icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jakóbik: Umarł South Stream, niech żyje South Stream!

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Podczas swojej wizyty w Turcji prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił, że dopóki Unia Europejska blokuje budowę gazociągu South Stream, niemożliwa jest kontynuacja projektu. Wtórował mu dyrektor Gazpromu Aleksiej Miller, który powiedział dziennikarzom, że „projekt jest zamknięty”.

To jednak nie koniec walki Rosji o odcięcie południowoeuropejskiego rynku od kaspijskiego gazu i ominięcie Ukrainy jako głównego kraju tranzytowego. We wczorajszym tekście pt. „Czy Rosja namówi Turcję do zakręcenia kaspijskiego kurka z gazem?” – pisaliśmy o powodach dla których Turcy mogą wejść w głębszą współpracę gazową z Rosją. Z kolei Moskwa jest silnie zmotywowana do przyciągnięcia do siebie Ankary ze względu na jej zaangażowanie w kluczowe projekty dywersyfikacyjne dla Europy składające się na Korytarz Południowy: Gazociąg Transadriatycki (TAP), Transanatolijski (TANAP) – biegnący przez terytorium tureckie – i Południowokaukaski (SCP). Więcej informacji o postępach prac nad uruchomieniem dostaw kaspijskiego surowca tym szlakiem można znaleźć w innej analizie BiznesAlert.pl. Dość przypomnieć, że Azerbejdżan i Turkmenistan przy wsparciu Turcji zgodnie dążą do uruchomienia Korytarza. Chcą słać nim swój surowiec. Projekt znalazł się na ścieżce realizacji. Dlatego Moskwa podjęła działania na rzecz jego neutralizacji.

W październiku Rosja i Turcja osiągnęły porozumienie w sprawie zwiększenia dostaw gazu do 19 mld m. sześc. rocznie istniejącą rurą. Ankara otrzymała także rabat na dostawy gazu. Także dostawy gazu dla Turcji przez Ukrainę zostały przywrócone do maksymalnego poziomum 42 mln m3 dziennie, z 26-28 mln m3 przed porozumieniem z 1 grudnia. Wygląda na to, że Rosjanie przygotowują się do zwiększenia dostaw dla Turków istniejącymi szlakami.

Oprócz tego jednak przedstawiają nową inicjatywę. Ogłaszając koniec borykającego się z problemami South Stream (więcej w naszej analizie sprzed tygodnia), Rosjanie natychmiast zaproponowali alternatywę. Chodzi o nową rurę przez Morze Czarne do Turcji o przepustowości cztery razy większej od istniejącego już Blue Stream, równej planowanej przepustowości South Stream w wysokości 63 mld m3. Projekt ma uwzględniać uruchomienie hubu gazowego na granicy grecko-tureckiej. Rosjanie wskazują, że gaz z Azerbejdżanu nie wypełni całej przepustowości Gazociągu Transanatolijskiego (początkowo 16 mld m3 rocznie, potem 30-40 mld m3). Umówione dostawy od Baku w ilości 10 mld m3 rocznie mają zapewnić Turcji 6,6 mld m3 na rok a reszta ma dotrzeć do klientów europejskich w Bulgarii, Grecji i Włoszech. Faktycznie pozostałe 6 mld m3 przepustowości TANAP mógłby wypełnić gaz rosyjski, szczególnie jeśli Moskwa chce zablokować moce dla taniego i konkurencyjnego gazu z Turkmenistanu, który Chińczycy kupują o jedną trzecią taniej od oferty rosyjskiej dla Europy.

Pomimo początkowego zaangażowania europejskich firm w konsorcjum South Stream oraz zainwestowania przez Gazprom 4-8 mld dolarów w projekt, ze względu na zamrożenie budowy projektu w Bułgarii przez Komisję Europejską, okazał się on niemożliwy do realizacji. Jeszcze w zeszłym tygodniu Gazprom informował, że w połowie grudnia rozpocznie budowę podmorskiego odcinka rury. Wczoraj prezydent Władimir Putin przyznał, że dopóki Komisja Europejska nie zmieni zdania na temat inwestycji, a uzależnia ją od poczynań Rosji na Ukrainie, nie ma szans na kontynuację projektu. Aleksiej Miller podkreśla, że Gazprom zaprasza Turków do nowego projektu, „jeśli będą zainteresowani”. Nieznane jest stanowisko europejskich firm na temat udziału w nim. Wiadomo, że są one zaangażowane w projekty Korytarza Południowego. Czy Rosja zdoła wyrwać je z tej współpracy i wcielić do własnej inwestycji?

Póki co Rosjanie będą działać sami co pozwala oceniać pesymistycznie szansę na realizację tureckiego South Stream. Zachodnie sankcje nadal blokują dostęp Gazpromu do pieniędzy niezbędnych do realizacji tego typu projektu. Przepustowość w wysokości 63 mld m3 to zbyt wiele dla Turcji, szczególnie biorąc pod uwagę istniejące, wykorzystywane szlaki dostaw. Z kolei rozprowadzenie takiej ilości surowca w regionie przy wykorzystaniu tureckiej infrastruktury wymagałoby znacznych nakładów finansowych na jej modernizację. Chodzi także o zwiększenie mocy rewersu bułgarskiego i greckiego. Należy poza tym czekać na oficjalne stanowisko Turcji, która nie odniosła się do projektu przedstawionego przez Rosjan. Możliwe, że znów piszą oni palcem po wodzie, a ich oświadczenie na temat nowej wersji South Stream jest blefem lub przejawem myślenia życzeniowego. Tak było w sprawie przedpłat chińskich za dostawy gazu nowym gazociągiem.

W gronie kosztownych i nierentownych Siły Syberii oraz Gazociągu Ałtaj, stary South Stream w wersji europejskiej zostaje zastąpiony przez nowy projekt turecki. Państwo rosyjskie nadal żyruje politykę gazową realizowany przy wykorzystaniu Gazpromu. Władimir Putin zwolnił tę firmę z podatku od wydobycia na 15 lat, jednocześnie zwiększając obciążenia dla małych firm o 7,5 procent, co pokazuje priorytety Kremla. Nie pozwoli głodować swoim oligarchom, na których opiera się obecny system władzy w Rosji. Koszty awanturniczej polityki gazociągów w Europie pokryją obywatele rosyjscy, którzy opłacą swoimi emeryturami ratowanie obciążonych sankcjami Gazpromu i Rosnieftu, które mają otrzymać dofinansowanie z Funduszu Bogactwa Narodowego.

Jeżeli nowy South Stream to blef mający pokazać Europie, że lepiej siąść przy stole i wejść w stary South Stream, niż znaleźć się na karcie dań turecko-rosyjskiej kooperacji przy nowej rurze, oznaczałoby to, że Moskwa dalej liczy na odmrożenie starego projektu. Będzie to możliwe, jeśli potwierdzą się sygnały o rozłamie politycznym w Niemczech oraz postępującej erozji solidarności obozu zachodniego w polityce wobec Rosji.

Jeżeli Rosjanie traktują projekt poważnie, czeka ich poważny wysiłek finansowy związany z realizacją krótkoterminowego, nierentownego projektu tureckiego. Mogą być gotowi na takie poświęcenie, jeżeli rzeczywiście dążą do zapchania tureckich rur rosyjskim gazem, w celu niedopuszczenia do nich kaspijskiego surowca. Wtedy jednak na pomoc szukającej dywersyfikacji Europie (albo jej części) przyjdą Cypr i Izrael, które pod egidą Stanów Zjednoczonych pracują nad uruchomieniem dostaw swojego gazu z pominięciem labilnej Turcji.

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Podczas swojej wizyty w Turcji prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił, że dopóki Unia Europejska blokuje budowę gazociągu South Stream, niemożliwa jest kontynuacja projektu. Wtórował mu dyrektor Gazpromu Aleksiej Miller, który powiedział dziennikarzom, że „projekt jest zamknięty”.

To jednak nie koniec walki Rosji o odcięcie południowoeuropejskiego rynku od kaspijskiego gazu i ominięcie Ukrainy jako głównego kraju tranzytowego. We wczorajszym tekście pt. „Czy Rosja namówi Turcję do zakręcenia kaspijskiego kurka z gazem?” – pisaliśmy o powodach dla których Turcy mogą wejść w głębszą współpracę gazową z Rosją. Z kolei Moskwa jest silnie zmotywowana do przyciągnięcia do siebie Ankary ze względu na jej zaangażowanie w kluczowe projekty dywersyfikacyjne dla Europy składające się na Korytarz Południowy: Gazociąg Transadriatycki (TAP), Transanatolijski (TANAP) – biegnący przez terytorium tureckie – i Południowokaukaski (SCP). Więcej informacji o postępach prac nad uruchomieniem dostaw kaspijskiego surowca tym szlakiem można znaleźć w innej analizie BiznesAlert.pl. Dość przypomnieć, że Azerbejdżan i Turkmenistan przy wsparciu Turcji zgodnie dążą do uruchomienia Korytarza. Chcą słać nim swój surowiec. Projekt znalazł się na ścieżce realizacji. Dlatego Moskwa podjęła działania na rzecz jego neutralizacji.

W październiku Rosja i Turcja osiągnęły porozumienie w sprawie zwiększenia dostaw gazu do 19 mld m. sześc. rocznie istniejącą rurą. Ankara otrzymała także rabat na dostawy gazu. Także dostawy gazu dla Turcji przez Ukrainę zostały przywrócone do maksymalnego poziomum 42 mln m3 dziennie, z 26-28 mln m3 przed porozumieniem z 1 grudnia. Wygląda na to, że Rosjanie przygotowują się do zwiększenia dostaw dla Turków istniejącymi szlakami.

Oprócz tego jednak przedstawiają nową inicjatywę. Ogłaszając koniec borykającego się z problemami South Stream (więcej w naszej analizie sprzed tygodnia), Rosjanie natychmiast zaproponowali alternatywę. Chodzi o nową rurę przez Morze Czarne do Turcji o przepustowości cztery razy większej od istniejącego już Blue Stream, równej planowanej przepustowości South Stream w wysokości 63 mld m3. Projekt ma uwzględniać uruchomienie hubu gazowego na granicy grecko-tureckiej. Rosjanie wskazują, że gaz z Azerbejdżanu nie wypełni całej przepustowości Gazociągu Transanatolijskiego (początkowo 16 mld m3 rocznie, potem 30-40 mld m3). Umówione dostawy od Baku w ilości 10 mld m3 rocznie mają zapewnić Turcji 6,6 mld m3 na rok a reszta ma dotrzeć do klientów europejskich w Bulgarii, Grecji i Włoszech. Faktycznie pozostałe 6 mld m3 przepustowości TANAP mógłby wypełnić gaz rosyjski, szczególnie jeśli Moskwa chce zablokować moce dla taniego i konkurencyjnego gazu z Turkmenistanu, który Chińczycy kupują o jedną trzecią taniej od oferty rosyjskiej dla Europy.

Pomimo początkowego zaangażowania europejskich firm w konsorcjum South Stream oraz zainwestowania przez Gazprom 4-8 mld dolarów w projekt, ze względu na zamrożenie budowy projektu w Bułgarii przez Komisję Europejską, okazał się on niemożliwy do realizacji. Jeszcze w zeszłym tygodniu Gazprom informował, że w połowie grudnia rozpocznie budowę podmorskiego odcinka rury. Wczoraj prezydent Władimir Putin przyznał, że dopóki Komisja Europejska nie zmieni zdania na temat inwestycji, a uzależnia ją od poczynań Rosji na Ukrainie, nie ma szans na kontynuację projektu. Aleksiej Miller podkreśla, że Gazprom zaprasza Turków do nowego projektu, „jeśli będą zainteresowani”. Nieznane jest stanowisko europejskich firm na temat udziału w nim. Wiadomo, że są one zaangażowane w projekty Korytarza Południowego. Czy Rosja zdoła wyrwać je z tej współpracy i wcielić do własnej inwestycji?

Póki co Rosjanie będą działać sami co pozwala oceniać pesymistycznie szansę na realizację tureckiego South Stream. Zachodnie sankcje nadal blokują dostęp Gazpromu do pieniędzy niezbędnych do realizacji tego typu projektu. Przepustowość w wysokości 63 mld m3 to zbyt wiele dla Turcji, szczególnie biorąc pod uwagę istniejące, wykorzystywane szlaki dostaw. Z kolei rozprowadzenie takiej ilości surowca w regionie przy wykorzystaniu tureckiej infrastruktury wymagałoby znacznych nakładów finansowych na jej modernizację. Chodzi także o zwiększenie mocy rewersu bułgarskiego i greckiego. Należy poza tym czekać na oficjalne stanowisko Turcji, która nie odniosła się do projektu przedstawionego przez Rosjan. Możliwe, że znów piszą oni palcem po wodzie, a ich oświadczenie na temat nowej wersji South Stream jest blefem lub przejawem myślenia życzeniowego. Tak było w sprawie przedpłat chińskich za dostawy gazu nowym gazociągiem.

W gronie kosztownych i nierentownych Siły Syberii oraz Gazociągu Ałtaj, stary South Stream w wersji europejskiej zostaje zastąpiony przez nowy projekt turecki. Państwo rosyjskie nadal żyruje politykę gazową realizowany przy wykorzystaniu Gazpromu. Władimir Putin zwolnił tę firmę z podatku od wydobycia na 15 lat, jednocześnie zwiększając obciążenia dla małych firm o 7,5 procent, co pokazuje priorytety Kremla. Nie pozwoli głodować swoim oligarchom, na których opiera się obecny system władzy w Rosji. Koszty awanturniczej polityki gazociągów w Europie pokryją obywatele rosyjscy, którzy opłacą swoimi emeryturami ratowanie obciążonych sankcjami Gazpromu i Rosnieftu, które mają otrzymać dofinansowanie z Funduszu Bogactwa Narodowego.

Jeżeli nowy South Stream to blef mający pokazać Europie, że lepiej siąść przy stole i wejść w stary South Stream, niż znaleźć się na karcie dań turecko-rosyjskiej kooperacji przy nowej rurze, oznaczałoby to, że Moskwa dalej liczy na odmrożenie starego projektu. Będzie to możliwe, jeśli potwierdzą się sygnały o rozłamie politycznym w Niemczech oraz postępującej erozji solidarności obozu zachodniego w polityce wobec Rosji.

Jeżeli Rosjanie traktują projekt poważnie, czeka ich poważny wysiłek finansowy związany z realizacją krótkoterminowego, nierentownego projektu tureckiego. Mogą być gotowi na takie poświęcenie, jeżeli rzeczywiście dążą do zapchania tureckich rur rosyjskim gazem, w celu niedopuszczenia do nich kaspijskiego surowca. Wtedy jednak na pomoc szukającej dywersyfikacji Europie (albo jej części) przyjdą Cypr i Izrael, które pod egidą Stanów Zjednoczonych pracują nad uruchomieniem dostaw swojego gazu z pominięciem labilnej Turcji.

Najnowsze artykuły