icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Baca-Pogorzelska: A niech śpią (FELIETON)

Nie można odmówić inwencji twórczej górniczym związkom zawodowym Polskiej Grupy Górniczej. Dla zarządu tej firmy mam więc w związku z tym propozycję nie do odrzucenia – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracownik BiznesAlert.pl.

Szantaż

Bez większego zaskoczenia przeczytałam środowy tekst Piotra Stępińskiego o żądaniach płacowych w Polskiej Grupie Górniczej i Bogdance. Znowu mogę powiedzieć i to bez satysfakcji – a nie mówiłam? O górnictwie piszę już 12 lat. I zastanawiam się, kiedy o tej porze roku będę mogła napisać, że odpowiedzialne związki zawodowe dostrzegając trudną sytuację na rynku nie zamierzają doprowadzać swojej firmy do bankructwa. Ciężko mi sobie przypomnieć, by przez te wszystkie lata działania „po nas choćby potop” były inne. No może w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, gdy stojąc na krawędzi upadłości strona społeczna wzięła się za zaciskanie pasa. A tak to zwykle hulaj dusza, piekła nie ma. W środę portal nettg.pl poinformował, że związkowcy zamierzają nawet okupować budynek centrali PGG w Katowicach póki ich żądania nie zostaną spełnione. Ja tylko przypomnę, że ich spełnienie kosztowałoby największą polską firmę węglową dobre 600 mln zł w skali roku. Skąd ma je wziąć, skoro jej zysk szacowany jest na ok. 100 mln zł za rok 2019, a kiedyś przecież trzeba zacząć w końcu spłacać zrolowane obligacje w 2016 r., czyli 150 mln zł rocznie?

Nie mogę pojąć, że od tylu lat metoda siłowego szantażu okazuje się tak skuteczna. A to sobie pogrozimy, a to sobie pokrzyczymy, a to sobie pookupujemy, a to do Warszawy pojedziemy, a to kopalnię zatrzymamy… To wygląda tak, jak by strona społeczna nie miała mediów, Internetu i żyła na bezludnej wyspie podobnie jak wszyscy polscy górnicy. A przecież to nieprawda. Przecież wszyscy są w pełni świadomi tego, że w ciągu ostatniego roku cena tony węgla w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia) spadła z ok. 88 dolarów do obecnych ok. 59 dolarów. A w Polsce koszty rosną, bo górnictwo schodzi coraz głębiej, wymaga coraz większych nakładów, a poza tym jest po prostu nieefektywne. Wydajność na poziomie 600-700 ton na rok na zatrudnionego to śmiech na sali (ok, Bogdanka ma znacznie większą, ale nie chce powiedzieć jaką, więc nie używam tu liczb, bo znowu dostanę po głowie, a prywatna Silesia w Czechowicach Dziedzicach oscyluje wokół 1000 ton). A ekipa PGG jest jak rząd byłej premier Beaty Szydło w sprawie nagród – bo nam się należało. Pewnie, należy się Wam i czternastka, i Barbórka, i deputat węglowy, i piórnikowe – nikt nie podważa Waszej ciężkiej pracy. Ale zachowanie na poziomie przedszkolaków w piaskownicy jest niepoważne. Ciekawe, czy gdybym ja poszła do mojego pracodawcy i zagroziła mu, że nie wyjdę z firmy, póki nie da mi podwyżki byłoby bez żadnych konsekwencji.

Skoro więc strona społeczna jest tak zdeterminowana, to mam propozycję. 4 grudnia, czyli już za tydzień, Barbórka. Dzień wolny. Może wtedy zaproponować związkowcom nocleg na Powstańców (siedziba PGG w Katowicach)? Albo wtedy, gdy odbywa się kolejna karczma górnicza przy okazji trzymiesięcznego świętowania Barbórki. Na pewno się poświęcą.

Nie jest tak źle, jak mogłoby być

A tak zupełnie poważnie, drodzy związkowcy, gdy moi ukraińscy rozmówcy stawiają mi Was za wzór odpowiedzialności, gdy rozmawiamy o dialogu społecznym naprawdę gryzę się w język. A teraz rozejrzyjcie się wokół. Tak dalej niż na koniec własnego nosa. Wspomniana Ukraina, co opisała espresso.tv i 24tv.ua zamierza zamknąć nawet 15 państwowych kopalń. Bo wydobycie się nie opłaca. Czy polscy związkowcy wiedzą, że ukraińscy górnicy dostają pensje z kilkumiesięcznym opóźnieniem i to niepełną? Druga część to często barter, coś za coś. Czy wiedzą, że w obwodzie ługańskim 800 metrów od linii frontu jest kopalnia Zołote, która zamiast wydobywać pompuje wodę, żeby nie zalać sąsiednich kopalń, bo ludzie ratują miejsca pracy jak mogą, a za chwilę nie będą mogli, bo nie ma równowartości „tylko” 2,5 mln zł, żeby kupić niezbędne pompy? Czy polscy związkowcy chcieliby znaleźć w sytuacji, w której będą się domagać wypłaty zaległej pensji, a podwyżki będą wspominać jak legendę?

I żeby było jasne. Ja NIE TWIERDZĘ, że nie można o nich rozmawiać, jeśli jest do tego pole. Ale czasem warto pohamować apetyty. Wierzę, że można się normalnie porozumieć.

Nie można odmówić inwencji twórczej górniczym związkom zawodowym Polskiej Grupy Górniczej. Dla zarządu tej firmy mam więc w związku z tym propozycję nie do odrzucenia – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracownik BiznesAlert.pl.

Szantaż

Bez większego zaskoczenia przeczytałam środowy tekst Piotra Stępińskiego o żądaniach płacowych w Polskiej Grupie Górniczej i Bogdance. Znowu mogę powiedzieć i to bez satysfakcji – a nie mówiłam? O górnictwie piszę już 12 lat. I zastanawiam się, kiedy o tej porze roku będę mogła napisać, że odpowiedzialne związki zawodowe dostrzegając trudną sytuację na rynku nie zamierzają doprowadzać swojej firmy do bankructwa. Ciężko mi sobie przypomnieć, by przez te wszystkie lata działania „po nas choćby potop” były inne. No może w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, gdy stojąc na krawędzi upadłości strona społeczna wzięła się za zaciskanie pasa. A tak to zwykle hulaj dusza, piekła nie ma. W środę portal nettg.pl poinformował, że związkowcy zamierzają nawet okupować budynek centrali PGG w Katowicach póki ich żądania nie zostaną spełnione. Ja tylko przypomnę, że ich spełnienie kosztowałoby największą polską firmę węglową dobre 600 mln zł w skali roku. Skąd ma je wziąć, skoro jej zysk szacowany jest na ok. 100 mln zł za rok 2019, a kiedyś przecież trzeba zacząć w końcu spłacać zrolowane obligacje w 2016 r., czyli 150 mln zł rocznie?

Nie mogę pojąć, że od tylu lat metoda siłowego szantażu okazuje się tak skuteczna. A to sobie pogrozimy, a to sobie pokrzyczymy, a to sobie pookupujemy, a to do Warszawy pojedziemy, a to kopalnię zatrzymamy… To wygląda tak, jak by strona społeczna nie miała mediów, Internetu i żyła na bezludnej wyspie podobnie jak wszyscy polscy górnicy. A przecież to nieprawda. Przecież wszyscy są w pełni świadomi tego, że w ciągu ostatniego roku cena tony węgla w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia) spadła z ok. 88 dolarów do obecnych ok. 59 dolarów. A w Polsce koszty rosną, bo górnictwo schodzi coraz głębiej, wymaga coraz większych nakładów, a poza tym jest po prostu nieefektywne. Wydajność na poziomie 600-700 ton na rok na zatrudnionego to śmiech na sali (ok, Bogdanka ma znacznie większą, ale nie chce powiedzieć jaką, więc nie używam tu liczb, bo znowu dostanę po głowie, a prywatna Silesia w Czechowicach Dziedzicach oscyluje wokół 1000 ton). A ekipa PGG jest jak rząd byłej premier Beaty Szydło w sprawie nagród – bo nam się należało. Pewnie, należy się Wam i czternastka, i Barbórka, i deputat węglowy, i piórnikowe – nikt nie podważa Waszej ciężkiej pracy. Ale zachowanie na poziomie przedszkolaków w piaskownicy jest niepoważne. Ciekawe, czy gdybym ja poszła do mojego pracodawcy i zagroziła mu, że nie wyjdę z firmy, póki nie da mi podwyżki byłoby bez żadnych konsekwencji.

Skoro więc strona społeczna jest tak zdeterminowana, to mam propozycję. 4 grudnia, czyli już za tydzień, Barbórka. Dzień wolny. Może wtedy zaproponować związkowcom nocleg na Powstańców (siedziba PGG w Katowicach)? Albo wtedy, gdy odbywa się kolejna karczma górnicza przy okazji trzymiesięcznego świętowania Barbórki. Na pewno się poświęcą.

Nie jest tak źle, jak mogłoby być

A tak zupełnie poważnie, drodzy związkowcy, gdy moi ukraińscy rozmówcy stawiają mi Was za wzór odpowiedzialności, gdy rozmawiamy o dialogu społecznym naprawdę gryzę się w język. A teraz rozejrzyjcie się wokół. Tak dalej niż na koniec własnego nosa. Wspomniana Ukraina, co opisała espresso.tv i 24tv.ua zamierza zamknąć nawet 15 państwowych kopalń. Bo wydobycie się nie opłaca. Czy polscy związkowcy wiedzą, że ukraińscy górnicy dostają pensje z kilkumiesięcznym opóźnieniem i to niepełną? Druga część to często barter, coś za coś. Czy wiedzą, że w obwodzie ługańskim 800 metrów od linii frontu jest kopalnia Zołote, która zamiast wydobywać pompuje wodę, żeby nie zalać sąsiednich kopalń, bo ludzie ratują miejsca pracy jak mogą, a za chwilę nie będą mogli, bo nie ma równowartości „tylko” 2,5 mln zł, żeby kupić niezbędne pompy? Czy polscy związkowcy chcieliby znaleźć w sytuacji, w której będą się domagać wypłaty zaległej pensji, a podwyżki będą wspominać jak legendę?

I żeby było jasne. Ja NIE TWIERDZĘ, że nie można o nich rozmawiać, jeśli jest do tego pole. Ale czasem warto pohamować apetyty. Wierzę, że można się normalnie porozumieć.

Najnowsze artykuły