Mimo że jeszcze nie ma oficjalnego potwierdzenia Gazpromu, że druga nitka gazociągu Turecki Potok będzie przebiegać przez Bułgarię, władze w Sofii obliczają, ile kraj na tym zarobi. Wg minister energetyki Temenużki Petkowej chodzi o ponad 2 mld euro w ciągu 20 lat.
Odnoga europejska Turkish Stream
O tym, że druga nitka Tureckiego Potoku, gazociągu biegnącego po dnie Morza Czarnego z Rosji do Turcji, może prowadzić do Bułgarii, a stamtąd na Węgry i do Serbii, rosyjska gazeta „Kommiersant” napisała dwa dni temu. Według niej gaz ma popłynąć do Bułgarii i Serbii od 2020 roku, na Węgry – rok później, a w drugiej połowie 2022 roku – na Słowację. Gazeta ocenia, że Gazprom zamierza uruchomić w 2020 roku obie nitki Tureckiego Potoku. Gazprom zakończył w miniony poniedziałek budowę morskiego odcinka gazociągu.
Nitka przez Bułgarię miałaby przepustowość 15,75 mld metrów sześciennych gazu rocznie, czterokrotnie mniej niż przepustowość gazociągu South Stream, który miał połączyć Rosję i Bułgarię. W 2014 r. Sofia zrezygnowała z tego gazociągu, który nie był zgodny z wymogami UE i normami trzeciego pakietu energetycznego.
W późniejszym okresie bułgarscy politycy nieraz dawali do zrozumienia, że żałują tej decyzji, a w maju br. podczas wizyt w Rosji mówili o tym otwarcie prezydent Rumen Radew i premier Bojko Borisow. Faktem jest, że po uruchomieniu obu nitek Tureckiego Potoku odpadłaby konieczność tranzytu przez Bułgarię. Obecnie tą drogą z Ukrainy przez Bułgarię Turcja otrzymuje 15 mld m. sześc. gazu rocznie. Bułgaria zaś dostaje ponad 300 mln dolarów rocznie za ten tranzyt.
Polityka czy biznes?
Minister Petkowa powiedziała w sobotę, że „w energetyce zawsze jest sporo geopolityki, lecz kiedy chodzi o taki typ projektów (jak Turecki Potok – PAP), powinniśmy rozpatrywać je z punktu widzenia ich uzasadnienia finansowo-ekonomicznego”. Zdaniem minister „nie ma takiego interesu geopolitycznego, który stałby wyżej od interesu ekonomicznego i zysków danego kraju”.
W wywiadzie dla komercyjnej telewizji Nowa Petkowa przypomniała, że przedsiębiorstwo przesyłowe Bułgartransgaz ma umowę z Gazpromem na tranzyt gazu do Turcji do 2030 r. niezależnie od tego, ile gazu będzie płynąć przez Bułgarię do Turcji. „I co będzie po tym z naszą infrastrukturą? Przerobimy ją na surowce wtórne zamiast korzystać z niej jeszcze 50 lat i mieć z tego zysk?” – mówiła.
Według Petkowej budowa bułgarskiego odcinka gazociągu, który umożliwiłby tranzyt do Serbii, na Węgry i Słowację, kosztowałaby 2,6 mld lewów (1,3 mld euro). Chodzi o wydatki na infrastrukturę, rury, stacje kompresorowe i na ich serwisowanie. W zamian Bułgartransgaz w następnych 20 latach realizowałby zyski w wys. 4,35 mld lewów (2,23 mld euro) – podkreśliła minister.
Czwartkowa publikacja „Kommiersanta” została przyjęta wręcz gorąco w bułgarskim parlamencie przez wszystkie siły polityczne. Ekspert energetyczny opozycyjnej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej Tasko Ermenkow przypomniał jednak, że zyski, gdyby projekt zrealizowano, byłyby niższe w porównaniu z tymi, które kraj otrzymywałby z South Stream.
Polska Agencja Prasowa
Jakóbik: Turkish Stream, czyli show dyktatorów bez konkretów (ANALIZA)