KOMENTARZ
Rafał Zasuń
WysokieNapiecie.pl
Dzięki zamykaniu kolejnych kopalń węgla z rynku zniknie w sumie jakieś 15 proc. krajowego wydobycia czyli ok. 10 mln ton węgla. Czy to wystarczy aby uratować resztę?
Dobra wiadomość jest taka, że po wielu miesiącach wahań rząd zdecydował się rzucić na głęboką wodę i dał zarządowi Jastrzębskiej Spółki Węglowej zielone światło do zamknięcia kopalni „Krupiński”. Kopalnia, która wyfedrowała w 2015 r. 200 mln zł strat, trafi do SRK do końca stycznia 2017 r. Wydobywa głównie węgiel energetyczny, a JSW chce się skupić na droższym i bardziej perspektywicznym węglu koksowym.
Decyzję o skierowaniu kopalni do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, gdzie zostanie zamknięta, podjęto bez formalnego porozumienia ze związkami zawodowymi w JSW. Zarząd zapowiedział jednak, że nikt nie straci pracy, górnicy z „Krupińskiego” przejdą do innych kopalń. Na razie związki milczą, do chwili opublikowania naszego tekstu (czyli nocy z 15 na 16.08) górnicza „Solidarność” nie wydała żadnego oświadczenia w tej sprawie.
Nie trzeba być geniuszem, żeby dostrzec związek między decyzją o zamknięciu „Krupińskiego” a podpisanym kilka dni wcześniej 29 lipca porozumieniem między JSW a obligatariuszami finansującymi spółkę czyli PZU, PKO BP i BGK.„Ustalony został harmonogram czynności, które mają zostać podjęte przez JSW w związku z procesem restrukturyzacji w okresie do zawarcia umowy restrukturyzacyjnej”– czytamy w komunikacie spółki.
„Krupiński” wydobywa ponad 2 mln ton węgla. Na wieść o jego zamknięciu kurs akcji JSW wzrósł z 25 do 29 zł, a trzeba pamiętać, że spora część górników wciąż jest akcjonariuszami firmy.
Do SRK trafią więc dwie kopalnie z JSW – „Jas-Mos” i „Krupiński”.
Polska Grupa Górnicza
Wieści z PGG budzą mieszane uczucia. Do zamykanych kopalń nie dołączy na razie „Sośnica”, mimo kiepskich perspektyw finansowych. Zarząd i rząd zdecydowali się ustąpić i poddać ją okresowi próbnemu. Do końca stycznia 2017 kopalnia ma wyjść na zero. Jeśli nie dojdzie do jakichś manipulacji księgowych to szanse, że tak się stanie są niewielkie, ale przedłużenie egzystencji kopalni ma ratować twarz związkowców – mogą mówić górnikom, że walczą o każdą zamykaną kopalnię. Wcześniej z Kompanii Węglowej (czyli poprzedniczki PGG) do SRK trafiły już kopalnie „Makoszowy”, „ Anna” oraz „Centrum”.
Prezes PGG Tomasz Rogala twierdzi, że okres próbny dany „Sośnicy” nie wpłynie na wyniki spółki, która do końca 2017 r. ma wyjść na zero (o biznesplanie PGG pisaliśmy tutaj).
Minister energii Krzysztof Tchórzewski powiedział, że jest to kluczowe dla akceptacji planu ratowania PGG przez Komisję Europejską. Na razie Bruksela wciąż analizuje plany przesyłanie przez polski rząd. Ma nie lada kłopot, bo są one wciąż aktualizowane o kolejne kopalnie przeznaczone do zamknięcia. Z punktu widzenia urzędników Komisji najrozsądniej byłoby więc poczekać, aż to się wszystko przewali i pojawią się (albo nie) jakieś rezultaty restrukturyzacji.
Najgorzej wygląda sytuacja w Katowickim Holdingu Węglowym.
Spółka rozpaczliwie potrzebuje dokapitalizowania, przy czym kwoty rosną co dwa miesiące o 200 mln zł. Obecnie mówi się już o 900 mln zł. Rząd zapowiada utworzenie z KHW nowej spółki pod nazwą Polski Holding Węglowy, w którą miałyby zainwestować Enea, Węglokoks oraz ktoś trzeci. Mówi się o Towarzystwie Finansowym Silesia, państwowym wehikule inwestycyjnym, który jest już udziałowcem w PGG. Pojawił się jednak problem – jak powiedział nam rzecznik prasowy Głównego Urzędu Statystycznego, w czerwcu TF Silesia zostało przez GUS zaliczone do sektora finansów publicznych.
Z prawnego punktu widzenia decyzja ta bardzo utrudnia Towarzystwu wszelkie inwestycje w górnictwo. Rzecznik GUS dodał, że rząd podjął działania, które mają umożliwić odzyskanie przez TF Silesia statusu „normalnej” spółki prawa handlowego.
W KHW zaledwie jedna kopalnia – „Mysłowice- Wesoła” jest dziś rentowna. „Murcki-Staszic” podobno może być rentowny. Trwa dyskusja ze związkowcami na temat przekazania do SRK ruchu „Śląsk”, kopalnia „Wujek” prawdopodobnie zostanie muzeum.
Sytuacja jest trudna, bo rządowi powoli kończą się finansowe rezerwy, po które może sięgnąć. Spółki energetyczne obarczane są kolejnymi inwestycjami, Enea może przecież także zaangażować się w budowę elektrowni w Ostrołęce, ma także w planach elektrownię wykorzystującej zgazowanie węgla.
A w dodatku związkowcy z „Bogdanki” bardzo ostro protestują przeciw angażowaniu ich spółki w ratowanie śląskich kopalń. Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski jeszcze w kwietniu twierdził, że jego wypowiedzi na temat zaangażowania „Bogdanki” w KHW były opacznie interpretowane i nie ma takich planów. Ale w odpowiedzi związkowcom z lubelskiej spółki napisał m.in. „Chcę uniknąć sytuacji, w której Bogdanka pozostaje na uboczu głównego nurtu zmian sektora energetycznego, co w moim odczuciu doprowadzi do wznowienia wojny cenowej między producentami węgla, wojny która nikomu nie jest potrzebna” .
Bogdanka do tej pory skutecznie konkurowała ze śląskimi kopalniami, wypychając je z rynku aż do chwili wielkiej wyprzedaży węgla ze zwałów zarządzonej wiosną 2015 r. przez ówczesnego prezesa KW, Krzysztofa Sędzikowskiego.
Pytanie, co minister Tobiszowski uważa za „wojnę cenową”, a co za normalną konkurencję, w której firma mająca niższe koszty wygrywa. Jeśli integracja kopalń ma służyć ustalaniu cen w zaciszu ministerialnych gabinetów, tak aby zapewnić rentowność kopalniom, to skończy się to interwencją Komisji Europejskiej i spektakularną katastrofą.
Co ustalili jeszcze ustalili redaktorzy portalu WysokieNapiecie.pl piszemy w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl