Jakóbik: Dziś zapłaci Ukraina, jutro Europa

11 lipca 2014, 11:00 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Ukraiński wicepremier Wołodymyr Hroisman powiedział w czwartek, że liczy na kupno w tym roku w Rosji 6-7 mld m sześc. gazu. – donosi Polska Agencja Prasowa. Byłby to drastyczny spadek w porównaniu do 28 mld m3 zaimportowanych od Rosjan w 2013 roku. Od 16 czerwca tego roku Gazprom wprowadził przedpłaty za dostawy gazu nad Dniepr. Kijów nie płaci, więc nie ma dostaw z Rosji.

Ukraińcy chwalą się, że już dwudziestu dostawców gazu ziemnego z Europy zgłosiło się po kontrakty na rewersowe dostawy przez połączenia gazowe z Polską, Słowacją i Węgrami. Z tego kierunku chcieliby sprowadzać w przyszłości nawet 30 mld m3 gazu ziemnego rocznie. Jednakże w krótkim terminie przez rewersy popłynie maksymalnie: z Polski 1,5 mld m3 na zasadach przerywanych, co oznacza, że „może być przerwana lub ograniczona ze względu na warunki rozpływów gazu w sieciach, polskiej lub ukraińskiej”, ze Słowacji (mały rewers Wojany-Użhorod) od października 6,5 mld m3 rocznie na zasadach stałych i 3,5 mld m3 na zasadach przerywanych, z Węgier niecały 1 mld m3 rocznie. Zakładając, że uda się zagwarantować nieprzerwany tranzyt surowca z tych kierunków, Ukraińcy mogą liczyć przed zimą na 12,5 mld m3 mocy do wykorzystania.

Umowa na dostawy od niemieckiego RWE opiewa na 10 mld m3 rocznie, więc Kijów musiałby uzbierać pozostałe 2,5 od nowych dostawców. Problemem będzie cena, bo rynek spotowy mocno drożeje zimą, gdy rośnie zapotrzebowanie na surowiec. Jeżeli ten sezon grzewczy nie będzie tak ciepły jak w zeszłym roku, cena spotowa gazu z Europy może zbliżyć się do oferty rosyjskiej sprzed przerwania negocjacji czyli $385,5/1000m3. Argument cenowy za rewersowymi dostawami zniknie ale zostanie argument strategiczny. Poza tym, że gospodarka potrzebuje surowca, w ukraińskich magazynach musi się znaleźć 17-20 mld m3 gazu ziemnego aby tranzyt do Europy był technicznie możliwy. W 2013 roku wyniósł on 86,1 mld m3.

Jak będą wyglądać dostawy zimą? Do szacunków używam danych z energetycznego przeglądu statystycznego British Petroleum. Ukraina zużyła w zeszłym roku 44,99 mld m3 gazu, z czego zrealizowała zapotrzebowanie na 19,28 mld m3 za pomocą wydobycia krajowego, a 28 mld m3 sprowadziła z Rosji. Na marginesie, z tego wyliczenia wynika, że w ukraińskim systemie gdzieś zniknęły 2 mld m3. Sam Kijów przyznaje, że surowiec enigmatycznie znika z jego magazynów. Naftogaz ocenia, że nawet przy planowanych na ten rok oszczędnościach w wysokości 4 mld m3 pozostawi Ukrainę z niedoborem około 5 mld m3 surowca. Ukraińcy stracili 1 mld m3 produkcji po aneksji Krymu i wchłonięciu przez Gazprom tamtejszej spółki Czornomornaftogaz. Zatem wydobycie krajowe na 2014 rok można szacować na około 18 mld m3 rocznie. Jeżeli Kijów otrzyma z Zachodu pieniądze na przedpłaty a Rosjanie zgodzą się na transakcję, dostanie od nich pożądane 6-7 mld m3. Daje to razem 24-25 mld m3. Jeśli dodać dostawy z Zachodu – od RWE 10 mld m3 i następne 2,5 mld od nowych dostawców – otrzymujemy 36,5-37,5mld m3. Przy założeniu, że Naftogaz oszczędzi wspomniane 4 mld m3 i zużyje w 2014 roku 40 mld m3, zostaje niedobór w wysokości 3,5-4,5 mld m3.

Wzrośnie, jeśli Kijów:

  1. nie zakontraktuje na Zachodzie odpowiedniej ilości surowca
  2. nie będzie możliwy dostęp do potencjału przepustowości rewersów na zasadach przerywanych
  3. Rosjanie nie dostarczą zimą gazu

Być może Ukraińcy wcale nie mają kolejki sprzedawców z Zachodu pod ministerstwem energetyki. Być może firmy europejskie boją się wbrew woli swojego kluczowego dostawcy – Gazpromu – uruchamiać rewersowe dostawy gazu nad Dniepr. Nie wiadomo także, które firmy mają wpisane w umowy gazowe klauzule zakazujące rewersowych dostaw. Jest tak rzekomo w przypadku słowackiego Eustreamu. Do tej pory otwarcie rewersów forsuje głównie Komisja Europejska, która nie ma zastrzeżeń prawnych do procedury. Zachodnie firmy gazowe przyjęły postawę sprzyjającą Gazpromowi, co pokazuje chociażby stanowisko francuskiego Totalu, który kategorycznie opowiedział się przeciwko zrywaniu współzależności gazowej między Europą a Rosją (i polskiemu postulatowi wspólnych zakupów gazu). Pokazuje to również strach słowackiego Eustreamu przed uruchomieniem większego rewersu (Wielkie Kapuszany-Użhorod) na granicy z Ukrainą, którego potencjalna przepustowość na kierunku wschodnim wynosi nawet 30 mld m3.

Przy założeniu, że rewersy i dostawy z Rosji zapewnią gaz, pozostaje kolejny problem. W ukraińskich magazynach gazowych w tym miesiącu ma spoczywać już 14 mld m3 surowca. Ukraina będzie musiała zatem dopompować 3-6 mld m3, aby zagwarantować tranzyt do Europy. Zrobi to zapewne wykorzystując własny gaz, bo nie może podbierać słanego przez Rosję na Zachód a zachodnie firmy podeszły z rezerwą do pomysłu Komisji Europejskiej, aby to one wpompowały surowiec do ukraińskich obiektów. W takim scenariuszu wspomniany niedobór gazu nad Dnieprem rośnie do 6,5-10,5 mld m3.

Jeśli Europejczycy nie pomogą, zagrożona będzie ukraińska gospodarka albo dostawy do Europy. Wtedy z pomocą przyjść może tylko Gazprom. Wtedy też upomni się o dług za dostawy odebrane do czerwca 2014 roku szacowany na 5,3 mld dolarów oraz za nieodebrany a objęty klauzulą take or pay wolumen wyceniany za 2013 rok na 11 mld dolarów. Zakładając, że za pierwsze półrocze 2014 roku wyniesie 5,5 mld dolarów, otrzymujemy sumę prawie 21 mld dolarów do uiszczenia przez Ukrainę. Wobec zagrożenia niedoborem gazu we własnym sektorze lub oskarżeniem przez Europę o zatrzymanie dostaw Kijów po raz kolejny znajdzie się pod ścianą z gazowym pistoletem Moskwy u skroni. Jeśli nie dojdzie do tego wcześniej, taki kryzys z pewnością zdmuchnie prozachodnią ekipę majdanowców. Kijów zacznie kraść europejski gaz lub pójdzie na koncesje wobec Rosjan. Bardziej prawdopodobna jest druga opcja.

Bierność Europy zemści się wtedy na niej, bo nawet przy założeniu, że dla utrzymania dostaw dla swoich firm zgodzi się na pełne wykorzystanie alternatywnych szlaków dostaw rosyjskiego gazu przez Nord Stream-OPAL, a w przyszłości South Stream, długi ukraińskie nie znikną, a Europejczycy będą musieli je opłacić, jeśli nie chcą dla Ukrainy scenariusza białoruskiego. Jeśli Ukraina nie dostanie od Zachodu pieniędzy na spłatę długu u Rosjan, zapłaci za nie na zasadzie barteru. Czym? Zapewne pozwoli między innymi na wchłonięcie swojego systemu przesyłu gazu, co w praktyce będzie oznaczało utratę podmiotowości Kijowa w polityce energetycznej, a więc częściowo podmiotowości geopolitycznej. Na gazociągach się zapewne nie skończy, bo są stare, nieefektywne, a przez to niewiele warte.

W takim scenariuszu Moskwie nie będą już potrzebni seperatyści na wschodzie Ukrainy. Kiedy w obwodzie donieckim i ługańskim skończą się walki, Europa odpuści Rosji Krym i zdejmie sankcje z jej firm oraz obywateli. Wtedy jednak, w obliczu nowego kryzysu na Ukrainie – tym razem gazowego – będzie zmuszona porzucić aspiracje rozszerzeniowe nad Dnieprem, co potencjalnie osłabi proces integracyjny z Mołdawią i Gruzją. Można się wtedy spodziewać efektu domina w regionie. W ten sposób niechęć wobec wsparcia wschodniego partnera zemści się na Europie przywróceniem rosyjskich wpływów we wschodniej części kontynentu. Wtedy Europejczycy będą mogli jedynie naprawiać skutki swojego błędu. Program pomocy dla ukraińskiego sektora gazowego zawiera kilka punktów i polega na wyprzedzaniu negatywnego biegu wydarzeń. Potrzeba jednak woli do jego realizacji. Długofalowe trendy być może są niekorzystne dla Rosji ale zagrożenia z jej strony dla wschodniej Europy są krótkofalowe, a ich konsekwencje będą trudne do odwrócenia.