(Financial Times/Piotr Stępiński/Reuters/Wojciech Jakóbik)
7 maja minister ropy Ali Al-Naimi został zastąpiony przez wiceprezesa Saudi Aramco Khalida al-Faliha. Nie oznacza to automatycznie zmian w polityce eksportu ropy naftowej z Arabii Saudyjskiej. Obecnie o wzroście ceny baryłki decydują nie eksporterzy, ale ich klienci i zdarzenia geopolityczne.
Zdaniem Financial Times jego nominacja powinna zapewnić kontynuację polityki naftowej. Zarówno 30-letni książę Mohammed oraz al-Falih wierzą, że utrzymanie wysokiego poziomu wydobycia ropy jest najlepszą strategią dla branży w warunkach konkurencji z wydobyciem niekonwencjonalnym, szczególnie w USA.
– Arabia Saudyjska nigdy nie deklarowała, że będzie brała na siebie odpowiedzialność za równoważenie rynku w obliczu strukturalnie zachwianej równowagi – mówił Falih podczas tegorocznego Forum Ekonomicznego w Davos. Daniel Yergin, wiceprezes IHS, uważa, że Falih przyniesie ,,prawdziwe, strategiczne podejście” do roli ropy, „w ramach ogólnego programu reform”.
Nowy minister ma według FT odgrywać kluczową rolę w planie księcia Mohammeda dotyczącym prywatyzacji Saudi Aramco. Ma ona pomóc sfinansować projekt stworzenia wartego 2 bln dolarów funduszu, który przyspieszy proces uniezależnienia saudyjskiej gospodarki od ropy.
Celem następcy tronu jest zagwarantowanie państwowej spółce naftowej niezależności oraz przesunięcia jego aktywów do wspomnianego funduszu. Według Financial Times prawdopodobnie takie podejście było niezgodne z poglądami byłego ministra, który opowiada się za utrzymaniem nacjonalizacji aktywów naftowych. – Naimi był za stary. Nie udało mu się dostosować do nowego sposobu myślenia – uważa jeden z saudyjskich bankierów, na którego powołuje się brytyjska gazeta.
Jednak jak zauważa Financial Times, w trakcie rządów Naimiego w resorcie pewne założenia były niezmienne: Rijad nie upolityczniał handlu ropą naftową. Rynek oczekiwał, że powstrzyma się przed zwiększaniem eksportu kosztem przyłożenia się do większej nadpodaży i dalszego spadku cen. Natomiast następca saudyjskiego zapowiada, że królestwo jest w stanie łatwo zwiększyć wolumen wydobywanego surowca do 11 mln baryłek dziennie. Tymczasem jego rywal w regionie – Iran – próbuje odzyskać udziały w rynku sprzed nałożenia międzynarodowych sankcji. Możliwe, że państwa te zwiększą skalę rywalizacji o klientów poprzez dalsze zwiększanie eksportu.
Mimo to, w swoim niedzielnym oświadczeniu minister Falih stwierdził, że Rijad ,,powinien utrzymać stabilną politykę naftową”. Przytoczył ostanie komentarze księcia Mohammeda podkreślając znaczenie Arabii wynikającym z faktu, że jest ona jedynym państwem, które posiada znaczące, wolne moce wydobywcze, przez co staje się naturalnym beneficjentem rosnącego popytu na surowiec. Należy się spodziewać dalszej walki o udziały rynkowe przy wykorzystaniu ceny i wolumenu dostaw.
Zdaniem Amrity Sen, szefowej działu gospodarki naftowej w Energy Aspects, „nadeszła nowa era dla saudyjskiej polityki naftowej, która jest pełna niepewności”. Spodziewane jest, że zostanie ona doprecyzowana podczas szczytu OPEC, do którego ma dojść w czerwcu. Jak zauważa Financial Times w miesiącach letnich Rijad zwykle zwiększa dostawy ropy do elektrowni w celu zaspokojenia zwiększonego zapotrzebowania wywołanego wzrostem użycia klimatyzacji.
Według brytyjskiej gazety to, czy polityka wzrostu wydobycia zostanie utrzymana, stanie się jasne po szczycie OPEC. Jednak plan księcia Mohammeda zmierzający do zmniejszenia zależności gospodarki od przemysłu naftowego może być zachętą do zwiększenia wydobycia i zabezpieczenia przychodów, które pomogą królestwu przejście do gospodarki post naftowej.
Cena ropy naftowej rośnie po tym, jak brytyjskie BP ogłosiło, że ze względu na siłę wyższą musi obniżyć wydobycie w Kanadzie, gdzie rozszalały się pożary lasów. Ogień zajął już teren o wielkości Londynu i dalej się rozprzestrzenia. Wydobycie z piasków roponośnych jest zagrożone spadkiem o 40 procent, czyli około 1 mln baryłek dziennie. Oprócz zmiany na stanowisku ministra ds. ropy naftowej jest to kluczowy czynnik wskazywany, jako przyczyna wzrostu wartości baryłki. Dodatkowo, spadki eksportu zanotowała Libia ogarnięta wojną domową.
Czynnikiem równoważącym może być wzrost importu ropy naftowej do Chin, które w kwietniu tego roku sprowadziły o 7,6 procent więcej surowca, niż w analogicznym okresie zeszłego roku.
Cena ropy w poniedziałek 9 maja o 9 rano polskiego czasu wynosiła 45,37 dolarów za baryłkę WTI i 45,82 dolary za Brent. Obie notowały wzrost wartości. Za wzrost odpowiedzialności jest odpowiedzialne ponad 20 niezależnych spółek, zwanych teapots (imbryki), którym Pekin pozwolił na import bez pośrednictwa państwowych koncernów na wolumen do 1/5 importu chińskiego. Import w kwietniu wzrósł o 3,1 procent w stosunku do marca, do 7,92 mln baryłek dziennie. W pierwszych czterech miesiącach tego roku Chiny sprowadziły 123,7 mln ton ropy naftowej, czyli o 11,8 procent więcej od analogicznego okresu w zeszłym roku.
Długofalowo trend wzrostu cen może się jednak wzmocnić, bo niska cena baryłki powoduje spadek poszukiwań nowych złóż. Ich poziom spadł poniżej 60-letniego minimum – podaje ośrodek IHS. Poszukiwacze ropy na świecie znaleźli w 2015 roku tylko 2,8 mld baryłek nowych złóż. Większość z nich znajduje się pod dnem morskim, skąd wydobycie opłacalne jest tylko przy cenie baryłki powyżej 100-120 dolarów. Oznacza to, że do końca dekady może znacznie spaść produkcja z nowych złóż. Pozostają jeszcze stare złoża, skąd według Wood Mackenzie pochodzi większość nowej ropy obecnie. Jednak do 2035 roku może się pojawić niedobór w ilości do 4,5 mln baryłek dziennie.
Według Amerykanów bilansowaniem popytu i podaży zajmie się rynek. Specjalny przedstawiciel ds. energetyki w departamencie stanu USA Amos Hochstein przekonuje, że wobec powrotu Iranu do eksportu ropy naftowej i wzrostu podaży na rynku, naturalną reakcją rynkową jest wzrost popytu. Nie należy zatem reagować na niego spadkiem wydobycia. Firmy reagują spadkiem wydatków na prace wydobywcze i efekt jest taki sam, ale bez interwencji państw. Hochstein zadeklarował, że jego kraj nie będzie brał udziału w żadnych układach na rzecz „sztucznej interwencji na rynku”. Taką propozycją było zamrożenie wydobycia na poziomie ze stycznia tego roku. Padła ona na szczycie naftowym w Doha, gdzie kraje-producenci nie doszły do porozumienia. Powodem był sprzeciw Arabii Saudyjskiej wobec zamrożenia wydobycia bez udziału Iranu.
Na wojnie cenowej Arabii Saudyjskiej z pozostałymi dostawcami korzysta Polska. 6 maja PKN Orlen podpisał umowę z Saudi Aramco na dostawę ropy naftowej do rafinerii Koncernu. Kontrakt przewiduje zaopatrzenie w surowiec na poziomie około 200 tysięcy ton miesięcznie. Umowa będzie obowiązywała od 1 maja do 31 grudnia 2016 r. i zakłada opcję automatycznego przedłużenia na kolejne lata. Surowiec będzie trafiał do przerobu w rafineriach koncernu w Polsce, Czechach i na Litwie – czytamy w komunikacie spółki. Ciąg dalszy wojny cenowej to gwarancja, że dostawcy będą walczyć o klienta, jak Polska warunkami dostaw.