KOMENTARZ
Karolina Baca-Pogorzelska
Górnictwo 2.0
Wtorkowe wydarzenia przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej wymknęły się spod kontroli. Wszystkim. I górnikom, i zarządowi, i właścicielowi JSW (nadal ponad 50 proc. akcji ma Skarb Państwa). Gdy słyszę, jak związkowcy mówią o śnieżkach, które leciały w stronę policji, dowiaduję się, że śnieżki wybuchają, bo to, co widziałam w telewizjach (wielu – podkreślę, żeby nie było wątpliwości) śnieżek nie przypominało. No chyba, że się definicja tego zmieniła.
Z drugiej strony gdy widzę jednak policję strzelającą nawet gumowymi kulkami, ale strzelającą do demonstrujących w temacie „górnictwo” – naprawdę przechodzą mi po plecach ciarki i nie mam dobrych skojarzeń. Czy to naprawdę było konieczne?
Fakt, że demonstrujący zadymiarze nie byli raczej górnikami (choć związki zawodowe nie mogą się tutaj zdecydować), ale to akurat nie ma nic do rzeczy. Protest w Jastrzębiu dotyczy górnictwa, a kto robi zadymę – nieważne. Przekaz jaki idzie w Polskę jest jeden – górnicy robią zadymę. Ale jak widać chyba o to chodzi.
Zwłaszcza, że związkowcy już nie ukrywają, że oni nie odpuszczą, póki prezes JSW Jarosław Zagórowski nie zostanie odwołany. Ba, z wtorkowych wypowiedzi niektórych związkowców wynika, że pomijając, że to on jest winny całej złej sytuacji w spółce, to także jego winą są…spadające na świecie ceny węgla (dziś tona koksowego, którego największym w UE producentem jest właśnie JSW, kosztuje jedną trzecią tego, co kilka lat temu). I sprawa jest jasna – jak rada nadzorcza odwoła znienawidzonego prezesa, to nie tylko skończy się strajk, ale jak ręką odjął, za dotknięciem czarodziejskiej różdżki skończą się wszystkie kłopoty JSW. Otóż nie. One się teraz tak naprawdę zaczną. Powód?
Dzisiaj górnicy zaostrzyli protest i strajkują pod ziemią, choć rozmowy z udziałem mediatora mają być wznowione o godz. 13 (o ile będą, bo pojawiają się głosy, że w takiej sytuacji, jaka ma teraz miejsce w Jastrzębiu – niekoniecznie do nich dojdzie). Kopalnie JSW stoją od tygodnia. Tak, tak, urządzenia są konserwowane itp.itd. A ciemny naród to kupi. Otóż sprawa wygląda tak, że kopalnie, wydobycie, ludzi i maszyny można zatrzymać. Ale górotwór nie zrozumie – stój, bo strajkujemy. Jeszcze nikt głośno nie mówi o wypiętrzeniach spągu i to w niektórych miejscach dość sporych. Co to oznacza? Że jeśli za czas jakiś górnicy z JSW wrócą do pracy, to postęp ściany nie będzie wynosił np. 4 m, a może 1 czy 1,5, czyli powrót do pełnego wydobycia nie nastąpi wcale w momencie przerwania strajku, tylko za kilka kolejnych dni. A przypomnę, że jeden dzień postoju zakładów JSW to niemal 30 mln zł utraty przychodów z tytułu niewydobytego węgla.
Kilka dni temu ArcelorMittal Poland sygnalizował kłopoty z dostawami z JSW. Od tego czasu przyjechały tam dwa transporty z Jastrzębia, spółka „pożyczyła” też węgiel z dostaw do swej innej koksowni. Teraz 6 lutego czeka na węgiel zamorski z pierwszego statku, a potem przypłyną jeszcze dwa. Niemniej jak mówi rzeczniczka ArcelorMittal Poland, Sylwia Winiarek, ryzyko uszkodzenia baterii koksowniczych nadal istnieje. – One są przygotowane do konkretnej mieszanki węgla, a teraz będziemy je przestawiać do innej. To operacja na żywym organizmie – tłumaczy. A JSW realizuje teraz niemal 60% dostaw dla Mittala (tzn. wtedy, gdy je realizuje). Mittal o odszkodowaniach na razie nie mówi, ale nie zdziwię się, jak w kolejnych kontraktach w większej części zdecyduje się na węgiel z importu – skoro jest tani, a przynajmniej dotrze…
Co stanie się dalej w JSW? Pewnie prędzej czy później przy takim poziomie dialogu prezes „dobrowolnie” poda się do dymisji. Skoro dotychczas to dymisja prezesów KHW i Kompanii Węglowej była sposobem na uspokojenie sytuacji, to pewnie taki lek pani premier zastosuje i tutaj. Tylko ja już współczuję następcy.