Przybyszewski: Cisza w Zatoce Perskiej, ale na jak długo?

4 września 2023, 07:30 Bezpieczeństwo

– Tnąc wydobycie, władze w Rijadzie ustąpiły pola Iranowi, który zwiększa eksport ropy do Azji. Tandem tych dwóch państw pozwoli ustabilizować wyższe ceny na rynku. Polska i Europa gospodarczo na tym stracą, ale co zrobić? Spokój w Zatoce jest teraz równie ważny, co front ukraiński – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund*.

Iran
Iran

Według Samira Madaniego, właściciela firmy TankerTrackers “ręcznie” śledzącej tankowce (poprzez obrazowania satelitarne i predykcje kursów), Iran eksportuje już ponad 2,2 mln baryłek ropy dziennie. Według źródeł irańskich zaś eksport ma do końca września 2023 roku dobić do ok. 3,5 mln baryłek dziennie. Oczywiście znakomita część trafi do Azji, z czego największa do Chin. Wiele się mówi o rzekomym zakulisowym i nieformalnym porozumieniu się USA z Iranem względem niezakłócania eksportu irańskiej ropy. Sytuacja jest jednak bardziej złożona, niż mogłoby to wynikać z większości artykułów czy nagłówków.

Konfigurowanie nowego ładu eksportowego

Do pewnego rodzaju konsensusu doszło, ale w kontekście regionalnym i ponadregionalnym, a nie jedynie na linii Waszyngton-Teheran. Przyczyniło się do niego kilka czynników i zadziałały ruchy więcej niż dwóch państw.

Punktem zwrotnym było zaangażowanie się Chin w normalizację irańsko-saudyjskich stosunków dyplomatycznych, co przyspieszyło, gdy tylko się okazało, że w wyniku wojny rosyjsko-ukraińskiej Teheran i Rijad mogą dużo zyskać. Poza tym, Iran i Arabia Saudyjska mają teraz tak samo dużo do stracenia na ponownym pogorszeniu się tych stosunków i zdegradowania tym samym siły dyplomacji Chin. Równie istotne było utrzymujące się zapotrzebowanie na stabilizację cen ropy w obliczu dalej trwającej wojny rosyjsko-ukraińskiej. Ażeby Iran mógł więcej eksportować, musiała pojawić się luka na rynku, którą Arabia Saudyjska poprzez cięcia wydobycia zapewniła. Pomogło temu też utrzymanie podwyższonej ceny cen ropy w połączeniu ze zmienionym podejściem do regulacji mniejszych rafinerii w Chinach, które wolą skupować tańszą ropę irańską. Co więcej, Rosja odegrała tu mimo wszystko konstruktywną rolę, bo przyłączyła się do saudyjskich cięć i popiera zbliżenie saudyjsko-irańskie. Nawet jeśli nie spełni choćby ułamka tej obietnicy, to musi to deklarować, żeby nie rzucać kłód pod nogi Iranowi, który wspomaga Moskwę w wojnie z Ukrainą, no i nie chce iść na starcie z Rijadem. Nadto, widzimy, że wymogiem powodzenia całego tego konsensusu było dorozumienie przez USA i Iran swoich stanowisk: niech już Iran eksportuje więcej ropy, ale niech chociaż nie zajmuje innych tankowców. Waszyngton nie widzi bowiem sensu kontynuowania piractwa lub parapiractwa w wykonaniu obu stron, bo cena ropy musi być utrzymana na akceptowalnie wysokim poziomie. Nie znaczy to mimo wszystko że jakiekolwiek porozumienie miało miejsce, co wyjaśnię dalej.

Oczywiście, jeśliby USA nie dorozumiały swojego stanowiska z irańskim, to wszystko wzięłoby w łeb. Byłoby to jednak całkowicie wbrew jakiejkolwiek logice i zniweczyłoby wiele amerykańskich wysiłków. Gdyby bowiem Waszyngton parł dalej i kontynuował “zduszanie” Iranu, to dokonałby sabotażu swych interesów: Europa byłaby wściekła, że ceny ropy są o wiele za wysokie; Arabia Saudyjska musiałaby zredukować zgodność swojej polityki zagranicznej z amerykańską do minimum; Chiny zaś odebrałyby to jako kolejny cios, który musiałyby parować najpewniej odpowiadając zwiększeniem wsparcia dla Rosji i podgrzewaniem temperatury w Cieśninie Tajwańskiej.

Wypaczona soczewka mediów

Ani Stany Zjednoczone, ani Iran nie mogą jednak powiedzieć, że jakiekolwiek porozumienie istnieje lub miało miejsce. Nie mają bowiem wystarczających podstaw, aby uznać, że tak było: uwarunkowania bezpieczeństwa Iranu i Arabii Saudyjskiej póki co nie ulegają większym zmianom; Stany Zjednoczone optymalizują, ale nie redukują swojej obecności w Zatoce; aktów dobrej woli Iranu i USA jest wciąż zbyt mało, aby stanowiły jakąś masę dowodową; a i może się okazać, że na nowo ułożony układ eksportu ropy nie wytrzyma próby czasu. Zupełnie obiektywnie więc, naprawdę, nie można zatem powiedzieć, że w jakikolwiek sposób USA i Iran się porozumiały, z pewnością jednak można stwierdzić, że oba państwa rozpoznały w obecnej sytuacji okoliczności, które sprzyjają “ignorowaniu się nawzajem”. Kto zresztą przedstawi jakiekolwiek dowody istnienia takiego porozumienia? Nikt. Jeżeli w ogóle chcielibyśmy mówić o nieformalnym porozumieniu, to z pewnością jest to idea przyświecająca zbliżeniu Królestwa Arabii Saudyjskiej z Islamską Republiką Iranu, a która ma na celu powolną, ale konsekwentną stabilizację sytuacji w Zatoce i np. w Iraku czy Jemenie. Prawdę powiedziawszy, to USA nawet nie musiały niczego Iranowi obiecywać – wystarczyło spojrzeć na to, co się dzieje, żeby zrozumieć, że Waszyngton na „nicnierobieniu” może więcej skorzystać. Podobnie mógł też uczynić Teheran. Odgadnąć czyjeś intencje w znanych okolicznościach nie jest więc niczym szczególnym.

Trzeba być jednak uczciwym: osiągnięcie większego pokoju w Azji Zachodniej, a szczególnie na osi Arabia Saudyjska – Iran, to i tak dużo, nawet, jeśli dyplomatycznie większą część roboty wykonali inni, a nie Waszyngton. To skupienie się na Zachodzie na postrzeganiu niezakłóconego wzrostu eksportu irańskiej ropy jako wynik działania/niedziałania USA bierze się z tego, że soczewka naszych mediów jest wypaczona. Rzadko kiedy też biorą one pod uwagę większą mozaikę państw, a już prawie nigdy nie próbują debatować o możliwych scenariuszach. Najwyraźniej nie wyobrażano sobie, że USA mogą po prostu nic nie robić. Sęk w tym, że to nie jest tak, że nic nie robią, bo powstrzymywanie się od działania to też jest czynność. I do tego oferująca szereg korzyści w obecnym układzie.

Wnioski

Ceny ropy utrzymają się na wyższym poziomie jeszcze przez dłuższy czas. Niestety, Europa nie może kupić ropy rosyjskiej i irańskiej (te mogą trafić do nas jedynie po przetworzeniu np. w Indiach, ale to znów kosztuje). Z drugiej strony fakt, że jednocześnie Arabia Saudyjska utrzymuje redukcję, a Iran w tym czasie zwiększa wydobycie jest pocieszające. Tandem tych dwóch państw pozwoli ustabilizować wyższe ceny na rynku i jednocześnie zaspokojony będzie popyt w dość dużym stopniu. Łuna rywalizacji w Zatoce też wygasa, choć nigdy nie zniknie. Owszem, Polska i Europa zapłacą wyższą cenę, ale to może okazać się opłacalne. Spokój w Zatoce jest teraz równie ważny, co front ukraiński. Warto liczyć na to, że mimo wszystko dojdzie w pewnych okolicznościach do rosyjsko-irańskiej wojny cenowej. Póki co niewielu specjalistów chce o tym spekulować, ale prawdopodobnie w ciągu kwartału lub dwóch pojawi się więcej zdań na ten temat. Być może taka wojna cenowa nie będzie nieunikniona, jeśli i Iran i Rosja będą potrafili jakoś podzielić się rynkiem w Azji. Obstawianie jednak zakładu, w którym któreś z państw w końcu pęknie, gdy jedno prowadzi wojnę a drugie jest zaduszane sankcjami, wydaje się być warte świeczki.

Nie wiadomo jak długo obecny układ eksportowy potrwa. Co więcej, nie możemy mieć żadnej pewności, że w ogóle niebezpośrednie rozmowy irańsko-amerykańskie dotyczyły eksportu irańskiej ropy. Równie dobrze mogło być tak, że w ogóle ten temat nie został sensownie poruszony, a USA po prostu rozpoznały sytuację jako korzystną dla siebie. Równie dobrze obie strony mogły tylko obwiniać się o zajmowanie swoich statków. Nie można odrzucić irańskiego twierdzenia, że USA po prostu nie są w stanie wymusić embarga. Owszem, być może nie są obecnie w stanie wymusić tego z korzyścią dla siebie. Ale mogą to uczynić w późniejszym terminie, gdy okoliczności będą prezentowały taką opcję jako dającą wiele benefitów. Irańskie społeczeństwo miejskie (szczególnie miejskie) niekoniecznie bowiem udźwignie kolejne “rozhuśtanie” gospodarki zwiększonym eksportem ropy, które zostanie gwałtownie zatrzymane kolejną serią amerykańskich blokad i nacisków. Pamiętajmy, że w międzyczasie wciąż przygotowywane jest podłoże do rozruchów społecznych, a te w końcu mogą – ale nie muszą – zmusić władzę w Teheranie do ustępstw, które okażą się być tym jednym mostem za daleko. Prawdopodobieństwo jest ku temu jednak niskie. Jeśli więc sytuacja dalej będzie w Zatoce się stabilizować, to może to oznaczać jedynie tyle, że wojna ukraińsko-rosyjska będzie trwać jeszcze długo, być może przechodząc w fazę kolejnego zamrożonego konfliktu.

Możliwe też, że w pewnym momencie Iran wykorzysta słabość Rosji i zapełni pozostawioną przez Moskwę lukę wydobycia. Nie odrzucajmy żadnego wariantu i pamiętajmy, że niektóre państwa największego skoku dokonują przede wszystkim w wyniku wojny, po czasie, a nie pokoju, ustawicznie. Do takich państw należy Rosja, choć nie tylko ona. Iran jest gdzieś pomiędzy tymi dwoma typami, a najwięcej zyskuje na upadku państwa obok. Wbrew pozorom degeneracja państwa rosyjskiego to coś, czego Iran bardzo by chciał, gdyby miało miejsce w odpowiednim momencie. Póki co jednak, czekają nas wyższe ceny. Polska i Europa gospodarczo na tym stracą, ale co zrobić? Nie mamy obecnie w Zatoce sytuacji wielce korzystnej dla nas, ale daje ona jakąś nadzieję na zmiany, które będą dla nas być może w końcu lepsze.

*Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.

Przybyszewski: BRICS musi nabrać masy, zanim weźmie się za rzeźbę