icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Maksymowicz: Gdzie są związki zawodowe? (FELIETON)

– Związkom zawodowym chodzi o to, aby dotrwać do emerytury na jak najkorzystniejszych warunkach. Za resztę odpowiada właściciel, czyli skarb państwa i reprezentujący go minister. Ten zaś podejmuje działania związane z bezpieczeństwem energetycznym kraju, ale nigdy nie kosztem górniczych wynagrodzeń – pisze Adam Maksymowicz, współpracownik BiznesAlert.pl.

To dobre pytanie. Otóż, ci, którzy znają realia górnicze, odpowiedzą, że związki zawodowe są tam, gdzie zawsze były. A gdzie zawsze były? Zawsze były tam, gdzie są pieniądze, dla związkowych liderów i ich członków. Proszę zauważyć, o co w ostatnich 30 latach były strajki w tej branży?  Zawsze były  tylko dwie przyczyny, albo chodziło o miejsca pracy, albo o wynagrodzenia. Łącznie z ostatnim strajkiem na Górnym Śląsku. Wystarczyło, aby górnicy wysypali węgiel pod biurem poselskim premiera w Katowicach, aby tenże natychmiast zgodził się na realizację ich postulatów płacowych. Tak było zawsze i tak jest też dzisiaj. Obecnie nie ma potrzeby do tak zdecydowanych  działań. Kopalń się nie zamyka, wynagrodzenia są na tym samym poziomie, więc dla związków zawodowych nie ma problemu. Jeżeli istnieje to jest on domeną rządu i władz samorządowych. Owszem związki zawodowe mogą odnieść się krytycznie do wielu decyzji podjętych przez organy państwa. Oczekiwanie od nich na jakąkolwiek akcję organizacyjną, poza jeszcze wypoczynkiem i rozrywką, jest nierealistyczne. Związkom jest dobrze, kiedy kopalnie zatrudniają jak najwięcej ludzi, którzy solidarnie zapisują się do związków zawodowych w celu obrony ich interesów płacowych. I nie gra tu żadnej roli, fakt czy kopalnia jest zyskowna, czy deficytowa. Chodzi o to, aby dotrwać do emerytury na jak najkorzystniejszych warunkach. Za resztę odpowiada właściciel, czyli skarb państwa i reprezentujący go minister. Ten zaś podejmuje działania związane z bezpieczeństwem energetycznym kraju, ale nigdy nie kosztem górniczych wynagrodzeń. W tych sprawach związków zawodowych, żaden premier, ani minister nawet o tym nie myśli.

Idealny właściciel

Górnicze związki zawodowe zawsze  broniły swego właściciela, jakim jest umownie skarb państwa. Jakakolwiek próba prywatyzacji tego sektora spotykała się z zdecydowanym sprzeciwem praktycznie wszystkich najważniejszych związków zawodowych. Oficjalnie były to argumenty patriotyczne, organizacyjne, bezpieczeństwa państwa wszelkie inne. Mniej oficjalnie wiadomo, że państwowy właściciel jest idealnym partnerem dla związkowych liderów. Przede wszystkim dlatego, że każdy kolejny rząd  dbający o swoją reelekcję i wyborcze szanse nie będzie zadzierał z górniczymi związkami zawodowymi. Te w wyniku ewentualnego oporu przed związkowymi postulatami, natychmiast podejmują szeroko komentowane działania kompromitujące aktualnie panujące nam partie polityczne. Czasem niewiele trzeba. Wystarczy jak wspomniano wysypać tonę węgla pod drzwiami, a sprawa jest załatwiona. Na bardziej opornych  podejmuje się drastyczniejsze kroki. Należy do nich marsz na Warszawę z kilofami i paleniem opon pod Radą Ministrów. Do niezwykłych rzadkości należy sytuacja, aby związki zawodowe nie osiągnęły swojego celu stosując te i podobne działania. Dlatego górnicy „kochają” swojego właściciela i nigdy nie zgodzą się na zastąpienie go jakimś „prywaciarzem”, który wszystkie ich postulaty może bezkarnie zignorować. Rząd to idealny partner dla górniczych związków zawodowych, które bez większego wysiłku mogą go szantażować nagłaśnianymi w mediach protestami.

Ukryta partia polityczna

Z nazwy są to niezależne związki zawodowe, które otrzymują darmowe lokale, telefony i wynagrodzenia od tych przeciwko, którym organizują się i prowadzą z nimi spory, a nawet strajki. Na dodatek górnicze związki zawodowe są politycznie zideologizowane, co powinno być zastrzeżone dla partii politycznych. Związkowcy biorą udział w wyborach na wszystkich szczeblach władz samorządowych i państwowych, co na ogół jest domeną partii politycznych. Będąc na spotkaniu z belgijskimi związkami zawodowymi metalowców usłyszałem taką deklarację. Mamy własne lokale, skromne i zawsze poza zakładem pracy.  Naszą kadrę utrzymujemy ze składek, a nawet dla bezrobotnych związkowców wypłacamy zasiłki. Nikt z naszych związkowców nie może kandydować w jakichkolwiek wyborach do wszelkich władz.  Związkowiec taki skreślany jest z listy członkowskiej. Uzasadnienie jest takie, że jednocześnie nie można być po obu stronach sporu; związkowej i rządowej. Wallenrodyzm nie jest tam tolerowany. Uznaje się, że związkowcy na listach wyborczych reprezentują partię polityczną, a nie związki zawodowe.

Związkowe manipulacje

Dobrym przykładem tego rodzaju są klasyczne, ale chyba stale doskonalone wydarzenia sprzed wielu lat w Zakładach Górniczych Rudna (ZG Rudna) należących do KGHM Polska Miedź S.A. Oto dyrektor kopalni dowiaduje się, że górnicy żądają podwyżki i grożą strajkiem. Wzywa ich liderów i tak mówi do nich: podwyżka się wam należy, ale nie mam na to środków. Decyzja należy do centrali KGHM. Dam wam autobusy, jedźcie i tam protestujcie. Na drugi dzień wszystkie stacje telewizyjne pokazują górników przed siedzibą władz KGHM, jak kaskami walą o schody prowadzące do Biura Zarządu. W tej sytuacji prezes KGHM wzywa liderów związkowych i tak do nich mówi: to firma państwowa, nie w mojej mocy jest podwyżka, która się wam należy, jedźcie do Warszawy i tam protestujcie. Dam wam darmowe autobusy, diety itp. Na następny dzień w programach telewizyjnych widać szpaler policjantów broniących ministerstwa. Policja nie ma litości dla związkowców. Leje ich wodą i pałkami, a prezesi oglądający to w telewizji, kibicują policjantom. Po powrocie ci sami prezesi i dyrektorzy obłudnie współczują pobitym związkowcom.

Nie liczyć na związki zawodowe

Dopóki rola związków zawodowych nie zostanie znormalizowania na wzór choćby wspomnianych ich belgijskich kolegów, nie ma co liczyć na ich zaangażowanie powyżej ich pozycji zawodowej i finansowej.

– Związkom zawodowym chodzi o to, aby dotrwać do emerytury na jak najkorzystniejszych warunkach. Za resztę odpowiada właściciel, czyli skarb państwa i reprezentujący go minister. Ten zaś podejmuje działania związane z bezpieczeństwem energetycznym kraju, ale nigdy nie kosztem górniczych wynagrodzeń – pisze Adam Maksymowicz, współpracownik BiznesAlert.pl.

To dobre pytanie. Otóż, ci, którzy znają realia górnicze, odpowiedzą, że związki zawodowe są tam, gdzie zawsze były. A gdzie zawsze były? Zawsze były tam, gdzie są pieniądze, dla związkowych liderów i ich członków. Proszę zauważyć, o co w ostatnich 30 latach były strajki w tej branży?  Zawsze były  tylko dwie przyczyny, albo chodziło o miejsca pracy, albo o wynagrodzenia. Łącznie z ostatnim strajkiem na Górnym Śląsku. Wystarczyło, aby górnicy wysypali węgiel pod biurem poselskim premiera w Katowicach, aby tenże natychmiast zgodził się na realizację ich postulatów płacowych. Tak było zawsze i tak jest też dzisiaj. Obecnie nie ma potrzeby do tak zdecydowanych  działań. Kopalń się nie zamyka, wynagrodzenia są na tym samym poziomie, więc dla związków zawodowych nie ma problemu. Jeżeli istnieje to jest on domeną rządu i władz samorządowych. Owszem związki zawodowe mogą odnieść się krytycznie do wielu decyzji podjętych przez organy państwa. Oczekiwanie od nich na jakąkolwiek akcję organizacyjną, poza jeszcze wypoczynkiem i rozrywką, jest nierealistyczne. Związkom jest dobrze, kiedy kopalnie zatrudniają jak najwięcej ludzi, którzy solidarnie zapisują się do związków zawodowych w celu obrony ich interesów płacowych. I nie gra tu żadnej roli, fakt czy kopalnia jest zyskowna, czy deficytowa. Chodzi o to, aby dotrwać do emerytury na jak najkorzystniejszych warunkach. Za resztę odpowiada właściciel, czyli skarb państwa i reprezentujący go minister. Ten zaś podejmuje działania związane z bezpieczeństwem energetycznym kraju, ale nigdy nie kosztem górniczych wynagrodzeń. W tych sprawach związków zawodowych, żaden premier, ani minister nawet o tym nie myśli.

Idealny właściciel

Górnicze związki zawodowe zawsze  broniły swego właściciela, jakim jest umownie skarb państwa. Jakakolwiek próba prywatyzacji tego sektora spotykała się z zdecydowanym sprzeciwem praktycznie wszystkich najważniejszych związków zawodowych. Oficjalnie były to argumenty patriotyczne, organizacyjne, bezpieczeństwa państwa wszelkie inne. Mniej oficjalnie wiadomo, że państwowy właściciel jest idealnym partnerem dla związkowych liderów. Przede wszystkim dlatego, że każdy kolejny rząd  dbający o swoją reelekcję i wyborcze szanse nie będzie zadzierał z górniczymi związkami zawodowymi. Te w wyniku ewentualnego oporu przed związkowymi postulatami, natychmiast podejmują szeroko komentowane działania kompromitujące aktualnie panujące nam partie polityczne. Czasem niewiele trzeba. Wystarczy jak wspomniano wysypać tonę węgla pod drzwiami, a sprawa jest załatwiona. Na bardziej opornych  podejmuje się drastyczniejsze kroki. Należy do nich marsz na Warszawę z kilofami i paleniem opon pod Radą Ministrów. Do niezwykłych rzadkości należy sytuacja, aby związki zawodowe nie osiągnęły swojego celu stosując te i podobne działania. Dlatego górnicy „kochają” swojego właściciela i nigdy nie zgodzą się na zastąpienie go jakimś „prywaciarzem”, który wszystkie ich postulaty może bezkarnie zignorować. Rząd to idealny partner dla górniczych związków zawodowych, które bez większego wysiłku mogą go szantażować nagłaśnianymi w mediach protestami.

Ukryta partia polityczna

Z nazwy są to niezależne związki zawodowe, które otrzymują darmowe lokale, telefony i wynagrodzenia od tych przeciwko, którym organizują się i prowadzą z nimi spory, a nawet strajki. Na dodatek górnicze związki zawodowe są politycznie zideologizowane, co powinno być zastrzeżone dla partii politycznych. Związkowcy biorą udział w wyborach na wszystkich szczeblach władz samorządowych i państwowych, co na ogół jest domeną partii politycznych. Będąc na spotkaniu z belgijskimi związkami zawodowymi metalowców usłyszałem taką deklarację. Mamy własne lokale, skromne i zawsze poza zakładem pracy.  Naszą kadrę utrzymujemy ze składek, a nawet dla bezrobotnych związkowców wypłacamy zasiłki. Nikt z naszych związkowców nie może kandydować w jakichkolwiek wyborach do wszelkich władz.  Związkowiec taki skreślany jest z listy członkowskiej. Uzasadnienie jest takie, że jednocześnie nie można być po obu stronach sporu; związkowej i rządowej. Wallenrodyzm nie jest tam tolerowany. Uznaje się, że związkowcy na listach wyborczych reprezentują partię polityczną, a nie związki zawodowe.

Związkowe manipulacje

Dobrym przykładem tego rodzaju są klasyczne, ale chyba stale doskonalone wydarzenia sprzed wielu lat w Zakładach Górniczych Rudna (ZG Rudna) należących do KGHM Polska Miedź S.A. Oto dyrektor kopalni dowiaduje się, że górnicy żądają podwyżki i grożą strajkiem. Wzywa ich liderów i tak mówi do nich: podwyżka się wam należy, ale nie mam na to środków. Decyzja należy do centrali KGHM. Dam wam autobusy, jedźcie i tam protestujcie. Na drugi dzień wszystkie stacje telewizyjne pokazują górników przed siedzibą władz KGHM, jak kaskami walą o schody prowadzące do Biura Zarządu. W tej sytuacji prezes KGHM wzywa liderów związkowych i tak do nich mówi: to firma państwowa, nie w mojej mocy jest podwyżka, która się wam należy, jedźcie do Warszawy i tam protestujcie. Dam wam darmowe autobusy, diety itp. Na następny dzień w programach telewizyjnych widać szpaler policjantów broniących ministerstwa. Policja nie ma litości dla związkowców. Leje ich wodą i pałkami, a prezesi oglądający to w telewizji, kibicują policjantom. Po powrocie ci sami prezesi i dyrektorzy obłudnie współczują pobitym związkowcom.

Nie liczyć na związki zawodowe

Dopóki rola związków zawodowych nie zostanie znormalizowania na wzór choćby wspomnianych ich belgijskich kolegów, nie ma co liczyć na ich zaangażowanie powyżej ich pozycji zawodowej i finansowej.

Najnowsze artykuły