Raport: Co odpady mówią o nas?

5 sierpnia 2017, 07:31 Alert

 

1 lipca 2017 roku weszły w życie przepisy dotyczące jednolitego systemu segregowania odpadów. Weszły, ale nie trzeba ich przestrzegać. Dlaczego? Wynika to z umów podpisanych wcześniej przez samorządy. Dopóki one obowiązują, nie będzie jednolitego systemu w całym kraju. Według danych udostępnionych przez Ministerstwo Środowiska około 50 proc. gmin ma umowy, które uwzględniają segregację w systemie czterech frakcji. Co z resztą? Będzie wdrażać jednolity system z opóźnieniem. Czy wpłynie to na możliwość osiągnięcia przez Polskę poziomów recyklingu, do których zobowiązuje nas prawo unijne? Oczywiście, mówią zgodnie eksperci.

Standardy z opóźnieniem

W wypowiedzi wiceministra środowiska Sławomira Mazurka z 30 czerwca 2017 roku czytamy: „Chcemy poprawić efektywność segregacji odpadów, dlatego wprowadzamy standardy selektywnej zbiórki odpadów, które będą jednolite dla całej Polski. Dzięki temu zyskamy dobrej jakości surowiec, który będzie mógł trafić do recyklingu. Pamiętajmy, że Polska do roku 2020 musi osiągnąć 50 proc. recyklingu odpadów komunalnych. Obecnie wynosi on zaledwie 26 proc. A to właśnie właściwa segregacja jest wstępem do recyklingu”. Jak chcemy to osiągnąć, skoro gminy mają pięć lat (do 2022 roku) na wymianę lub dostosowanie pojemników i cztery lata (do 2021 roku) na wygaszenie trwających umów. Wiceminister informuje również, że „Z deklaracji, które mamy, wynika, że większość gmin, widząc możliwości w zakresie pozyskania środków na gospodarkę odpadami, będzie jednak starała się dość szybko w ten system włączyć”. Czy pokładanie nadziei w gminach nie jest przejawem nadmiernego optymizmu?

NIK nie pozostawia złudzeń

Najwyższa Izba Kontroli wykazała w swoim raporcie, że polskim odpadom dużo brakuje w zakresie zarządzania i kontroli, żeby mogły faktycznie stać się elementem gospodarki o obiegu zamkniętym. Sławomir Mazurek mówił, że „Polska chce dawać przykład i być liderem tego procesu. Jest to szansa na dynamiczny rozwój kraju, szczególnie pod względem ekonomicznym, z jednoczesnym poszanowaniem środowiska naturalnego”. NIK ocenia dotychczasowe działania na rzecz prawidłowego zagospodarowania odpadów komunalnych jako nieskuteczne i niedostateczne. Nieprawidłowości, których dopatrzyli się kontrolerzy NIK, występują na wszystkich szczeblach funkcjonowania systemu gospodarowania odpadami. Opóźnienia we wdrażaniu systemów, będące częstym procederem w gminach, odbiją się w najbliższej przyszłości na możliwości finansowania inwestycji z budżetu UE.

Ogromnym problem dla polskiego systemu gospodarowania odpadami są także elektroodpady. Jak mówi Michał Kanownik, prezes zarządu ZIPSEE „Cyfrowa Polska”, „Raport NIK potwierdza nasze zastrzeżenia, co do prawidłowości funkcjonowania systemu gospodarowania elektrośmieciami. Dlatego popieramy zalecenia kontrolerów Izby o wprowadzenie instrumentów prawnych, które pozwoliłyby inspektorom ochrony środowiska w łatwiejszy i szybszy sposób wychwytywać miejsca w systemie, w których dochodzi do nieprawidłowości. Warto na przykład pomyśleć o stworzeniu systemu rejestrującego przepływ zużytego elektrosprzętu w czasie rzeczywistym.

Zgadzamy się również z wnioskiem NIK dot. potrzeby stosowania standardów przetwarzania. Jednak w naszej ocenie ich wprowadzanie powinno następować powoli i etapowo, tak aby wszyscy uczestnicy tego rynku mieli szansę i czas na dostosowanie się do nowych wymagań. W przeciwnym razie takie regulacje zamiast pomóc, stworzą dla wielu podmiotów, szczególnie tych mniejszych, trudne do pokonania bariery w rozwoju i dalszej działalności.

Wart zauważenia jest także stwierdzony przez NIK fakt, że wiele podmiotów zajmujących się zbiórką ZSEE, przyjmuje niekompletny zużyty sprzęt. W naszej ocenie taka sytuacja wynika z niejasności przepisów. Ustawa nie precyzuje, co ma zrobić dostawca, gdy konsument chce mu oddać stary, zużyty sprzęt, ale niekompletny, np. suszarkę z urwanym kablem. Dlatego ważne jest to, aby w ustawie doprecyzować definicję sprzętu niekompletnego”.

Kary za niedostosowanie

Wymogi unijne stawiane przed Polską na rok 2020, czyli 50-procentowy poziom recyklingu, są do osiągnięcia w niektórych gminach. Jednak żeby Polska nie musiała płacić wysokich kar finansowych, potrzebne są szersze działania. Michał Paca, propagator gospodarki w obiegu zamkniętym, specjalista i przedsiębiorca branży gospodarowania odpadami, mówi wprost: „im prościej tym lepiej” i wykazuje, że system przyjęty przez Polskę i nawet wprowadzony konsekwentnie w całym kraju, nie pozwoli osiągnąć zamierzonych poziomów recyklingu. Paca uważa, że „rozdzielenie domowych odpadów na 5 pojemników i 62 wskazówki jak z nich korzystać, nie przybliży nas do zwiększenia poziomów recyklingu”. Podkreśla, że z dotychczasowych doświadczeń selektywnej zbiórki samego szkła wynika, że ma ono po przywiezieniu do stacji recyklingowej od 30 proc. do 50 proc. zanieczyszczeń. Powoduje to wysokie koszty dodatkowego oczyszczenia i wydłuża całą procedurę. Specjalista mówi: „Mam wrażenie, że po raz kolejny ślepo podążamy za wskazówkami Unii Europejskiej. Po raz kolejny tracimy szansę, żeby uczyć się na błędach Unii Europejskiej. Taki system selektywnej zbiórki doprowadzi do tego, że za kilka lat urzędnicy powiedzą: świetnieśmy ten system segregowania odpadów opracowali, ale ludzie nie sprostali…”. Jak w takim razie według Michała Pacy powinien wyglądać system selektywnej zbiórki? Uważa on, że „Skuteczny i efektywny system powinien się opierać na stabilnym fundamencie, a tym fundamentem jest wyodrębnienie z całej masy produkowanych przez mieszkańców odpadów 4 frakcji, które nie powinny być z niczym mieszane. Te frakcje to odpady: budowlane, niebezpieczne, tekstylia i wielkogabarytowe. Druga fundamentalna sprawa to oddzielanie od reszty odpadów tego, z czego można wyprodukować kompost. Kompost, który wesprze lokalne rolnictwo. Do tej pory sortownie, które mechanicznie i biologicznie oczyszczały zmieszany materiał, uzyskiwały niewielką efektywność. Gdyby trafiały do nich odpady naprawdę suche, ich efektywność natychmiast by wzrosła”.

Gospodarka o obiegu zamkniętym

Tu wracamy do kwestii związanych z gospodarką o obiegu zamkniętym, która ma być elementem wspierającym polską gospodarkę i do przepisów, które zaczną obowiązywać w przyszłym roku. Tomasz Styś z Instytutu Sobieskiego mówi o tym w ten sposób: „W przyszłym roku zaczną obowiązywać kolejne zapisy ustawy o gospodarowaniu elektroodpadami. Zużyty sprzęt – ze względu na sposób i koszt jego przetworzenia – będzie podzielony na sześć kategorii, a zakłady zajmujące się jego przetwarzaniem będą poddawane regularnym kontrolom przez zewnętrznych audytorów, co pozwoli ocenić jakość ich pracy i zapobiegnie oszustwom”.

Styś podkreśla także, że osiągnięcie wymaganych przez UE poziomów zbiórki i odzysku będzie największym wyzwaniem dla polskiego systemu gospodarki zużytym sprzętem elektrycznym i elektronicznym. Według niego „Trzeba mieć świadomość, że już od 2021 roku masa zebranego sprzętu elektrycznego i elektronicznego per capita powinna wzrosnąć z obecnych 5 kg do około 11 kg. Będzie to dla branży ogromny wysiłek organizacyjny. Druga kwestia to projekt gospodarki o obiegu zamkniętym i wszystkie wyzwania z nim związane. Dużym problemem jest również fakt, że system gospodarowania elektroodpadami nie nadąża za rewolucją technologiczną”.

Odpad jako surowiec

Wzywań stojących przed Polską będzie jeszcze więcej. Prowadzone inwestycje, mające na celu otwarcie największych zakładów produkcji baterii do pojazdów elektrycznych, będą prawdopodobnie wiązały się z koniecznością ich utylizacji i poddawania recyklingowi na terenie Polski. Czy będzie to dla nas szansa na rozwinięcie nowej gałęzi gospodarki, czy problem, którego rozwiązanie będziemy odkładać w czasie? Zobaczymy. Do tej pory koncepcja, w której odpad staje się surowcem, nie miała dla Polski znaczenia, ponieważ nie miała ona uzasadnienia gospodarczego. Dziś, kiedy według deklaracji rządu ma odrodzić się polski przemysł, odzyskiwanie surowców, w tym metali ziem rzadkich, będzie nam się zwyczajnie opłacało. Wartość rynku odpadów w Polsce powinna rosnąć, a GOZ wymusi także na nas zmianę podejścia do spalania odpadów, czyli rezygnowania przynajmniej z części odzyskiwalnych materiałów. Zdaniem dr. Marka Golenia z SGH w Warszawie „To jest sprzeczne z zasadami gospodarki o obiegu zamkniętym. Spalaniu ma podlegać jak najmniejsza ilość odpadów, a nie wszystko co zbierzemy. Te odpady powinny przecież być poddane selekcji. Według moich wyliczeń, maksymalnie do spalarni może trafić ok. 40 proc. z zebranych odpadów zmieszanych, a ideałem byłoby, gdyby było to 25 proc.”. Goleń zaznacza, że te wyliczenia będą coraz mniej korzystne dla spalarni.

Już w 2016 roku Portal Samorządowy zaznaczał, że „Skoro mamy coraz więcej segregować, a takie są wymogi unijne i założenia krajowe, to odpadów zmieszanych będzie ubywać i to jest problem wszystkich naszych spalarni. Dlatego skoro już te spalarnie są, to na pewno nie powinny mieć statutu instalacji jedynie regionalnych. Taki problem niedoboru odpadów do spalania występuje już w kilku krajach europejskich. W Poznaniu spełnia się więc wizja, którą przedstawiało wielu przeciwników spalania odpadów – strumień odpadów może być zbyt mały do zapewnienia ciągłości działania spalarni”.