O elektromobilności w Brukseli. „Czasem trzeba zmusić do szczęścia”

9 października 2018, 10:00 Innowacje

Konferencja „Charge it: e-mobility now!” organizowana przez Eurelectric i PKEE odbyła się w hotelu de la Poste w brukselskiej dzielnicy Molenbeek – wielokulturowej i zarządzanej tak, by stała się ośrodkiem biznesu; trudno o lepsze miejsce do rozmowy o nowych technologiach.

Konferencja "Charge It: E-Mobility Now!" w Brukseli. Fot. Eurelectric

Problemy Brukseli

Bruksela jest wyjątkowym miastem – kosmopolityczna stolica Belgii i Europy, gdzie na każdym kroku widać i słychać najróżniejszych ludzi mówiących wieloma językami. Według eurosceptyków źródło wszelkiego zła, wiecznie zakorkowane, wiecznie dzieje się coś ważnego. Nawet z perspektywy Warszawy tempo życie tu jest niesamowicie szybkie, ale ci, którzy mieszkają tu na stałe mówią, że się przyzwyczaili. Jednak innowacyjna elektromobilność może paradoksalnie okazać się tym, co wprowadzi tu trochę normalności.

Pascal Smet, minister transportu miasta Brukseli, sam jest entuzjastą elektromobilności: – Gdy dorastało moje pokolenie, własny samochód był symbolem wolności, mogłeś samemu jechać na imprezę, czy do dziewczyny. Jednak kiedy każdy może sobie pozwolić na samochód, zaczynają się problemy – pojawia się zanieczyszczenie powietrza, a korki i hałas są nie do zniesienia – mówił Smet. Argumentował on, że problem wcale nie leży w zbyt małej przepustowości dróg, bo te są rozbudowane w odpowiednim stopniu. Chodzi o to, by przesiąść się do transportu miejskiego: – W Brukseli zwiększymy inwestycje w transport miejski, ale nie będziemy już kupować pojazdów z silnikami diesla. Będziemy kupować rowery i autobusy elektryczne, nowoczesne tramwaje czy pociągi do metra – mówił samorządowiec.

Wsparcie a potencjał

Jeśli chodzi o autobusy elektryczne, sporo ciekawego do powiedzenia miał Håkan Agnevall, prezes Volvo Buses. Tego typu pojazdy stanowią już 10 procent działalności całego koncernu, a udział ten w ostatnim czasie znacznie wzrasta: – Globalnym liderem w dziedzinie produkcji i zapotrzebowania na autobusy elektryczne są Chiny. Elektryfikacja transportu stwarza zupełnie nowe możliwości, a ograniczenie hałasu jest tylko jedną z zalet.

Transport jest odpowiedzialny za jedną czwartą całej emisji dwutlenku węgla. Agnevall przekonywał, że niezależnie od kraju, elektromobilność przyczyni się do spełniania celów klimatycznych. – Różne kraje mają różne mają różne miksy energetyczne, byłoby optymalną opcją, gdyby pojazdy elektryczne były zasilane energią ze źródeł odnawialnych, ale wiemy też, że nawet jeśli w którymś kraju część energii nadal jest wytwarzana z paliw kopalnych, to i tak redukcja emisji CO2 będzie znaczna – mówił.

Wtórował mu Antonio Espinosa, szef Iberdrola Distribution: – Europejczycy chcą mieć samochody elektryczne. Budujemy sieć do ładowania samochodów elektrycznych w największych miastach i wzdłuż autostrad. Wciąż potrzebujemy na to jednak wsparcia publicznego, bo rozwój sieci stacji do ładowania wciąż jest nieopłacalny – mówił Hiszpan.

Elektrykiem w pustyni i w puszczy

Innego zdania zdawała się być Mette Hoe z Copenhagen Electric: – Wprowadzanie elektromobilności musi się wiązać ze stałą, spójną polityką ze strony państwa. Oznacza to prawo, które sprzyja rozwojowi nowych technologii, ale też finansowe wsparcie. Trzeba jednak zaznaczyć, że subsydiowanie jest dobre na początek, ale nie może trwać wiecznie – zastrzegła ekspertka. Jej kolega po fachu, Petr Dolejsi z firmy ACEA z kolei podkreślał, że nie należy spodziewać się natychmiastowych efektów niedawno wprowadzonych ustaw: – Elektromobilność to proces. Samochody elektryczne są drogie, połowa ich ceny to bateria. Nie wynajdziemy doskonałej i taniej baterii z dnia na dzień – mówił.

Z kolei poznański podróżnik Arkady Fiedler (tak, z tych Fiedlerów – red.) opisał swoją podróż samochodem elektrycznym po Afryce. Przejechał on z północnego Maroka, wzdłuż zachodniego wybrzeża kontynentu przez Saharę, wokół Zatoki Gwinejskiej aż do Demokratycznej Republiki Konga. Opisywał związane z tym ciekawe anegdoty, ale wniosek z nich był jeden: chcieć, to móc. Jeśli Nissanem Leafem na poznańskich rejestracjach można przejechać przez pustynię i puszczę, to wybudowanie infrastruktury do ładowania w Europie nie powinno być trudne.

Zmusić do szczęścia

Sporo racji miał jednak brukselski minister transportu Pascal Smet, kiedy mówił o pionierskich rozwiązaniach i ich kosztach społecznych: – Kiedy forsowałem wprowadzenie tramwajów w Brukseli, wszyscy pukali się w głowę, mówili, że to bez sensu. Teraz, po latach, wszyscy w Brukseli jeżdżą tramwajami. Czasem trzeba zmusić kogoś do szczęścia. Tak samo jest z elektromobilnością – mówił Smet.