Stępiński: Rozwód Rumunii z Gazpromem

23 marca 2015, 09:00 Energetyka

Piotr Stępiński

Współpracownik BiznesAlert.pl

Wśród toczących się dyskusji wokół Unii Energetycznej oraz rozmów trójstronnych w sprawie dostaw gazu ziemnego na Ukrainę warto odnotować fakt, że po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat Rumunia poinformowała, iż całkowicie rezygnuje z zakupów błękitnego surowca z Rosji.

Jak informują rumuńskie media już od kwietnia do co najmniej końca roku Bukareszt swoje zapotrzebowanie na gaz ziemny pokryje z własnej produkcji. Taki stan rzeczy stanowi efekt zmniejszenia zużycia surowca w przemyśle oraz szeregu inwestycji służących poprawie efektywności energetycznej.

RumuniaŹródło: J. Posaner, Romania cuts dependence on gas and Russia, źródło URL: http://interfaxenergy.com/gasdaily/article/15402/romania-cuts-dependence-on-gas-and-russia, dostęp: 22.03.2015.

Na podstawie danych Rumuńskiego Urzędu Statystycznego roczne zapotrzebowanie Rumuni na gaz wynosi 10-11 mld m3. Z czego import z kierunku rosyjskiego wynosi 400 mln m3. Jak można zaobserwować na powyższym wykresie w 2007 roku Bukareszt potrzebował 18 mld m3 gazu z czego jedną trzecią stanowił import o wartości szacowanej na ok. 4-5 mld dolarów. Natomiast po 2007 r. importerzy wydawali na zakupy surowca po ok. 0,5 mld dol. rocznie. Rumuński portal economica.net zwraca uwagę, że w obecnym momencie średnia cena gazu rosyjskiego dla Europy wynosi ok. 380 dol. za 1000 m3 podczas gdy Rumunia płaci za ten sam wolumen 180 dol. mniej.

Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, iż na początku marca Bukareszt rozpoczął dostawy błękitnego paliwa dla Mołdawii. Dzięki oddanej do użytku 43-kilometrowej magistrali Jassa-Ungeny rocznie będzie przesyłane tam blisko 50 mln m3 surowca. Wielkość transportowanego wolumenu zaspokoi ,,zaledwie” 20% zapotrzebowania Kiszyniowa, które obecnie wynosi 1,2 mld m3 i w całości pochodzi z Rosji. Jednakże i taka ilość uderza w żywotne interesy zarówno Gazpromu jak i Moskwy. Należy zauważyć, że blisko 1 mld m3 zużywa Republika Naddniestrza, w której znajduje się główny ośrodek przemysłowy Mołdawii. Jeżeli udałoby się zapewnić odpowiednią ilość wolumenu dla pełnej przepustowości gazociągu Jassa-Ugeny, która wynosi 1,5 mld-2 mld m3 rocznie wówczas dostawy rosyjskiego gazu mogłyby okazać się zbyteczne.

Kolorytu powyższej sytuacji dodaje fakt, iż wspomniana inwestycja została zrealizowana przy wsparciu środków Unii Europejskiej. Tego typu działania w istotny sposób utrudnią marzenia Kremla o pełnej kontroli nad Erywaniem a właściwie nad Nadniestrzem i jego integracją z Federacją Rosyjską. W ten sposób z ręki Władimira Putina zostanie wytrącony oręż w postaci energetycznego bata na państwa regionu. Jak zauważają eksperci Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych interkonektor Jassa-Ugeny ,,będzie pierwszym połączeniem umożliwiającym fizyczny eksport gazu, zanim zostanie uruchomiony rewers na łączniku z Węgrami oraz zanim zostanie ukończony interkonektor z Bułgarią, […] . Poza tym za jego pośrednictwem gaz można sprzedawać nie tylko Mołdawii, ale również Ukrainie, która dąży do zróżnicowania źródeł swego zaopatrzenia. Niezależnie od zysków z eksportu gazu własnej produkcji Rumunia będzie mogła też zarabiać na tranzycie gazu z europejskiego rynku do Mołdawii albo na Ukrainę.” Taki rozwój wydarzeń w żaden sposób nie pokrywa się z interesami Kremla. Wobec czego Rosja stara się za wszelką cenę torpedować kolejne europejskie projekty energetyczne. Za przykład może służyć interkonektor AGRI, który w założeniu miał transportować azerski gaz do wybrzeży Gruzji skąd po skropleniu miał trafić drogą morską do Rumuni a po regazyfikacji magistralami na zachód i południe Unii Europejskiej. Jeżeli na powyższe rozważania nałożymy wirtualny projekt White Stream to w konsekwencji mogłoby oznaczać geopolityczny przewrót w postaci uczynienia z Rumuni ośrodka redystrybucji kaspijskich surowców czego Moskwa nigdy nie zaakceptuje. Ponadto, jak poinformowały w sobotę bułgarskie media, ponownie ogłoszono przetarg na budowę bułgarsko-rumuńskiego interkonektora gazowego. Dwudziestopięciokilometrowa magistrala mająca połączyć oba państwa ma zostać ukończona do końca tego roku i posiadać przepustowość wynoszącą 1,5 mld m3. Dla Bułgarii, która pełni obecnie role zarówno ofiary jak i sojusznika Rosji w jej polityce energetycznej jest to pierwszy krok w próbie uniezależnienia się od dostaw Gazpromu co także nie spotka się z zachwytem Kremla.

Jednakże mimo, skąd inąd, pozytywnych wiadomości z Bukaresztu należy zachować do nich odpowiedni dystans. Wpływ na zmniejszenie przez Rumunię zużycia gazu ziemnego mają nie tylko wymienione na początku czynniki ale także wyjątkowo ciepła zima, która w dużym stopniu wpłynęła na popyt na błękitne paliwo. Nie bez znaczenia okazało się przyjęcie szeregu regulacji związanych z liberalizacją rumuńskiego rynku energetycznego.

Ponadto pod wątpliwość należy poddać rumuńskie możliwości produkcji błękitnego surowca. W 2012 roku dla administracji w Bukareszcie dosyć szybko pojawiła się możliwość rozwoju własnej produkcji gazu ziemnego. Wówczas to Exxon Mobil oraz OMV Petrom dokonał odkrycia złóż surowca na szelfie kontynentalnym na Morzu Czarnym, którego wielkość oszacowano na poziomie 84 mld m3. Jednakże do dnia dzisiejszego brak jest jakichkolwiek informacji związanych z tym projektem. Kolejną szansą miało okazać się rzekome odkrycie gazu na polu Pelican South 1, które według wstępnych szacunków miało mieć wielkość 20 mld m3. Z tym, że kolejna szansa na dodatkowe źródło wydobycia pozostaje w kategoriach abstrakcji. Na zorganizowanej w zeszłym miesiącu konferencji prasowej rumuńska spółka OMV Petrom  zaprzeczyła doniesieniom medialnym, które potwierdzały odkrycie pokładów błękitnego paliwa. Wobec powyższego należy podchodzić z pewnym dystansem do optymizmu Bukaresztu. Tym bardziej, że wielką szansą dla rumuńskiej energetyki miały okazać się gaz z łupków. Niestety w listopadzie zeszłego roku rumuński premier stwierdził, że Bukareszt,, nie może wykorzystywać swoich zasobów gazu łupkowego, mimo chęci rządu do wydawania pozwoleń na poszukiwania”. Czyżby antyłupkowa kampania Kremla zadziałała?

Kolejną wątpliwą kwestią pozostaje fakt, że deklaracja rządu w Bukareszcie ma charakter krótkookresowej perspektywy, zaledwie dziewięciu miesięcy. Naturalnym wydaje się postawienia pytania co dalej? Zauważalna tendencja do spadku popytu na gaz nie jest jednoznaczna z tym, że wykazywany trend będzie miał charakter długookresowy. Nie należy zapominać, że w 2009 roku Rumunia była jednym z państw najbardziej dotkniętych rosyjsko-ukraińską wojną gazową. Wówczas to Bukareszt z dnia nadzień został pozbawiony blisko 39% dostaw błękitnego paliwa. Można być pewnym, że Rosja w pamięci w pełni zachowała wspomniany scenariusz. Na dodatek nie zapominajmy, że Rumunia nie posiada własnych magazynów gazu ziemnego, więc tym samym w razie wystąpienia nagłych ,,energetycznych” okoliczności pozostanie na łasce dostaw rosyjskiego surowca. Zwróćmy uwagę na fakt, że porzucona przez Rosjan koncepcja South Stream miała pokryć 28% rumuńskiego zapotrzebowania na gaz wobec czego obecności rosyjskiego koncernu w regionie nie da się tak łatwo wymazać. Tym bardziej, że jakakolwiek droga transportu surowca zza Uralu czy też próba dywersyfikacji będzie dokonywana w oparciu o rosyjski surowiec. Mniejsza zależność od rosyjskiego importu może w pewny sposób pomóc Rumunii zminimalizować koszty politycznej konfrontacji pomiędzy Brukselą a Moskwą, ale czy pozwoli na uwolnienie się od gazu z Gazpormu a tym samym umożliwi rozwód z Gazpromem?

Zaprzestanie przez Rumunię importu rosyjskiego gazu nie uczyni jej w pełni wolnej od Gazpromu. Zauważmy, że dostawy błękitnego paliwa są oparte na dwóch umowach zawartych przez firmy Conef Energy oraz WIEE, które mają obowiązywać jeszcze przez 15 lat. Można zaryzykować stwierdzeniem, że obydwa kontrakty zostały zawarte w oparciu o klauzulę take or pay wobec czego nagłe zaprzestanie odbioru surowca nie spowoduje zerwania umowy.

Co więcej Bukareszt zapłaci za zamówiony wolumen. Pytanie jaka będzie reakcja Gazpromu? Bez wątpienia będzie to nowa sytuacja dla rosyjskiego koncernu. Dotychczas żadne państwo europejskiej nie powiedziało bezwzględnego nie dla jego gazu ziemnego. O ile w październiku zeszłego roku litewska prezydent Dalia Grybauskaite w wywiadzie dla Reutersa stwierdziła, że ,,Nie będziemy zależni od dostaw Gazpromu. W razie zakłóceń w dostawach nasz terminal może zostać wykorzystany i zrealizować około 90 procent dostaw, których potrzebują trzy państwa bałtyckie” o tyle rumuńska deklaracja dotyczy całkowitego zaprzestania importu rosyjskiego surowca.

Wśród pojawiających się za Uralem komentarzy dominuje podział na tzw. dobrą i złą część Unii Europejskiej. Kryterium dla przyporządkowania poszczególnych państw Wspólnoty do ,,odpowiedniej” grupy zostało oparte o ich stanowisko wobec sankcji wymierzonych przeciwko Rosji w związku z konfliktem na Ukrainie. Oczywistym jest, że ze względu na dalece posunięte działania dotyczące dywersyfikacji surowcowej rząd w Bukareszcie wpisuje się w kryteria niepisanej grupy przeciwników Moskwy. W takich sytuacjach na odsiecz przychodzą ,,sojusznicy”. W mediach można było zaobserwować ciekawą wymianę zdań pomiędzy Rumunią a sąsiednimi Węgrami uchodzących za primus inter pares wśród europejskich zwolenników Rosji. Cytowany przez węgierski portal politics.hu premier Rumuni Victor Ponta powiedział, że ,,nie chce rozmawiać o sąsiedztwie ale wydaje mi się, że pozycja Węgier w stosunku do Rosji nie jest tylko powodem do niepokoju dla Rumuni i powinna być ona przedmiotem do dyskusji na poziomie europejskim.” W odpowiedzi węgierski minister spraw zagranicznych pogratulował Bukaresztowi, iż pomimo sankcji i embarga zwiększył o 5% wymianę handlową z Rosją.

W kontekście energetycznym warto zwrócić uwagę na opinię rosyjskich analityków, którzy starają się za wszelką cenę powiązać rezygnację Bukaresztu z dostaw rosyjskiego gazu z toczącą się dyskusją wokół projektu Unii Energetycznej, dzięki której Unia Europejska zostanie wyposażona w instrument umożliwiający wgląd w negocjowane przez poszczególne państwa umowy gazowe zanim jeszcze zostaną podpisane. Dla Kremla przekaz jest jasny Europa chce tańszego surowca przy jednoczesnym osłabieniu pozycji Gazpromu na jej rynku energii. Zdaniem rosyjskiej gazety ВЗГЛЯД Donald Tusk, chce za wszelką cenę kreować obraz Gazpromu jako mitycznego wroga Unii Europejskiej aby móc wcielić w życie pomysł Unii Energetycznej. Pytanie jaka będzie odpowiedź Rosji. W obecnej sytuacji sądzę, że Kreml za wszelką cenę będzie dążył do przekonywania nieprzekonanych o tym, że obecna polityka względem Rosji jest krótkowzroczna i przynosi więcej szkód niż zysków. Pojawiające się gazowe weto Rumuni komplikuje także siłę oddziaływania Kremla w regionie zwłaszcza w kontekście Mołdawii i Naddniestrza.

Bez względu na stosowaną przez Moskwę retorykę Unia Europejska powinna dalej podejmować działania na rzecz dywersyfikacji źródeł dostaw surowców energetycznych. Rosja ze względu na trudną sytuację gospodarczą czy też zaangażowanie w Turkish Stream oraz azjatycki zwrot energetyczny nie może pozwolić sobie na utratę jakichkolwiek klientów. Wiele moskiewskich planów w tym m.in. utworzenie gazowego bypassu omijającego Ukrainę musi zostać odroczone w czasie. Co raz to wybuchające nowe ,,energetyczne pożary” mogą spowodować, że wymkną się one z pod kontroli Gazpromu a konsekwencją okaże się zmiana narracji we współpracy z europejskimi odbiorcami. Jednakże póki co Władimir Putin ma w UE siedmiu orędowników, którzy pomogą zachować status qvo.