– Część ekspertów przekonywała, że zależność od Rosji w sektorze jądrowym to nie jest wielki problem ze względu na naturę tego sektora, ale państwa NATO powinny się temu bliżej przyjrzeć – ocenia prof. Kacper Szulecki z Norweskiego Instytutu Spraw Zagranicznych w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: W ostatnim czasie w Nature Energy ukazał się artykuł, którego jest Pan współautorem, o skali międzynarodowej aktywności Rosji w sektorze jądrowym w kontekście wojny w Ukrainie. Jakie są wnioski z Państwa badań?
Motywacją, żeby przyjrzeć się międzynarodowej aktywności Rosatomu i jego spółek-córek, był fakt, że po rosyjskiej inwazji na Ukrainę dużo mówiło się o zależności Europy od rosyjskiego gazu, ropy i węgla, natomiast bardzo mało słychać było o sektorze jądrowym, chociaż Rosatom jest największym globalnym graczem w tym sektorze. Niektóre państwa Unii Europejskiej korzystają z rosyjskiej technologii i używają paliwa, które jeśli patrzeć na całe łańcuchy dostaw są w 20-40 procentach zależne od Rosji. To duży problem, który do tej pory był pomijany. Wydaje nam się, że zależności te są istotne i trzeba o nich mówić.
Ale tak naprawdę większa aktywność Rosatomu widoczna jest poza Europą, w krajach rozwijających się. W kontekście wojny w Ukrainie widzimy rozdźwięk w działaniach państw NATO i państw globalnego południa. Te różnice będą się tylko powiększać, a Rosatom jest bardzo ważnym elementem rosyjskiej dyplomacji energetycznej i częścią rosyjskiego soft power.
Jak działania Rosatomu przekładają się na rozszerzenie wpływów rosyjskich?
Rosatom chwali się sformalizowaną współpracą z 54 krajami na świecie. Według naszych ustaleń, jeśli patrzeć tylko na rzeczywiste kontrakty, które nie zostały zerwane po inwazji na Ukrainę, to 73 projekty w 29 krajach. To wciąż bardzo duża aktywność i czyni Rosatom liderem na światowym rynku jądrowym.
Rosatom blisko współpracuje z rosyjskim MSZ i jest bez wątpienia najbardziej globalnym elementem rosyjskiej dyplomacji energetycznej. To nie powinno dziwić. Handel gazem do niedawna, to znaczy do czasu pełnej komercjalizacji LNG, był ograniczony do bliskiego sąsiedztwa, tam gdzie sięgały rurociągi. Tymczasem technologię jądrową można sprzedawać na całym świecie- w Afryce, w Azji Południowej, Ameryce Południowej. Kraje z tych regionów same nie byłyby w stanie zbudować elektrowni jądrowych, ponieważ nie mają doświadczenia, know-how, środków finansowych.
I oto przychodzi dobry wujek z Moskwy, który mówi: „załatwimy za was wszystko”. Jeśli was na to nie stać, to nasze banki zaoferują wam kredyty. Jeśli nie macie inżynierów, to my ich wyszkolimy, niech przyjadą do Moskwy czy Petersburga i zapewnimy im stypendia, albo przyślemy swoich. A pieniądze będziecie oddawać ze sprzedaży energii z reaktorów, kiedy zostaną już one zbudowane. To długoterminowe zależności. Pozytywny obraz Rosji jako zaawansowanego technicznie kraju, który wspiera rozwój globalny to dziedzictwo Związku Sowieckiego, który miał taką opinię na globalnym Południu. Rosatom bazuje na tej pozytywnej legendzie. Kontrakty Rosatomu nie zawierają klauzul dotyczących praw człowieka czy korupcji, więc mówiąc kolokwialnie Rosjanie nie robią problemów. To pasuje wielu krajom rozwijającym się, które potrzebują energii do swojego rozwoju i wypada zrozumieć ich sytuację. Jednak za powiązaniami z Rosją idzie dużo konsekwencji w obszarze bezpieczeństwa.
BiznesAlert.pl: W Państwa pracy wspomniana została „taksonomia bezpieczeństwa”. O co w niej chodzi?
Staraliśmy się pokazać jak różne formy zależności tworzą różnego rodzaju zagrożenia dla bezpieczeństwa. Punktem wyjścia był spór w literaturze na temat sektora jądrowego, w którym z jednej strony mamy badaczy utrzymujących, że Rosatom to nastawiona na własny zysk firma, racjonalny aktor biznesowy, albo co najwyżej element rosyjskiej soft power, a z drugiej strony głosy mówiące o tym, że to kolejna i to bardzo niebezpieczna „broń energetyczna”. My mówimy, że to nie są wykluczające się odpowiedzi, tylko dwa bieguny pomiędzy którymi znajduje się całe spektrum zależności i powiązanych z nimi politycznych narzędzi jakie Moskwa może – choć nie musi – wykorzystać.
Popatrzmy na przykłady skrajne. W Turcji powstaje elektrownia Akkuyu, Rosatom buduje tam cztery reaktory WWER V-509. Powstaje wg. Innowacyjnego modelu biznesowego BOO – build, own, operate. Rosatom nie tylko zbuduje elektrownię jądrową, będzie też jej operatorem, będzie tam pracowała rosyjska obsługa. Eksperci ds. bezpieczeństwa podnieśli alarm, że przecież Turcja jest członkiem NATO, i jeśli traktować elektrownię jądrową jako eksterytorialny fragment infrastruktury krytycznej w rękach państwa trzeciego to jest to otwarte zaproszenie do działań hybrydowych. Ta elektrownia ma dostarczać nawet 10 procent energii elektrycznej w tureckim systemie. Gdyby nagle ją wyłączono, powołując się choćby na „niespodziewane usterki” jak w przypadku NordStream, to groziłoby Turcji blackoutem.
Istotną częścią naszego artykułu jest analiza takich właśnie twardych zależności dla wszystkich państw, na których terenie pracują reaktory zbudowane przez Rosatom lub będące przezeń obsługiwane. Tworzymy scenariusz hipotetyczny, zakładajac, że wszystkie aktualne projekty Rosatomu dochodzą do skutku i na podstawie szacunków dotyczących wzrostu produkcji energii elektrycznej w różnych regionach, wg. Międzynarodowej Agencji Energetyki, pokazujemy jaka część energii w krajowych systemach będzie produkowana przez te reaktory w 2040 roku. W grupie wysokiego ryzyka znajdują się Węgry i Słowacja, a szczególnie zagrożona jest np. Armenia.
Na drugim biegunie mamy działania rosyjskiej dyplomacji energetycznej w ramach których powstają centra badań jądrowych. To właściwie zerowe zagrożenie dla systemu energetycznego i dlatego do czasu wojny w Ukrainie większość ekspertów wzruszyłaby ramionami. My jednak wskazujemy, że – jeśli tam są szkoleni inżynierowie, zapraszani do Rosji, to potencjalnie mogą stać się oni agentami nacisku. To nie musi oznaczać agentury. Lobbing i szpiegostwo potrafią być płynnymi kategoriami. Państwa NATO powinny się tek aktywności przyglądać, bo ostatni rok nauczył nas, że jeśli tylko istnieje hipotetyczne ryzyko wystąpienia jakiegoś zagrożenia, to może się nieoczekiwanie urzeczywistnić.
Nowe sankcje zachodnie mogłyby objąć rosyjski sektor jądrowy, ale tak się nie dzieje. Przedstawiciel Euratomu mówił w jednym z wywiadów dla BiznesAlert.pl, że potrzebujemy jeszcze siedmiu lat, by uniezależnić się od Rosji i nałożyć sankcje na ten sektor.
Dobrym przykładem są ukraińskie elektrownie jądrowe, które przestawiły się z zależności od rosyjskiego paliwa na paliwo Westinghouse’a. Paliwa nie jest łatwo zastąpić ze względów technicznych. Zależność Czech, Słowacji, Węgier czy Hiszpanii od rosyjskiego paliwa to temat do podjęcia przez Unię Europejską. Jeśli sektor jądrowy ma być w dłuższej perspektywie elementem bezpieczeństwa energetycznego a nie żródłem potencjalnych zagrożeń, to Europa musi postawić na własne możliwości tworzenia paliwa. Ponieważ takie możliwości ma przede wszystkim Francja, dobrze by było gdyby naciskała np. na Węgrów i Słowaków, by porzucili rosyjskie paliwo i przestawili na europejskie dostawy.
Jeśli chodzi o sankcje to musimy w pierwszej kolejności odpowiedzieć sobie na pytanie co chcemy nimi osiągnąć i jak zaplanować je tak, żeby zabolały agresora bardziej niż nas samych. Czy Unia Europejska chce przeszkodzić Rosatomowi w jego globalnych działaniach, czy nie. Rosatom zapewnia duże wpływy do rosyjskiego budżetu, jest to istotny element handlu zagranicznego, więc powinniśmy się zastanowić, czy objąć go i jego spółki-córki sankcjami, i wymagać tego od naszych partnerów pozaeuropejskich. Trudno powiedzieć na ile Unia Europejska jest w stanie wyegzekwować przeprowadzenie tego od krajów, które mają znacznie bardziej pozytywny stosunek do Rosji niż my.
Gdzie w tym wszystkim jest Polska, która za 10 lat chce mieć swoją elektrownię jądrową zbudowaną we współpracy z Westinghouse’m, który pomaga Ukrainie odejść od rosyjskiego paliwa?
Skala współpracy z Rosją jest w Polsce minimalna, dotyczy tylko reaktorów badawczych. Przez to, że polskiego sektora jądrowego na razie jeszcze nie ma, można uniknąć zagrożeń ze strony Rosji, bo technologia według rządowych planów będzie pochodziła z kraju, który jest naszym sojusznikiem. Rosatom nigdy nie był brany pod uwagę. Amerykanie z kolei pracują intensywnie nad tym, by stworzyć łańcuchy dostaw uniezależnione od rosyjskich wpływów.
Wypada jednak wspomnieć, że kontrakt na polską elektrownię jądrową to pierwsza międzynarodowa umowa Westinghouse od wielu lat. Jeśli zestawić to z portfelem projektów Rosatomu, który badaliśmy, pokazuje to jak bardzo państwa zachodnie oddały pole Rosji a w dalszej kolejności Chinom. Bardzo możliwe, że Rosatom i bez sankcji nie byłby w stanie sprostać wszystkim zamówieniom, ale to czy Europa i USA mogą jednocześnie ograniczyć rosyjską dominację w tym sektorze i zwiększyć własną obecność na rynku pozostaje pytaniem otwartym.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik