Wyciszkiewicz: Rosja pozostaje energetycznym dodatkiem do Europy (ROZMOWA)

11 kwietnia 2017, 07:31 Energetyka

ROZMOWA

fot. Gazprom

Z dyrektorem Centrum Polsko-Rosyjskiego Porozumienia i Dialogu Ernestem Wyciszkiewiczem rozmawiamy o relacjach niemiecko-rosyjskich w kontekście forsowanego przez Rosjan projektu gazociągu Nord Stream 2.

BiznesAlert.pl: Czy Pana zdaniem duch Ostpolitik ciąży na relacjach niemiecko-rosyjskich? Co mogą w tym kontekście zmienić zbliżające się wybory w Niemczech oraz prezydenckie w Rosji?

Ernest Wyciszkiewicz: Duch Ostpolitik unosi się wciąż nad polityką Niemiec wobec Rosji, niemniej w wersji mocno zwietrzałej. Owszem, niektórzy politycy wciąż sięgają po hasło zmieniania Rosji przez powiązania gospodarcze, ale wątpię, by większość podchodziła do niego poważnie. Odwoływanie się do koncepcji, która w przeszłości przyniosła określony rezultat, z nadzieją, że dziś – w odmiennych okolicznościach – doprowadzi do analogicznych konsekwencji jest przejawem kilku zjawisk.

Intelektualnej inercji starych kadr i wyborców SPD, którym podobają się tylko te melodie, które już raz słyszeli. Socjaldemokraci chcą zagospodarować ten elektorat, a pamiętajmy, że mają poważnych konkurentów w postaci Die Linke czy AfD. Niemniej, ów przekaz jest dziś coraz mniej wiarygodny dla niemieckiego społeczeństwa o wiele bardziej krytycznie nastawionego do Putina i Rosji niż kilka lat temu. Toteż nawet w SPD widać na tym tle pęknięcia, choć oficjalny przekaz krąży wokół hasła „partii pokoju”. Wśród lewicowych Zielonych przeważa z kolei postawa krytyczna wobec prób ugłaskiwania Rosji.

Szukanie konsensusu i porozumienia jest głęboko wpisane we współczesną niemiecką kulturę polityczną. Pokazuje to przykład kanclerz Angeli Merkel, która mimo wielokrotnego wprowadzania w błąd i kłamstw serwowanych prosto w oczy przez rosyjskich interlokutorów, nie zaprzestała prób nawiązania dialogu. Coś, co w polskich warunkach nazwiemy delikatnie naiwnością, w niemieckich jest odbierane jako pozytywne dążenie do rozwiązania problemu. Błędem byłoby przypisywanie niemieckim elitom braku wiedzy czy zdolności analitycznych. Świadomość zagrożeń płynących z Rosji jest wysoka, ale filtrowana przez inny system polityczny i oczywiście zapotrzebowanie wyborcze. CDU nie chce otwierać dodatkowych frontów, toteż nie eskaluje retoryki, choć kto wie, czy rosyjskie szarże cybernetyczne nie wpłyną na włączenie tej tematyki do kampanii.

W sumie mamy dość złożony obraz, gdzie stosunek do Rosji nie pokrywa się z przynależnością partyjną, a niekiedy nawet służy jako platforma do prowadzenia rywalizacji wewnątrz-frakcyjnej. Przykładem jest wzywający do zniesienia sankcji wobec Rosji premier Bawarii Horst Seehofer, stojący jednocześnie na czele partii CSU. Przypominanie kliszy „zmiany przez powiązanie” bywa wyrazem bezradności tych, którzy chcieliby wrócić do rzekomej idylli sprzed aneksji Krymu i nie bardzo wiedzą jak, toteż sięgają po wytarte hasła.

Wreszcie, Ostpolitik jest oczywiście wygodne dla wielkiego niemieckiego biznesu, który zafrasowany sytuacją polityczną utrudniającą działalność, szuka wytrycha do uzasadniania swoich podyktowanych wąskim interesem działań. Wystarczy parę chwil przed komputerem, by znaleźć dziesiątki wypowiedzi przedstawicieli biznesu związanych z projektem Nord Stream 2, by przekonać się jak często uzupełniają swoje wywody o argumentację wyrosłą na gruncie Ostpolitk albo błędnie rozumianej współzależności interesów UE i Rosji.

Czy zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że Niemcy są skazani politycznie i gospodarczo na dobre stosunki z Rosją?

Nie. To jest jeden z mitów wykreowany przez część niemieckich elit i wielki biznes od lat ściśle związany z rynkiem rosyjskim. Chodziło o stworzenie aksjomatu, prawdy niepodważalnej, która miała czynić z rozwoju stosunków rosyjsko-niemieckich rzecz naturalną i pozbawioną alternatywy. W tym konkretnym przypadku spójrzmy na liczby. Wartość niemieckiego eksportu do Rosji spadła w latach 2012-2015 z 38 mld euro do 21 mld euro (udział Rosji spadł z 3,2% do 1,8%). Dla porównania niemiecki eksport do Polski w tym samym czasie wzrósł z 42 mld do 52 mld euro. W Rosji działało w 2016 r. nieco ponad 5 tys. niemieckich firm, w Polsce – 6,2 tys. Skumulowane niemieckie inwestycje w Polsce wynoszą w przybliżeniu 30 mld euro, w Rosji – 20 mld. I mimo tych danych, które pokazują realne znaczenie Rosji dla niemieckiego eksportu i gospodarki (tylko na tle Polski), nad niemiecką dyskusją o Rosji wciąż unosi się widmo determinizmu, które jest pielęgnowane przez czerpiące korzyści ze współpracy z Kremlem wielkie organizacje branżowe, ale również niektóre landy (Bawaria).

Czy Nord Stream 2 to przepis na nową oś Berlin-Moskwa? Jak może ona wpłynąć na Polskę?

Tak jak krytycznie jestem nastawiony do szermowania dziś mitem Ostpolitik, tak równie krytycznie oceniam bezrefleksyjne odwoływanie się do osi jako symbolu odwiecznych niemiecko-rosyjskich knowań. Dajmy sobie spokój z pozbawionymi znaczenia etykietami, a skupmy się na rzeczywistych motywacjach.

Nord Stream 2 – nawet gdyby został wybudowany – nie zmieni zasadniczo statystyk, o których wspomniałem. Co najwyżej umocni znaczenie Rosji jako dodatku surowcowego do Niemiec i Europy, a nie partnera zdolnego do współuczestniczenia w procesach modernizacyjnych. Może natomiast pozwolić na zwiększenie potencjału destrukcyjnego, na przykład celowe uwypuklanie różnic interesów między państwami w celu rozbijania spójności UE.

Jednak gdyby dwie nowe nitki gazociągu miały rujnować zbudowane przez ćwierćwiecze polsko-niemieckie relacje polityczne i gospodarcze, to by oznaczało, że budowaliśmy zamki na piasku. Tymczasem gęstość polsko-niemieckich powiązań gospodarczych, współpraca w procesie integracji w UE i NATO, pozytywny wzajemny stosunek obu społeczeństw to jest kapitał wystarczająco poważny, aby obie strony dbały o jego nietrwonienie. Warto w rozmowach z niemieckimi partnerami to podkreślać.

Nord Stream 2 nie służy polskim interesom, nie służy interesom regionu, nie służy tez interesom europejskim (jeśli wczytać się w dokumenty strategiczne publikowanie przez Komisję Europejską, Radę Europejską i Parament Europejski), toteż należy ten spór prowadzić i wykazywać zwolennikom projektu słabość ich argumentacji. Pamiętajmy, że Nord Stream 2 nie wzbudza ogólnoniemieckiego entuzjazmu, a ograniczona krytyka dziś wynika z korelacji z czasem wyborczym. Bezpieczniej jest zachowywać dystans bądź sugerować poparcie, żeby nie narażać się realnym i wirtualnym grupom interesu. Chodzi o ograniczanie kosztów politycznych, które związane są z zajęciem jednoznacznego stanowiska. Jedynie Zieloni uznali, że sprzeciw wobec Nord Stream 2 może przynieść korzyści polityczne.

Czy realizacja tego projektu okaże się katastrofą czy ciosem w region Europy Środkowo-Wschodniej?

Ani katastrofa ani cios, ale nowy czynnik ryzyka, który będzie musiał być uwzględniony w planowaniu naszych przedsięwzięć, czy to Bramy Północnej, czy to rozbudowy terminala LNG, czy to testowaniu unijnych mechanizmów prewencyjnych i kryzysowych, czy to ogólnego namysłu nad polityką pozyskiwania gazu ziemnego. Regionalne konsekwencje już odczuwamy, bo stanowiska państw regionu są zróżnicowane, a gdy zbiegają się, to z różnych powodów. W Czechach patrzy się na Nord Stream 2 nie tylko jako wyzwanie, ale też szansę na ściślejsze powiązanie z rynkiem niemieckim i zwiększenie bezpieczeństwa dostaw, a dzięki łącznikowi Gazela prowadzącemu do Bawarii również zrównoważenie potencjalnego osłabienia pozycji tranzytowej z powodu zmniejszenia transportu gazu przez Ukrainę i Słowację.

Warto przypomnieć, że Komisja Europejska w zaskarżonej przez Polskę decyzji w sprawie gazociągu OPAL wyodrębniła rynki niemiecki i czeski, żeby wokół nich zbudować przekaz o jakoby pozytywnym wpływie niemal pełnego udostępnienia rurociągu Gazpromowi na bezpieczeństwo dostaw gazu do UE. Słowacy liczą straty wynikające z oczekiwanej redukcji tranzytu. Niemniej oferuje się im perspektywę rewersowych przepływów jako narzędzie minimalizacji strat. Tak więc polityczny sceptycyzm naszych sąsiadów może okazać się wątły w zderzeniu z potencjalną ofertą ekonomiczną.

Realizacja Nord Stream 2 niesie ze sobą ponadto problemy polityczne i rynkowe. Problemy polityczne wynikają z faktu, że propagatorzy projektu celowo przymykają oczy na międzynarodowy kontekst polityczny, czyli agresję Rosji na Ukrainę, aneksję Krymu i destabilizowanie Donbasu, słowem podważanie podstaw europejskiego porządku. Co więcej, niektórzy idą dalej, twierdząc, że Nord Stream 2 jest racjonalną odpowiedzią na kryzys „tranzytowy”, czyli pogorszenie wiarygodności Ukrainy jako pośrednika. Tymczasem od trzech latach mamy do czynienia z kryzysem wywołanym przez dostawcę, bo to jego celowe działania doprowadziły do wzrostu ryzyka przesyłu gazu przez Ukrainę. Nord Stream 2 ma więc uwiarygadniać firmowaną przez rosyjską propagandę tezę, że Ukraina pogrąża się w chaosie i nie zasługuje na zaufanie.

I nic nie zmieniają dość śmieszne argumenty w rodzaju „rozdzielmy biznes od polityki”, bo pod względem biznesowym ów projekt również wygląda problematycznie. Skoro wicekanclerz Niemiec usiłuje w Moskwie przekonywać, że dołoży wszelkich starań, by Komisja Europejska nie torpedowała niemiecko-rosyjskich planów, to trudno o bardziej jaskrawy przykład sprzęgnięcia biznesu z polityką i jednocześnie pośredni dowód, że zwolennicy słabą argumentację rynkową muszą podpierać lobbingiem politycznym.

Jak w tym kontekście ocenia Pan możliwość przełamania gazowej osi Wschód-Zachód na rzecz Północ-Południe?

W świetle Nord Stream 2, to będzie poważne wyzwanie. Pamiętajmy, że chodzi nie o wyeliminowanie przesyłu Wschód-Zachód, ale o uzupełnienie odziedziczonej po czasach minionych struktury transportu. Rzecz oczywista, sięgając po najbliższe nam zasoby norweskie. Polska w tym kontekście jest najwygodniejszym wejściem do systemu gazociągów w Europie Środkowej.

Wystarczy spojrzeć na mapę, by dostrzec, że budowa Nord Stream 2 utrudniłaby urzeczywistnienie polskich planów uderzając w ich konkurencyjność. W istocie Rosjanie dostrzegli w osi Północ-Południe szansę dla siebie, pod warunkiem, że uzyskają nad tym szlakiem kontrolę. Nord Stream 2 celuje w monopolizację tego kierunku i przeciwdziałanie konkurencji. Niemieccy zwolennicy projektu patrzą przez pryzmat własnych interesów, chcąc wzmacniać swoją pozycję jako głównej „rozdzielni gazowej” na kontynencie. Uzurpują sobie poniekąd też rolę gwaranta bezpieczeństwa dostaw do pozostałych państw regionu, co w kontekście dość poważnej penetracji różnych segmentów niemieckiego rynku gazowego (magazynowanie, transport, dystrybucja i handel) przez podmioty rosyjskie bądź powiązane musi budzić w Polsce wątpliwości.

Sposób, w jaki toczący się spór o Nord Stream 2 i OPAL zostaną rozstrzygnięte, będzie miał niebagatelne znaczenie dla rozwoju unijnej polityki energetycznej. I pęknięcia, które widać choćby w samej Komisji, pokazują, że świadomość tych konsekwencji jest wysoka. I dobrze, że polski rząd i PGNiG poważnie zaangażowały się w spór prawny w obu przypadkach, bo podejrzewam, że czas wyłącznie politycznych zabiegów już minął.

Rozmawiał Piotr Stępiński