KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Ze względu na nieopłacalność otwartego kryzysu gazowego Rosja sięga po kolejne narzędzia pozwalające jej rozmyć odpowiedzialność za rosnące napięcie w sektorze gazowym Europy Środkowo-Wschodniej.
Polacy zaskarżyli do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej decyzję o dopuszczeniu rosyjskiego giganta do większej przepustowości odnogi gazociągu Nord Stream w Niemczech – OPAL (z 50 do 80-90 procent), co pozwoli na większe dostawy do Europy Środkowo-Wschodniej bez konieczności budowy Nord Stream 2, a więc da czas na jego obronę przed krytyką Polski i Ukrainy.
Trybunał zarządził zawieszenie realizacji decyzji do czasu rozstrzygnięcia sporu. Dodatkowym znakiem zapytania jest treść dokumentu, bo nie został on dotąd upubliczniony. Kijów i Warszawa zgodnie krytykują tę decyzję, która może, ale nie musi zostać cofnięta przez Trybunał. Ich zdaniem ugoda zagraża pozycji tranzytowej Ukrainy na korzyść szlaku niemieckiego i szansom na dywersyfikację rynku gazu w Polsce oraz regionie na korzyść istniejącego szlaku niemieckiego i jego wzbogacenia przez Nord Stream 2-EUGAL.
Ze względu na wspólny interes marginalizowania szlaku niemieckiego, Polacy i Ukraińcy mogą zgodnie współpracować przy projekcie Gazociągu Polska-Ukraina. Chociaż Kijów zakłada, że do końca dekady stanie się niezależny energetycznie, to przy ostrożnym potraktowaniu tej prognozy można założyć, że nawet przy małym zainteresowaniu nowymi dostawami nad Dniepr, z powodów politycznych Ukraińcy mogą być zainteresowani zastąpieniem dostaw rewersowych przez Słowację, dostawami z Norwegii przez Polskę ze względu na nierosyjskie źródło i infrastrukturę przesyłową niezależną od Gazpromu w przeciwieństwie do słowackiej.
W dłuższej perspektywie Polacy mogliby wykorzystać zapowiadaną prywatyzację ukraińskiej infrastruktury przesyłowej i magazynowej do zasilenia swego hubu gazowego zdolnościami magazynowymi sięgającymi 31 mld m3 rocznie, pozwalającymi grać ceną surowca. Wymagałoby to jednak utrzymania przejrzystości i odpowiednich mechanizmów antykorupcyjnych przez stronę ukraińską, co będzie gwarancją bezpieczeństwa inwestycji nad Dnieprem.
Między innymi ze względu na te atrakcyjne perspektywy w 2017 roku należy się spodziewać dalszych prób zdyskredytowania przez Moskwę dostaw gazu szlakiem ukraińskim i promocji szlaku niemieckiego. W poprzednich latach przewidywałem, że nie będzie do tego potrzebny kryzys dostaw przez Ukrainę, który mógłby zmobilizować przeciwko Gazpromowi polityków europejskich, jak bywało w 2006 i 2009 roku.
W tym roku Gazprom tradycyjnie straszył możliwością przerwania dostaw i sam zaniżał ciśnienie w gazociągach tranzytowych, ale do przerwy dotąd nie doszło. Ukrtrasngaz informował 28 grudnia, że sytuacja się utrzymuje. Monitoring Komisji Europejskiej, która wysyła nad Dniepr regularną misję obserwacyjną ma pozwolić na wspólne działanie w razie problemów z dostawami. Ukraińcy planują zachować maksymalną przejrzystość na wypadek kryzysu.
Do ewentualnej prowokacji mógłby jednak posłużyć pretekst w polityce wewnętrznej Ukrainy, na którą Moskwa ma nadal istotny wpływ. Zakręcenie kurka przez Gazprom bez pretekstu jest mniej prawdopodobne. Za przykład może posłużyć zamach terrorystyczny na linie elektroenergetyczne z Ukrainy kontynentalnej na okupowany Krym z listopada 2015 roku, za który został obwiniony Kijów. Jeżeli nie opłaca się zakręcać kurka, a władze ukraińskie nie dają pretekstu do obwinienia o problemy z dostawami, może posłużą do tego zielone ludziki atakujące gazociąg przesyłowy?
Można sobie wyobrazić sytuację, w której zwolennicy twardej linii wobec Rosji utrudniają pracę systemu przesyłowego gazu. Należy także liczyć się z powtórzeniem ataków cybernetycznych na infrastrukturę krytyczną, jak Black Energy w 2014 roku, który sparaliżował infrastrukturę elektroenergetyczną. Ze względu na cyberataki USA zdecydowały się wprowadzić nowe sankcje wobec Rosjan z nimi związanych. Media amerykańskie sugerują, że za ataki w Stanach i na Ukrainie odpowiada ta sama grupa hakerów.
Pozycję Ukrainy i Polski podkopuje także zaskakujący rozwój wypadków ws. gazociągu OPAL. 30 grudnia o zwiększeniu wykorzystania magistrali poinformował sam prezes Gazpromu Aleksiej Miller. Jego rewelacje potwierdził ukraiński Naftogaz, który ostrzegł przy tym, że zwiększenie wykorzystania szlaku niemieckiego odbywa się kosztem dostaw przez Ukrainę. Tego samego dnia PGNiG poinformowało w Wiadomościach TVP, że niemiecki sąd idąc w ślad Trybunału zakwestionował możliwość wykonania decyzji Komisji Europejskiej przez operatora OPAL.
Nie wiadomo, czy Gazprom świadomie złamał prawo i zwiększył wykorzystanie OPAL wbrew wyrokowi Trybunału i niemieckiego sądu. Na giełdzie gazu PRISMA widać jednak zwiększoną rezerwację przepustowości magistrali. Ostatnia depesza informuje o decyzji Komisji Europejskiej na korzyść Gazpromu i pochodzi z miesiąca po dniu jej ogłoszenia, czyli 28 listopada.
Sprawie OPAL od początku towarzyszy brak przejrzystości. Decyzja Komisji Europejskiej nie została dotąd opublikowana w formie dokumentu. PGNiG nie otrzymało do niej dostępu pomimo licznych apeli. Niemiecki operator manipulował treścią informacji prasowych, aby wykluczyć możliwość wycofania instrukcji pozwalającej na wykonanie decyzji. Najpierw pisał w komunikacie, że może w każdej chwili ją cofnąć, a potem, że to niemożliwe, o czym alarmowało PGNiG.
Możliwe, że Gazprom zarezerwował przepustowość OPAL na nowych zasadach jeszcze przed orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości UE zawieszającym decyzję Komisji Europejskiej. W takim wypadku mógłby się wręcz domagać odszkodowania za to, że zapłacił za przepustowość, którą najpierw udostępnił niemiecki operator, a potem zablokował Trybunał. Możliwe, że z tego względu zwiększenie przepustowości w oparciu o aukcję przeprowadzoną przed orzeczeniem jest zgodne z prawem. Mimo to rosyjskie media podsycają spór śląc kolejne depesze na ten temat.
Ze względu na nieopłacalność otwartego kryzysu gazowego Rosja sięga po kolejne narzędzia pozwalające jej rozmyć odpowiedzialność za rosnące napięcie w sektorze gazowym Europy Środkowo-Wschodniej. Pomoże jedynie stanowcza polityka Komisji Europejskiej we współpracy z zagrożonymi państwami członkowskimi, jak Polska, i krajem Wspólnoty Energetycznej, czyli Ukrainą.