To tymczasowe! To są ceny rynkowe, a w 2021 roku rynek gazu w Europie wywróciła do góry nogami Rosja. Wbrew logice i prawom ekonomii, Gazprom na wiosnę i latem 2021 roku nie wypełnił magazynów zapasami gazu. Mówimy o magazynach w Niemczech i Austrii, które… należą do Gazpromu.  To oczywiście przyczynek do innej dyskusji, a mianowicie dlaczego w obu tych krajach już połowa magazynów gazu należy do firm rosyjskich.

Czy to oznacza, że Rosjanie używają wpływu na infrastrukturę gazową do swych celów nie tylko na Ukrainie? Co z kontraktem przesyłowym na Jamale i jego pokłosiu widocznym do dziś?

To chyba nikogo już nie dziwi? Komisja Europejska potwierdziła to niezbicie w wynikach postępowania antymonopolowego, szkoda że zakończonego niesławną ugodą z Gazpromem.  Rosjanie zawsze lubili w rozmowach z nami sprawiać wrażenie, że rurociąg jamalski na terenie Polski należy de facto do nich. Bo skoro to oni go głównie używają to oni powinni stanowić zasady jego użytkowania. Zapominali, że jest to wspólne przedsięwzięcie sfinansowane również przez polskie podmioty. Na szczęście wieloletni kontrakt przesyłowy już się skończył, a Gazociąg Jamalski w Polsce działa teraz wyłącznie na transparentnych zasadach unijnych i ma swojego niezależnego i niepowiązanego z własnością gazociągu operatora, który zorganizował system równego dostępu do mocy przesyłowych gazociągu wraz z całą paletą usług czyli np. tłoczeniem gazu również z Niemiec  na wschód do Polski – co się bardzo skutecznie ostatnio odbywa. I wszystko to zgodnie z prawem unijnym. To się Gazpromowi oczywiście nigdy nie podobało. Uważali, że budując Nord Stream 2 tego unikną. A tu niespodzianka – brak niezależnego operatora, a więc przejrzystych zasad zarządzania pracą  i dostępem do gazociągu to główna przyczyna tego, że ciągle nie został uruchomiony.

Rosjanie mają tendencję do lekceważenia prawa jako takiego. A już stanowionego w UE w szczególności, a potem są bardzo zaskoczeni, że jest ono tak precyzyjnie przestrzegane.  I że każdy kraj w Europie, nie tylko Niemcy, ma wpływ na stanowienie tego prawa, a potem ma również prawo przypominać o jego respektowaniu. Przy okazji, taka refleksja: aż trudno mi sobie wyobrazić jak wyglądałaby nasza suwerenność energetyczna, gdyby nie oparcie jakie mamy w prawie UE.

Wróćmy do zapasów gazu w 2021 roku. Na czym polegała anomalia działań Gazpromu?

Gaz, który jest tańszy wiosną i latem, bo potrzebujemy go mniej, wtłacza się do magazynów, by użyć tych zapasów zimą, gdy zapotrzebowanie na gaz jest czasami kilkukrotnie wyższe, a więc
i ceny są wyższe. To bardzo prosty sposób na zarabianie pieniędzy, prawda? A jednak Gazprom nie wypełnił magazynów na wiosnę i latem. Na jesieni zapotrzebowanie na gaz zaczęło rosnąć, ponieważ ruszył przemysł w Europie uwolniony z pandemicznych lockdownów. Zapotrzebowanie na gaz rosło także dlatego, że spalanie gazu w elektrowniach wymaga mniejszych ilości pozwoleń na emisje CO2, a pozwolenia te również dramatycznie zdrożały w tym czasie. W rezultacie przy obniżonej przez Rosję podaży i wzroście popytu, ceny gazu na europejskich giełdach wystrzeliły momentami nawet o… 1000 procent! Tak, tak, nawet 10-krotnie… Oczywiście Gazprom i na tym trochę zarobił, bo te mniejsze ilości gazu jakie jednak nadal dostarczał do Europy, sprzedawał już bardzo drogo. I niektórzy eksperci i managerowie z Rosji próbują tak to teraz tłumaczyć:  zamieniliśmy obrót na marżę (śmiech). Ale wiemy doskonale, że za wywołaniem tego kryzysu stał przede wszystkim interes polityczny Rosji – pokazać Europie, co jej grozi, jeśli nie zgodzi się na szybkie i – co ważne – ze złamaniem europejskiego prawa uruchomienie wybudowanego już gazociągu Nord Stream 2 z Rosji przez Bałtyk do Niemiec. Gazociągu, który praktycznie zmonopolizuje via Niemcy dostawy gazu rosyjskiego do Europy.

Reasumując, wzrost cen gazu to wynik działania niezmiennych praw rynku. Problemem jest to, że ten rynek został rozkołysany rosyjskim awanturnictwem. Ale właściwie nie ma tego złego… Dzięki temu już nie tylko my na wschodzie Europy, ale i reszta państw zrozumiała do czego zdolna jest Rosja w dążeniu do swych celów i że może robić to co robi, bo pozwoliliśmy jej na zbyt duże zakupy i inwestycje w infrastrukturę gazową i energetyczną w Europie. Nagle wszyscy się obudzili, gdyż okazuje się że jeden gracz spoza naszego europejskiego rynku gdzie wszyscy handlują mając do siebie zaufanie i przestrzegając zasad, uzyskał taką dużą pozycję, że dowolnie zakłóca działanie tego rynku.

Rachunkami za gaz Rosjanie zepsuli Nowy Rok większości Europejczykom. I to nie zostanie im zapomniane. To wywołuje zmiany i już przynosi otrzeźwienie. Właśnie słyszymy głosy polityków i urzędników w Brukseli i stolicach europejskich o potrzebie nowych przepisów o obowiązkowych zapasach gazu w Europie. Kiedy proponowaliśmy to rozwiązanie w Brukseli w 2009 r. uznano to wtedy – o ironio… za przeszkadzanie rynkowi. Uważam też, że te wydarzenia zatrzymają na długo uruchomienie Nord Stream 2… No cóż, z rosyjskim niedźwiedziem już tak jest. Jest łapczywy i niecierpliwy. Ukradnie miód z ula, ale przy okazji ten ul rozwali. Raz się najadł, ale potem będzie głodował.

Czym różnią się kontrakty z Rosjanami w krajach byłego Związku Sowieckiego od tych ograniczonych przepisami unijnymi?

Krótko? Uczciwością i zaufaniem. Żeby sprzedawać gaz na rynku europejskim trzeba zachowywać się po partnersku i zgodnie z zasadami. I Rosjanie robią to, chcąc nie chcąc, choć jak widzimy co jakiś czas wierzgają. Poza UE, gdzie zasady te nie obowiązują, Rosjanie grają po swojemu czyli po staremu. Mamią niskimi cenami, podpisują monopolistyczne kontrakty, następnie przejmują kontrolę nad rynkiem i infrastrukturą, a potem ceny podnoszą, tylko niewiele już można wtedy na to poradzić. Białoruś jest tutaj klasycznym przykładem – tam już praktycznie nic co ma związek z gazem nie należy do Białorusi, tylko do Rosji.

W Polsce, dzięki staraniom zapoczątkowanym jeszcze w czasach rządu Jerzego Buzka, i wbrew działaniom rządu Leszka Millera, udało się obronić suwerenność energetyczną. A na przykład Ukraina jeszcze o nią walczy – jest obecnie gdzieś w naszym roku 2005-2006. Trzeba za Ukraińców trzymać kciuki i ich wspierać.

Czy Polska może się zaangażować w reeksport gazu spoza Rosji nad Dniepr w większym stopniu niż za czasów Pana prezesury?

Uważam, że współpraca z Ukrainą stale się pogłębia. Kiedy nadzorowałem handel gazem w PGNiG, wspaniały zespół handlowy, z którymi miałem przyjemność pracować, przebojem wdarł się na rynek ukraiński. Lata współpracy z ERU oraz dostarczania gazu technicznego dla UkrTransGazu zaowocowały świetnymi kontaktami i relacjami. Potem przyszły pierwsze składowania gazu w magazynach na Ukrainie. A chwilę później zdecydowaliśmy się na rozwój aktywności wydobywczej na Ukrainie. Pierwsze zakupy LNG z przeznaczeniem na rynek Ukrainy także wtedy zaczęliśmy. Muszę z zadowoleniem stwierdzić, że wszystkie te aktywności są cały czas rozwijane i pogłębiane przez obecne władze PGNiG. Nasza współpraca z Ukrainą jest uczciwa i partnerska. A to zawsze przynosi korzyści obu stronom i pogłębia współpracę.

Czy Nord Stream 2 obniży ceny gazu w Europie?

Oczywiście, że uruchomienie Nord Stream 2 nie obniży cen gazu w Europie. Ceny na rynku obniża przewaga podaży nad popytem jak wiemy z ekonomii. A gazociągiem Nord Stream 2 nie przypłynie do Europy żaden, podkreślam – żaden, dodatkowy gaz niż ten który w ostatnich latach już płynął do Europy – więc nie wzrośnie dzięki temu podaż gazu rosyjskiego w Europie. Ten gazociąg to tylko nowa trasa do transportowania tego samego gazu z Rosji, który do tej pory płynął do zachodniej Europy przez Ukrainę czy Polskę. Gazociąg NordStream 2 jest więc tylko narzędziem nacisku – najpierw finansowego (utrata przychodów z użytkowania gazociągów), a w konsekwencji politycznego – a nie źródłem dodatkowych dostaw do Europy.

Na szczęście polska gospodarka nie jest uzależniona tak jak ukraińska od dochodów z użytkowania gazociągów przez Gazprom. Pamiętamy, jak w wyniku słynnych negocjacji międzyrządowych z lat 2009-2010, wskazywano na „sukces” polegający na odgórnym ograniczeniu zysków spółki, do której należy Gazociąg Jamalski w Polsce? Jeśli więc nie było dużych zysków z użytkowania gazociągu, nie było także podatków dla budżetu. Na szczęście teraz gazociąg ten już w pełni podlega regułom europejskim. Wygaśnięcie kontraktu przesyłowego w maju 2020 roku to zakończenie kolejnego koszmarnego etapu we współpracy z Rosjanami.

Czy Polska powinna sprowadzać nim gaz?

Polska nie musi sprowadzać gazu przez Nord Stream 2. Polska ma własne złoża gazu, terminal gazu skroplonego LNG w Świnoujściu, którym sprowadzany jest gaz z USA, Kataru i innych zakątków świata oraz wybudowany gazociąg Baltic Pipe, którym przypłynie w tym roku gaz z Norwegii gdzie wydobywany jest z koncesji należących do polskiego PGNiG. Mamy także połączenia gazociągowe z wszystkimi rynkami gazowymi w krajach ościennych, a niedługo kolejny terminal LNG w Zatoce Gdańskiej. Cała ta infrastruktura pozwala sprowadzić do Polski więcej gazu niż polski rynek potrzebuje. Nie ma więc żadnej potrzeby byśmy ponownie uzależniali się od jednego kierunku transportu gazu.

I w ogóle nie musimy kupować już gazu w Rosji. Przez infrastrukturę, którą Polska obecnie posiada, możemy sprowadzać gaz z kilku kierunków geograficznych i z rynków ościennych po zakupieniu go na rynkach giełdowych. Na każdym z nich gaz sprzedaje się na transparentnych zasadach. Wszędzie możemy kupić gaz na zasadach rynkowych, czyli wynikających z praw podaży i popytu. Nie potrzebujemy więcej kontraktu na zakupy gazu z Gazpromu, obarczonego geopolitycznym ryzykiem.

No to co dalej z cenami gazu w Polsce?

Na początek jedno przypomnienie o gazie LNG z USA. Nie wiem dlaczego się o tym się praktycznie nie wspomina w tej emocjonalnej dyskusji o cenach gazu w Polsce.

Amerykański gaz LNG, jaki zakontraktowaliśmy w 2018 i 2019 roku jest sprzedawany do Polski po cenie kształtowanej w oparciu o notowania w amerykańskim hubie gazowym Henry Hub. A cena w Henry Hub przez ostatni rok – jakże szalony cenowo rok w Europie, tam w USA wahała się stabilnie i nieznacznie. Można powiedzieć zupełnie rutynowo i przewidywalnie. Rynku amerykańskiego Rosjanie nie są w stanie rozkołysać…

Mieliśmy na przykład sytuację – bodajże w grudniu 2021 roku – kiedy ta sama porcja gazu w kontrakcie miesięcznym w USA kosztowała 150 USD, a na giełdzie w Holandii 1500 USD – Tak! W Europie było przez chwilę 10 krotnie drożej.

I w tym kontekście proszę ponownie o ostrożność we wsłuchiwaniu się w opinie różnego rodzaju ekspertów. Wielu z nich grzmiało, w styczniu, że armada statków LNG jaka płynęła z USA na ratunek Europie, a więc i Polsce, wiezie drogi gaz – na pewno droższy niż rosyjski, bo kupiony w panice, w szczycie cenowym, w transakcjach z cenami rynku bieżącego i jeszcze trzeba będzie ponieść koszt jego skroplenia i zgazowania. Eksperci ci nie chcą pamiętać, że Polska kupiła gaz w USA w kontrakcie wieloletnim z ceną kształtowaną w oparciu o notowania hubowe, a nie notowania na rynku spot w Europie. A najśmieszniejsze jest to, że to często ci sami eksperci którzy w 2018 roku wyśmiewali wieloletnie kontrakty na LNG jakie zawarł PGNiG w USA, twierdząc, że trzeba skupiać się na rynku bieżącym i spotowym. Tak więc LNG z USA będzie stabilizował ceny gazu jakie zaoferuje PGNiG.

Gdybym miał doradzać komukolwiek, proponowałbym wstrzymać się z gwałtownymi ocenami i decyzjami dotyczącymi sytuacji na rynku gazu.  Aktualne ceny gazu nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie to tylko anomalia. Rosjanie nabroili, ale wytrzymamy to co nam zafundowali, podejmiemy w Europie działania chroniące nas przed przyszłym awanturniczym wpływem rosyjskiego dostawcy, a na koniec rynek w Europie wróci do normy i ceny wrócą do stabilnie kształtującego się poziomu.

Pokusiłbym się jeszcze o refleksję, że gdyby Komisja Europejska poważnie potraktowała postępowanie antymonopolowe przeciw Gazpromowi, które jak pamiętamy skończyło się nic nie wnoszącą ugodą, to dziś przewodnicząca Komisji nie musiałaby zapowiadać walki z kryzysem na rynku gazowym i wszczynania kolejnego postępowania przeciw Gazpromowi. Ale tak się właśnie mszczą błędy popełnione z naiwności i braku podstawowej wiedzy o handlu gazem z Rosją. Cieszy mnie natomiast, że TSUE zauważył, że Komisja także nie zawsze działa w zgodzie z procedurami i że PGNiG dalej może skarżyć tryb podjęcia tej ugody. I co więcej, Komisja będzie musiała wrócić do tematu utrudniania przez Gazprom zarządzania Gazociągiem Jamalskim w Polsce. To wspaniały sukces PGNiG-u.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Jakiekolwiek negocjacje z Gazpromem i z Rosją podjęte w tym roku, skończą się przedłużeniem obecnej umowy. A jest to umowa, mogę to z całą odpowiedzialnością stwierdzić, niekorzystna dla polskiego rynku. I nie należy jej kontynuować – mówi Maciej Woźniak, wiceprezes PGNiG ds. handlu w latach 2016-2020, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Czy da się oceniać umowy z firmami z Rosji, Norwegii czy USA z punktu widzenia samej ceny? Czy po to jest ich kilka, żeby się nawzajem uzupełniały?

Oczywiście umów na dostawy gazu dla zaopatrzenia danego rynku powinno być kilka, by się uzupełniały i wzajemnie zabezpieczały. Podpisanych z różnymi partnerami, z dostawami z różnych kierunków geograficznych, o różnej długości trwania i opiewających na różne ilości gazu, a nawet z różnymi sposobami ustalania ceny. To elementarz – nie tylko w handlu gazem. Bo minimalizuje się w ten sposób ryzyko problemów z dostawcami, z dostawami lub wahaniami cen na poszczególnych rynkach.

Ale mowa tu o nowoczesnych umowach, negocjowanych z pozycji rynkowej i na partnerskich zasadach, z prawidłowo opisanym i zabezpieczonym szeregiem ryzyk. Kontrakty podpisywane 30 lat temu, pod presją braku alternatywnych dostaw, z partnerami którzy przede wszystkim realizują strategię geopolityczną swego kraju – takie jak kontrakt jamalski –  nie minimalizują ryzyk, a tylko je mnożą.  Doświadczyliśmy tego w Polsce wielokrotnie na przestrzeni ostatnich 20 lat. Dlatego odpowiadając na Pana pytanie: nie, kontraktu jamalskiego nie można porównać z innymi kontraktami jedynie z punktu widzenia ceny. Kontrakt ten powinien się zakończyć i odejść do lamusa  i to nie tylko z powodu nierynkowych cen jakie dyktowali nam w tej umowie Rosjanie.

Czy to oznacza, że Polska nie powinna renegocjować i przedłużać kontraktu jamalskiego ?

Oczywiście, że nie. Trzeba to jasno i precyzyjnie powiedzieć. Jakiekolwiek negocjacje z Gazpromem i z Rosją podjęte w tym roku, skończą się przedłużeniem obecnej umowy. A jest to umowa – mogę to z całą odpowiedzialnością stwierdzić – niekorzystna dla polskiego rynku. I nie należy jej kontynuować.

Ona jest źle spisana, przestarzała, nieprzystająca do współczesnych wymagań. Pamiętam jak w toku prowadzonych analiz i przygotowań do arbitrażu przed Trybunałem w Sztokholmie, na jednej z długich wieczornych narad nasi prawnicy i eksperci zakpili sobie, że kontrakt i umowa jamalska mają się do współczesnych standardów tak, jak Wołga z lat 80-tych do nowego Mercedesa – niby też czterodrzwiowa limuzyna, niby też jeździ z punktu A do B, ale psuje się co chwila, lakier trzyma się na rdzy, a koszty eksploatacji są absurdalnie wysokie.

Bo przede wszystkim ta umowa jest bardzo ryzykowna dla Polski i polskiego rynku. To co udało nam się poprawić w tej umowie w toku arbitrażu w Sztokholmie w latach 2016-2019, to kolosalna zmiana. Ale pamiętamy jak wielki opór stawiała strona rosyjska. Więcej nie da się w tej umowie zmienić bez niekorzystnych ustępstw z naszej strony. Dlatego ta umowa musi zniknąć z porządku prawnego w Polsce raz na zawsze – nie warto przedłużać tego koszmaru. Dlatego właśnie zarząd PGNiG-u w którym miałem przyjemność pracować podjął w 2019 roku decyzję – zatwierdzoną przez Ministra właściwego ds. Energii – o poinformowaniu strony rosyjskiej o braku woli kontytuowania kontraktu po 2022 roku. Cieszę się, że obecne władze PGNiG również wykluczają przedłużanie kontraktu jamalskiego.

Pragnę od razu wszystkich uspokoić – gazu w Polsce z tego powodu nie zabraknie. Mamy nowoczesną infrastrukturę do sprowadzania gazu do Polski oraz dostęp do rynków gazowych w wielu krajach, zawarliśmy nowe kontrakty i kupujemy gaz na giełdach w całej Europie. Polska jest już zupełnie innym krajem jeśli chodzi o zaopatrzenie w gaz i uważam, że jesteśmy w pełni gotowi by pożegnać się z gazem z Rosji.

Apeluję przy okazji do polityków by uważali na tych, którzy nigdy gazem się nie zajmowali, z Rosjanami nie negocjowali, ale twierdzą z przekonaniem, że oni sobie w rozmowach z nimi świetnie poradzą. Słyszę tu i ówdzie, że tacy naiwni entuzjaści krążą po ministerstwach i opowiadają swoje fantazje. Proszę pamiętać, że tak mogą mówić tylko ci, którym wydaje się, że umowy z Rosjanami negocjuje się tylko raz – na początku, a potem tylko je wykonuje. Na tym m.in. polega ich naiwność. Tylko że ta naiwność jest zwyczajnie niebezpieczna dla Polski.

I jeśli pozwoli mi Pan na osobistą refleksję – nigdy nie zrozumiem co kieruje tymi, którzy proponują negocjować i przedłużać kontrakt na zakup gazu z Rosji, w przededniu wojny tego kraju z Ukrainą, wojny u granic Polski, wojny która będzie finansowana m.in. zyskami ze sprzedaży tego gazu. To nie jest żadna Realpolitik. Dla mnie to albo skrajna ignorancja albo… wykonywanie poleceń służbowych czy rozkazów.

Tymczasem wicepremier Pawlak chwali kontrakt jamalski i wskazuje że to właśnie za PIS-u w arbitrażu uczynili go Państwo dopiero ryzykownym, czego dowodem są wysokie ceny gazu. Jaki był sens czynienia z ceny na gazowej giełdzie europejskiej punktu odniesienia cen dostaw gazu rosyjskiego do Polski?

Trudno mi podejść poważnie do wypowiedzi o rosyjskim gazie osób, które na różne sposoby nie sprzyjały procesowi dywersyfikacji dostaw gazu do Polski czy to promując większe i dłużej trwające dostawy z Rosji czy też – ujmując to eufemistycznie – nie wspierając budowy terminalu LNG w Świnoujściu czy połączenia gazociągowego z Norwegią.

Zmiana wzoru czyli formuły do obliczania ceny w kontrakcie jamalskim, w wyniku arbitrażu przed Trybunałem w Sztokholmie, znacząco obniżyła ryzyko rynkowe przy zakupie gazu z Rosji. Ryzyko rynkowe polegało na tym, że handel gazem w Europie i w Polsce przeszedł na rozliczenia czerpiące dane z europejskich rynków giełdowych gazu. A zakupy gazu z Rosji na podstawie kontraktu jamalskiego, były rozliczane przed arbitrażem według danych z rynku ropy naftowej. Kiedy cena ropy naftowej rosła, a ceny giełdowe gazu spadały, traciliśmy na tym, bo wszyscy duzi i średni odbiorcy gazu w Polsce i w Europie – np. producenci nawozów – chcieli odbierać gaz na podobnych zasadach, czyli odnoszących się do cen na giełdach gazowych, bo tylko wtedy konkurowali między sobą na równych zasadach.  Sprzedawaliśmy więc gaz po cenie odnoszącej się do ceny giełdowej gazu, żeby nie stracić tychże odbiorców, choć kupowaliśmy gaz od Rosjan po cenie wyższej – związanej z rynkiem ropy naftowej. Czysta strata.

Te nożyce cenowe, to poważne ryzyko rynkowe, wiszące nad polskim gazownictwem od lat, udało się dzięki zwycięstwu PGNiG nad Gazpromem w Trybunale Sztokholmie zlikwidować. I nawet Pan Premier Pawlak nie zdoła nikomu wmówić, że jest odwrotnie.

Mylą się również Ci którzy twierdzą, że kupujemy obecnie gaz z Rosji po cenach spotowych, czyli cenach bieżącego dnia. Ceny w kontraktach terminowych są zawsze średnią z notowań z dłuższego okresu. A więc argument, że cena oparta na rynku ropy była stabilna bo uśredniona, a cena oparta na rynku gazu jest niestabilna bo oparta na cenach spot i nie jest uśredniona, jest zwyczajnie nieprawdziwy i świadczy o niewiedzy wypowiadającego się na ten temat.

To jest zresztą nasz problem w Polsce. Najwięcej „ekspertów” od handlu gazem znajdziemy na Twitterze i w innych mediach społecznościowych. Szkoda tylko, że większość z nich miała ostatni raz styczność z tym skomplikowanym zagadnieniem przy okazji zakupu butli gazowej do kuchenki kempingowej.

Dlaczego więc ceny są teraz tak wysokie?

Teraz są bardzo wysokie, rok temu były bardzo niskie. To tymczasowe! To są ceny rynkowe, a w 2021 roku rynek gazu w Europie wywróciła do góry nogami Rosja. Wbrew logice i prawom ekonomii, Gazprom na wiosnę i latem 2021 roku nie wypełnił magazynów zapasami gazu. Mówimy o magazynach w Niemczech i Austrii, które… należą do Gazpromu.  To oczywiście przyczynek do innej dyskusji, a mianowicie dlaczego w obu tych krajach już połowa magazynów gazu należy do firm rosyjskich.

Czy to oznacza, że Rosjanie używają wpływu na infrastrukturę gazową do swych celów nie tylko na Ukrainie? Co z kontraktem przesyłowym na Jamale i jego pokłosiu widocznym do dziś?

To chyba nikogo już nie dziwi? Komisja Europejska potwierdziła to niezbicie w wynikach postępowania antymonopolowego, szkoda że zakończonego niesławną ugodą z Gazpromem.  Rosjanie zawsze lubili w rozmowach z nami sprawiać wrażenie, że rurociąg jamalski na terenie Polski należy de facto do nich. Bo skoro to oni go głównie używają to oni powinni stanowić zasady jego użytkowania. Zapominali, że jest to wspólne przedsięwzięcie sfinansowane również przez polskie podmioty. Na szczęście wieloletni kontrakt przesyłowy już się skończył, a Gazociąg Jamalski w Polsce działa teraz wyłącznie na transparentnych zasadach unijnych i ma swojego niezależnego i niepowiązanego z własnością gazociągu operatora, który zorganizował system równego dostępu do mocy przesyłowych gazociągu wraz z całą paletą usług czyli np. tłoczeniem gazu również z Niemiec  na wschód do Polski – co się bardzo skutecznie ostatnio odbywa. I wszystko to zgodnie z prawem unijnym. To się Gazpromowi oczywiście nigdy nie podobało. Uważali, że budując Nord Stream 2 tego unikną. A tu niespodzianka – brak niezależnego operatora, a więc przejrzystych zasad zarządzania pracą  i dostępem do gazociągu to główna przyczyna tego, że ciągle nie został uruchomiony.

Rosjanie mają tendencję do lekceważenia prawa jako takiego. A już stanowionego w UE w szczególności, a potem są bardzo zaskoczeni, że jest ono tak precyzyjnie przestrzegane.  I że każdy kraj w Europie, nie tylko Niemcy, ma wpływ na stanowienie tego prawa, a potem ma również prawo przypominać o jego respektowaniu. Przy okazji, taka refleksja: aż trudno mi sobie wyobrazić jak wyglądałaby nasza suwerenność energetyczna, gdyby nie oparcie jakie mamy w prawie UE.

Wróćmy do zapasów gazu w 2021 roku. Na czym polegała anomalia działań Gazpromu?

Gaz, który jest tańszy wiosną i latem, bo potrzebujemy go mniej, wtłacza się do magazynów, by użyć tych zapasów zimą, gdy zapotrzebowanie na gaz jest czasami kilkukrotnie wyższe, a więc
i ceny są wyższe. To bardzo prosty sposób na zarabianie pieniędzy, prawda? A jednak Gazprom nie wypełnił magazynów na wiosnę i latem. Na jesieni zapotrzebowanie na gaz zaczęło rosnąć, ponieważ ruszył przemysł w Europie uwolniony z pandemicznych lockdownów. Zapotrzebowanie na gaz rosło także dlatego, że spalanie gazu w elektrowniach wymaga mniejszych ilości pozwoleń na emisje CO2, a pozwolenia te również dramatycznie zdrożały w tym czasie. W rezultacie przy obniżonej przez Rosję podaży i wzroście popytu, ceny gazu na europejskich giełdach wystrzeliły momentami nawet o… 1000 procent! Tak, tak, nawet 10-krotnie… Oczywiście Gazprom i na tym trochę zarobił, bo te mniejsze ilości gazu jakie jednak nadal dostarczał do Europy, sprzedawał już bardzo drogo. I niektórzy eksperci i managerowie z Rosji próbują tak to teraz tłumaczyć:  zamieniliśmy obrót na marżę (śmiech). Ale wiemy doskonale, że za wywołaniem tego kryzysu stał przede wszystkim interes polityczny Rosji – pokazać Europie, co jej grozi, jeśli nie zgodzi się na szybkie i – co ważne – ze złamaniem europejskiego prawa uruchomienie wybudowanego już gazociągu Nord Stream 2 z Rosji przez Bałtyk do Niemiec. Gazociągu, który praktycznie zmonopolizuje via Niemcy dostawy gazu rosyjskiego do Europy.

Reasumując, wzrost cen gazu to wynik działania niezmiennych praw rynku. Problemem jest to, że ten rynek został rozkołysany rosyjskim awanturnictwem. Ale właściwie nie ma tego złego… Dzięki temu już nie tylko my na wschodzie Europy, ale i reszta państw zrozumiała do czego zdolna jest Rosja w dążeniu do swych celów i że może robić to co robi, bo pozwoliliśmy jej na zbyt duże zakupy i inwestycje w infrastrukturę gazową i energetyczną w Europie. Nagle wszyscy się obudzili, gdyż okazuje się że jeden gracz spoza naszego europejskiego rynku gdzie wszyscy handlują mając do siebie zaufanie i przestrzegając zasad, uzyskał taką dużą pozycję, że dowolnie zakłóca działanie tego rynku.

Rachunkami za gaz Rosjanie zepsuli Nowy Rok większości Europejczykom. I to nie zostanie im zapomniane. To wywołuje zmiany i już przynosi otrzeźwienie. Właśnie słyszymy głosy polityków i urzędników w Brukseli i stolicach europejskich o potrzebie nowych przepisów o obowiązkowych zapasach gazu w Europie. Kiedy proponowaliśmy to rozwiązanie w Brukseli w 2009 r. uznano to wtedy – o ironio… za przeszkadzanie rynkowi. Uważam też, że te wydarzenia zatrzymają na długo uruchomienie Nord Stream 2… No cóż, z rosyjskim niedźwiedziem już tak jest. Jest łapczywy i niecierpliwy. Ukradnie miód z ula, ale przy okazji ten ul rozwali. Raz się najadł, ale potem będzie głodował.

Czym różnią się kontrakty z Rosjanami w krajach byłego Związku Sowieckiego od tych ograniczonych przepisami unijnymi?

Krótko? Uczciwością i zaufaniem. Żeby sprzedawać gaz na rynku europejskim trzeba zachowywać się po partnersku i zgodnie z zasadami. I Rosjanie robią to, chcąc nie chcąc, choć jak widzimy co jakiś czas wierzgają. Poza UE, gdzie zasady te nie obowiązują, Rosjanie grają po swojemu czyli po staremu. Mamią niskimi cenami, podpisują monopolistyczne kontrakty, następnie przejmują kontrolę nad rynkiem i infrastrukturą, a potem ceny podnoszą, tylko niewiele już można wtedy na to poradzić. Białoruś jest tutaj klasycznym przykładem – tam już praktycznie nic co ma związek z gazem nie należy do Białorusi, tylko do Rosji.

W Polsce, dzięki staraniom zapoczątkowanym jeszcze w czasach rządu Jerzego Buzka, i wbrew działaniom rządu Leszka Millera, udało się obronić suwerenność energetyczną. A na przykład Ukraina jeszcze o nią walczy – jest obecnie gdzieś w naszym roku 2005-2006. Trzeba za Ukraińców trzymać kciuki i ich wspierać.

Czy Polska może się zaangażować w reeksport gazu spoza Rosji nad Dniepr w większym stopniu niż za czasów Pana prezesury?

Uważam, że współpraca z Ukrainą stale się pogłębia. Kiedy nadzorowałem handel gazem w PGNiG, wspaniały zespół handlowy, z którymi miałem przyjemność pracować, przebojem wdarł się na rynek ukraiński. Lata współpracy z ERU oraz dostarczania gazu technicznego dla UkrTransGazu zaowocowały świetnymi kontaktami i relacjami. Potem przyszły pierwsze składowania gazu w magazynach na Ukrainie. A chwilę później zdecydowaliśmy się na rozwój aktywności wydobywczej na Ukrainie. Pierwsze zakupy LNG z przeznaczeniem na rynek Ukrainy także wtedy zaczęliśmy. Muszę z zadowoleniem stwierdzić, że wszystkie te aktywności są cały czas rozwijane i pogłębiane przez obecne władze PGNiG. Nasza współpraca z Ukrainą jest uczciwa i partnerska. A to zawsze przynosi korzyści obu stronom i pogłębia współpracę.

Czy Nord Stream 2 obniży ceny gazu w Europie?

Oczywiście, że uruchomienie Nord Stream 2 nie obniży cen gazu w Europie. Ceny na rynku obniża przewaga podaży nad popytem jak wiemy z ekonomii. A gazociągiem Nord Stream 2 nie przypłynie do Europy żaden, podkreślam – żaden, dodatkowy gaz niż ten który w ostatnich latach już płynął do Europy – więc nie wzrośnie dzięki temu podaż gazu rosyjskiego w Europie. Ten gazociąg to tylko nowa trasa do transportowania tego samego gazu z Rosji, który do tej pory płynął do zachodniej Europy przez Ukrainę czy Polskę. Gazociąg NordStream 2 jest więc tylko narzędziem nacisku – najpierw finansowego (utrata przychodów z użytkowania gazociągów), a w konsekwencji politycznego – a nie źródłem dodatkowych dostaw do Europy.

Na szczęście polska gospodarka nie jest uzależniona tak jak ukraińska od dochodów z użytkowania gazociągów przez Gazprom. Pamiętamy, jak w wyniku słynnych negocjacji międzyrządowych z lat 2009-2010, wskazywano na „sukces” polegający na odgórnym ograniczeniu zysków spółki, do której należy Gazociąg Jamalski w Polsce? Jeśli więc nie było dużych zysków z użytkowania gazociągu, nie było także podatków dla budżetu. Na szczęście teraz gazociąg ten już w pełni podlega regułom europejskim. Wygaśnięcie kontraktu przesyłowego w maju 2020 roku to zakończenie kolejnego koszmarnego etapu we współpracy z Rosjanami.

Czy Polska powinna sprowadzać nim gaz?

Polska nie musi sprowadzać gazu przez Nord Stream 2. Polska ma własne złoża gazu, terminal gazu skroplonego LNG w Świnoujściu, którym sprowadzany jest gaz z USA, Kataru i innych zakątków świata oraz wybudowany gazociąg Baltic Pipe, którym przypłynie w tym roku gaz z Norwegii gdzie wydobywany jest z koncesji należących do polskiego PGNiG. Mamy także połączenia gazociągowe z wszystkimi rynkami gazowymi w krajach ościennych, a niedługo kolejny terminal LNG w Zatoce Gdańskiej. Cała ta infrastruktura pozwala sprowadzić do Polski więcej gazu niż polski rynek potrzebuje. Nie ma więc żadnej potrzeby byśmy ponownie uzależniali się od jednego kierunku transportu gazu.

I w ogóle nie musimy kupować już gazu w Rosji. Przez infrastrukturę, którą Polska obecnie posiada, możemy sprowadzać gaz z kilku kierunków geograficznych i z rynków ościennych po zakupieniu go na rynkach giełdowych. Na każdym z nich gaz sprzedaje się na transparentnych zasadach. Wszędzie możemy kupić gaz na zasadach rynkowych, czyli wynikających z praw podaży i popytu. Nie potrzebujemy więcej kontraktu na zakupy gazu z Gazpromu, obarczonego geopolitycznym ryzykiem.

No to co dalej z cenami gazu w Polsce?

Na początek jedno przypomnienie o gazie LNG z USA. Nie wiem dlaczego się o tym się praktycznie nie wspomina w tej emocjonalnej dyskusji o cenach gazu w Polsce.

Amerykański gaz LNG, jaki zakontraktowaliśmy w 2018 i 2019 roku jest sprzedawany do Polski po cenie kształtowanej w oparciu o notowania w amerykańskim hubie gazowym Henry Hub. A cena w Henry Hub przez ostatni rok – jakże szalony cenowo rok w Europie, tam w USA wahała się stabilnie i nieznacznie. Można powiedzieć zupełnie rutynowo i przewidywalnie. Rynku amerykańskiego Rosjanie nie są w stanie rozkołysać…

Mieliśmy na przykład sytuację – bodajże w grudniu 2021 roku – kiedy ta sama porcja gazu w kontrakcie miesięcznym w USA kosztowała 150 USD, a na giełdzie w Holandii 1500 USD – Tak! W Europie było przez chwilę 10 krotnie drożej.

I w tym kontekście proszę ponownie o ostrożność we wsłuchiwaniu się w opinie różnego rodzaju ekspertów. Wielu z nich grzmiało, w styczniu, że armada statków LNG jaka płynęła z USA na ratunek Europie, a więc i Polsce, wiezie drogi gaz – na pewno droższy niż rosyjski, bo kupiony w panice, w szczycie cenowym, w transakcjach z cenami rynku bieżącego i jeszcze trzeba będzie ponieść koszt jego skroplenia i zgazowania. Eksperci ci nie chcą pamiętać, że Polska kupiła gaz w USA w kontrakcie wieloletnim z ceną kształtowaną w oparciu o notowania hubowe, a nie notowania na rynku spot w Europie. A najśmieszniejsze jest to, że to często ci sami eksperci którzy w 2018 roku wyśmiewali wieloletnie kontrakty na LNG jakie zawarł PGNiG w USA, twierdząc, że trzeba skupiać się na rynku bieżącym i spotowym. Tak więc LNG z USA będzie stabilizował ceny gazu jakie zaoferuje PGNiG.

Gdybym miał doradzać komukolwiek, proponowałbym wstrzymać się z gwałtownymi ocenami i decyzjami dotyczącymi sytuacji na rynku gazu.  Aktualne ceny gazu nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie to tylko anomalia. Rosjanie nabroili, ale wytrzymamy to co nam zafundowali, podejmiemy w Europie działania chroniące nas przed przyszłym awanturniczym wpływem rosyjskiego dostawcy, a na koniec rynek w Europie wróci do normy i ceny wrócą do stabilnie kształtującego się poziomu.

Pokusiłbym się jeszcze o refleksję, że gdyby Komisja Europejska poważnie potraktowała postępowanie antymonopolowe przeciw Gazpromowi, które jak pamiętamy skończyło się nic nie wnoszącą ugodą, to dziś przewodnicząca Komisji nie musiałaby zapowiadać walki z kryzysem na rynku gazowym i wszczynania kolejnego postępowania przeciw Gazpromowi. Ale tak się właśnie mszczą błędy popełnione z naiwności i braku podstawowej wiedzy o handlu gazem z Rosją. Cieszy mnie natomiast, że TSUE zauważył, że Komisja także nie zawsze działa w zgodzie z procedurami i że PGNiG dalej może skarżyć tryb podjęcia tej ugody. I co więcej, Komisja będzie musiała wrócić do tematu utrudniania przez Gazprom zarządzania Gazociągiem Jamalskim w Polsce. To wspaniały sukces PGNiG-u.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Najnowsze artykuły