Siódmego listopada, w rocznice rewolucji bolszewickiej, w elektrowni jądrowej w Ostrowcu na Białorusi miała się odbyć oficjalna ceremonia rozruchu reaktora pierwszego z dwóch bloków jądrowych. Instalacja może stać się jednym z elementów transakcji, na którą musiał przystać Aleksandr Łukaszenka po otrzymaniu politycznego i ekonomicznego wsparcia z Moskwy.
Budowa z długą historią
Elektrownia jądrowa w Ostrowcu ma już długą historię pomimo tego, że jeszcze formalnie nie rozpoczęła pracy. Uroczystość miała nastąpić symbolicznie na początku listopada, jednak rzeczywista produkcja energii nastąpi najwcześniej w pierwszym kwartale 2021 roku. Historia budowy tej inwestycji sięga 2005 roku. Wtedy w obliczu jednego z wielu kryzysów w relacji Mińska i Moskwy (a może bardziej Łukaszenki i Putina) podjęta została decyzja, bez przeprowadzonych badań, etapu zgód środowiskowych i konsultacji o budowie siłowni jądrowej w republice.
Głównym motywem budowy elektrowni jądrowej była katastrofalna zależność Białorusi od rosyjskich dostaw gazu. Rocznie państwo to zużywa ponad 20 mld m sześc. gazu, z którego generuje ponad 90 procent energii elektrycznej. Aby pokazać skalę zużycia warto zestawić je z Polską, która liczy około 20 mln obywateli więcej niż Białoruś rocznie zużywa „jedynie” 17 mld m sześc. gazu. Powstanie elektrowni miało przyczynić się do zmniejszenia zapotrzebowania na gaz ziemny o ponad cztery miliardy metrów sześc. rocznie.
Pomimo motywów białoruskich, już wtedy pojawiały się w przestrzeni medialnej rzeczywiste cele budowy elektrowni jądrowej w Ostrowcu. Miejscowość ta znajduje się w odległości 20 km od granicy z Litwą oraz 240 km od granicy z Polską. Celem biznesowym miało być sprzedawanie energii elektrycznej państwom bałtyckim i Polsce. Ten element wywoływał ożywione dyskusje m.in w Polsce. Były one szczególnie intensywne po informacji o tym, kto będzie dostawcą technologii.
Początkowo Mińsk komunikował, że główny konstruktor (a więc i technologia, z której będzie korzystać) zostanie wybrany w otwartym, międzynarodowym konkursie, do którego mieli zostać zaproszeni wszyscy liczący się gracze.
Rosja jest pożyczkodawcą i konstruktorem…
Formalnie stało się jasne, kto zbuduje elektrownie 25 listopada 2011 roku, kiedy została podpisana umowa na rządową pożyczkę w wysokości 10 mld dolarów, które miały zostać przeznaczone na budowę siłowni. Pożyczkodawcą została Rosja, a firmą, która dostarczy technologię i zbuduje obiekt, spółka córka Rosatomu – Atomstrojeksport. 10 mld dolarów stanowi 90 procent wartości budowanej elektrowni. Pozostałe 10 procent wartości tytułem zaliczki miała zapewnić Białoruś.
Według umowy, Białoruś miała móc korzystać z kredytu od 2011 do 2020 roku. Spłata miała się rozpocząć po sześciu miesiącach od uruchomienia elektrowni, jednak nie później niż do pierwszego kwietnia 2021 roku. Przelewy miały być realizowane w 30 równych ratach, płaconych z półrocznymi odstępami. W połowie lipca bieżącego roku, premierzy obu państw podpisali aneks do umowy kredytowej, w której zgodzili się na wydłużenie czasu korzystania z kredytu do 2022 roku, zmieniony został termin rozpoczęcia spłaty na pierwszego kwietnia 2023 roku oraz zostało ustalone stałe oprocentowanie kredytu na poziomie 3,3 procent.
Dotychczas koszt pożyczki było w formule mieszanej. Do połowy kwoty spłaty kredytu oprocentowanie miało wynosić 5,23 procent, druga połowa miała opierać się na mieszanej stopie LIBOR dla sześciomiesięcznych depozytów dolarowych z odniesieniem do Londyńskiego Rynku Międzybankowego powiększone o 1,83 procent marży w skali roku.
Odsetki od kredytu miały być wpłacane dwa razy w roku. Pierwszego kwietnia i pierwszego października. W przypadku niewpłacenia odsetek w wymaganym terminie (nawet jednodniowa zwłoka) do kosztów kredytu dolicza się dwuprocentową marże roczną, która obowiązuje już do końca spłaty pożyczki. W przypadku przekroczenia o 180 dni terminu spłaty odsetek dotychczasowe zaległości ulegają konsolidacji i podlegają natychmiastowej spłacie (dług, odsetki, marża). Do czasu uregulowania całości należności, wszystkie środki przekazywane są na pokrycie dotychczasowego długu.
…Rosja będzie też inwestorem?
Warto odnotować ostatnią wypowiedź Władimira Putina podczas spotkania z Łukaszenką w Soczi, w której podkreślił ważną rolę inwestycji rosyjskich na Białorusi – Wartość tylko jednej z nich – budowa elektrowni jądrowej – wynosi 10 mld dolarów. Należy pamiętać, że formalnym inwestorem i operatorem inwestycji jest w stu procentach państwowe przedsiębiorstwo Biełorusskaja Atomnaja Elektrostancija. Rosja w całym przedsięwzięciu jest pożyczkodawcą, a rosyjski Atomstrojeksport – wykonawcą inwestycji. Czy słowa Putina oznaczają, że w najbliższym czasie może dojść do zmiany własnościowej obiektu?
Interesujące są również pojawiające się w ostatnim czasie informację o gigantycznym zadłużeniu państwowego przedsiębiorstwa i zarazem inwestora w Białoruską Elektrownie Jądrową w Ostrowcu. Według telegramowego kanału Ekonomika, przedsiębiorstwo na dzień pierwszego lipca 2020 roku było zadłużone w wysokości 1,3 mld białoruskich rubli (500 mln dolarów).
Informacje zdementowało białoruskie ministerstwo energetyki, które oznajmiło, że „jest zdumione” wiadomością o zadłużeniu przedsiębiorstwa, które nie rozpoczęło jeszcze komercyjnej działalności. Warto brać pod uwagę, że dotychczasowe informacje o wypadkach podczas budowy elektrowni również pochodziły z anonimowych kanałów serwisu Telegram. Początkowo także były oficjalnie dementowane, jednak z czasem potwierdzali je zewnętrzni kontrolerzy, służby wywiadowcze bądź sami Białorusini.
Niespełnione oczekiwania Mińska co do eksportu energii elektrycznej, a więc brak dewiz ze sprzedaży energii, konieczność spłaty rosyjskiego kredytu, spłaty chińskiego kredytu na budowę infrastruktury elektroenergetycznej (kredyt z 2012 roku z chińską NCPE na 350 mln dolarów) powodują, że utrzymanie tej inwestycji może być zabójcze dla białoruskiego budżetu. Z drugiej strony oddanie elektrowni pod rosyjski zarząd może być jednym z elementów politycznego porozumienia pomiędzy Mińskiem a Moskwą. Rosja może na przykład częściowo umorzyć białoruski dług zaciągnięty na budowę tego obiektu.
Po co Putinowi bankrutujące przedsiębiorstwo?
Nie można wykluczyć, że Rosja byłaby zainteresowana przejęciem białoruskiej elektrowni jądrowej w roli właściciela. Taka sytuacja mogłaby być wygodna z dwóch względów. Po pierwsze, inwestycja będzie spłacana przez Białorusinów. Kredyt udzielony będzie musiał zostać spłacony prędzej czy później. Zdecydowana większość pieniędzy została wydana w Rosji co oznacza, że to rosyjskie firmy i podwykonawcy byli głównymi ekonomicznymi beneficjentami tej inwestycji.
Rosjanie mogą być też zainteresowani sprzedawaniem energii elektrycznej klientom białoruskim na podobnych zasadach jak np. gaz ziemny. Gazprom Biełtransgaz w związku z przejęciem spółki przez rosyjskiego monopolistę ma zagwarantowane przez państwo, ryczałtowe opłaty związane z przesyłem gazu do klientów. Istnieje prawdopodobieństwo, że Rosjanie, wymuszając na Białorusinach ustalenie stawki minimalnej na sprzedaż energii elektrycznej, zapewniliby właścicielowi rentowność funkcjonowania.
Białoruski operator nie jest też już potrzebny do „ukrywania” prawdziwego celu budowy elektrowni jądrowej na Białorusi. Dotychczas zwolennicy tej inwestycji w państwach bałtyckich czy w Polsce tłumaczyli, że zakup energii z Ostrowca nie jest zły, ponieważ pomógłby Białoruskiemu państwu w uniezależnianiu się od Rosji a sam nie ma z Rosją „nic wspólnego”. Jednak z racji silnego oporu elit politycznych w Polsce, Litwie, czy w mniejszym stopniu, na Łotwie i Estonii konieczność posiadania „słupa z Mińska” nie jest wymagana, ponieważ państwa te prawdopodobnie nie zdecydują się na kupowania „białoruskiego” prądu z rosyjskiej elektrowni.
Białorusini w ostatnich latach intensywnie przestawiali gospodarkę opartą na gazie w kierunku energii elektrycznej właśnie z myślą o „bilansowaniu” kosztów poniesionych na jej budowę. Przejęcie inwestycji przez Rosję sprawiło by, że te działania okazałoby się zabójcze dla istoty niezależności energetycznej białoruskiego państwa. Rosja mogłaby też zastanawiać się nad zagospodarowaniem nadwyżki produkowanej energii do produkcji paliw alternatywnych np. wodoru. Takie rozwiązanie mogłoby pośrednio zniwelować negatywne skutki „embarga” na energię elektryczną z Ostrowca, gdyby znaleziono klientów na „żółty” wodór pochodzący z elektrowni jądrowej.
„Elektroenergetyczny Nord Stream”, jak można nieco złośliwie nazwać projekt polityczny, którym jest elektrownia w Ostrowcu, nie zapewnił realizacji celu, czyli zalania Europy Środkowej tanią, pozornie „nierosyjską” a jednak faktycznie rosyjską energią elektryczną. Mimo to, inwestycja ta wciąż ma spore perspektywy oddziaływania na państwo białoruskie w wielu wektorach. Biorąc pod uwagę obecną sytuację Łukaszenki, dla Rosji taka okazja może być warta zaangażowania.
Marszałkowski: Atom na Białorusi budzi strach, ale nie zostanie drugim Czarnobylem