Przybyszewski: Rosja chce mieć bazę w Libii czy tylko kanał finansowania wojny?

29 kwietnia 2024, 07:30 Bezpieczeństwo

– Podczas gdy świat wstrzymał oddech z powodu izraelsko-irańskiej eskalacji, Rosja przerzuciła do Libii uzbrojenie z Syrii. Doliczono się pięciu transportów w ciągu dwóch tygodni (8-22 kwietnia). Jednocześnie pojawiły się informacje o aresztowaniu w Kanadzie dwóch byłych pracowników ONZ, którzy sprzedawali Chinom objętą sankcjami libijską ropę w zamian za uzbrojenie dla jednej z libijskich frakcji. Zaangażowanie Turcji niewiele tu pomoże. Możliwe, że USA będą rzeczywiście musiały potajemnie niszczyć rosyjskie uzbrojenie lub zlecić to sojusznikom z NATO. W silnie podzielonej Libii brak jest bowiem ugrupowania, które byłoby skłonne zetrzeć się i wykrwawić w walce z pobratymcami wyposażonymi w rosyjski sprzęt – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund, w BiznesAlert.pl.

Libia flaga libii
Flaga Libii. Źródło: Pixabay

  • Podzielona i częściowo zaduszona sankcjami Libia nie ma póki co sensownych perspektyw na stabilizację;
  • Na razie jawne źródła nie opublikowały informacji na temat szczegółów rosyjskich transportów z syryjskiego Tartus do Tobruku. Wiadomo, że dostarczono artylerię, transportery opancerzone i wyrzutnie rakiet;
  • Chiny są i będą pośrednio zaangażowane w konflikt o Libię. Korzystają z pośredników, co jest dla władz w Pekinie wysoce wygodne – mogą bowiem wyprzeć się wsparcia i zrzucić winę na “element przestępczy”;
  • Ryzyko pogłębienia destabilizacji Libii jest prawdopodobnie zbyt duże, aby USA udało się zebrać grupę, która w sensowny sposób postawiłaby opór pobratymcom wyposażonym w rosyjski sprzęt;
  • Najpewniej najbardziej wartościowe uzbrojenie trafi do Africa Corpsu, czyli dawnej Grupy Wagnera.

Rozszerzanie frontu

Jeśli krótki odcinek frontu walki nie daje przełomu i trzeba zebrać siły, aby zmienić sytuację, to należy poszerzyć pole konfliktu o nowe fronty i uzyskać szybką przewagę tam, gdzie to możliwe. Tak w skrócie można ująć to, co robi Rosja i co zrobiłoby każde inne imperium na jej miejscu.

Libia jest jednym z takich frontów. Obalenie Ghadafiego dało bardzo przewidywalny rezultat: kraj podzielił się na frakcje, z czego najsilniejsze są dwie: zachodnia w Trypolisie i wschodnia w Tobruku. Niby powstał jakiś konsensus, że trzeba rządzić wspólnie i koordynować działania, aby kraj nie popadł w niekończącą się spiralę wojny domowej, ale obiektywnie patrząc dekada takiej wojny zazwyczaj starczała na to, aby doszło do rozsądzenia kto wygrał. Jeśli to nie nastąpiło, bo np. wprowadzono przerwę w postaci jednoczącego, ale niestabilnego rządu, to w zasadzie jest to przymrażanie konfliktu. Oczywistym więc było, że w końcu któraś ze stron może zechcieć znów przenieść swoje roszczenia na arenę walki zbrojnej. Dla Rosji to dobra sytuacja, choć najlepszą byłoby zachowanie rodziny Ghadafiego u władzy – wówczas wszystko byłoby prostsze. Władze na Kremlu będą teraz bowiem wysyłać sprzęt dla Africa Corpsu i władz w Tobruku. Na razie cel jest prosty – począć przygotowania do przechylenia szali konfliktu w Libii na swoją korzyść.

 

W Libii stacjonuje od 800 do 1000 żołnierzy/najemników Africa Corpsu. Głównym punktem stacjonowania jest baza lotnicza w al-Dżufra, ale obecność odnotowuje się też w Sirte (ropa) oraz Brak al-Szati (baza lotnicza, połączenie między Sahelem i Sudanem). Upragnionym celem dla Rosji jest jednak uzyskanie bazy morskiej w Tobruku. To, czy rosyjskie bazy zostaną rozbudowane i dostosowane do wykonywania napraw czy przyjmowania okrętów podwodnych, nie jest jeszcze pewne. A tylko to pozwoliłoby w przyszłości stworzyć nowe równanie sił w basenie Morza Śródziemnego. Jeśli Rosji udałoby się uzyskać też bazę morską w Sudanie, to wówczas zamknęłaby swoją projekcję siły w regionie Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki w bardzo efektywnym trójkącie, który równoważyłby układ Zachodu.

We wschodniej Libii nie ma sensowniejszych przywódców niż gen. Haftar i jego synowie. Stany Zjednoczone nie widzą powodu pozbywania się ich, bo bez rosyjskiego wsparcia Haftar i synowie są w potrzasku i muszą iść na kompromis z władzami w Trypolisie. Jeśli natomiast Rosja nie będzie miała środków nacisku na Zachód ani środków na opłacenie wojny, to jej walka o Ukrainę będzie zagrożona szybką porażką. Oczywistym więc jest, że Rosja musi operować na wielu teatrach, aby zwyciężyć na najważniejszym dla siebie. Libia jest jednym z nich, a ze względu na to, że jest państwem śródziemnomorskim, ważnym dla np. Włoch, to nie obędzie się bez wsparcia większego niż to, jakie Moskwa udziela np. Burkina Faso czy Mali lub w Czadzie. Szeroki front wymaga jednak także zabezpieczenia, więc dążenie do otwarcia bazy w morskiej w Tobruku jest dla władz na Kremlu nieodzowne. 

Póki co zidentyfikowano w transportach zestawy artylerii, wozy opancerzone oraz wyrzutnie rakiet. Trzeba czekać na dalsze identyfikacje, ale można przyjąć za pewnik, że USA same lub poprzez któregoś z sojuszników w NATO będzie przeprowadzać tajne operacje specjalne mające na celu niszczenie dostarczanego sprzętu. To pozwoli też na utrzymanie projekcji siły USA i NATO na Morzu Czerwonym i Morzu Czarnym oraz ograniczenie działań Trypolisu z wykorzystaniem np. tureckich bezzałogowców czy dalszych dostaw uzbrojenia do Trypolisu i utrzymanie konfliktu w ryzach “po taniości”.

Do równania brakuje pół-niewiadomej, jaką są chińskie wpływy w Libii. Są ograniczone i pozbawione większego celu geostrategicznego i – jak widzimy po aresztowaniach w Kanadzie – oparte o pośredników, którzy w zamian za sankcjonowaną libijską ropę uzyskują chińskie uzbrojenie. Sęk w tym, że na razie nie ujawniono, kto je w Libii właściwie otrzymywał. Dla władz w Pekinie taki układ jest wysoce wygodny, bo mogą wyprzeć się wsparcia i zrzucić winę na “element przestępczy”.

Paradoks dualizmu

Pojęcie “nasi” i “ich” w Libii jest zatarte. Rosja zarabia bowiem na sprzedaży libijskiej ropy poprzez wywierty i spółki w Trypolisie, więc jeśli ktokolwiek kupuje ropę tam, to robi to legalnie. A jednocześnie, chcąc lub nie chcąc, dokłada się do zabezpieczenia generała Haftara oraz finansowania Africa Corpsu. Krótko mówiąc, jeśli ktoś w Europie czy na Bliskim Wschodzie kupuje ropę zachodniolibijską, to wspiera wschodnie rządy Libii. To paradoks dualizmu – choć jedna strona jest dla nas korzystniejsza, to aby ją zachować, musimy wspierać też drugą stronę. 

Wszystko ma jednak swoje granice. Jeśli bowiem siły Haftara i synów otrzymają odpowiednie systemy obrony przeciwlotniczej i cokolwiek, co pozwoli im na uzyskanie sensownej przewagi w powietrzu, to wówczas Haftar nie zawaha się, aby oddać Rosjanom bazy na stałe i sięgnąć po władzę nad Trypolisem. Problem paradoksu dualizmu dotyka też jednak Turcję, członka NATO. Jeśli nie podzielą się libijskim tortem węglowodorowo-logistycznym z Rosją, to eskalacja w Libii jest pewna. Jednak jeśli dalej będą się dzielić, to w nieunikniony sposób przyczyniają się do przedłużania wojny o Ukrainę, przez którą w ogóle wylądowali razem z Rosją w jednym łóżku w Libii.

Co dalej?

Choć afrykański strumień finansowania wojny jest, to możliwe, że Zachód postawił na wykończenie elementów silnika, czyli gospodarki, bez odcinania paliwa. To bowiem może być później potrzebne do np. napełnienia portfeli oligarchów i władz, które będą skłonne odpuścić dalszą wojaczkę. Ten scenariusz brzmi na razie trochę naiwnie, ale jest jednym z dość klasycznych scenariuszy końcowych. Najczęściej bowiem wojnę przegrywają te państwa, których: ludność już nie chce walczyć; gospodarka nie ma jak napędzać wojny (choć ma czym walczyć); emigracja i pośrednicy mają władzę większą nad krajem i klientami w nim, niż sami klienci. Póki co stworzono podstawy do realizacji takiego scenariusza, ale czy on się ziści – nie wiadomo. Libia prawdopodobnie będzie jeszcze długo państwem podzielonym, na podobieństwo Iraku czy Syrii. Taki był cel obalenia Ghadafiego, nie oszukujmy się.

Nie wiadomo, co dokładnie Rosja w Libii planuje: czy rzeczywiście chce wesprzeć Haftara “po całości”, czy może jednak tylko w ograniczony sposób i dostarcza sprzęt przede wszystkim dla Africa Corpsu? Warto to pytanie zadać, bo istnieją poważne poszlaki za tym, że liczebność Africa Corpsu może drastycznie zwiększyć się, a więc też i zapotrzebowanie na uzbrojenie. Nie znamy jeszcze intencji Moskwy, ale najpewniej niedługo się dowiemy. Najrozsądniej z perspektywy rosyjskiej byłoby nie przechylać szali, dopóki nie umocni i zabezpieczy się pozycji Africa Corpsu. W mojej opinii właśnie to Moskwa planuje zrobić. Czy okaże się to pułapką, czy jednak Zachód przeliczy się – nie wiadomo. Póki co jednak wygląda na to, że tworzony jest układ gdzieś pomiędzy zimną i gorącą wojną. Najkorzystniejsze dla wszystkich stron byłoby przechylenie konfliktu ku zimnej wojnie, ale zanim to nastąpi, to musi dojść do porozumienia jak ma właściwie wyglądać nowy status quo.

Łukasz K. P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej. Celem Abhaseed jest stworzenie pierwszego polskiego think-tanku skupionego na badaniu regionu Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. 

Przybyszewski: Czy sankcje doprowadzą do atomowego pokoju w Zatoce?