icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Sobolewski: Czy Europa jest gotowa na przegraną polityki klimatycznej?

Europa walczy ze zmianą klimatu. Ale czy Stary Kontynent jest aby na pewno przygotowany na przegraną w tej walce? – pyta Józef Sobolewski*.

W ciągu ostatniego tysiąclecia w Europie dwukrotnie dochodziło do zmian klimatu. Okres ciepły (średniowieczne optimum klimatyczne) trwał do końca XIV wieku, następnie przez około 400 lat był okres chłodny (Mała Epoka Lodowa), a od około 200 lat jest znowu okres ciepły. W okresie chłodnym średnie temperatury w Europie obniżyły się o 1˚C w stosunku do poprzedzającego okresu ciepłego. W okresie ciepłym Wikingowie zasiedlali Grenlandię, zaś przekazy kronikarskie mówią, że w okresie chłodnym czasami zimą Bałtyk zamarzał i można było z Polski do Szwecji przejść po lodzie, a już na pewno zamarzała płynąca przez Wyspy Brytyjskie, Tamiza.

Obecnie IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu) przekonuje nas, że trwająca zmiana klimatu będzie globalna (choć poprzednie też zapewne mogły być) oraz, że to my, ludzie, jesteśmy temu winni. Interesujące jest pytanie, czy przy poprzednich zmianach też człowiek był winny? Warto podkreślić, że istnieją także inne grupy naukowców negujące winę człowieka, przypomnę też, że kilkanaście lat temu IPCC twierdził, że nastąpi ochłodzenie klimatu, a teraz twierdzi, że ma nastąpić ocieplenie. Mam ograniczone zaufanie do wyników prac symulacyjnych IPCC, jednak co do jednego możemy być wszyscy pewni, zmiana klimatu prędzej czy później nastąpi, z naszej przyczyny lub nie, pytanie jest tylko kiedy to nastąpi (o ile już nie trwa?) i jaki będą skutki tej zmiany.

Obecnie jesteśmy o wiele bardziej uzależnieni od technologii i od energii niż pięć wieków temu. Tylko starsi pamiętają jeszcze czasy bez wszechobecnych komórek i Internetu, a to było zaledwie 30 lat temu. Technologia tworzy nasze otoczenie i jeśli nas zawiedzie to możemy cofnąć się w rozwoju o stulecia. Wystarczy, że zabraknie nam energii elektrycznej i nasza cywilizacja się zatrzyma. Dosłownie. Z drugiej strony współczesna technologia stwarza nam także możliwości wpływu na klimat, na jego zmianę, w tym także na tempo tych zmian. Posiadamy technologie, które to efektywnie umożliwiają, należy z nich tylko skorzystać, tak jak z każdej innej technologii, która daje nam możliwość komfortowego życia w naturalnym i czystym otoczeniu.

Niedawno polski rząd zablokował przyjęcie celów neutralności klimatycznej dla UE do 2050. Rząd odważył się powiedzieć NIE niektórym pomysłom Komisji Europejskiej. Bruksela uważa siebie za głównego orędownika w walce ze zmianami klimatu w świecie stawiając nam wysokie cele redukcyjne emisji CO2, gazu uważanego przez IPCC za sprawcę zmiany klimatu. To czy CO2 jest głównym sprawcą zmiany klimatu, nie jest oczywiste, istnieją inne mocno udokumentowane teorie. Jednakże, jeśli się nawet nie ma pewności to warto ograniczyć nasz wpływ na otaczające nas środowisko, także poprzez redukcję emisji CO2. Trzeba to tylko robić z głową.

Udział UE w globalnej emisji CO2 jest niewielki (nieco ponad 10%), więc wpływ unijnej redukcji emisji będzie bez znaczenia jeśli inni nie pójdą też tą drogą. Obecna światowa emisja CO2 wzrasta o 2% co roku, można więc łatwo policzyć, że gdyby Europa przestała dzisiaj emitować to kiedy światowa emisja zniweluje to poświęcenie.

I tu pojawia się problem tego poświęcenia, a właściwie rozbieżności między słowami i czynami, bo dla Unii jedyną akceptowalną drogą redukcji emisji w wytwarzaniu energii są inwestycje w niestabilne, zależne od warunków pogodowych i przede wszystkim nieefektywne w redukcji emisji CO2 źródła energii, nazwane odnawialnymi. Samo określenie źródła odnawialne jest ciekawe, bo uznaje za akceptowalne spalanie drewna (biomasa), które wchłonęło CO2 przed kilku laty a nie uznaje spalania torfu (też biomasa) powstałego przed kilkuset lat, o węglu nie wspominając.

Pod koniec ubiegłego roku na łamach miesięcznika Wszystko Co Najważniejsze (8/2018) opublikowałem artykuł, w którym na bardzo podstawowych danych pokazałem niską skuteczność źródeł odnawialnych w redukcji emisji CO2, w porównaniu z energetyką jądrową. Parę miesięcy później opublikowałem w branżowym portalu artykuł będący techniczną wersją artykułu z Wszystko Co Najważniejsze, zawierający sporo liczb i wykresy. Fala hejtu, która mnie po tym artykule dotknęła przekonała mnie, że trafiłem w bardzo czuły punkt apologetów energetyki odnawialnej. Choć nie jestem przeciwnikiem tego typu wytwarzania, to jestem przeciwnikiem znaczącego wsparcia udzielanego na koszt odbiorców energii tym mało efektywnym w sensie redukcji emisji i niedyspozycyjnym źródłom energii.

Ostatnie raporty międzynarodowych organizacji zajmujących się energetyką, w tym także IPCC, wykazują jasno, że bez znaczącego udziału jedynego skutecznego narzędzia redukcji emisji w wytwarzaniu energii elektrycznej, jakim jest niewątpliwie energetyka jądrowa, plany redukcji emisji CO2 do atmosfery się nie powiodą.

Gdyby Europa całe środki wydane na energetykę odnawialną zainwestowała w zeroemisyjną energetykę jądrową, emisja z elektroenergetyki obniżyłaby się wielokrotnie. Nawet, jeśli zgodnie z ostatnio forsowanymi politycznymi celami Unia zbliży się kiedyś do magicznych 100% źródeł odnawialnych (co dla ekspertów jest nierealne), rujnując przy okazji naszą gospodarkę (w wytwarzaniu energii Unia stanie się niekonkurencyjna do reszty świata, patrz hutnictwo), to nic to nie da, bo reszta świata jak na razie nie bardzo się przejmuje ostrzeżeniami IPCC i chętnie przejmuje gałęzie przemysłu wypychane z Europy. Wymuszone na krajach unijnych cele użycia energii odnawialnej nie mają już nic wspólnego z ochroną klimatu, to czysty biznes.

Gwałtownie rosnące potrzeby energetyczne Azji, a w niedalekiej przyszłości także Afryki nie będą zaspokajane przez kosztowne i niedyspozycyjne źródła odnawialne, tylko poprzez źródła konwencjonalne, poziom CO2 rośnie i będzie rósł na tyle, że jeśli rację ma IPCC to klimat z powodu emisji się i tak zmieni. Warto zauważyć, że wiele krajów trzeciego świata bardziej rozsądnie podchodzi do bezemisyjnego wytwarzania energii elektrycznej, stąd pewnego rodzaju boom na energetykę jądrową w krajach trzeciego świata, negowany przez apologetów energii odnawialnej w Europie.

Warto postawić pytanie, czy jeśli zmiany klimatu nie zahamujemy to czy do tej zmiany jesteśmy w Europie przygotowani? Na początek należy przypomnieć, że zmiany klimatu mogą nastąpić dość szybko, że ochłodzenie klimatu pod koniec XIV wieku nastąpiło w ciągu około 20 lat. Co do jednego też na ogół eksperci są zgodni, zmiana nie będzie tylko oznaczać, że będzie średnio cieplej lub chłodniej, ale przede wszystkim będzie oznaczać, czasami nawet bardzo ekstremalne zmiany w różnych zjawiskach pogodowych, takich na przykład jak; wietrzność, nasłonecznienie, zachmurzenia, poziom opadów, itd. Będzie to za sobą niosło też daleko idące zmiany w otaczającym nas środowisku przyrodniczym.

Jeżeli polityka klimatyczna Unii będzie szła w tym kierunku, co obecnie, to nie tylko Unia będzie miała problemy z jednością, ale poszczególne kraje Europy mogą mieć duże problemy ze swoją gospodarką i swoim bezpieczeństwem. Pomijając na razie wszelkie inne niebezpieczeństwa związane ze zmianą klimatu, Europa nie będzie przede wszystkim przygotowana w zakresie wytwarzania energii elektrycznej, o ile polityka energetyczna nie ulegnie zmianie. Jeśli elektroenergetyka będzie w 100% oparta na wietrze i słońcu z dodatkiem biomasy, a więc źródeł zależnych w 100% od warunków pogodowych, to kto zagwarantuje, że będzie ona funkcjonować w otoczeniu związanymi z gwałtownymi zjawiskami pogodowymi.

Oznaczać to będzie na przykład, że tam gdzie obecnie korzystnie wieje, może w ogóle nie wiać, albo tam gdzie ze względów pogodowych nasłonecznienie jest dobre, w przyszłości chmury będą wisieć tygodniami na niebie. A susze naprzemiennie z powodziami? A co z bardzo silnymi wiatrami niszczącymi lasy, czy nie poradzą sobie z farmami wiatrowymi, albo z burzami piaskowymi niszczącymi panele PV. Przykładem są tu srogie zimy w USA, zimy z dużymi opadami śniegu, zachmurzeniem i dużym mrozem. Tylko elektrownie konwencjonalne i jądrowe pracujące na granicy wytrzymałości ratowały sytuację energetyczną we wschodnich stanach USA. Ostatnie fale upałów w Europie wywołały poważne perturbacje w systemach energetycznych Europy, głównie za sprawą systemu niemieckiego i jego zależności od źródeł odnawialnych (było sporo słońca, ale prawie zupełnie nie wiało).

Musimy budować dyspozycyjne niezależne od warunków pogodowych źródła energii. Mogą to być źródła oparte o paliwa kopalne, ale mamy też do dyspozycji źródła oparte na technologii jądrowej spełniające dodatkowo warunek zero emisyjności. Mało z tego, są to nie tylko stabilne i niezależne, są bardzo długowieczne i biorąc pod uwagę cały cykl życia oraz sposób funkcjonowanie systemu elektroenergetycznego także stosunkowo tanie. Mamy w tej chwili całą paletę różnych rozwiązań technologicznych reaktorów opartych na procesie rozszczepienia jądrowego i nieograniczone zasoby paliwa (U i Th zależne wyłącznie od kosztów pozyskania), a w przyszłości niewykluczone, że kontynuację w postaci reaktorów opartych o proces syntezy jądrowej.

Fakty wydają się oczywiste, ale dla zwolenników energetyki odnawialnej, zwłaszcza w Europie fakty się raczej nie liczą. To dlatego, że walka z obniżeniem emisji CO2 to przede wszystkim także doskonały biznes, zwłaszcza dla powiązanego przemysłu i rynków finansowych. Nie ma lepszego biznesu niż gwarantowany przez rządy odbiór towaru i jego cena. To taki mariaż ideologii z biznesem, którego efektem są działania Unii Europejskiej, które w polityce energetycznej stanowią pasmo porażek. Bardzo kosztownych porażek, które spłacamy każdego dnia, jako odbiorcy energii elektrycznej. I zapewne długo tak jeszcze będzie. Kilkanaście lat temu „unbundling” miał dać niższe ceny energii gospodarstwom domowym, ale nie dał.

Stworzono bazujący na ideologicznych zasadach rynek energii, na którym można otrzymać towar za darmo z dopłatą, zaś cena energii dla odbiorcy końcowego ma się nijak do ceny energii na rynku hurtowym. Na subwencje dla nieefektywnej energetyki wydano olbrzymie środki. A ceny nadal rosną.

Teraz funduje się nam zasady unii energetycznej, której ze względu na jej obszerność nie da się dobrze zrozumieć i nie wiadomo, po co nam ona. A właściwie to wiadomo, po co, po to by wymusić na tych, co nie bardzo chcą, albo nie mogą, używanie „zielonej” energii, którą wyprodukują inni i wszystko to w imię mieszanki ideologicznych zasad i znaczących partykularnych interesów niektórych państw i firm.

Gdyby Unii Europejskiej zależało naprawdę na obniżaniu emisji CO2 to zastosowała by wszystkie najbardziej efektywne narzędzia jakie mamy do dyspozycji, szczególnie na obecnym etapie energetykę jądrową. A tak nie jest. Niedyspozycyjne źródła odnawialne nie są w stanie funkcjonować samodzielnie i wymagają wsparcia emisyjnych paliw kopalnych, najlepiej gazowych. Bardzo negatywną rolę w redukcji emisji w Europie odgrywają obecnie Niemcy, największy emitent CO2 w Europie. Podpisane ponad dwa lata temu porozumienie koalicyjne SPD-CDU zawierało ustalenia dotyczące wsparcia z funduszy europejskich rozwoju energetyki jądrowej i zobowiązywało rząd federalny do działań blokujących taką możliwość. No i teraz, całkiem niedawno europejski bank inwestycyjny zależny od Brukseli wpisał w swoje zasady nie tylko nieudzielanie kredytów energetyce opartej na węglu, co można zrozumieć, ale także energetyce jądrowej. Można natomiast wspierać energetykę oparta na gazie naturalnym (emisyjność to mniej więcej połowa emisyjności węgla). To nie przypadek, to wynik działań rządu niemieckiego. Za to fundusze banku, na które składają się przecież wszyscy członkowie UE mogą wspierać rozwój energetyki gazowej w Niemczech. W końcu, ktoś musi Niemcom te ich wydatki na Energiewende zrekompensować, więc zrzucą się na to wszyscy w Europie właśnie miedzy innymi także poprzez tak zwane cele OZE. Gdyby Niemcy zamiast rozwijać Energiewende te wszystkie środki zainwestowali w budowę energetyki jądrowej to już dzisiaj mogliby należeć do krajów wytwarzających energię elektryczną w sposób całkowicie bezemisyjny, a tak, mimo tych olbrzymich wydatków, są nadal największym emitentem CO2 w Europie.

Jedyną szansą na rozwój i konkurencyjność Europy w stosunku do reszty świata jest odrzucenie celów OZE i walka ze zmianami klimatu, czytaj ograniczeniem emisji CO2 najefektywniejszymi sposobami jakimi dany kraj dysponuje. Dla jednych będzie to na przykład hydroenergetyka, a dla jeszcze innych energetyka jądrowa. Unia Europejska wymaga reformy, swoistego powrotu do korzeni, usunięcia wszelkich ideologicznych naleciałości, w tym także takich jak na przykład cele OZE, skoncentrowaniu się na realnych działaniach akceptowanych przez wszystkich jej członków, takich jak na przykład redukcja CO2 w sposób adekwatny dla każdego kraju, wtedy może będzie mieć przyszłość.

Poglądy przedstawione w tym artykule są prywatnymi opiniami Autora i nie reprezentują stanowiska żadnej instytucji.

*Józef Sobolewski – Były Dyrektor Departamentu Energii Jądrowej w Ministerstwie Energii. Wcześniej pracował w Instytucie Badań Jądrowych i Instytucie Chemii Jądrowej Maksa Plancka w Moguncji a następnie w korporacjach IT. Absolwent Wydziału Fizyki UW oraz Uniwersytetu Jana Gutenberga w Moguncji.

Źródło: CIRE.PL/Wszystko Co Najważniejsze

Europa walczy ze zmianą klimatu. Ale czy Stary Kontynent jest aby na pewno przygotowany na przegraną w tej walce? – pyta Józef Sobolewski*.

W ciągu ostatniego tysiąclecia w Europie dwukrotnie dochodziło do zmian klimatu. Okres ciepły (średniowieczne optimum klimatyczne) trwał do końca XIV wieku, następnie przez około 400 lat był okres chłodny (Mała Epoka Lodowa), a od około 200 lat jest znowu okres ciepły. W okresie chłodnym średnie temperatury w Europie obniżyły się o 1˚C w stosunku do poprzedzającego okresu ciepłego. W okresie ciepłym Wikingowie zasiedlali Grenlandię, zaś przekazy kronikarskie mówią, że w okresie chłodnym czasami zimą Bałtyk zamarzał i można było z Polski do Szwecji przejść po lodzie, a już na pewno zamarzała płynąca przez Wyspy Brytyjskie, Tamiza.

Obecnie IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu) przekonuje nas, że trwająca zmiana klimatu będzie globalna (choć poprzednie też zapewne mogły być) oraz, że to my, ludzie, jesteśmy temu winni. Interesujące jest pytanie, czy przy poprzednich zmianach też człowiek był winny? Warto podkreślić, że istnieją także inne grupy naukowców negujące winę człowieka, przypomnę też, że kilkanaście lat temu IPCC twierdził, że nastąpi ochłodzenie klimatu, a teraz twierdzi, że ma nastąpić ocieplenie. Mam ograniczone zaufanie do wyników prac symulacyjnych IPCC, jednak co do jednego możemy być wszyscy pewni, zmiana klimatu prędzej czy później nastąpi, z naszej przyczyny lub nie, pytanie jest tylko kiedy to nastąpi (o ile już nie trwa?) i jaki będą skutki tej zmiany.

Obecnie jesteśmy o wiele bardziej uzależnieni od technologii i od energii niż pięć wieków temu. Tylko starsi pamiętają jeszcze czasy bez wszechobecnych komórek i Internetu, a to było zaledwie 30 lat temu. Technologia tworzy nasze otoczenie i jeśli nas zawiedzie to możemy cofnąć się w rozwoju o stulecia. Wystarczy, że zabraknie nam energii elektrycznej i nasza cywilizacja się zatrzyma. Dosłownie. Z drugiej strony współczesna technologia stwarza nam także możliwości wpływu na klimat, na jego zmianę, w tym także na tempo tych zmian. Posiadamy technologie, które to efektywnie umożliwiają, należy z nich tylko skorzystać, tak jak z każdej innej technologii, która daje nam możliwość komfortowego życia w naturalnym i czystym otoczeniu.

Niedawno polski rząd zablokował przyjęcie celów neutralności klimatycznej dla UE do 2050. Rząd odważył się powiedzieć NIE niektórym pomysłom Komisji Europejskiej. Bruksela uważa siebie za głównego orędownika w walce ze zmianami klimatu w świecie stawiając nam wysokie cele redukcyjne emisji CO2, gazu uważanego przez IPCC za sprawcę zmiany klimatu. To czy CO2 jest głównym sprawcą zmiany klimatu, nie jest oczywiste, istnieją inne mocno udokumentowane teorie. Jednakże, jeśli się nawet nie ma pewności to warto ograniczyć nasz wpływ na otaczające nas środowisko, także poprzez redukcję emisji CO2. Trzeba to tylko robić z głową.

Udział UE w globalnej emisji CO2 jest niewielki (nieco ponad 10%), więc wpływ unijnej redukcji emisji będzie bez znaczenia jeśli inni nie pójdą też tą drogą. Obecna światowa emisja CO2 wzrasta o 2% co roku, można więc łatwo policzyć, że gdyby Europa przestała dzisiaj emitować to kiedy światowa emisja zniweluje to poświęcenie.

I tu pojawia się problem tego poświęcenia, a właściwie rozbieżności między słowami i czynami, bo dla Unii jedyną akceptowalną drogą redukcji emisji w wytwarzaniu energii są inwestycje w niestabilne, zależne od warunków pogodowych i przede wszystkim nieefektywne w redukcji emisji CO2 źródła energii, nazwane odnawialnymi. Samo określenie źródła odnawialne jest ciekawe, bo uznaje za akceptowalne spalanie drewna (biomasa), które wchłonęło CO2 przed kilku laty a nie uznaje spalania torfu (też biomasa) powstałego przed kilkuset lat, o węglu nie wspominając.

Pod koniec ubiegłego roku na łamach miesięcznika Wszystko Co Najważniejsze (8/2018) opublikowałem artykuł, w którym na bardzo podstawowych danych pokazałem niską skuteczność źródeł odnawialnych w redukcji emisji CO2, w porównaniu z energetyką jądrową. Parę miesięcy później opublikowałem w branżowym portalu artykuł będący techniczną wersją artykułu z Wszystko Co Najważniejsze, zawierający sporo liczb i wykresy. Fala hejtu, która mnie po tym artykule dotknęła przekonała mnie, że trafiłem w bardzo czuły punkt apologetów energetyki odnawialnej. Choć nie jestem przeciwnikiem tego typu wytwarzania, to jestem przeciwnikiem znaczącego wsparcia udzielanego na koszt odbiorców energii tym mało efektywnym w sensie redukcji emisji i niedyspozycyjnym źródłom energii.

Ostatnie raporty międzynarodowych organizacji zajmujących się energetyką, w tym także IPCC, wykazują jasno, że bez znaczącego udziału jedynego skutecznego narzędzia redukcji emisji w wytwarzaniu energii elektrycznej, jakim jest niewątpliwie energetyka jądrowa, plany redukcji emisji CO2 do atmosfery się nie powiodą.

Gdyby Europa całe środki wydane na energetykę odnawialną zainwestowała w zeroemisyjną energetykę jądrową, emisja z elektroenergetyki obniżyłaby się wielokrotnie. Nawet, jeśli zgodnie z ostatnio forsowanymi politycznymi celami Unia zbliży się kiedyś do magicznych 100% źródeł odnawialnych (co dla ekspertów jest nierealne), rujnując przy okazji naszą gospodarkę (w wytwarzaniu energii Unia stanie się niekonkurencyjna do reszty świata, patrz hutnictwo), to nic to nie da, bo reszta świata jak na razie nie bardzo się przejmuje ostrzeżeniami IPCC i chętnie przejmuje gałęzie przemysłu wypychane z Europy. Wymuszone na krajach unijnych cele użycia energii odnawialnej nie mają już nic wspólnego z ochroną klimatu, to czysty biznes.

Gwałtownie rosnące potrzeby energetyczne Azji, a w niedalekiej przyszłości także Afryki nie będą zaspokajane przez kosztowne i niedyspozycyjne źródła odnawialne, tylko poprzez źródła konwencjonalne, poziom CO2 rośnie i będzie rósł na tyle, że jeśli rację ma IPCC to klimat z powodu emisji się i tak zmieni. Warto zauważyć, że wiele krajów trzeciego świata bardziej rozsądnie podchodzi do bezemisyjnego wytwarzania energii elektrycznej, stąd pewnego rodzaju boom na energetykę jądrową w krajach trzeciego świata, negowany przez apologetów energii odnawialnej w Europie.

Warto postawić pytanie, czy jeśli zmiany klimatu nie zahamujemy to czy do tej zmiany jesteśmy w Europie przygotowani? Na początek należy przypomnieć, że zmiany klimatu mogą nastąpić dość szybko, że ochłodzenie klimatu pod koniec XIV wieku nastąpiło w ciągu około 20 lat. Co do jednego też na ogół eksperci są zgodni, zmiana nie będzie tylko oznaczać, że będzie średnio cieplej lub chłodniej, ale przede wszystkim będzie oznaczać, czasami nawet bardzo ekstremalne zmiany w różnych zjawiskach pogodowych, takich na przykład jak; wietrzność, nasłonecznienie, zachmurzenia, poziom opadów, itd. Będzie to za sobą niosło też daleko idące zmiany w otaczającym nas środowisku przyrodniczym.

Jeżeli polityka klimatyczna Unii będzie szła w tym kierunku, co obecnie, to nie tylko Unia będzie miała problemy z jednością, ale poszczególne kraje Europy mogą mieć duże problemy ze swoją gospodarką i swoim bezpieczeństwem. Pomijając na razie wszelkie inne niebezpieczeństwa związane ze zmianą klimatu, Europa nie będzie przede wszystkim przygotowana w zakresie wytwarzania energii elektrycznej, o ile polityka energetyczna nie ulegnie zmianie. Jeśli elektroenergetyka będzie w 100% oparta na wietrze i słońcu z dodatkiem biomasy, a więc źródeł zależnych w 100% od warunków pogodowych, to kto zagwarantuje, że będzie ona funkcjonować w otoczeniu związanymi z gwałtownymi zjawiskami pogodowymi.

Oznaczać to będzie na przykład, że tam gdzie obecnie korzystnie wieje, może w ogóle nie wiać, albo tam gdzie ze względów pogodowych nasłonecznienie jest dobre, w przyszłości chmury będą wisieć tygodniami na niebie. A susze naprzemiennie z powodziami? A co z bardzo silnymi wiatrami niszczącymi lasy, czy nie poradzą sobie z farmami wiatrowymi, albo z burzami piaskowymi niszczącymi panele PV. Przykładem są tu srogie zimy w USA, zimy z dużymi opadami śniegu, zachmurzeniem i dużym mrozem. Tylko elektrownie konwencjonalne i jądrowe pracujące na granicy wytrzymałości ratowały sytuację energetyczną we wschodnich stanach USA. Ostatnie fale upałów w Europie wywołały poważne perturbacje w systemach energetycznych Europy, głównie za sprawą systemu niemieckiego i jego zależności od źródeł odnawialnych (było sporo słońca, ale prawie zupełnie nie wiało).

Musimy budować dyspozycyjne niezależne od warunków pogodowych źródła energii. Mogą to być źródła oparte o paliwa kopalne, ale mamy też do dyspozycji źródła oparte na technologii jądrowej spełniające dodatkowo warunek zero emisyjności. Mało z tego, są to nie tylko stabilne i niezależne, są bardzo długowieczne i biorąc pod uwagę cały cykl życia oraz sposób funkcjonowanie systemu elektroenergetycznego także stosunkowo tanie. Mamy w tej chwili całą paletę różnych rozwiązań technologicznych reaktorów opartych na procesie rozszczepienia jądrowego i nieograniczone zasoby paliwa (U i Th zależne wyłącznie od kosztów pozyskania), a w przyszłości niewykluczone, że kontynuację w postaci reaktorów opartych o proces syntezy jądrowej.

Fakty wydają się oczywiste, ale dla zwolenników energetyki odnawialnej, zwłaszcza w Europie fakty się raczej nie liczą. To dlatego, że walka z obniżeniem emisji CO2 to przede wszystkim także doskonały biznes, zwłaszcza dla powiązanego przemysłu i rynków finansowych. Nie ma lepszego biznesu niż gwarantowany przez rządy odbiór towaru i jego cena. To taki mariaż ideologii z biznesem, którego efektem są działania Unii Europejskiej, które w polityce energetycznej stanowią pasmo porażek. Bardzo kosztownych porażek, które spłacamy każdego dnia, jako odbiorcy energii elektrycznej. I zapewne długo tak jeszcze będzie. Kilkanaście lat temu „unbundling” miał dać niższe ceny energii gospodarstwom domowym, ale nie dał.

Stworzono bazujący na ideologicznych zasadach rynek energii, na którym można otrzymać towar za darmo z dopłatą, zaś cena energii dla odbiorcy końcowego ma się nijak do ceny energii na rynku hurtowym. Na subwencje dla nieefektywnej energetyki wydano olbrzymie środki. A ceny nadal rosną.

Teraz funduje się nam zasady unii energetycznej, której ze względu na jej obszerność nie da się dobrze zrozumieć i nie wiadomo, po co nam ona. A właściwie to wiadomo, po co, po to by wymusić na tych, co nie bardzo chcą, albo nie mogą, używanie „zielonej” energii, którą wyprodukują inni i wszystko to w imię mieszanki ideologicznych zasad i znaczących partykularnych interesów niektórych państw i firm.

Gdyby Unii Europejskiej zależało naprawdę na obniżaniu emisji CO2 to zastosowała by wszystkie najbardziej efektywne narzędzia jakie mamy do dyspozycji, szczególnie na obecnym etapie energetykę jądrową. A tak nie jest. Niedyspozycyjne źródła odnawialne nie są w stanie funkcjonować samodzielnie i wymagają wsparcia emisyjnych paliw kopalnych, najlepiej gazowych. Bardzo negatywną rolę w redukcji emisji w Europie odgrywają obecnie Niemcy, największy emitent CO2 w Europie. Podpisane ponad dwa lata temu porozumienie koalicyjne SPD-CDU zawierało ustalenia dotyczące wsparcia z funduszy europejskich rozwoju energetyki jądrowej i zobowiązywało rząd federalny do działań blokujących taką możliwość. No i teraz, całkiem niedawno europejski bank inwestycyjny zależny od Brukseli wpisał w swoje zasady nie tylko nieudzielanie kredytów energetyce opartej na węglu, co można zrozumieć, ale także energetyce jądrowej. Można natomiast wspierać energetykę oparta na gazie naturalnym (emisyjność to mniej więcej połowa emisyjności węgla). To nie przypadek, to wynik działań rządu niemieckiego. Za to fundusze banku, na które składają się przecież wszyscy członkowie UE mogą wspierać rozwój energetyki gazowej w Niemczech. W końcu, ktoś musi Niemcom te ich wydatki na Energiewende zrekompensować, więc zrzucą się na to wszyscy w Europie właśnie miedzy innymi także poprzez tak zwane cele OZE. Gdyby Niemcy zamiast rozwijać Energiewende te wszystkie środki zainwestowali w budowę energetyki jądrowej to już dzisiaj mogliby należeć do krajów wytwarzających energię elektryczną w sposób całkowicie bezemisyjny, a tak, mimo tych olbrzymich wydatków, są nadal największym emitentem CO2 w Europie.

Jedyną szansą na rozwój i konkurencyjność Europy w stosunku do reszty świata jest odrzucenie celów OZE i walka ze zmianami klimatu, czytaj ograniczeniem emisji CO2 najefektywniejszymi sposobami jakimi dany kraj dysponuje. Dla jednych będzie to na przykład hydroenergetyka, a dla jeszcze innych energetyka jądrowa. Unia Europejska wymaga reformy, swoistego powrotu do korzeni, usunięcia wszelkich ideologicznych naleciałości, w tym także takich jak na przykład cele OZE, skoncentrowaniu się na realnych działaniach akceptowanych przez wszystkich jej członków, takich jak na przykład redukcja CO2 w sposób adekwatny dla każdego kraju, wtedy może będzie mieć przyszłość.

Poglądy przedstawione w tym artykule są prywatnymi opiniami Autora i nie reprezentują stanowiska żadnej instytucji.

*Józef Sobolewski – Były Dyrektor Departamentu Energii Jądrowej w Ministerstwie Energii. Wcześniej pracował w Instytucie Badań Jądrowych i Instytucie Chemii Jądrowej Maksa Plancka w Moguncji a następnie w korporacjach IT. Absolwent Wydziału Fizyki UW oraz Uniwersytetu Jana Gutenberga w Moguncji.

Źródło: CIRE.PL/Wszystko Co Najważniejsze

Najnowsze artykuły