Z deklaracji oficjeli na temat projektu Baltic Pipe wyłania się plan budowy drugiej nitki gazociągu z Norwegii do Polski – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Baltic Pipe potrzebuje dofinansowania
Uczestnicy projektu budowy gazociągu z Norwegii, przez Danię, do Polski o przepustowości 10 mld m sześc. rocznie, czyli tak zwanego Korytarza Norweskiego albo Baltic Pipe, mają do końca tego roku podjąć ostateczną decyzję inwestycyjną. BiznesAlert.pl ustalił, iż szacują oni, że projekt może przynieść Polsce korzyści nawet 2,027 mld euro w latach 2022-2042 pod warunkiem, że koszty projektu nie odbiją się na taryfach, do czego ma służyć zewnętrzne wsparcie finansowe, o które zabiega rząd.
– Testy rynkowe przeprowadzono w Polsce i Danii. Wykazały, że inwestycja jest opłacalna. To nie jest inwestycja budowana z powodów wyłącznie politycznych, czy zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Ta inwestycja broni się ekonomicznie. To stwarza pewien kłopot. Trudno jest w takiej sytuacji aplikować o wsparcie z Unii Europejskiej. Zobaczymy jak to będzie. Na razie projekt uzyskał 33 mln euro wsparcia na projektowanie – poinformował pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski.
Energetyka chce gazu
Nie będzie problemu z zapotrzebowaniem na gaz z Baltic Pipe. Mówił o tym prezes PGNiG podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. – Nie ma żartów. W ciągu dwóch lat od 2015 do 2017 roku rynek gazu w Polsce wzrósł o prawie 2 mld m sześc. rocznie z 15,3 na 17 mld m sześc. W tym roku rośnie jeszcze dynamiczniej. Takiego wzrostu rynku nie odnotowano nigdzie w Europie od lat – powiedział Piotr Woźniak. Jego zdaniem stoi za tym organiczny wzrost konsumpcji oraz elektroenergetyka, która podjęła szereg decyzji o nowych blokach gazowych. Chodzi o inwestycje PKN Orlen we Włocławku i Płocku oraz w Dolnej Odrze należących do PGE.
Transformacja energetyczna w tej części świata będzie się odbywać z wykorzystaniem Odnawialnych Źródeł Energii zabezpieczanych gazem ziemnym. Minister energii Krzysztof Tchórzewski zapowiedział w Katowicach, że od 2020 roku udział węgla w miksie energetycznym Polski będzie spadał właśnie przez rozwój nowych mocy, w tym gazowych, o których już mówią spółki skarbu wspomniane wyżej.
Energetyka gazowa będzie się mogła rozwijać bezpiecznie tylko po uniezależnieniu jej od dostaw z Gazpromu. Wiadomo też, że rząd nie rezygnuje z planów elektrowni jądrowej, ale fakt, że odkłada je na czas po wyborach samorządowych może sprawić, że elektrownia powstanie na przykład w 2040 roku i nie będzie miała wpływu na polski miks energetyczny w okresie nowych ram polityki klimatycznej do 2030 roku.
– Jeżeli teraz brakuje gazu, to brakuje go dla przemysłu używającego go jako surowca. W momencie, gdy miałoby zabraknąć gazu w jednostkach generujących energię elektryczną, to mamy do czynienia z blackoutem, a do tego nie można w żadnym wypadku dopuścić. Jesteśmy na dobrej drodze – przekonywał Piotr Woźniak na Europejskim Kongresie Gospodarczym.
Jego zdaniem remedium na to wyzwanie, to usunięcie ostatniego pozarynkowego czynnika kształtującego cenę, czyli kontraktu jamalskiego z Gazpromem i zapewnienie alternatywnych źródeł przez Bramę Północną: LNG oraz Baltic Pipe. Zdaniem prezesa rosyjski Gazprom „szydzi z Baltic Pipe”, ale ten projekt ma zapewnić „konkurencyjne ceny gazu”, które pozwolą spółce konkurować na rynku pozbawionym ostatniego czynnika nierynkowego, czyli kontraktu jamalskiego z rosyjskim dostawcą. – To będzie polski gaz. On zawsze będzie tańszy od innego gazu znajdującego się w obrocie międzynarodowym – przekonywał Woźniak.
Baltic Pipe 2
Jednak zsumować projekty Bramy Północnej, to rozbudowany terminal LNG w Świnoujściu (7,5 mld m sześc. rocznie) oraz Baltic Pipe (10 mld m sześć. rocznie) dadzą razem mniej więcej tyle, ile ma wynosić zapotrzebowanie na gaz ziemny obecnie, czyli 17,5 mld m sześc. rocznie.
– Nasza rola może być ograniczona, jeśli chodzi o eksport, przynajmniej na początkowym etapie. Jesteśmy do tego przygotowani warsztatowo, ale na co pozwoli nam rynek? Zobaczymy. Będziemy się kierowali głównie popytem wewnętrznym – przyznał prezes PGNiG Piotr Woźniak.
– Już w tej chwili przy obciążeniu kontraktem z Gazpromem jesteśmy w stanie realizować egzotyczne transakcje, jak LNG, które dociera do Bułgarii, Chorwacji, Estonii, wszędzie. Jednak w pierwszej kolejności kierujemy dostawy na rynek wewnętrzny. Jeżeli on będzie w pełni zaopatrzony tak, jak sobie tego życzymy, będziemy robić ekspansję zagraniczną – zapewnił.
Oznacza to, że w celu pozyskania nowego wolumenu importu będzie konieczna dalsza rozbudowa Bramy. Zapewni to na przykład trzeci zbiornik terminalu LNG w Świnoujściu rozważany przez Gaz-System albo…druga nitka Baltic Pipe. Jeżeli zapotrzebowanie na gaz ziemny w Europie Środkowo-Wschodniej będzie rosło tak znacznie, jak przewiduje to PGNiG, być może oba projekty można pogodzić.
Również Gazprom prognozuje wzrost zapotrzebowania na gaz w regionie. – Bez zakontraktowania dodatkowych ilości gazu ziemnego UE (w tym Szwajcaria i Ukraina) będzie miała lukę w dostawach wynoszącą 30 mld m sześc. w 2020 i 123 mld m sześc. gazu ziemnego w 2045. Projekt Nord Stream 2 jako całość będzie w stanie zamknąć część tej luki podażowej dzięki dodatkowej ilości gazu ziemnego dostarczanego od końca 2019 roku w ilości ok. 55 mld m sześc. rocznie – czytamy w uzasadnieniu projektu opisanym przez niemiecki sąd, który dał zgodę na budowę gazociągu na wodach terytorialnych Niemiec. Ma się tak stać, bo według architektów Nord Stream dostawy przez tak zwany korytarz środkowy (Ukrainę) mogą się utrzymać na poziomie maksymalnie 30 mld m sześc. na rok ze względu na stan infrastruktury.
Komisja Europejska przypomina, że projekt jest niezgodny z polityką dywersyfikacji Unii Europejskiej, bo nie zapewnia nowego źródła gazu, a wzmacnia pozycję dotychczasowego monopolisty w Europie Środkowo-Wschodniej. Ponadto, Gazprom deklaruje, że po zbudowaniu Nord Stream 2 może utrzymać dostawy przez Ukrainę na poziomie 10-15 mld m sześc. rocznie. Według sądu niemieckiego maksymalna przepustowość to 30 mld m sześc. na rok. Według informacji BiznesAlert.pl strona ukraińska szacuje, że dla utrzymania stabilności przesyłu bez redukcji przepustowości gazociągów Urengoj-Pomary-Użhorod konieczne byłoby utrzymanie wolumenu na poziomie co najmniej 60 mld m sześc. rocznie.
Dostawy przez Baltic Pipe 1 i 2 na Ukrainę mogłyby być kolejnym narzędziem stabilizowania dostaw przez ten kraj, co daje argumenty za wsparciem finansowym projektu, na które liczy minister Naimski.