icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Baca-Pogorzelska: Chimeryczny dwutlenek węgla (FELIETON)

O emisji CO2 głośno jest od lat, jednak teraz, zwłaszcza w Unii Europejskiej, temat dyskusji zdominował nie tyle jego wpływ na środowisko, co jego ceny, które w ciągu roku wzrosły o 100 procent – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.

Handel prawami do emisji dwutlenku węgla w systemie EU ETS to jeden z tych tematów, które są z jednej strony bardzo skomplikowane, a z drugiej tak bardzo ważne z punktu widzenia energetyki zwłaszcza w Polsce. Powód? Cały czas niemal 80 procent energii elektrycznej produkujemy z węgla kamiennego i brunatnego, czyli paliw kopalnych najbardziej emisyjnych (gaz też emituje CO2, ale znacznie mniej niż węgiel). A pula darmowych praw do emisji kurczy się i kurczy (i jeszcze się skurczy po 2021 roku, czyli po rewizji systemu EU ETS w perspektywie 2030 roku), a jak czegoś jest mniej, to jest droższe. Jak widać prawo podaży i popytu sprawdza się też w handlu gazami cieplarnianymi. W handlu, który – co warto podkreślać – wolny od spekulacji nie jest. Jasne jest bowiem, że Bruksela robi wszystko, by prawa do emisji CO2 były droższe, by zniechęcać emitentów do spalania węgla i by zmuszać ich poniekąd do zmiany modelu miksu energetycznego. Przecież Komisja Europejska zapowiedziała neutralność gospodarki Wspólnoty do 2050 roku. A czasu nie jest wcale tak dużo jak się nam może wydawać.

Co więc dalej z CO2? Są prognozy, które mówią, że prawa będą jeszcze droższe. Przy obecnym poziomie nieco ponad 20 euro za tonę w Polsce doskonale widzimy efekty – zamieszanie z próbą zamrożenia cen prądu na poziomie z 2018 r. wciąż się nie skończyło, a wiewiórki donoszą, że może być tylko jeszcze gorzej. Część ekspertów jest zdania, że CO2 dojdzie do poziomu 30-40 euro za tonę, część uważa, że może to być z powodzeniem nawet dwa razy więcej.

Z drugiej strony wiewiórki przyznają, że relatywnie wysoka cena praw do emisji CO2 przez unijną administrację jest przyjęta z zadowoleniem, a wahania cen nie są problemem. A to by oznaczało, że gwałtownych ruchów zwiększających pule uprawnień (co mogłoby obniżyć ceny) chyba nie należy się spodziewać. – Przemysł twierdzi, że ilość uprawnień na rynku i zapotrzebowanie na nie wcale nie uzasadniają obecnej ceny i jest ona wynikiem spekulacji – mówią moje źródła w Brukseli. – W sytuacji, w której ilość uprawnień jest wystarczająca, to nawet zwiększenie ich ilości nie wpłynie na cenę – dodają.

Czy EU ETS będzie jakimkolwiek elementem kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego? Nie wiem. Za to wiem, że za naszą wschodnią granicą jakiekolwiek normy nawet ci najwięksi gracze mają gdzieś. I jeśli sami sobie zbyt szybko i zbyt mocno dokręcimy śrubę to owszem, emisja CO2 w UE na pewno spadnie. Tyle tylko, że gdzie indziej w tym samym czasie swobodnie będzie się mogła zwiększyć. Pytanie, czy właśnie o to nam chodzi?

O emisji CO2 głośno jest od lat, jednak teraz, zwłaszcza w Unii Europejskiej, temat dyskusji zdominował nie tyle jego wpływ na środowisko, co jego ceny, które w ciągu roku wzrosły o 100 procent – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.

Handel prawami do emisji dwutlenku węgla w systemie EU ETS to jeden z tych tematów, które są z jednej strony bardzo skomplikowane, a z drugiej tak bardzo ważne z punktu widzenia energetyki zwłaszcza w Polsce. Powód? Cały czas niemal 80 procent energii elektrycznej produkujemy z węgla kamiennego i brunatnego, czyli paliw kopalnych najbardziej emisyjnych (gaz też emituje CO2, ale znacznie mniej niż węgiel). A pula darmowych praw do emisji kurczy się i kurczy (i jeszcze się skurczy po 2021 roku, czyli po rewizji systemu EU ETS w perspektywie 2030 roku), a jak czegoś jest mniej, to jest droższe. Jak widać prawo podaży i popytu sprawdza się też w handlu gazami cieplarnianymi. W handlu, który – co warto podkreślać – wolny od spekulacji nie jest. Jasne jest bowiem, że Bruksela robi wszystko, by prawa do emisji CO2 były droższe, by zniechęcać emitentów do spalania węgla i by zmuszać ich poniekąd do zmiany modelu miksu energetycznego. Przecież Komisja Europejska zapowiedziała neutralność gospodarki Wspólnoty do 2050 roku. A czasu nie jest wcale tak dużo jak się nam może wydawać.

Co więc dalej z CO2? Są prognozy, które mówią, że prawa będą jeszcze droższe. Przy obecnym poziomie nieco ponad 20 euro za tonę w Polsce doskonale widzimy efekty – zamieszanie z próbą zamrożenia cen prądu na poziomie z 2018 r. wciąż się nie skończyło, a wiewiórki donoszą, że może być tylko jeszcze gorzej. Część ekspertów jest zdania, że CO2 dojdzie do poziomu 30-40 euro za tonę, część uważa, że może to być z powodzeniem nawet dwa razy więcej.

Z drugiej strony wiewiórki przyznają, że relatywnie wysoka cena praw do emisji CO2 przez unijną administrację jest przyjęta z zadowoleniem, a wahania cen nie są problemem. A to by oznaczało, że gwałtownych ruchów zwiększających pule uprawnień (co mogłoby obniżyć ceny) chyba nie należy się spodziewać. – Przemysł twierdzi, że ilość uprawnień na rynku i zapotrzebowanie na nie wcale nie uzasadniają obecnej ceny i jest ona wynikiem spekulacji – mówią moje źródła w Brukseli. – W sytuacji, w której ilość uprawnień jest wystarczająca, to nawet zwiększenie ich ilości nie wpłynie na cenę – dodają.

Czy EU ETS będzie jakimkolwiek elementem kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego? Nie wiem. Za to wiem, że za naszą wschodnią granicą jakiekolwiek normy nawet ci najwięksi gracze mają gdzieś. I jeśli sami sobie zbyt szybko i zbyt mocno dokręcimy śrubę to owszem, emisja CO2 w UE na pewno spadnie. Tyle tylko, że gdzie indziej w tym samym czasie swobodnie będzie się mogła zwiększyć. Pytanie, czy właśnie o to nam chodzi?

Najnowsze artykuły