KOMENTARZ
Andrzej Ancygier
Hertie School of Governance w Berlinie
Kilka lat temu przedstawiciel organizacji zajmującej się ochroną środowiska w czasie spotkania Sejmowej Komisji ds. Gospodarki określił Polskę mianem „Chin Europy“ jeżeli chodzi o politykę energetyczną. Zasłużył sobie w ten sposób na ostrą krytykę obecnych parlamentarzystów.
Jednak patrząc z perspektywy ostatnich kilku lat można stwierdzić, że nie tylko nie była to obraza polskiej polityki energetycznej, ale wręcz jej przecenienie, zwłaszcza jeżeli chodzi o rozwój energii odnawialnych i realizację polityki klimatycznej.
Jakkolwiek w wyniku nacisku z Brukseli zainstalowano w Polsce dotychczas niecałe 4 GW energii wiatrowej, to w Chinach było to pod koniec 2013 roku prawie 23 razy więcej. Oczywiście, jest to większy kraj, więc zainstalowana moc per capita w Polsce i tak jest o 30% wyższa. Jednak w przypadku energetyki słonecznej sytuacja wygląda nieco inaczej. W Państwie Środka, w którym dochód na osobę stanowi mniej niż połowę dochodu na mieszkańca w Polsce, zainstalowana moc paneli fotowoltaicznych na osobę 135-krotnie przekracza zainstalowaną moc w Polsce. Dlaczego? Według premiera Tuska, polskich obywateli na fotowoltaikę po prostu nie stać… Stać ich natomiast na subsydiowanie elektrowni wodnych zbudowanych jeszcze za czasów PRL-u i dopłacenie do spalania łupków kokosowych w starych elektrowniach węglowych.
Ale jest jeszcze jedna ważna różnica pomiędzy Polską a Chinami. Zamiast mówić, zrobimy to co nam każe Bruksela i „nic więcej”, jak w marcu 2013 oświadczył premier Tusk, chiński rząd ustanawia kolejne cele i wprowadza stabilne instrumenty prawne, które zwiększają bezpieczeństwo inwestycji w badania i rozwój w tym kraju. Takiego bezpieczeństwa firmy inwestujące w sektorze energii odnawialnych w Polsce pewne być nie mogą. W związku z tym w przyszłości, jak już spalimy wszystko co do spalenia zostało, Polska skazana będzie na import technologii…. z Chin. Albo węgla z Rosji.
Ale polski rząd patrzy o wiele częściej na zachód niż na daleki wschód, szukając wymówek, żeby nic nie robić i subsydiować polskich championów energetycznych. Skoro Stany Zjednoczone nic nie robią, to dlaczego my musimy? Możliwe, że to brak znajomości języków obcych lub po prostu ignorancja powoduje, że w Warszawie nie dostrzega się zmian, które mają miejsce po drugiej stronie Atlantyku. Kilka miesięcy temu amerykańska Agencja do Spraw Ochrony Środowiska (EPA) zaproponowała wprowadzenie standardów, które praktycznie uniemożliwiłyby budowę nowych elektrowni węglowych bez technologii CCS. Kilka dni temu prezydent Obama zaproponował pakiet działań, które mają doprowadzić do redukcji emisji z sektora energii elektrycznej do roku 2030 o 30%. Co ważne, zrobił to nie po to, by usatysfakcjonować brukselskich biurokratów, ale dla dobra obecnego i przyszłych pokoleń: „Jako prezydent i jako ojciec nie zgadzam się na pozostawienie przyszłym pokoleniom zrujnowanej planety”. Nasz premier się na to zgadza, dopóty, dopóki jest to na rękę PGE, Tauronowi & Co.
Uczestnicząc ostatnio w jednej z konferencji usłyszałem z ust przedstawiciela pewnej wpływowej, amerykańskiej organizacji, iż „the EU has to fix the Polish problem”. Biorąc pod uwagę, że Polska od trzech lat blokuje wszystkie decyzje, które mogłoby uczynić europejską politykę klimatyczną bardziej efektywną i przyczynić się do inwestycji w efektywność ekonomiczną i nowe technologie, takie postrzeganie naszego kraju nie jest rzadkością, ale coraz bardziej normą. Dla wielu Polska – kraj, który tak wiele osiągnął w ciągu ostatnich 25 lat – stał się problemem. Ale to nie polskie społeczeństwo (które według wszystkich badań opinii społecznej ogromną większością popiera rozwój energii odnawialnych i inwestycje w efektywność energetyczną) jest przeszkodą europejskiej polityki klimatycznej, ale mała grupa decydentów z premierem Tuskiem na czele. To właśnie oni stworzyli własną, odporną na fakty wizję rzeczywistości, w której spalanie węgla może trwać wiecznie, a energia atomowa to najtańsze źródło energii.
W ciągu ostatnich 25 lat Polska zmieniła się nie do poznania. Mamy funkcjonującą demokrację i gospodarkę, która – m.in. dzięki unijnym funduszom – rozwija się o wiele szybciej niż wiele krajów zachodniej Europy. Niestety, polska polityka energetyczna utknęła w miejscu. Interesy kilku firm i ignorowanie rzeczywistości przez polski rząd uczyniły z Polski „problem” w walce z największym wyzwaniem naszych czasów. Jednocześnie Polska marnuje szansę na rozwój nowych technologii, które pchnęłyby gospodarkę krajową naprzód i uniezależniły ją od importu paliw kopalnych, zwiększając nasze bezpieczeństwo energetyczne. Polskę stać na więcej niż na bycie problemem i skansenem Europy. Niestety ani obecny rząd, ani ogromna większość polskich elit politycznych widzi to nieco inaczej.
Dr Andrzej Ancygier jest pracownikiem naukowym na Hertie School of Governance w Berlinie gdzie specjalizuje się w analizie europejskiej polityki energetycznej i klimatycznej. Ancygier jest również wykładowcą na berlińskim oddziale Uniwersytetu Nowojorskiego (NYUB) jak również na Freie Universität (FUBiS).