Górnicze związki zawodowe oczekują rozmów z Mateuszem Morawieckim. Jeśli premier ich nie podejmie, grożą protestami – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracowniczka BiznesAlert.pl. Związkowcy myśleli, iż wszystkie plany transformacji to „taka ściema dla UE”.
W poniedziałek strona społeczna dała tydzień prezesowi rady ministrów na podjęcie rozmów o przyszłości branży węglowej. Związkowcy nie akceptują planu klimatyczno-energetycznego i Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku (PEP2040 – strategia energetyczna – przyp.red.). Sęk w tym, że od tych planów nie ma już odwrotu biorąc pod uwagę zwiększający się właśnie unijny cel redukcji emisji CO2 w roku 2030.
Mimo to związkowcy zażądali na przykład powrotu do budowy elektrowni Ostrołęka C opartej na węglu, ale z zastosowaniem czystych technologii węglowych. Porozmawialiśmy z nimi. Słowa, których używają są bardzo mocne. Ale czy naprawdę będą protestować, czy tylko szantażują premiera?
– Zmarnowaliśmy dwa miesiące. Musi dojść do jakiegoś rozstrzygnięcie. Albo rząd chce ratować górnictwo, albo na kolanach realizował politykę Unii Europejskiej – mówi nam Bogusław Ziętek, szef Sierpnia’80. – Pismo, które wystosowaliśmy jest adresowane do premiera, bo wiele spraw jest poza kompetencjami Ministerstwa Aktywów Państwowych. Mam nadzieję, że premier się zreflektuje i usiądziemy do rozmów. Tego typu rozstrzygnięcia muszą być podejmowane na najwyższym szczeblu, a nie na poziomie poszczególnych ministerstw – tłumaczy. Pytamy więc, co się stanie, gdy rząd jednak będzie konsekwentny i przyjmie pokazane właśnie założenia energetycznej transformacji.
– To holocaust i bomba atomowa dla Górnego Śląska, region w tak krótkim czasie sobie nie poradzi. Forma protestów będzie zależało od wielu czynników – mówi Ziętek pytany o to, czy w grę wchodzą demonstracje uliczne, czy niewidziane od dawna, a jednocześnie bardzo niebezpieczne protesty górników pod ziemią. – Repertuar mamy szeroki – dodaje Wacław Czerkawski, Przewodniczący Rady OPZZ Województwa Śląskiego. Pytamy, czy groźby protestów są naprawdę realne (od 2015 roku mimo likwidacji kopalń takowych nie było). – Premier przyjedzie, dogadamy się i będzie wszystko hulać. A jak nie przyjedzie? Zacznie się dym – mówi Czerkawski. I dodaje zupełnie szczerze, że związkowcy myśleli, iż wszystkie plany transformacji to „taka ściema dla UE”. – Myślałem, że my mimo wszystko będziemy robić swoje, a zapowiedzi Michała Kurtyki to formalność, a tu okazuje się, że naprawdę jesteśmy po wyborach oni naprawdę chcą skończyć z węglem – dodaje Czerkawski.
Jednym z postulatów w piśmie do Mateusza Morawieckiego jest zmiana decyzji w sprawie rezygnacji z budowy bloku węglowego Ostrołęka C po przejęciu Energi przez Orlen (pisaliśmy o tym pomyśle jako pierwsi już 4 grudnia 2019 roku). – W końcu pieniądze zostały tam już zainwestowane. Dlaczego nie można rozmawiać o czystych technologiach węglowych? Nawet gdybyśmy zlikwidowali wszystkie kopalnie to nie zwolnimy ocieplenia klimatu, bo to Chiny i Indonezja spalają najwięcej węgla – uważa Czerkawski. Warto jednak przypomnieć, że w planach rządu jest tworzenie nowych miejsc pracy w ramach transformacji – chodzi o 300 tys. (w górnictwie węgla kamiennego pracuje ok. 81 tys. ludzi). – Te 300 tys. miejsc pracy to taka sama bajka jak milion samochodów elektrycznych. To się może wymknąć spod kontroli – ostrzega Czerkawski.
Założenia strategii energetycznej zakładają w dolnych widełkach, że za 20 lat węgiel będzie stanowił jedynie 11 procent miksu energetycznego Polski. Dziś to ok. 70 procent.
Jakóbik: Prawda o strategii energetycznej jest najciekawsza i najtrudniejsza